czwartek, 19 lutego 2015

83. Nazywam się...

W samochodzie staram się opanować drżenie kończyn. Johanna trzyma mnie za rękę, aby dodać mi otuchy. Okropnie się denerwuje. Z powodów bezpieczeństwa, Effie starała się zataić przed Panem wieść o moich zaślubinach. Nie wiem, jak jej poszło, ale po ilości fotografów przed moim starym domem wnioskuje, że mogło być lepiej. Żeby się uspokoić raz po raz wącham bukiet. Działa, a przynajmniej wmawiam to sobie. Nawet nie zauważam, kiedy stajemy. mam ochotę się rozpłakać ze stresu. Nie dlatego, że boje się, że Peeta zrezygnuje i powie nie. Albo, że w ogóle nie przyjdzie, tylko dlatego, że przed pałacem sprawiedliwości widnieje tłum ludzi. Dziesiątki kamer i aparatów błyskających fleszami. Okazuje się, że starania Effie poszły na marne. Słyszę, jak klnie pod nosem.
Mimo wszystko unoszę głowę i czekam, aż Haymich wyjdzie z samochodu.
-Ignoruj ich. –szepczę, kiedy podaje mi dłoń, żeby pomóc mi wysiąść. Na mój widok w tłumie słychać szum uniesień. Westchnienia zachwytu, a może rozczarowania przetaczają się przez tłum i docierają do mnie. Nie puszczając dłoni Haymicha wchodzę do budynku. Za nami zamykają się masywne drzwi i już jesteśmy bezpieczni.
Jesteśmy w małej poczekalni. Pustej. Oprócz nas jest tu tylko dwoje strażników. Naprzeciwko nas są ogromne drzwi, za którymi słychać szum rozmów. Effie idzie zatelefonować. Kiedy wraca, każe nam się ustawić. Najpierw Annie, potem Effie, Johanna, Pos z koszyczkiem pełnym płatków prymulek i strzałki wodnej i ja i Haymich. Mentor podaje mi ramię. Chwytam je i biorę głęboki wdech. Trzy… Dwa… Jeden…
Za wrotami rozlega się melodia Drzewa Wisielców. Sama melodia. Nie słowa. Bardzo nastrojowa i piękna. Strażnicy w tym samym czasie otwierają wrota…

Mam wrażenie, że czas nagle zwalnia. Annie rusza. Effie… Johanna… Pos. Moje nogi marionetki posłusznie posuwają się naprzód. Wyraźnie czuje pod sobą ziemię, ale mimo to boje się, że się zapadnę. Haymich musi mnie prawie ciągnąć. Zgodnie z zaleceniami patrzę przed siebie. Muzyka staje się bardzo dramatyczna. Raz, dwa, raz, dwa. Maszeruje.
Kiedy zauważam go, stojącego przed weselnym łukiem. Wymuskanego i niewiarygodnie przystojnego, mimowolnie wstrzymuję oddech. Jego reakcja wygląda tak samo. Wpatruje się we mnie niewiarygodnie wielkimi oczami, ale na ustach gości najpiękniejszy z jego uśmiechów Zaczynam się głupio szczerzyć. Nie przestawiając iść, przyglądam się mu uważniej. W butonierce czarnej marynarki widnieje prymulka. Taka sama, jak te w moim bukiecie. Włosy ma zaczesane.
Ledwie zauważam, kiedy przestrzeń między nami zostaje zmniejszona do zaledwie metra. Haymich tradycyjnym gestem całuje mnie w czubek głowy i podaje moją lewą dłoń Peecie. Mój ukochany ujmuje ją czułym i delikatnym gestem. Nareszcie czuje jego dotyk. Johanna przejmuje mój bukiet i staje po mojej prawej w szeregu z Annie, Effie i Posy, która zamieniła koszyczek z kwiatami na poduszeczkę z dwoma złotymi krążkami. Jednym większym i jednym odrobinę mniejszym.
Błękitne oczy wpatrują się z uwagą w moje. Płoną szczęściem i dumą. Uśmiecham się najszerzej, jak potrafię, co zapewne bardziej przypomina grymas, a nie uśmiech. Urzędnik rozpoczyna ceremonię. Mówi o drodze, jaką dwa serca muszą przemierzyć, aby znaleźć się tu, gdzie stoimy my. Jak ciężko jest w wielu wypadkach o tej drodze pamiętać. Jak łatwo, jest o niej zapomnieć. Opowiada o czystości miłości i brudzie zdrady. Przyrównuje ślub do nowego rozdziału w księdze spisanej przez miłość i podkreśla, jaki to dla niego zaszczyt, uczestniczyć w tak ważnym dla nas dniu. Potem przychodzi czas na obrączki i przysięgę.
-Peeta Mellark, czy bierzesz Katniss Everdeen, zwyciężczynię siedemdziesiątych czwartych głodowych igrzysk i Kosogłosa Panem, za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że jej nie opuścisz aż do śmierci? –pyta donośnym głosem. Peeta ma już gotową odpowiedź. Nie jąka się, ani nie wydaje się zamyślony. Odpowiada głośno i dobitnie.
-Przysięgam. –nagle nabieram pewności, że zaraz go pocałuje. Powstrzymuje się z największym trudem. Zaciskam palce na jego dłoni i wsłuchuje się w słowa, tym razem kierowane do mnie.
-Katniss Everdeen, czy bierzesz Peetę Mellarka, zwycięzcę siedemdziesiątych czwartych głodowych igrzysk za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że nie opuścisz go aż do śmierci? –ja też się nie waham.
-Przysięgam. –mój głos nie brzmi jednak tak dobitnie, przez łzy.
-W takim razie, ogłaszam was mężem i żoną! –krzyczy.
Już nie muszę się powstrzymywać. Wspinam się na palce i oboje łączymy nasze usta. Jego, miękkie niczym jedwabny materiał w sukni Cinny usta, całują moje z nieokrzesaną pasją. Zatapiam dłoń w blond lokach i przyciskam go z całej siły do siebie. Smakuje wszystkich tych łez, które dzisiaj wylałam. Wszystkich tych, które wylałam w przeszłości i wszystkich tych, które niewątpliwie wyleję w przyszłości. Wszystkich dobrych i złych wspomnień i każdej wspólnej chwili. Pierwszy pocałunek. Pocałunek w jaskini. Pocałunek na plaży… Każdy z nich był wyjątkowy. Czuje się taka lekka. Taka kochana. Bo oto nasz pierwszy pocałunek, jako małżeństwo.
Peeta jest moim mężem. To wszystko, jest takie nowe, że ciężko jest mi to pojąć.
Nazywam się Katniss Mellark.
Mam dziewiętnaście lat.
Zwyciężyłam w siedemdziesiątych czwartych głodowych igrzyskach.
Brałam udział w siedemdziesiątych piątych głodowych igrzyskach.
Uciekłam.
Dwunastkę zbombardowano.
Byłam kosogłosem.
Doprowadziłam do upadku Kapitolu.
Moja siostra i ojciec nie żyją.
Peeta mnie kocha.
Jest moim mężem.
I ja kocham jego.
Odsuwamy się od siebie. Posy podbiega do nas i wyciąga poduszeczkę w stronę mojego… męża. Peeta bierze do rąk mniejszy krążek i wkłada go na mój serdeczny palec prawej ręki. Powtarzam jego ruchy. Ludzie wstają i biją brawo. Dodaje powrotem bukiet. Wrzaski nie cichną, kiedy wychodzimy z Sali bocznym wejściem, aby podpisać parę dokumentów. Po raz ostatni podpisuje się jako Katniss Everdeen.
Kiedy wychodzimy z budynku zaczynają migać flesze. Trzymam Peetę za ramię, kiedy wślizgujemy się do samochodu. W środku jesteśmy zupełnie sami. Peeta obejmuje moje policzki i namiętnie całuje, po czym szepcze w moje usta.
-Teraz jesteś już tylko moja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.