- Haymitch, niszczysz sobie wątrobę.- zauważa Peeta.- Ten alkohol wyniszcza cię od środka.- Tak naprawdę to nie ma już czego ratować.- Charczy Haymitch. Następuje chwila ciszy. Jestem ciekawa czy Johanna jeszcze tam jest.
- Dlaczego zacząłeś pić?- pyta zaciekawiony. Nagle sobie przypominam, że Haymitch mu Nidy o tym nie opowiedział. Mnie tak. On był wtedy… osaczany. Haymitch milczy dłuższą chwilę.
- Pamiętasz… tamten manewr z polem siłowym?- Peeta nie odpowiada, więc sądzę, że potakuje, jednak nie mogę tego zobaczyć. Haymitch wzdycha.- Miałem tylko szesnaście lat i byłem… głupi. Oj bardzo głupi. Naraziłem swoje bezpieczeństwo i moich bliskich.
- Czyli jednak miałeś rodzinę.- mówi Johanna. A jednak tam jest.
- Tak.- ponowne westchnięcie.- Matkę…, brata… i… i dziewczynę.- znowu milczą paręnaście sekund.
- Co się z nimi stało?- pyta w końcu Johanna. Haymitch parska śmiechem.
- Nie mam pojęcia. Byli martwi jak tutaj wróciłem.- cedzi.- Byłem załamany, a wszyscy moi przyjaciele zwalili na mnie odpowiedzialność za ich śmierć. Twierdzili, że to przeze mnie zginęli.- milknie.- I mieli rację. Wtedy zacząłem pić. Do tego jeszcze dochodziło to całe mentorowanie i… byłem z tym sam. Rozumiem ludzi. Też nie chciałbym rozmawiać z człowiekiem, który zabił swoją rodzinę.
- Haymitch! Nie mów tak. - komenderuje mój narzeczony.- To nie była twoja wina. Nie możesz się wiecznie obwiniać za ich śmierć. Oni na pewno by tego nie chcieli.
- Peeta. Wydaje mi się, że ty mnie nie rozumiesz.- cedzi.- Wyobraź sobie, że teraz… kiedy jesteś z Katniss musiałbyś wziąć udział w igrzyskach. Jedziesz tam i robisz wszystko, żeby wrócić do niej, prawda? No, właśnie.- wzdycha, po czym dodaje już spokojniej.- I teraz wyobraź sobie, że robisz coś głupiego. Właśnie po to, żeby do niej wrócić. Wygrywasz… Wracasz do domu a… ona… nie żyje. Została zamordowana. Przez ciebie. Przez twoją głupotę i nieprzemyślane decyzję. Powiedz mi… Wybaczyłbyś to sobie? Kiedykolwiek?- następuje bardzo długa cisza, którą przerywa Peeta.
- Nie. -szepcze.- Nigdy. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył i prędzej czy później… odebrałbym sobie życie.- Wstrzymuję oddech. Ja miałabym tak samo. Jaki świat byłby szary, gdyby nie on? Nie przeszyłabym bez niego. Dzisiaj nie potrafiłam zasnąć bez jego ramion, a jak potrafiłabym bez nich żyć? Nie potrafiłabym. Za bardzo go kocham. Życie nie miałoby sensu. Po prostu by się skończyło.
- Lepiej już pójdę- mówi Johanna i słyszę, że wstaje.
- Tak. Ja też już pójdę.- Haymitch także wstaję.- A ty. Lepiej do niej idź i nie marnuj tego, co ja przedwcześnie straciłem.- Szybko i bezgłośnie wracam do łóżka. Muszę się szybko otrząsnąć i nie dać nic po sobie poznać. Nie mija minuta i słyszę, jak ktoś cicho otwiera drzwi.
- Spokojnie, nie śpię.- szepczę.
- A co? Obudziliśmy cię?- pyta lekko zaniepokojony.
- Nie. Ciężko jest mi spać, kiedy nie ma cię obok. Tak właściwie to jest to niemożliwe.- Peeta się uśmiecha i siada obok mnie na łóżku. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Obejmuje mnie ramieniem, a ja kładę głowę na jego ramieniu.
- Wiesz, że jesteś moim życiem?- szepczę w moje włosy.
- A ty moim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.