Wszędzie dookoła rozwieszone są balony. W
salonie są wszyscy. Peeta, Haymich, Johanna, Annie, Will, Mama, Vick, Rory i Sae. Gapię się na nich zdezorientowana, aż krzyczą.
- Wszystkiego najlepszego, Katniss!-
Pogrążam się w obliczeniach. Nie ważne ile razy wszystko obliczam... za
każdym razem brakuje mi dni. To niemożliwe. Czyżby dzisiaj był ósmy
maja? Każdy podchodzi do mnie i składa mi życzenia.
- Nie wiem co powiedzieć.- szepczę.
- Może tak "dziękuje", ciemna maso.- dogryza Johanna.
- Naprawdę dzisiaj są moje urodziny?
- Nie, pół mózgu. Tak to sobie tylko wymyśliliśmy.- Byłam na tyle zdezorientowana, żeby przez sekundę uwierzyć w jej słowa.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie.- szepcze do mnie Peeta. Naglę, ktoś zasłania okna zasłonami i gasi światło. Do pokoju wchodzi Sae
z dużym tortem urodzinowym w ramionach. Tak jak kiedyś potrafiłam
wyczuć wzrokiem dzieło mojego ulubionego projektanta, tak sam dzisiaj
potrafię określić dzieło mojego ulubionego piekarza. W oczach stają mi
niechciane łzy.
Nie będę płakać.
Nie będę płakać!
Peeta
obejmuje mnie ramieniem, a ja przyciskam się do niego plecami. Tort
jest cały zielony z akcentami błękitu. Jest on ozdobiony żółtymi
prymulkami. Na wierzchu jest staranny rysunek kosogłosa w locie. Trzyma on w dziobie karteczkę z widoczny napisem. " Wspaniałych 18:tych urodzin, kosogłosie".
Wszystko na tym torcie jest tak realistyczne, że muszę się wysilić,
żeby wmówić sobie, że ptak zaraz nie odleci, a karteczka nie wpadnie w
moje dłonie.
Nie będę płakać!!
Nie będę płakać!!!
Wszyscy
oprócz mnie zaczynają śpiewać, a ja dopiero teraz zauważam świeczki w
kształcie jedynki i ósemki. Na pewno z Kapitolu. Wosk spływa po
świeczkach, a ja dalej staram się samą przekonać.
Nie będę płakać!
Ktoś szepcze "Pomyśl
życzenie". Wykonuje polecenie. Zamykam oczy a przed oczami, sama nie
wiem dlaczego, pojawia się scena ślubu. Chłopak o blond włosach i
błękitnych jak niebo oczach. Jego umięśnione ciało w lśniącym nowością
smokingu. Dziewczyna o smukłej twarzy i szarych oczach. W białej sukni
sięgającej stóp. Chłopak szepcze "Tak". Dziewczyna odpowiada "tak" a ich usta łączą się w namiętnym pocałunku.
Scena
się zmienia. Ta sama dziewczyna i ten sam chłopak. Siedzą na plaży,
przytuleni. Obserwując zachód słońca. Dziewczyna odwraca głowę w stronę
chłopaka i zaczyna go całować. Kładą się obok siebie na piasku, nie
odrywając się od siebie.
Obraz znowu się zmienia. To znowu ta sama
para. Teraz jednak dziewczyna wygląda inaczej. Siedzi pomiędzy nogami
chłopaka. W jakimś domu. Ma bardzo zaokrąglony brzuch. Niewątpliwie
spodziewa się dziecka. Chłopak delikatnie głaszczę ją po brzuchu i
całuje w skroń z uśmiechem. Dziewczyna nagle się napręża i siada. Krzywi
się i zaczyna jęczeć. Zupełnie jakby zaczynała rodzić. Chłopak
momentalnie się podnosi.
Wszystko znika. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
"Chcę, żebyśmy już zawsze byli szczęśliwi." mówię w myślach, po czym nabieram powietrza w płuca i dmucham.
Nie będę płakać.
Nie będę... a co mi tam?
Zalewam się łzami. Peeta tuli mnie od tyłu od czasu do czasu całując. Mama stoi z ramieniem zarzuconym na bark Vicka. Haymich szczerzy się ja ko zdjęcia. Annie ociera łzy, tuląc do siebie malca. Rory uśmiecha się szeroko a Sae urania łzę. Johanna odwraca głowę, a ja mam nieznane mi przeczucie, że płaczę. Tylko dlaczego? Czyżbym wypowiedziała moje życzenie na głos? Kolejne słowa Peety tylko mnie w tym utwierdzają.
- Będziemy, kochanie. Zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.