Na miękkich nogach, podchodzę do lekarza. Jest nim stary, siwy mężczyzna o zielonych oczach i z okularami, na końcu nosa.
-Jak się czuje? -pytam. Mój głos drży.
-Trudno
powiedzieć. Wygląda na to, że świetnie sobie poradzi, ale możliwe, że
tylko ukrywa ból. W końcu... Kto normalny, nie wrzeszczałby po
dziesięciu zastrzykach przyspieszających zrastanie się kości? -szepczę i
kręci głową. -Ma odrobinę uszkodzone struny głosowe, ale mówi bez
problemów. Niech pani do niego wejdzie, ale ostrzegam, ogień go nie
oszczędził.
"Ogień go nie oszczędził".
Czuje,
jak krew, odpływa mi z twarzy. Mam wrażenie, że jeśli zrobię krok, moje
nogi się załamią i upadnę na podłogę, nie mogąc się ruszyć. Mimo to,
bez słowa przechodzę obok niego.
W środku czuje mocną woń środków
czyszczących i znajomy zapach, kojarzący się z mydłem i lasem. Rażące w
oczy ściany, są krystalicznie czyste. Sterylna podłoga, tak bardzo się
różni od, tej, na komisariacie. Wtedy mój wzrok pada na metalowe łóżko, po mojej prawej...
Kiedy
spoglądam mu w oczy, mam wrażenie, jakby nic a nic mu nie było.
Błyszczą niczym woda na jeziorze w bardzo słoneczny dzień. Są tak samo
niebieskie, jak niebo i błyskają szczęściem. Jego uśmiech idealnie
dopasowuje się do szczęśliwych oczu. Widok białych zębów, bardzo mnie
uszczęśliwia.... I wtedy... Mój wzrok pada na twarz.
Część blond
loków, w których tak lubię zatapiać palce, spłonęło. Widać łysy płat
skóry za uchem. Widać, że płomienie nie szczędziły jego twarzy. Wzdrygam
się. Jak bardzo musi go boleć? Poparzenia ciągną się od kącika ust, aż
po linię włosów po prawej stronie jego twarzy. Z lewej, widnieje całkiem
spore (co wnioskuje z wielkości gazy) rozcięcie. Ramiona i szyję
pokrywają mniejsze, ale równie boleśnie wyglądające poparzenia. Na lewym
ramieniu, zawieszony jest opatrunek na ramię w lekko szarawym odcieniu
białego. Jest ubrany w szpitalną piżamę zrobioną z czegoś, podobnego do
plastiku. Leży, z lekko uniesioną głową i patrzy mi w oczy. Na jego
ustach ciążyły gości uśmiech. Powoli i ostrożnie, podchodzę do niego.
Cała się trzęsę.
-Peeta...
-szepczę. Wyciągam rękę, aby dotknąć jego policzka, ale się
powstrzymuję. -K... Kochanie... -mówię płaczliwie. Czuje się słabo. Moje
płuca błagają o powietrze, które wydaje się za ciężkie, aby je wdychać.
Jestem roztrzęsiona.
-Cześć... -mówi słabo. Z wysiłkiem...
-Spokojnie... czuje się lepiej, niż wyglądam. -śmieje się. Wzdycham z
ulgą. Jest w stanie żartować! Wyciąga do mnie rękę, a ja ujmuje ją
delikatnie. Najchętniej rzuciłabym się na niego. Całowała i płakała ze
szczęścia, ale boje się go dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy. Jego
skóra wydaje się rozpalona.
Pociągam nosem. Moje oczy przysłania tafla łez, które powodują słabą widoczność.
-Jak się czujesz? -pytam cicho.
-Przyjechałaś,
więc jest dobrze. -szepcze. Unosi moją dłoń do ust i czuło całuje. To
stary, dobrze mi znany gest mojego ojca. Taki mały, a zaierający tyle miłości.
Śmieje się.
-Boli cię bardzo? -pytam. Chłopak chwile się zastanawia, po czym przyznaje.
-Tak.
Wręcz nieznośnie. Gdybym mógł, pewnie bym się wił, ale nie czuje prawie
całego mojego ciała z wyjątkiem paru, miejsc. -wyznaje. Czuje okropny
ból w piersi. Nie mogę znieść jego cierpienia. -Katniss... Gdzie my właściwie jesteśmy?
-biorę się w garść i odpowiadam.
-W czwórce. Nie wolno nam stad wyjeżdżać do zniesienia kwarantanny.
-Aha... -mruczy Peeta. Chwilę milcz, po czym znowu się odzywa. -Mam jeszcze dwa pytania. Odpowiesz? -potakuje.
-Jeden, dlaczego tak długo cię tutaj nie było od początku? -czuje niemiły uścisk.
-Zostałam
w jedenastce, żeby odpowiedzieć na parę pytań na policji. Złapali tych,
co zestrzelili poduszkowiec. Miałam ich rozpoznać i byłam przesłuchana.
-szepczę.
-Kto? Kto to zrobił?
-Pamiętasz Bristel'a, Tom'a i Chaffi'ego? -pytam.
-Kompanów z brygady Gale? -potakuje.
-Oni...
-Jak to? A... Ale... Co oni do mnie mają? -oburza się.
-Mam podejrzenia, że to... Gale ich o to poprosił -Peeta nie odpowiada na niezadane pytanie. Czy się mylę? Chciałabym. -A to drugie pytanie?
-A.... no tak... -przypomina sobie. -Pocałujesz mnie? -uśmiecham się szeroko i powoli przysuwam się do niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.