-Katniss! -krzyczy Effie. Jej wściekły głos wypełnia przestrzeń i
dzwoni mi w uszach swoją intensywnością. Przyłapała mnie. Ta kobieta
wydaje się mieć oczy dookoła głowy. Staje, niczym zamrożona i się nie
ruszam, zupełnie jakbym mogła w ten sposób zniknąć. Klnę pod nosem i
zaciskam pięści, kiedy Effie powietrza moje imię i każe mi natychmiast
wracać. Mam ochotę ją zignorować. Puścić się pędem przed siebie i
zniknąć wśród budzików po czym przecisnąć się pod ogrodzeniem i uciec
przed wszystkimi. Zająć się wreszcie czymś innym. Odwracam się okropnie
powoli. Spoglądam na nią, chcąc wyzwać jej od najgorszych. Wydzierać się
i wrzeszczeć, jak niezrównoważona psychicznie, którą po śmierci Prim na
zawszę zostałam. Układam usta, żeby na nią nakrzyczeć... I wtedy słyszę
głos za sobą.
-Daj jej trochę luzu, Effie. Nie możesz się nad nią znęcać całymi
dniami. -Haymich znienacka pojawia się obok. -Znam ich obu
wystarczająco, żeby być ci pomocnym. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko...
Pogadam chwilę z Katniss. -oferuje mentor. Effie poczerwieniała. Pulchne
policzki wydęły się w grymasie niezadowolenia i sprzeciwu.
-Obyś tego nie żałowała. -warczy i znika za drzwiami domu Haymicha, a
on zaś kładzie mi ręce na ramiona i prowadzi w stronę bramy.
-Dziękuje... -szepczę. Idziemy w ciszy. Mam ochotę spytać Haymicha czy mogę już iść i już mam to zrobić, kiedy przemawia.
-Mocno dają w kość? -szepczę. Przełykam ślinę i spoglądam na wytarte
buty. Kiedy spoglądam w górę... Przed oczami staje mi poprzedni wygląd
tego miejsca. Widzę gruzy... Szkielety... Ludzkie kości... Łąka. Miękka
gleba lekko zapada się pod moimi stopami. Z przyzwyczajenia szepczę...
"Przepraszam" w myślach. Haymich chyba zauważa moje poruszenie. Możliwe,
że domyśla się o czym myślę, bo otacza mnie ramieniem i zawraca. Lekko
kiwam głową na potwierdzenie jego teorii.
-Bardzo. -szepczę. -Peeta też ma dość. -przełykam głośno ślinę. -Z
Johanną i Annie nie ma problemu, ale Effie to koszmar. –Haymich wydaje
się w jakimś stopniu niezadowolony. Marszczy brwi i staje. Ja też się
zatrzymuje.
-Chciałem z tobą porozmawiać… -szepczę. –Widzę, że jesteś nie w
sosie, ale muszę. Nie wiesz przypadkiem gdzie podziewa się Peeta? –pyta z
nadzieją w głosie. Marszczę brwi. Ostatnio widziałam Peetę rano…
Przyglądał się, kiedy Effie wyciągała mnie za ramię z naszego domu
jednocześnie gadając kompletnie bez ładu i składu.
-Nie. Ostatnio widziałam go rano. –oznajmiam z przekonaniem.
-No pięknie… -cedzi mentor. –Znowu się gdzieś włóczy.
-Jak to znowu?
-Ostatnio lubi się wymykać i znika na wiele godzin, podczas gdy ty
się męczysz. Nie potrafię go przypilnować tak dobrze, jak Effie, Johanna
czy Annie ciebie. Ja się po prostu do tego nie nadaje. –wzdycha. Peeta
się wymyka… No ładnie! Ale to niesprawiedliwe! Od razu stwierdzam, że
przy pierwszej lepszej okazji pomówię z nim o tym… -Dobrze.. Jesteś
wolna. Możesz iść.
Patrzę bezradnie, jak promienie słońca zostają wessane przez coraz
większe cienie wielkich sosen. Czy mogę walczyć ze słońcem? Czy jestem w
stanie stawić mu czoła i odegrać krwawy pojedynek na śmierć i życie?
Niczym 76-te igrzyska... A gdybym mogła... Miałabym jakieś szanse? Ze
słońcem... Nikt nie wygra.
Igrzysk... Nikt nie wygra.
Przesuwam palcami po resztkach liści z jesieni, kiedy obok mnie, na
omszonym i mokrym pniu, przycupną Kosogłos. Jest młody. Zapewne dopiero
nauczył się latać... Wyciąga ku mnie dziobek, a ja uśmiecham się
półgębkiem. Spodnie przemokły mi od siedzenia na ściółce i zaczynam już
marznąć. Nie chcę jednak wracać do domu. Nie mam najmniejszej ochoty
słuchać tej kakofonii. Czuje przenikające do kości mrożenie i nie czuje
już pośladków. Myśliwskie buty przemokły.
-Widzę, że nie tylko ja chcę odrobine samotności. -szepczę. Na dźwięk
mojego głosu, ptak... Odlatuje. Uśmiecham się krzywo. - Czy chcesz, czy
chcesz', Pod drzewem skryć się? Tu zawisł ten, co troje zginęło z jego
mocy. Dziwnie już tutaj bywało, ‘nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy. -znienacka
zaczynam śpiewać. Kolejne zwrotki piosenki wyślizgują się spomiędzy
moich warg i znikają w mrocznej przestrzeni, tak że już nikt inny jej
nie usłyszy. Chcę żeby była tylko dla niego. Żeby słuchał jej tylko
ojciec. Ciągle wierze, że skoro las to było "nasze" miejsce, to właśnie
tu powinnam zwracać się do niego. Dawno nie śpiewałam tej piosenki.
Dawno w ogóle nie śpiewałam. Chcę w ten sposób, jakoś przekazać tacie,
że... Wzdycham. Przestaje śpiewać. Co chcę mu powiedzieć? Że żyję? Że
mam się dobrze? Czuje się tak obco śpiewając tą piosenkę teraz, na mniej
niż trzy tygodnie przed ślubem. Jakbym nie miała prawa już jej śpiewać.
To była piosenka moja i ojca. Tylko nasza. Ale skoro była nasza, to
była i moja, prawda? Wiec dlaczego czuje się tak obco? Jakbym zaczynając
nowy rozdział życia nie miała prawa do powracania do wcześniejszych.
Słyszę głośne kroki za sobą. Ciekawe, kto zapuszcza się o tej porze w
głąb lasu. Wszystko staje się jasne, kiedy sto metrów dalej, zauważam
Peetę. Od razu prostuje zdrętwiałe kończyny i biorę w rękę łuk.
Wykrzykuje jego imię. Zaczyna się rozglądać i kręcić, aż mnie zauważa.
Peeta w lesie… Zaraz, zaraz… Co on tutaj robi? Bez broni? Sam zabiłby
mnie, gdybym poszła do lasu bez broni. Biegnę wściekła w jego stronę.
-Co ty tutaj robisz? –warczę. Zabrzmiało to okropnie. Jakbym nie
chciała tutaj jego obecności. Nie wygląda jednak na zdezorientowanego.
-Chyba to samo, co ty. –odpowiada. Podchodzi do mnie i chwyta moją rękę. Wyszarpuję ja z uścisku.
-Lasy są niebezpieczne! Nie możesz od tak, łazić sobie po lesie nie uzbrojony! –krzyczę. W odpowiedzi Peeta wyciąga nóż.
-Nie jestem bezbronny. –uśmiecha się. Oddycham z ulgą. Nagle
zauważam, że złość przeszła mi równie dobrze, co się pojawiła. Ocieram
skronie.
-Pozwalasz, żebym siedziała u Effie, podczas gdy sam, możesz się
wymknąć w każdej chwili? To wydaje się nie w porządku. –odpowiada
uśmiecham.
-Przykro mi… -śmieje się. –Ale Haymich nie jest taki spostrzegawczy,
gdy mam mnie pilnować. Chyba zawsze słabo mu to szło.-przyznaje.
Wzdrygam się.
-Wracajmy już może. –proponuje. Chwytam go za rękę i wracamy do dystryktu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.