czwartek, 19 lutego 2015

75. Ogień go nie oszczędził

Na miękkich nogach, podchodzę do lekarza. Jest nim stary, siwy mężczyzna o zielonych oczach i z okularami, na końcu nosa.
-Jak się czuje? -pytam. Mój głos drży.
-Trudno powiedzieć. Wygląda na to, że świetnie sobie poradzi, ale możliwe, że tylko ukrywa ból. W końcu... Kto normalny, nie wrzeszczałby po dziesięciu zastrzykach przyspieszających zrastanie się kości? -szepczę i kręci głową. -Ma odrobinę uszkodzone struny głosowe, ale mówi bez problemów. Niech pani do niego wejdzie, ale ostrzegam, ogień go nie oszczędził.
"Ogień go nie oszczędził".
Czuje, jak krew, odpływa mi z twarzy. Mam wrażenie, że jeśli zrobię krok, moje nogi się załamią i upadnę na podłogę, nie mogąc się ruszyć. Mimo to, bez słowa przechodzę obok niego.

W środku czuje mocną woń środków czyszczących i znajomy zapach, kojarzący się z mydłem i lasem. Rażące w oczy ściany, są krystalicznie czyste. Sterylna podłoga, tak bardzo się różni od, tej, na komisariacie. Wtedy mój wzrok pada na metalowe łóżko, po mojej prawej...

Kiedy spoglądam mu w oczy, mam wrażenie, jakby nic a nic mu nie było. Błyszczą niczym woda na jeziorze w bardzo słoneczny dzień. Są tak samo niebieskie, jak niebo i błyskają szczęściem. Jego uśmiech idealnie dopasowuje się do szczęśliwych oczu. Widok białych zębów, bardzo mnie uszczęśliwia.... I wtedy... Mój wzrok pada na twarz.

Część blond loków, w których tak lubię zatapiać palce, spłonęło. Widać łysy płat skóry za uchem. Widać, że płomienie nie szczędziły jego twarzy. Wzdrygam się. Jak bardzo musi go boleć? Poparzenia ciągną się od kącika ust, aż po linię włosów po prawej stronie jego twarzy. Z lewej, widnieje całkiem spore (co wnioskuje z wielkości gazy) rozcięcie. Ramiona i szyję pokrywają mniejsze, ale równie boleśnie wyglądające poparzenia. Na lewym ramieniu, zawieszony jest opatrunek na ramię w lekko szarawym odcieniu białego. Jest ubrany w szpitalną piżamę zrobioną z czegoś, podobnego do plastiku. Leży, z lekko uniesioną głową i patrzy mi w oczy. Na jego ustach ciążyły gości uśmiech. Powoli i ostrożnie, podchodzę do niego. Cała się trzęsę.

-Peeta... -szepczę. Wyciągam rękę, aby dotknąć jego policzka, ale się powstrzymuję. -K... Kochanie... -mówię płaczliwie. Czuje się słabo. Moje płuca błagają o powietrze, które wydaje się za ciężkie, aby je wdychać. Jestem roztrzęsiona.

-Cześć... -mówi słabo. Z wysiłkiem... -Spokojnie... czuje się lepiej, niż wyglądam. -śmieje się. Wzdycham z ulgą. Jest w stanie żartować! Wyciąga do mnie rękę, a ja ujmuje ją delikatnie. Najchętniej rzuciłabym się na niego. Całowała i płakała ze szczęścia, ale boje się go dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy. Jego skóra wydaje się rozpalona.
Pociągam nosem. Moje oczy przysłania tafla łez, które powodują słabą widoczność.

-Jak się czujesz? -pytam cicho.

-Przyjechałaś, więc jest dobrze. -szepcze. Unosi moją dłoń do ust i czuło całuje. To stary, dobrze mi znany gest mojego ojca. Taki mały, a zaierający tyle miłości.
Śmieje się.

-Boli cię bardzo? -pytam. Chłopak chwile się zastanawia, po czym przyznaje.

-Tak. Wręcz nieznośnie. Gdybym mógł, pewnie bym się wił, ale nie czuje prawie całego mojego ciała z wyjątkiem paru, miejsc. -wyznaje. Czuje okropny ból w piersi. Nie mogę znieść jego cierpienia. -Katniss... Gdzie my właściwie jesteśmy?
-biorę się w garść i odpowiadam.

-W czwórce. Nie wolno nam stad wyjeżdżać do zniesienia kwarantanny.

-Aha... -mruczy Peeta. Chwilę milcz, po czym znowu się odzywa. -Mam jeszcze dwa pytania. Odpowiesz? -potakuje.
-Jeden, dlaczego tak długo cię tutaj nie było od początku? -czuje niemiły uścisk.

-Zostałam w jedenastce, żeby odpowiedzieć na parę pytań na policji. Złapali tych, co zestrzelili poduszkowiec. Miałam ich rozpoznać i byłam przesłuchana. -szepczę.

-Kto? Kto to zrobił?

-Pamiętasz Bristel'a, Tom'a i Chaffi'ego? -pytam.

-Kompanów z brygady Gale? -potakuje.

-Oni...

-Jak to? A... Ale... Co oni do mnie mają? -oburza się.

-Mam podejrzenia, że to... Gale ich o to poprosił -Peeta nie odpowiada na niezadane pytanie. Czy się mylę? Chciałabym. -A to drugie pytanie?

-A.... no tak... -przypomina sobie. -Pocałujesz mnie? -uśmiecham się szeroko i powoli przysuwam się do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.