Hej!
Łeee... Koniec ferii :(
Notka ze specjalną dedykacją dla Oli, która ZAWSZE znajdzie czas, żeby trochę się pośmiać z soli, kaloryferów i rolek.
Nie podoba mi się ilość komentarzy. Bardzo dziękuję osobom, które mimo wszystko dalej uparcie komentują i wiedzcie, że jestem wam bardzo wdzięczna. Dobijemy do 10 komentarzy? Ładnie proszę... Dacie radę.
Nowa notka w niedzielę (wyjątkowo, bo bardzo was kocham)
-Tina
Łeee... Koniec ferii :(
Notka ze specjalną dedykacją dla Oli, która ZAWSZE znajdzie czas, żeby trochę się pośmiać z soli, kaloryferów i rolek.
Nie podoba mi się ilość komentarzy. Bardzo dziękuję osobom, które mimo wszystko dalej uparcie komentują i wiedzcie, że jestem wam bardzo wdzięczna. Dobijemy do 10 komentarzy? Ładnie proszę... Dacie radę.
Nowa notka w niedzielę (wyjątkowo, bo bardzo was kocham)
-Tina
###############################################
Przestaję się zamartwiać w chwili, gdy Johanna rozpoczyna swój długi monolog o zaręczynach. Uważnie pilnuję, aby nie wpuszczać do umysłu Peety Mellarka i wyciągnąć oraz zrozumieć każdy szczegół jej opowieści.
Leevie, jest prostym, nieskomplikowanym chłopakiem, więc jego oświadczyny też zbytnio się nie wyróżniały. W skrócie zaprosił ją do siebie i jakichś czas rozmawiali po czym Leevie ukląkł przed nią na jedno kolano i tyle... Johanna jednak nie szczędzi szczegółów. Podaje kolory strojów, miny, dialogi i nawet, to co później jedli. Pomaga mi to jednak jeszcze bardziej się na niej skupić.
- Katniss? – znajomy, nieskazitelny głos dociera do moich uszu i ogrzewa przyjemnie ciężką głowę. Jednak wraz z tym głosem powracają nieprzyjemne myśli. Muszę najpierw wziąć głęboki wdech i wytrzeć dłonie o spodnie, zanim odpowiadam.
Przestaję się zamartwiać w chwili, gdy Johanna rozpoczyna swój długi monolog o zaręczynach. Uważnie pilnuję, aby nie wpuszczać do umysłu Peety Mellarka i wyciągnąć oraz zrozumieć każdy szczegół jej opowieści.
Leevie, jest prostym, nieskomplikowanym chłopakiem, więc jego oświadczyny też zbytnio się nie wyróżniały. W skrócie zaprosił ją do siebie i jakichś czas rozmawiali po czym Leevie ukląkł przed nią na jedno kolano i tyle... Johanna jednak nie szczędzi szczegółów. Podaje kolory strojów, miny, dialogi i nawet, to co później jedli. Pomaga mi to jednak jeszcze bardziej się na niej skupić.
- Katniss? – znajomy, nieskazitelny głos dociera do moich uszu i ogrzewa przyjemnie ciężką głowę. Jednak wraz z tym głosem powracają nieprzyjemne myśli. Muszę najpierw wziąć głęboki wdech i wytrzeć dłonie o spodnie, zanim odpowiadam.
-
Ee... Tutaj. – mój głos, jest ochrypły i cichy. Johanna przygląda mi się z
konsternacją. Przygryzam wargę i czuję, jak wypełnia mnie zakłopotanie. Splatam
palce przed sobą i spuszczam wzrok.
- Siemasz, Peeta! – słyszę dźwięk odsuwanego krzesła i cichy śmiech. Zdobywam się na uniesienie głowy. Peeta tkwi w niedźwiedzim uścisku Johanny Mason, która chyba jeszcze nigdy w życiu go t a k nie przytuliła. Ślina napływa mi do ust. Jestem głodna.
Peeta w końcu wplątuje się z żelaznych objęć i rzuca spojrzenie w moim kierunku. Pąsowieje i ponownie spuszczam wzrok. Co ze mną jest nie tak?
- Co ci jest ciemna maso? Chora jesteś? – Johanna staje przy mnie i przykłada mi dłoń do czoła.
- Nie.. – odpowiadam bez przekonania. Johanna marszczy brwi.
- Ale przed chwilą czułaś się dobrze, a jak tylko przyszedł... – urywa i dodaje dwa do dwóch. Spogląda ze zdziwieniem najpierw na mnie, potem na Peetę, który też się delikatnie rumieni, ale mogą to być jeszcze rumieńce od mrozu na zewnątrz. – Zaraz... Pokłóciliście się? Nie układa wam się? - dopytuje z powagą w głosie.
- Siemasz, Peeta! – słyszę dźwięk odsuwanego krzesła i cichy śmiech. Zdobywam się na uniesienie głowy. Peeta tkwi w niedźwiedzim uścisku Johanny Mason, która chyba jeszcze nigdy w życiu go t a k nie przytuliła. Ślina napływa mi do ust. Jestem głodna.
Peeta w końcu wplątuje się z żelaznych objęć i rzuca spojrzenie w moim kierunku. Pąsowieje i ponownie spuszczam wzrok. Co ze mną jest nie tak?
- Co ci jest ciemna maso? Chora jesteś? – Johanna staje przy mnie i przykłada mi dłoń do czoła.
- Nie.. – odpowiadam bez przekonania. Johanna marszczy brwi.
- Ale przed chwilą czułaś się dobrze, a jak tylko przyszedł... – urywa i dodaje dwa do dwóch. Spogląda ze zdziwieniem najpierw na mnie, potem na Peetę, który też się delikatnie rumieni, ale mogą to być jeszcze rumieńce od mrozu na zewnątrz. – Zaraz... Pokłóciliście się? Nie układa wam się? - dopytuje z powagą w głosie.
-
Johanna. – warczę ostrzegawczo.
- No, ale co jest? O co wam poszło? – kontynuuje. Zupełnie, jakby nic do niej nie docierało.
- Johanna. – tym razem odzywa się Peeta. Ale ona dalej nie łapie aluzji.
- No, Co?! – warczy i macha rękami poirytowana. Ponownie patrzę na swoje splecione dłonie.
- Lepiej będzie, jeśli już pójdziesz. – wyrzucam z siebie. Unoszę wzrok. Johanna omiata wzrokiem przestrzeń i zatrzymuje go na mnie. Zaciska usta w cienką linię i obrzuca mnie spojrzeniem o nazwie „Zaczekaj no.. Jeszcze z tobą nie skończyłam”. Nasz kontakt wzrokowy przerywa ona. Łapie za kurtkę i z obrażoną miną wychodzi. Głośne trzaśnięcie drzwiami zawisa pomiędzy nami. Przymykam oczy. Słyszę ciężkie kroki i w końcu Peeta opada na krzesło na przeciwko mnie. Słyszymy tylko nasze oddechy.
- Przejdzie jej. – stwierdza. – Nie przejmuj się tym.
Przełykam głośno ślinę.
- Nie tym się przejmuję.
Kiwa głową ze zrozumieniem. Znowu na chwilę zapada cisza.
- Pytaj. – prosi. – Nie mam pojęcia od czego mam zacząć.
Kiwam głową. Odrywam skórkę od palca, nie spiesząc się.
- Dobrze... Co się takiego stało, że stałeś się w jednej chwili t a k i wybuchowy? – pytam i unoszę brwi. Spoglądam mu w twarz. Ma zamknięte oczy. On także nie śpieszy się z odpowiedzią. A ja czekam... I czekam. A jedno jego zdanie wystarcza, aby przeszły mnie ciarki po plecach.
- Sny z osaczenia... – szepcze. Zaciska powieki i mam wrażenie, że przed moimi oczami też stają tamte obrazy. Te straszne koszmary na jawie. Już, już chcę otworzyć usta i zadać następne pytanie, bo czuję, że nie chcę słuchać rozwiniętej wersji, ale kontynuuje. – Mimo, iż minęło półtora roku... Za każdym razem, kiedy śpiąc nie mogę cię obok wyczuć – coś mi się śni. Przez ostatnią dobę nie spałem, bo gdyby coś znowu mi się przyśniło, to byłoby ze mną tylko gorzej. – w jego oczach stają łzy. – Wtedy, kiedy wyszłaś z Johanną – przysnąłem i śniły mi się te najgorsze sceny z tortur... W nocy już więcej nie spałem. – urywa na chwilę. – W pracy byłem wykończony i przysnąłem na chwilę. We śnie machnąłem ręką i trąciłem nią metalową blachę. Stąd te rozcięcia. – wskazuje palcem na strupek pod na twarzy. Następnie jego dłoń opada na stół.
- Ciągle nie rozumiem. Dlaczego byłeś na mnie taki wściekły?
- Nie byłem na ciebie wściekły. – mówi delikatnym głosem. Zamyka oczy. – Byłem ciągle jedną nogą w tym cholernym śnie...
Patrzę na niego i w moich oczach ponownie pojawiają się łzy. Mimo iż się staram, to one uparcie zaczynają płynąć i przysłaniają mi widok.
Wiem, jak to jest nie wybudzić się jeszcze z koszmaru i przez jakiś czas słyszeć śmiech Snowa czy wystrzały pistoletów nawet na jawie. Ja wtedy wariuję. Krzyczę, albo uciekam przed tą straszliwą kakofonią, ale nie ważne gdzie się chowam, to ona nie ustaję... Musi minąć trochę czasu, żebym odzyskała rozum i jasność myślenia.
Unosi dłoń, jakby chciał ująć moją, ale opuszcza ją z powrotem na stół i powstrzymuje się od tego. Nie chce mnie spłoszyć.
Ja za to zanim zdążę pomyśleć splatam nasze palce.
Tak przyjemnie jest znowu czuć jego skórę na mojej skórze. To znajome ciepło...
Spogląda mi w oczy i uśmiecha się blado, ale niemal równie szybko poważnieje. Zaciska zęby i niemal niesłyszalnie szepcze.
- Wybaczysz mi. Prawda czy fałsz?
Nie musi długo czekać.
- Prawda.
- No, ale co jest? O co wam poszło? – kontynuuje. Zupełnie, jakby nic do niej nie docierało.
- Johanna. – tym razem odzywa się Peeta. Ale ona dalej nie łapie aluzji.
- No, Co?! – warczy i macha rękami poirytowana. Ponownie patrzę na swoje splecione dłonie.
- Lepiej będzie, jeśli już pójdziesz. – wyrzucam z siebie. Unoszę wzrok. Johanna omiata wzrokiem przestrzeń i zatrzymuje go na mnie. Zaciska usta w cienką linię i obrzuca mnie spojrzeniem o nazwie „Zaczekaj no.. Jeszcze z tobą nie skończyłam”. Nasz kontakt wzrokowy przerywa ona. Łapie za kurtkę i z obrażoną miną wychodzi. Głośne trzaśnięcie drzwiami zawisa pomiędzy nami. Przymykam oczy. Słyszę ciężkie kroki i w końcu Peeta opada na krzesło na przeciwko mnie. Słyszymy tylko nasze oddechy.
- Przejdzie jej. – stwierdza. – Nie przejmuj się tym.
Przełykam głośno ślinę.
- Nie tym się przejmuję.
Kiwa głową ze zrozumieniem. Znowu na chwilę zapada cisza.
- Pytaj. – prosi. – Nie mam pojęcia od czego mam zacząć.
Kiwam głową. Odrywam skórkę od palca, nie spiesząc się.
- Dobrze... Co się takiego stało, że stałeś się w jednej chwili t a k i wybuchowy? – pytam i unoszę brwi. Spoglądam mu w twarz. Ma zamknięte oczy. On także nie śpieszy się z odpowiedzią. A ja czekam... I czekam. A jedno jego zdanie wystarcza, aby przeszły mnie ciarki po plecach.
- Sny z osaczenia... – szepcze. Zaciska powieki i mam wrażenie, że przed moimi oczami też stają tamte obrazy. Te straszne koszmary na jawie. Już, już chcę otworzyć usta i zadać następne pytanie, bo czuję, że nie chcę słuchać rozwiniętej wersji, ale kontynuuje. – Mimo, iż minęło półtora roku... Za każdym razem, kiedy śpiąc nie mogę cię obok wyczuć – coś mi się śni. Przez ostatnią dobę nie spałem, bo gdyby coś znowu mi się przyśniło, to byłoby ze mną tylko gorzej. – w jego oczach stają łzy. – Wtedy, kiedy wyszłaś z Johanną – przysnąłem i śniły mi się te najgorsze sceny z tortur... W nocy już więcej nie spałem. – urywa na chwilę. – W pracy byłem wykończony i przysnąłem na chwilę. We śnie machnąłem ręką i trąciłem nią metalową blachę. Stąd te rozcięcia. – wskazuje palcem na strupek pod na twarzy. Następnie jego dłoń opada na stół.
- Ciągle nie rozumiem. Dlaczego byłeś na mnie taki wściekły?
- Nie byłem na ciebie wściekły. – mówi delikatnym głosem. Zamyka oczy. – Byłem ciągle jedną nogą w tym cholernym śnie...
Patrzę na niego i w moich oczach ponownie pojawiają się łzy. Mimo iż się staram, to one uparcie zaczynają płynąć i przysłaniają mi widok.
Wiem, jak to jest nie wybudzić się jeszcze z koszmaru i przez jakiś czas słyszeć śmiech Snowa czy wystrzały pistoletów nawet na jawie. Ja wtedy wariuję. Krzyczę, albo uciekam przed tą straszliwą kakofonią, ale nie ważne gdzie się chowam, to ona nie ustaję... Musi minąć trochę czasu, żebym odzyskała rozum i jasność myślenia.
Unosi dłoń, jakby chciał ująć moją, ale opuszcza ją z powrotem na stół i powstrzymuje się od tego. Nie chce mnie spłoszyć.
Ja za to zanim zdążę pomyśleć splatam nasze palce.
Tak przyjemnie jest znowu czuć jego skórę na mojej skórze. To znajome ciepło...
Spogląda mi w oczy i uśmiecha się blado, ale niemal równie szybko poważnieje. Zaciska zęby i niemal niesłyszalnie szepcze.
- Wybaczysz mi. Prawda czy fałsz?
Nie musi długo czekać.
- Prawda.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNareszcie Kat i Peeta razem!!! Piękny i wzruszający rozdział... :)
OdpowiedzUsuńSuper. No w końcu porozmawiali. Kat się trochę ogarnęła:-; ale i tak najbardziej mi żal Peetałki. Rozdział meega. Czekam na dalsze losy! (jak to dziwnie brzmi xd) /kret
OdpowiedzUsuńŚwietna notka;-)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze wspaniała dedykacja, kochana i ze szczerego serca <3 Uwielbiam Cię kochana i Twoje notki. LUV JA SÓL MACZ ♥♥ Wielki powrót Peetniss ♥ uhuuu wreszcie <3 Cudowna, urocza i piękna jak zwykle, a na Mason chyba zaczynają działać hormony tak mi się coś zdaje ♥ Wiadra weny jak zwykleeeee <3 /Ola
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !!! :)
OdpowiedzUsuń