tag:blogger.com,1999:blog-86673744374737947262024-03-19T05:54:55.108+01:00Katniss + Peeta = Zawsze (zakończony)Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.comBlogger141125tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-16770990798493409842015-12-27T22:42:00.001+01:002023-11-28T23:39:03.265+01:00EPILOG<div class="MsoNormal">
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 18.4px;">PODZIĘKOWANIA</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 18.4px;"><b>Zdaję sobie sprawę, że podziękowanie, to ta część, którą najchętniej się przeskakuje, ale mam jednak nadzieję, że poświęcicie trochę czasu, aby przez nie przebrnąć, bo jest to dla mnie okropnie ważne. </b><br />Dziękuję na samym początku Aleksandrze S. za twoje nieskończone wsparcie i przyjacielską miłość, jaką darzyłaś mnie przez 2/3 czasu istnienia bloga. No i oczywiście za to, że zawsze we mnie wierzysz i za wszystkie "wiadra" weny, które od ciebie otrzymałam. Sól macz.<br />Natalio S. za twoje rady i niekończące się konwersacje o tworzeniu i niszczeniu blogów.<br />Magdaleno O. (wiem, to brzmi mega oficjalnie) za naszą wycieczkę, która dala mi do myślenia względem tego właśnie bloga. Nie mogę doczekać się kolejnego naszego wypadu. No i oczywiście za wierne komentowanie, za co jestem wdzięczna aż po grób.<br />Dziękuję też wszystkim, którzy przetrwali moje pierwsze notki. Wiem, jakie są beznadziejne.<br />Aleksandro W. za twoją przyjaźń tutaj na miejscu i za to, że poszłaś ze mną na igrzyska, chociaż jeszcze wtedy ich nienawidziłaś.<br />I na sam koniec chce podziękować właśnie tobie, bo gdyby nie ty i cała reszta czytelników, to nigdy nie zaszłabym daleko. Dziękuję za znoszenie mnie i moich pisarskich wymysłów. Jesteście boscy.<br /><br />Wielu z was martwi się, że znikam, ale tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Pod linkiem: <a href="http://youknownothingthg.blogspot.se/">You know nothing, Miss Everdeen</a> znajdziecie bloga, który swoje otwarcie będzie oficjalnie miało miejsce 3 stycznia, ale już teraz możecie znaleźć tam prolog, który zaprosi was na kontynuację. Jeśli więc nie chcecie się ze mną rozstawać, to znajdziecie mnie tam przez jakichś czas.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 18.4px;">A teraz się z wami żegnam tym miłym epilogiem i obietnica, że znów może być dobrze.<br />Po raz ostatni tutaj: - Tina<br /><br />##########################################</span></div>
<br />
<span style="line-height: 115%;"><br /></span>
<span style="line-height: 115%;">To może wydawać się dziwne,
ale kiedy nadszedł czas – nie panikowałam.<span class="apple-converted-space"> </span></span><br />
Nie panikowałam, kiedy poczułam wilgoć wokół moich
bioder, ani kiedy Peeta poddenerwowany wybijał numer mojej ginekolog drżącymi
palcami. Wtedy jedynie myślałam o minionych miesiącach, a także o tych, które
miałam przed sobą. Zdawałam sobie sprawę, że kiedy nastanie świt i kiedy słońce
zacznie ogrzewać swoimi promieniami przemarzłe po nocy gałęzie gołych drzew...
Ja, będę już matką.<br />
Ta wiadomość napawała mnie ulgą i szczęściem, a
moje palce samodzielnie wędrowały wzdłuż mojego ciała, aby zatrzymać się na nadętym
brzuchu.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Potem przyszły skurcze, jednakże moim zdaniem ten
ból był dużo mniej silny od wielu innych, których doświadczyłam. Dzielnie go
znosiłam i nie pozwalałam sobie na krzyk. Ja, Peeta i lekarka, której imienia
nie pamiętałam.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Wyczerpanie było nieznośne, ale ból nie dawał mi
zasnąć. Pokrzepiające słowa obecnych przy mnie docierały do mnie, jak przez
szklaną ścianę. Słyszałam je i rozumiałam, ale nie pomagały. Środki
przeciwbólowe w małych dawkach nie były skuteczne, więc musiałam poradzić sobie
z bólem w jakichś inny sposób.<br />
Wtedy wymyśliłam tą grę.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Trzymając się kurczowo jedną ręką prześcieradła, a
drugą mojego męża i wypychając z siebie moje dziecko, zaczęłam przypominać
sobie wszystkie dobre uczynki, jakich byłam świadkiem. Każdą dobrą rzecz, jaką
człowiek robił dla drugiego człowieka.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Peeta rzucający mi chleb i wielokrotnie ratujący
mi życie na arenie i poza nią, a także wołający do Panem, aby przestać się nawzajem zabijać .<br />
Gale strzelający do rozwścieczonego dzikiego psa,
który chciał rozgryźć mi gardło, a także ratujący dziewięćset osób z
bombardowanego dystryktu.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Prim i mama ratujące wygłodniałe dzieci z mojego
dystryktu i ofiary wypadków w kopalniach.<br />
Haymitch dający mi wskazówki, jak przeżyć na
arenie, a także biegnący mnie i Peecie z pomocą, kiedy tylko jej
potrzebowaliśmy.<br />
Finnick dwukrotnie ratujący Peetę, a potem
pomagający uwolnić schwytanych zwycięzców.<br />
Maggs wchodząca do mgły, abyśmy mogli uciec.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Mayselee Donner wielokrotnie ratująca Haymitcha na
arenie drugiego ćwierćwiecza.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Madge dająca mi broszkę i życząca mi powodzenia na
igrzyskach.<br />
Ojciec Peety z ciastkami.<br />
Ta lista nie ma końca.<br />
Wszystko trwa nie całe pięć godzin i kiedy słońce
pojawia się na horyzoncie jest już po wszystkim.<br />
Nie panikowałam podczas porodu, ale kiedy kobieta
w białym fartuchu podała mi małego, sinego, krzyczącego stworka – jak nic
wpadłam w panikę.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Była taka krucha i delikatna, że bałam się położyć
na niej moje ręce.<span class="apple-converted-space"> </span><i>Co, jeśli zrobię jej krzywdę?,<span class="apple-converted-space"> </span></i>myślałam. Kiedy jednak to zrobiłam, poczułam ciepło bijące od
tego maleństwa.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Miało dużą głowę i mocno zaciśnięte powieki, a z
szeroko otwartych usteczek wydobywał się głośny płacz. Była mikroskopijna.
Wielkości mojego przedramienia! Wtedy wpadło mi go głowy, że może coś jest nie
tak. Nigdy nie widziałam tak maciupkiego dziecka. Uśmiech kobiety stojącej przy
łóżku mnie jednak uspokoił.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Peeta pieczołowicie przeciął pępowinę ciągle
łączącą mnie z dziewczynką i tyle. Żyła już sama. Poza moim ciałem, co było
najdziwniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek przyszło mi przyjąć do wiadomości.<br />
Niepewnie przyłożyłam usta do jej gorącego czółka i
poczułam łzę ściekającą mi po policzku.<span class="apple-converted-space"> </span><br />
- Willow... – usłyszałam szept zachwyconego Peety.<br />
W następnej chwili wyciągnął rękę, aby dotknąć
naszej córki. Położył ją na jej otulonej kocykiem nóżce i uśmiechnął się
szeroko.<br />
<span style="line-height: 115%;"><br />
Myślałam, że kiedy Willow przyjdzie na świat, to oficjalnie spłacę dług, jaki wielokrotnie
zaciągnęłam u Peety Mellarka, ale okazało się to dużo bardziej skomplikowane. Nawet
teraz – dwanaście lat po jej narodzinach uważam ten dług za aktualny. Nawet po
urodzeniu drugiego dziecka – chłopca noszącego imię Rey.<br />
Ta stara gra nadal zajmuje miejsce w moim sercu, chociaż po upływie lat może
wydawać się dołująca. <br />
Okruchy szczęścia, takie jak karta z zaproszeniem na ślub nie takiej już małej
Posy, lub zdjęcie z szesnastych urodzin Williama z Annie czy obrazek namalowany
w szkole przez młodszego syna, okazują się niezwykle cenne i sentymentalne. <br />
Kiedy dziecko rośnie, chciałoby się zatrzymać czas. Spowolnić ich dorastanie.
Tak świat jednak nie działa. My dorośliśmy zbyt szybko, ale oni mogą zatrzymać
swoje dzieciństwo, jak długo zechcą. <br />
Mogę tylko mieć nadzieje, że tamta stara Katniss Everdeen nie zniknęła na
zawsze zastąpiona Katniss Mellark – kochającą żoną i matką. Czasami wychodzi mi
na spotkanie, a ja witam ją z otwartymi ramionami czując ulgę z ponownego
spotkania. Czasem jednak jej nienawidzę, a innym razem za nią tęsknię, bo ona
nigdy nie zostaje na zawsze. <br />
<br />
Kiedy Willow więc opowiada, że Gale wykładał na jej zajęciach w szkole –
wspomnienie starego przyjaciela nie widzianego od ponad jedenastu lat powraca
do mnie. Myślałam, że nie żyje przez tyle lat. <br />
Po krótkich poszukiwaniach w lesie, znajduję go… Jest tam, gdzie zawsze.
Siedzi na naszej skalnej półce i patrzy w dolinę. Nie patrzy na mnie, kiedy się
zbliżam, ani kiedy siadam obok niego. Nie zadaje też pytań. Opieram głowę na
jego ramieniu i przez chwilę znowu czuję się, jak tamta stara Katniss Everdeen –
dziewczynka, która zgłosiła się za swoją siostrę na dożynkach i przypominam
sobie nie zliczoną ilość godzin spędzonych razem w tym lesie. Setki </span><span style="line-height: 18.4px;">zwierząt</span><span style="line-height: 115%;"> zabitych
przez dwoje myśliwych i tysiące wyrzucanych w powietrze </span>jerzyn<span style="line-height: 115%;">. W tym
momencie jestem w stanie przysiąc, że pamiętam każdą chwilę spędzoną we dwoje
na tej skale odkąd poznaliśmy się dwadzieścia lat temu. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">
- Czy jesteś szczęśliwa? – pyta w końcu.<br />
Nie podnosząc głowy z jego ramienia szepczę:<br />
- Tak.<br />
Bardziej wyczuwam niż widzę unoszące się kąciki ust na jego twarzy.<br />
I tak siedzimy, oboje myśląc o dwojgu dzieciaków, którymi byliśmy lata temu, a
których przyjaźń zniszczyły <b>głodowe
igrzyska</b><span style="font-size: 10pt;">. <o:p></o:p></span></span></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-22839025689953300092015-12-27T22:14:00.000+01:002015-12-27T22:14:16.542+01:00136. Ostatnie prawda czy fałsz?<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span lang="EN-US">Kochani... Sądzę, że jesteśmy na to gotowi. Ostatni rozdział.<br />Nie mogę się doczekać, aby pokazać wam epilog, a więc jeśli chcecie, to wstawię go dzisiaj.<br />Tak... wstawiam dzisiaj!<br />No, ale więcej w opisie epilogu. Kocham was i dziękuję.<br /><i>-</i> Tina<br /><i><br />###################################################<br /><br />Happy birthday to you...</i></span><span lang="EN-US"><br /><i>Happy birthday to you...</i><br /><i>Happy birthday, dear Silvia...</i><br /><i>Happy birthday to you!</i><br /></span>Leevie pochyla się do przodu z dziewczynką na rękach i zdmuchuje za nią świeczki. Wybuchają brawa, a Silvia uśmiecha się ukazując bielutkie ząbki. Jej różowa opaska na brązowych loczkach ześliznęła się na jej czoło, więc zbliżam się do niej i płynnym ruchem poprawiam ją.<br />Nie mogę uwierzyć, że ma już cały rok... Ten czas tak szybko mija.<br />Mam wrażenie, że zaledwie wczoraj Johanna zlana potem szeptała do mnie:<span class="apple-converted-space"> </span><i>Dziewczynka... Silvia... córeczka...</i><br />Pamiętam, jak na dłoni krzyk bólu umęczonej Johanny i pot spływający jej po twarzy. Pamiętam, jak założyłam jej na główkę pierwszą z setek jej opasek, które jej mama zawsze zakłada. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<i><span style="background: rgb(28, 28, 28); color: #cccccc; font-family: Arial, sans-serif;">- Dziewczynka... Silvia... córeczka...</span></i><i><span style="color: #cccccc; font-family: Arial, sans-serif;"><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Kiedy Leevie się odwraca zauważam siną twarzyczkę nowo narodzonego dziecka.</span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Dziewczynka jest opleciona kocykiem. Jest jeszcze brudna i dopiero teraz dociera do mnie jej płacz.<span class="apple-converted-space"> </span></span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Uśmiechnięty i zapłakany Leevie kołysze się w tę i powrotem trzymając maleństwo w ramionach i szepcząc cicho kojące słowa kołysanki.<span class="apple-converted-space"> </span></span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">W moich oczach zbierają się łzy. Mrugam odpędzając je i podchodzę bliżej zaróżowionego dziecka.</span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Silvia... Silvia Ethelon...</span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Sięgam na bok po miękki, różowy ręcznik i delikatnie ocieram nim główkę dziewczynki. Odrzucam ręcznik na bok i sięgam do kieszeni.<span class="apple-converted-space"> </span></span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">Wyciągam z niej miniaturową materiałową opaskę na głowę w kolorze oczu Johanny i delikatnie nakładam ją dziecku na główkę.<span class="apple-converted-space"> </span></span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">- Hej, maleńka. – szepcze Peeta, stojący za mną. Przykłada jej kciuk do policzka, który jest mniej więcej tego samego rozmiaru co jego palec.<span class="apple-converted-space"> </span></span></span><br /><span style="background: rgb(28, 28, 28);"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">- Ta opaska będzie twoim znakiem rozpoznawczym, ok?<br /></span></span></span></i>Ciekawe, jak mocno może taka sytuacja wryć się w pamięć człowieka. czy ja zakładałam możliwość, że za rok będę już prawie matką? Nie... Gdyby ktoś mi wtedy to powiedział, uznałabym, że jest szalony. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Wieczorem przyglądam się przyjaciółce kołyszącej małą dziewczynkę w swoich ramionach. Jej ruchy są pewne i spokoje. Na delikatnie ugiętych kolanach delikatnie potrząsa dzieckiem nucąc cicho kołysankę. Patrzy na nią z wielką miłością.<br />Zastanawiam się – kto ją tego nauczył? Leevie? Annie?<br />- Skąd wiesz co masz robić? – pytam.<br />Johanna spogląda na mnie wytrącona z matczynego transu. Zerka na twarzyczkę swojej córki i upewniwszy się iż śpi, odkłada ja do kojca.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- To przychodzi samo. Niewiele było rzeczy, które ktoś musiał mi wyjaśniać jak robić. To instynkt mi podpowiada co i jak robić. – odpowiada.<br />- Aaaa... Skąd się bierze taki instynkt? Ja na przykład nic takiego nie czuję. Nie mam pojęcia jak zachowywać się w wielu sytuacjach, kiedy trzymam Silvię lub bawię się z Willem.<br />Johanna chwilę się zastanawia.<br />- A czy instynkt zabójcy podpowiadał ci gdzie uderzyć, aby najskuteczniej zabić, zanim jeszcze zaczęłaś zabijać? Albo czy instynkt myśliwski pojawił się u ciebie zanim zaczęłaś polować? Moim zdaniem wszystko przyjdzie, kiedy mała się urodzi. – wyjaśnia, a na jej twarzy pojawia się przelotny uśmiech.<br />Spoglądam na własne dłonie... I nagle zaczynam chichotać. Z moich ust wydobywa się głośny śmiech, a Johanna obrzuca mnie karcącym spojrzeniem.<br />- Ćśśś! Obudzisz ją.<br />- Przepraszam... Po prostu nigdy w życiu nie sądziłam, że Johanna Mason będzie mi udzielać matczynych porad. – śmieję się.<br />Johanna stara się ukryć rozbawienie, ale słabo jej to wychodzi.<br />- Ciesz się, że nie odsyłam cię na próg z tymi pytaniami, ciemna maso.<br />- Mam jeszcze Annie.<br />Prycha oburzona.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Na serio myślisz, że tylko dlatego, że jest matką do dłuższego czasu niż ja, to zna się lepiej na... No dobra... Coś w tym jest.<br />Tłumię śmiech.<br /><br /><o:p></o:p></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Od końca wojny minęły trzy lata, a ja cały czas mam w sobie cząstkę starego strachu przed przyszłością. Nie wiem co przyniesie i nie raz niepokoi mnie kierunek, w którym mnie prowadzi, ale wiem, że byłam ważna w tej wojnie. Byłam czymś w rodzaju żywej męczennicy i chociaż jestem w mniejszości, która przeżyła tą krwawą wojnę i dotrwała „lepszych” dni, jestem na zawsze więźniem moich mrocznych wspomnień.<br />Wiem, że nigdy nie uda mi się zapomnieć, ale grzechem byłoby chcieć to zapomnieć. Musimy pamiętać. To nasz obowiązek, jako żyjący ludzie, więc kiedy dzisiejszej noc budzę się z koszmaru, a Peeta szepcze:<br />- One nigdy nie odejdą. Prawda czy fałsz?<br />Bez wahania mogę odpowiedzieć:<br />- Prawda.</div>
</div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-91077128391814744372015-12-21T20:59:00.003+01:002015-12-21T20:59:38.029+01:00A WIĘC...A więc tak... Naszła mnie myśl. Następna notka będzie specjalna. Ale tak SPECJALNA! <br />Ale wpadłam na to dopiero dzisiaj, kiedy już kończyłam tą, która miałam. Stwierdziłam, że ni w ząb mi się nie podoba i dlatego notki brak. W niedziele mam zamiar was odrobinę wzruszyć, a za dwa tygodnie czeka epilog :D A więc zapraszam w niedzielę, kochani moi.Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-28950711859311569852015-12-13T19:51:00.003+01:002015-12-27T17:26:53.295+01:00135. 79:e głodowe igrzyska<div class="MsoNormal">
Witajcie, moi drodzy!</div>
<div class="MsoNormal">
Zapraszam was do komentowania i życzę przyjemnego czytania. <br />
- Tina</div>
<div class="MsoNormal">
##############################################<br />
<br />
Kiedy się budzę, wiadomość tekstowa już na mnie czeka. Nie
wiem dokładnie, co kierowało Johanną, ale mimo to mam ochotę rzucić nią o
ścianę.<br />
<i>Wesołych 79:ych głodowych igrzysk,
dziewczyno igrająca z ogniem. <br />
</i>Tak... Na prawdę mam ochotę urwać jej głowę. Johanna, to zawsze była i
zawsze będzie maszyna do denerwowania i nic i nikt nie jest w stanie tego
zmienić.<br />
- Jaki dzisiaj jest dzień? – pytam ubierającego się do pracy Peetę, ponieważ po
prostu muszę się upewnić. <br />
- Środa. Dlaczego pytasz?<br />
- Nie... Chodzi mi o datę.<br />
- Dwudziesty lipca. <br />
Spogląda na mnie. Leżę skulona pod kołdrą i gapię się z szeroko otwartymi
oczami w przestrzeń. Nie dziwne, ze nabiera podejrzeń. <br />
- Nic... Nie ważne. – bagatelizuję nie mając ochoty na ciągnięcie tematu. <br />
Peeta marszczy brwi, ale się nie odzywa. Może zwala moje dziwne zachowanie na
hormony. Może znowu myśli, że wpływa na mnie ciąża. <br />
Może ma racje?<br />
Nie zauważam, kiedy kończy zapinać śnieżnobiałą koszulę i wiąże krawat.
Obchodzi łóżko i siada obok mnie po mojej stronie. <br />
- Wszystko w porządku? Wyglądasz mizernie. <br />
- Mdłości. – kłamię. <br />
Kładzie mi rękę na czole z politowaniem w oczach. Pochyla się i delikatnie
całuje mnie w czoło omijając jednak moje usta, jak nie czyniłby w każdy inny
dzień. Wie, że nie lubię, jak mnie całuje, kiedy mnie mdli. Teraz jednak desperacko
chcę, żeby mnie pocałował. Powstrzymuję się tylko dlatego, żeby się nie ujawnić.
<br />
- Mam zostać? – pyta. <br />
- Nieee... Idź i rozwiąż kilka sporów. <br />
Śmieje się tylko. <br />
- Wrócę najszybciej jak się da. Prześpij się jeszcze. Miałaś ciężką noc. –
szepcze, gładzi mnie po włosach i ponownie całuje w czoło. Ma oczywiście na
myśli moją bezsenność. <br />
Po drodze chwyta marynarkę i już go nie ma. <br />
Wzdycham. <br />
A więc minęło pięć lat od nieszczęsnych dożynek, na których Effie Trinkett
wylosowała imię mojej siostry i męża. Dożynek, które zaowocowały śmiercią setek
tysięcy ludzi, ponieważ nie potrafiłam ugasić pożaru. Spoglądam na zegarek. W
Panem jest teraz czwarta rano. Pięć lat temu o tej godzinie jeszcze smacznie
spałam nie wierząc, co stanie się za kilka godzin..<br />
A teraz wkraczam w drugi trymestr ciąży. <br />
Kładę dłonie na oczach i śmieję się cicho z ironii sytuacji. <br />
No nic... Mój mózg nastawia się na tryb <i>poranek</i>.
Czas wstawać. <br />
Kiedy jednak prostuję się do pozycji siedzącej zaczyna kręcić mi się w głowie i
opadam na poduszki. Przez chwile nie mogę się ruszyć, bo w mojej głowie
rozbrzmiewają dzwoneczki. <br />
Tylko nie to...<br />
Zmuszam się do kolejnej próby i tym razem jestem przygotowana. Czekam, aż
zawroty głowy miną… <br />
Właśnie wtedy, jak na zawołanie rozbrzmiewa dzwonek. <br />
Przeklinam w myślach tego kogoś, kto dobija się do moich drzwi o ósmej rano
jednocześnie stawiając stopy na podłodze.<br />
Palce mi mrowieją i niewyspana narzucam na ramiona szlafrok jednocześnie
schodząc po schodach. <br />
Otwieram drzwi z miną wkurzonego dziecka. Kiedy jednak dostrzegam osobę za nimi
stojącą moje brwi unoszą się niemal do linij włosów, a rozdrażnienie mija.<br />
- Gale... – szepczę niedowierzając.<br />
Stoi dumnie wyprostowany z nieśmiałym uśmieszkiem na ustach i w wojskowym
ubraniu żołnierzy z trzynastki. Nie mogę uwierzy, że to naprawdę on.<br />
- Hej, Kotna. Dawno się nie widzieliśmy, co? <br />
Obrzuca mnie spojrzeniem od stóp do głów i uśmiecha się szeroko.<br />
- Gale... To ty! – szepczę i podchodzę bliżej niego, żeby objąć go za szyję.
Uśmiecham się szeroko. – Co ty tutaj robisz.<br />
- Akurat przechodziłem. – śmieje się ironicznie. <br />
- Wejdź do środka. – nalegam pociągając go za rękaw. <br />
Gale zostawia buty na korytarzu i podąża za mną do jadalni połączonej z kuchnią.
Siada przy stole i patrzy w moja stronę, kiedy przygotowuję nam coś do picia. <br />
- A więc to prawda. – mówi nagle przerywając mi wywód o... Już nawet nie
pamiętam czym. <br />
- Co? Co jest prawdą?<br />
W odpowiedzi pokazuje na mój doskonale widoczny pod obcisłą koszulką brzuch. <br />
- Emm... Aach. Tak. <br />
- Który to miesiąc? <br />
- Początek czwartego. – wyjaśniam. <br />
Na chwilę zapada cisza. Zastanawiam się jak podtrzymać konwersację i już wpadam
na Dobre pytanie, kiedy Gale ponownie się odzywa.<br />
- Jak udało mu się ciebie przekonać?<br />
Moje usta otwierają się, ale zaraz zamykają się nie wiedząc co z
siebie wydobyć. <br />
- Gale...<br />
- Wydawało mi się, że tego nie chciałaś.<br />
- Bo nie chciałam. <br />
- Czyli co, wpadłaś?<br />
- A więc tak to się teraz nazywa?<br />
- Tak czy nie?<br />
- Na litość boską! – prawie krzyczę odwracając się do niego. – Po pierwsze <i>nie</i>, a po drugie, co cię to obchodzi? To
nie twoja cholerna sprawa. – warczę. <br />
Sięgam dłonią do włosów i przeczesuję je palcami. Napięcie staje się nieznośne,
więc nie patrząc na niego odwracam się przodem do blatu. Biorę głęboki oddech.<br />
- Przepraszam. – mówię ze skruchą.<br />
- Nie... To ja przepraszam. Masz racje – to nie jest moja sprawa. <br />
Zaciskam zęby, bo nagle przeszywa mnie dreszcz, kiedy coś w moim
środku się porusza. Subtelnie i nie gwałtownie, ale jednak. Odruchowo unoszę
rękę i kładę ją na brzuchu ciężko oddychając. <br />
<i>Poruszyła się.</i><br />
Nie pozwalam jednak na jakiekolwiek emocje w tej chwili. Ignorując targające
mną uczucia chwytam dwa parujące kubki i zwracam się w kierunku Gale’a. <br />
- Po prostu jestem ciekawy. Zawsze byłaś bardzo pewna tego jednego.<br />
- Czasy się zmieniają, Gale. Ludzie też. Ty, jak nikt inny powinieneś to
wiedzieć. – odpowiadam.<br />
- I spodziewasz się, że wyciągnę inne wnioski, niż ten przed chwilą tylko
dlatego, że powiesz coś w tym stylu?<br />
Zaczyna mnie irytować.<br />
- Wyciągaj sobie jakie ty tam jakiekolwiek wnioski chcesz. Powiedz mi lepiej co
tutaj robisz i czy przyjechałeś tu tylko dlatego, żeby się upewnić czy z Peetą
naprawdę spodziewamy się dziecka? <br />
- Sądzisz, że byłbym do tego zdolny? <br />
- Jak najbardziej.<br />
Sprawiam, że lekko się uśmiecha.<br />
<br />
Gdy stajemy na przeciwko siebie nie mogę się powstrzymać i zarzucam mu ręce na szyje w niedźwiedzim uścisku. W głowie kołaczą mi jego wcześniejsze słowa.<br />
<i>To zapewne ostatnie nasze spotkanie, Katniss.</i><br />
W głębi duszy nie chciałam, aby tak właśnie było. Spędziliśmy razem całe lata pomagając sobie nawzajem przeżyć, a teraz mamy na dobre się rozstać. Z zaciśniętym gardłem szepczę.<br />
- Żegnaj, Gale.<br />
A on odpowiada.<br />
- Żegnaj, Katniss.<br />
Odsuwa się szybciej, niż jestem skłonna się od niego odczepić. Spogląda mi jeden jedyny raz w oczy i odwraca się, by odejść gdzieś, gdzie ja nie mam dostępu.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-84675224516824821852015-12-06T20:27:00.001+01:002015-12-06T20:27:51.204+01:00134. Objawy<div class="MsoBodyText">
<span style="line-height: 115%;">Witam was kolejny raz i zapraszam do czytania i komentowania notki. <br />- Tina<br />####################################<br /><br />- Żadnych
porannych mdłości, wzmożonego apetytu, wahań nastrojów? – doktor Evans stara
się wyciągnąć ze mnie jak najwięcej szczegółów dotyczących ciąży. <br />
Peeta siedzi obok mnie trzymając mnie delikatnie za rękę. Wsłuchuje się z uwagą
w każde, najcichsze słowo wypowiedziane przez Evans.<br />
To końcówka trzeciego miesiąca. Jesteśmy w dwunastce po raz pierwszy od naszej
ostatniej wizyty na początku maja. Lipcowy skwar zdążył zagościć w dwunastce w
tak samo nijakim stopniu, jak w Londynie, a my postanowiliśmy odwiedzić
dwunastkę i zobaczyć się z wszystkimi. <br />
Wracam myślami do chwil, gdy opowiadaliśmy reszcie o dziecku. Johanna i Effie,
tak samo, jak Bariel i Annie o mały wos nie dostały palpitacji. Mama rozpłakała
się w moje ramie, a Leevie zaniemówił. Ludzie w Kapitolu kompletnie oszaleli.
Od miesiąca, odkąd wyciekła informacja o dziecku w każdym kapitolińskim
brukowcu zamieszczany jest minimalnie jeden artykuł o nas. Od tamtego czasu
otrzymaliśmy blisko dwadzieścia zaproszeń do wywiadu z Cezarem w Kapitolu. Urządzono
nawet odcinek pewnego teleturnieju, który poświęcony był zgadywaniu płci i
imienia, jakie dostanie nasz potomek. Wymiotować się chce i to bynajmniej nie z
powodu porannych mdłości. <br />
Niestety nie mogę poinformować Gale’a... Podzielić się z nim radosną nowiną,
ponieważ ich położenie cały czas jest ściśle tajne. Jeśli jednak Gale jest w
Panem, to na sto procent już wie. <br />
Mała Posy (niedawno skończyła osiem lat!), która wraz przyszywaną matką i
ojcem zawitała na kilka dni w dwunastce nie mogła zrozumieć w jaki sposób
dzieci znajdują się w brzuchach matek. Zabawnie było słuchać jej
najróżniejszych teorii i hipotez.<br />
- Czasami... <br />
- Często. – poprawia mnie Peeta.<br />
Zaciskam usta w cienką linię. Od kilku tygodni jestem najbardziej nieznośną
żoną na świecie. Rankiem często wymiotuję, nocami nie śpię, a w dzień miewam
dziwne wahania nastrojów. Denerwuje mnie rażące światło, niewygodna poducha czy
tykający zegar. Wszystko potrafi doprowadzić mnie do białej gorączki, a po
kilkunastu minutach nie rozumiem już dlaczego byłam taka zła. Podobnie ze smutkiem,
albo szczęściem. Irytują mnie nawet moje własne emocje. A najgorsze jest to, że
Peeta jest tak nieskończenie wyrozumiały i czuły. Nawet, kiedy zaciskam zęby,
żeby nie rzucić w niego jakimś wrednym komentarzem. To cud, że jeszcze nie
stracił cierpliwości.<br />
- Prawie codziennie. – przyznaję. <br />
Doktor Evans świdruje mnie wzrokiem.<br />
- Bardzo ważne, aby niczego pani nie bagatelizowała i mówiła mi o wszystkim.<br />
Nie chciałaby tego. Nie jest Dr Aureliusem – psychiatrą, który leczył mnie
przez kilka miesięcy po powrocie do dwunastki. Nie chciałaby słyszeć o rzeczach, które
od czasu do czasu pałętają mi się w głowie. W głębi duszy wiem, że mówi tylko o
fizycznej stronie mojego samopoczucia, ale nie mogą się powstrzymać przed
rzuceniem kilku niemiłych komentarzy pod jej adresem w myślach. <br />
- Dobrze.<br />
- Nie odczuła pani żadnych ruchów?<br />
- Nie. <br />
- Hmmm... To przyjdzie z czasem. Nie planują państwo zawitać w dwunastce w
najbliższych miesiącach, czyż nie? – pyta.<br />
- Nie. –odpowiada jej Peeta. – Skontaktowaliśmy się z tamtejszą ginekolog,
która będzie regularnie przeprowadzać badania, ale w dwunastce nie pojawimy się
przez dłuższy czas. <br />
Przypominam sobie, jak jeszcze kilkadziesiąt minut temu omal nie zemdlała na
wieść, że chcę, żeby to moja mama odebrała mój poród zamiast niej. Od tego
czasu nabrała do mnie jakiegoś chłodnego dystansu. <br />
- Zrobimy więc dzisiaj USG i ustalimy dokładniejszą datę terminu porodu. Proszę
też zwrócić uwagę na to, że to tylko teoretyczny termin. Nie jestem w stanie
zapewnić panią, że dokładnie tego dnia pojawi się dziecko. – wyjawia. <br />
Jakbym nie miała o tym pojęcia. Możliwe, ze to procedura, ale i tak mnie tym
denerwuje. Ostatnio wszystko mnie denerwuje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoBodyText">
</div>
<div class="MsoBodyText">
<span style="line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoBodyText">
<span style="line-height: 115%;">Wyciągam
się na stole przykrytym białą, papierową płachtą i mrużę delikatnie oczy. Jaskrawe
światło z lamp pod sufitem razi mnie w oczy.<br />
Peeta zajmuje miejsce na fotelu obok stołu i krzywi się siadając. Evans
zostawia nas, aby przynieść swój sprzęt. Przyglądam się Peecie badawczo.
Zauważa, że się w niego wpatruje i marszczy brwi.<br />
- Co? – pyta.<br />
- Wszystko w porządku?<br />
Nie zdąża mi odpowiedzieć. Doktor wraca do pokoju z tubką pasty w ręku.
Zauważam na jej twarzy cień podekscytowania. Siada na taborecie na kółkach i
wręcz podjeżdża na nim do mojego łóżka. Pieczołowicie uruchamia aparaturę. <br />
Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Mama nigdy nie miała dostępu do maszyn z
Kapitolu. Ludzie nigdy nie byli pewni ciąży ich dziecko jest zdrowe... Ba... Czy
jeszcze żyje, dopóki się nie urodziło. Czy też nie urodziło. Na dodatek
wszechobecny głód często sprawiał, że ludzie decydowali się na dzieci tylko z
powodu astragali, które owe pociechy mogły im zapewnić. Nie dziwiło mnie
takiego typu zachowanie. Taka jest właśnie nasza natura. Jesteśmy nieskończenie
samolubni.<br />
Doktor rozsmarowuje na moim odstającym brzuchu zimny żel po czym kładzie na nim
coś kształtem przypominające telefon komórkowy połączony cienkim przewodem z
resztą maszyny. Na niewielkim ekranie pojawia się około setka czarno białych
pasków, na które kobieta patrzy z uwagą. Przesuwa urządzeniem na boki, w górę i
w dół, aż a w końcu nieruchomieje. <br />
- Tutaj jest. – mówi. Na jej twarz wypełza uśmiech. <br />
Seria kresek i zakłóceń przybiera ledwo widoczny kształt. Ciężko ów kształt
nazwać.<br />
- Chcą państwo poznać płeć?<br />
Oddech więźnie mi w gardle. Spoglądam na Peetę. Wpatruje się, jak zaczarowany w
obrazek na monitorze, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. <br />
- Peeta... – Powietrze przedostaje się przez moje gardło w
najcichszym z szeptów. – To nasza córka. – szepczę. <br />
Oboje spoglądają na mnie. Evans marszczy brwi po czym ponownie przygląda się
ekranowi.<br />
- Skąd pani widziała?<br />
A więc to prawda. Moje sny okazały się prawdziwe. Przed oczami staje mi
dziewczynka z ciemnymi lokami i z szerokim uśmiechem na ustach. <br />
Willow...<br />
- Przeczucie. – wyjaśniam. <br />
Peeta podaje mi rękę. Spoglądam mu w oczy. Dostrzegam w nich odbicie własnych
uczuć. Zachwyt, szczęście i rozczulenie. <br />
Spodoba mu się to imię, które mój mózg bezustannie podsuwa? <br />
- Tak... To nasza córka. – mówi z uczuciem.<span style="font-size: 9pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-60464672124190245292015-11-29T19:33:00.000+01:002015-11-29T19:33:12.055+01:00133. Snów ciąg dalszy<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Witam was! <br />Zapraszam na notkę i widzimy się w niedzielę!<br />- Tina<br /><br />##################################################<br /><br />Przez dłużącą
się chwilę mam wrażenie, że Peeta podskoczy i stuknie pietami w powietrzu, ale
on tylko patrzy mi w oczy. Jego twarz dopiero po jakimś czasie zaczyna wyrażać
jakieś emocje. Najpierw bierze głęboki wdech.<br />
- Naprawdę? – pyta.<br />
Rysy jego twarzy robią się łagodne, a oczy nie dowierzają.<br />
- Tak. Będziesz tatą. – szepczę.<br />
Na jego twarz wypełza tak szeroki uśmiech, że nie potrafię go nie odwzajemnić.
Peeta porywa mnie z miejsca i wiruje ze mną w ramionach głośno się śmiejąc.
Trzymam się kurczowo jego szyi i nawet kiedy stawia mnie na ziemi czuje jeszcze
zawroty głowy. Peeta przyszpila swoje usta do moich z taka siłą, że aż boli.
Mimo to oddaję mu pocałunek z taką samą żarliwością i oddaniem. <br />
Kładzie mi dłonie na plecach i przyciąga bliżej do siebie.<br />
W tej chwili nie zastanawiam się czy sobie poradzę, czy na pewno mi się uda, bo
wiem, że Peeta mi pomoże bez względu na wszytko i nie pozwoli mi się potknąć, a
co dopiero przewrócić. <br />
- Oh, Katniss... – szepcze miedzy pocałunkami. <br />
Tak bardzo się cieszę, że mogę mu dać powód do takiego szczęścia. Odsuwa się i
patrzy mi w oczy. Oboje staramy się złapać oddech, ale na naszych twarzach
goszczą uśmiechy. Peeta sunie jedną
dłonią na moje biodro, a potem na brzuch, gdzie się zatrzymuje. Spogląda
na swoją dłoń po czym szepcze cicho.<br />
- Witamy.<br />
Słysząc to, całkowicie się rozklejam. Kładę rękę na jego dłoni i uśmiecham się
szeroko.<br />
O to właśnie chodziło!<br />
- Jeszcze wczoraj nie sądziłem, e to będzie możliwe. – wyznaje.<br />
Spoglądam mu w oczy i widzę szklące się na nich łzy. <br />
- Ja też nie. Przyznaję, że to niesamowity prezent urodzinowy. <br />
- Nie da się ukryć. <br />
Zbliża się do mnie i całuje moją skroń z szerokim uśmiechem. <br />
<br />
Tej nocy znowu śnię o tajemniczej dwójce dzieci. Tak, jak dawniej – jest ich
dwoje. Dziewczynka i chłopiec. <i>Chłopiec
jest definitywnie młodszy, a rozszalałe blond loki podskakują wokół szarych
oczu, kiedy biegnie wzdłuż strumienia. Dziewczynka ma ciemne włosy, które smaga
wiatr, kiedy oparta o moje ramie śpiewa ballady z dwunastego dystryktu. Znam je
wszystkie. Nagle dziewczynka milknie, wyciąga rękę i wyławia listek z moich
włosów. Zaczyna obrywać go, ale nie powraca do śpiewania.<br />
- Dlaczego przestałaś śpiewać? – szepczę. <br />
- Kiedy tata do nas wróci, mamo? – pyta melodyjnym głosikiem. Nie ma więcej niż
osiem lat, a w jej oczach błyszczy ledwie widoczny smutek.<br />
- Niedługo, skarbie. – pocieszam ją słabym głosem. <br />
- Ostatnio też tak mówiłaś. – skarży się. – Chcę, żeby już był w domu.<br />
- Ja też... Wiesz, że nie lubi wyjeżdżać. <br />
Spogląda na swój listek i ze złością rozrywa go na pół. Wyrzuca go w trawę i
spogląda na mnie zbolałym wzrokiem.<br />
- Ale nie ma go już tak długo! – zawodzi. <br />
- Ja też za nim tęsknie. – mamroczę. – Ale nie jest daleko i niedługo wróci. Ma
ciężki problem do rozwiązania w pracy. Wiesz o tym. <br />
- A co można zrobić, żeby wrócił szybciej? – naciska.<br />
- Hmm... Może, jeśli bardzo, bardzo mocno sobie tego zażyczysz...<br />
- Bardzo, bardzo sobie tego życzę! – mówi z przejęciem.<br />
- Życzenia czasem się spełniają. <br />
To nie byłam ja, czy siedząca obok mnie córka. Głos pochodził zza moich pleców.
Wciągam głośno powietrze i odwracam głowę w stronę osoby mówiącej. Peeta kuca kilka
metrów za nami z delikatnym uśmiechem na ustach. Słyszę głos córki krzyczący „tata!”,
kiedy rzuca się w jego stronę. Chłopcu udaje się ją usłyszeć i zaczyna biec w
stronę mojego męża, który już trzyma jedną w niedźwiedzim uścisku. W ostatniej
chwili odbija się od ziemi i ląduje prosto w otwartych ramionach Peety, który
już czekał na odebranie kolejnego dziecka. Przytula ich mocno do siebie, a potok
słów wypływa z ust każdego z nich w tempie tysiąca na minute. On słucha
cierpliwie nie wypuszczając ich z objęć. <br />
- Tęskniłem za wami. A teraz przywitam się z mamusią, dobrze? – mówi ciepłym tonem.
<br />
Oboje niechętnie się od niego odsuwają, a ja podnoszę się z koca i zbliżam się.
On Też wstaje. Dzieci zbiegają do strumienia, aby przynieść znalezione przez
dziewczynkę rano błyszczące kamyki. <br />
Uśmiech sam wypełza mi na usta, kiedy niechciana łza spływa mi po policzku.
Rozkłada ramiona, a ja od razu się w nich znajduję. Potem całuje mnie
przeciągle i długo, jakby przez ten jeden pocałunek chciał nadrobić wiele
tygodni rozłąki. Czerpię przyjemność z wtulania się w jego ramiona zupełnie, jak
za każdym razem, ale teraz zdaję się potrzebować tego dużo bardziej. Już od
dawna nie byliśmy rozdzieleni na tak długo. <br />
- Wróciłeś wcześniej...<br />
- Tak. Miałem serdecznie dosyć tego śmierdzącego Kapitolu. Mam okropnie dosyć
tego miasta. – wyznaje. – No i... Tęskniłem za wami zdecydowanie zbyt bardzo. <br />
<br />
</i>Sceneria się zmienia. <br />
<br />
<i>- Mamo... Mamo... – słyszę ciche
pojękiwanie. <br />
Uchylam oczy i zauważam twarz dziewczynki o niebieskich oczach. Podnoszę się
powoli i przecieram oczy. Spoglądam w bok. Peeta śpi spokojnie wyczerpany
po podróży. <br />
- Co się dzieje? – pytam. <br />
- Przyśnił mi się koszmar. – mówi. – Pomożesz mi go odpędzić?<br />
- Oczywiście.<br />
Drepcze za mną powoli trzymając w ręce swojego misia. Kładę ją do łóżka i
przysiadam na jego kancie. Ona wyciąga się i przeciąga po czym kładzie głowę na
poduszce i ziewa.<br />
- Zaśpiewasz coś? W oddali łąki, może?<br />
- Dobrze. – odpowiadam. – Deep in the meadow... Under the willow...<br />
Under the willow...<br />
Under the... Willow.<br />
Willow.<br />
<br />
</i>Budzę się nagle. Oczy mam spowite mgłą. Przecieram je raz za razem, a słowo
ciągle huczy mi w głowie. Kładę rękę na brzuchu i podnoszę się do pozycji
siedzącej. <br />
- Willow. Masz na imię Willow. Będziesz mieć na imię Willow.<span style="font-size: 8pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-9454739123286677422015-11-22T18:11:00.000+01:002015-11-22T18:11:40.293+01:00132. Radosne wieści<div class="MsoNormal">
Witam!<br />
Prosiliście o coś dłuższego, więc proszę.<br />
Kosogłos zainspirował mnie do napisania dzisiejszej notki.<br />
Zapraszam do komentowania.<br />
- Tina<br />
##########################################################<br />
<br />
Opieram się o balustradę schodów i zwracam twarz ku
sufitowi. <i>A więc to tutaj spędzę
najbliższy rok...</i><br />
Domek nie jest tak wielki, jak w wiosce zwycięzców. Nie potrzeba nam tyle
miejsca. Zamiast siedmiu pokoi są trzy plus salon. <br />
Nie widziałam nigdy chociażby zdjęcia tego miejsca, a mimo to czuję, że szybko
się przyzwyczaję. Ten dom – położony na obrzeżach Londynu, jest w każdym
stopniu tak idealny, jaki mógłby być. Ściany z drewna, ceglany kominek, ciepłe
kolory, dużo roślin. <br />
<i>Prim by się tu spodobało</i>, myślę i od
razu popadam w lekki smutek. Zamykam oczy i potrząsam głową, aby odgonić
wspomnienia mojej siostry stającej w płomieniach. Byłam tak blisko niej...
Gdybym od razu pobiegła, chwyciła ją za ramię... Nie... Nic nie mogłam zrobić.<br />
Peeta pochodzi do mnie i kładzie mi rękę na plecach.<br />
- Podoba ci się? – pyta miękko.<br />
- Idealnie. – odpowiadam nie zdolna do uśmiechu. Jestem, jak otwarta księga.<br />
- Co się stało?<br />
- Nic... Po prostu... Prim by się utaj spodobało. – szepczę niemal niesłyszalnie.
Łzy stają w moich oczach. Tak dawno nie płakałam za siostrą. <br />
Peeta przyciąga mnie do siebie i przytula mocno. Kładę głowę na jego ramieniu i
pozwalam kilku łzom spłynąć po policzkach i splamić mu ubranie. <br />
- Gdybym tylko mógł jakoś uśmierzyć twój ból...<br />
- Po prostu zostań. Zostań ze mną. – szepczę mu w szyję.<br />
- Zawsze, skarbie. Zawsze...</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Przechadzam się dookoła.
Staram się zwiedzić wszystko jak najlepiej. Jest tu przepięknie. Nie
tylko w domu. Można by myśleć, że cała
cywilizacja jest oddalona o setki kilometrów. W zasięgu wzroku znajduje się
tylko duża polana i las, a dalej przepływa rzeka. <br />
<i>Starałem się, abyś czuła się tutaj jak
najlepiej</i>, powiedział Peeta, kiedy tylko przekroczyłam próg. <br />
Stojąc po środku kuchni zaglądam za okno wychodzące na polną drogę i podjazd.
Peeta wymienia uprzejmości i żegna ludzi, którzy przywieźli nasze rzeczy. Podaje
mu rękę i potrząsa nią delikatnie.<br />
Odchodzę od okna i niechcący trącam pośladkiem krzesło przystawione do wyspy.
Odwracam się i zauważam kopertę leżącą na wyspie. Bielusieńka i idealna z dwoma
nazwiskami na przodzie. W prawym dolnym rogu <i>Katniss Everdeen, </i>a w lewym górnym <i> Gale Hawthorne. </i><br />
Patrze się na kopertę niczym na broń. Gale? Co Gale mi napisał? Decyduję się na
nie wnikanie. To nie ważne chwilowo. Chwytam kopertę i chowam ja w kieszeni
kurtki mojego ojca, którą wieszam na wieszaku. Słyszę odgłos otwieranych drzwi.
Peeta wchodzi do środka i spogląda mi w oczy. <br />
- Bierzmy się do roboty.<br />
Zaczynamy od kuchni. Niespiesznie wypakowujemy kolejne kartony pełne kubków i
talerzy. Praca idzie powoli, ale przed wieczorem zostaje nam tylko sypialnia.
Wyciągam ubrania jedno po drugim, kiedy odzywa się Peeta.<br />
- Co to?<br />
Spoglądam na niego. Trzyma w rękach szkatułkę, w której trzymam kilka ważnych
dla mnie rzeczy. Chwyta w palce naszyjnik ze zdjęciami mamy, Prim i Gale’a i
unosi go do góry. Przygląda się uważnie wisiorowi.<br />
- Nie podarowałaś go Posy? – pyta skonsternowany.<br />
- Nie mogłabym. – przyznaję. – Dałam jej replikę. <br />
Kiwa głową po czym odkłada wisiorek na miejsce. Następnie jego palce trafiają
na perłę. Unosi ja do twarzy i przygląda się uważnie.<br />
- Dałem ci ja podczas ćwierćwiecza. Prawda czy fałsz?<br />
- Prawda. – mówię i uśmiecham się smutno. – Pomagała mi przebrnąć... przez to
wszystko.<br />
Kładę dłonie na spodniach i ścieram z nich pot. Złe wspomnienia na chwilę
powracają. – Była dla mnie cząstką ciebie. <br />
Jego twarz łagodnieje. Odkłada szkatułkę, w której znajduje się jeszcze broszka
i spadochron na stoliczek nocny i wyciąga ku mnie ręce. Bez wahania wstaję i
rzucam się w jego stronę. Potrzebuję jego bliskości teraz bardziej niż
kiedykolwiek. Tuli mnie mocno do piersi i zanurza nos w moich włosach. <br />
- Jak myślisz... To kiedyś zniknie? – pyta.<br />
- Nie sądzę.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Dwa tygodnie mijają powoli. Nudzę się, kiedy Peeta jeździ do
parlamentu czy pałacu i przez parę godzin muszę radzić sobie sama. Szczerze, to
jest to okropnie nudne. Uczę się więc gotować z książki kucharskiej mamy,
czytam co wpadnie mi w dłoń i już od lat nie byłam tak dobrze zaznajomiona z
sytuacja polityczną w Panem. Staram się
zagospodarować wolny czas i notuję w pamięci, aby przywieźć z dwunastki więcej
książek. Kilka razy dzwonią. Johanna, Annie, mama, Bariel, a nawet Beetee.
Nawet doktor Aurelius postanowił sprawdzić moją sytuację psychiczną. <br />
W każdym razie z wielkim utęsknieniem wyczekiwałam wycieczki do dwunastki. <br />
<br />
kiedy wpadłam Johannie w ramiona, to przez długi czas nie mogła się ode mnie
uwolnić. Jej córeczka także widocznie się stęskniła, bo zaczęła wymachiwać
rączkami w kierunku Peety i płakać błagalnie. Rozpromieniła się, kiedy mój mąż
wziął ją na ręce. Popołudnie spędziliśmy z rodziną Johanny i śliską Sae.<br />
Teraz siedzę tu... Po raz kolejny. Odrętwiała i niewyspana, ale pełna
nadziei. Dzisiaj są moje urodziny. Peeta obudził mnie śniadaniem do łóżka, ale
znowu miał dużo do zrobienia w związku ze sprzedażą piekarni. Gabinet doktor Evans pierwszy raz nie jest
pusty. Siedzą tu jeszcze dwie szepczące między sobą kobiety, które udają, że
nie ignorują. Ich co chwila odwracające wzrok oczy mówią jednak coś innego. Doktor
Evans wywołuje mnie pierwszą, abym poznała wyniki badań. Dzięki bogu, bo o mały
włos nie poprosiłam ich, aby przestały się na mnie gapić.<br />
Siadam na przeciwko rozpromienionej doktor Evans. <br />
- Jak się pani czuje?<br />
- Dobrze. <br />
I tu się gadka szmatka kończy. Kobieta spogląda na monitor przed sobą i wodzi
wzrokiem po literach. Trwa to dosyć długo. Patrzy tam i patrzy, jakby szukała
czegoś, czego tam nie ma. <br />
<i>A jednak, </i>myślę. <i>Nie ma na co liczyć.<br />
</i>Nagle Evans unosi brwi szeroko i spogląda w moją stronę, potem zwraca swoja
uwagę ponownie na monitor. <br />
- Pani Mellark... Jest pani w ciąży.<br />
Zajmuje mi to kilka chwil zanim rozumiem co powiedziała, a właściwie bardziej
zaczynam pojmować, a nie rozumieć. Mózg przetwarza informacje, zaczyna boleć
mnie głowa. Doktor Evans kipi ze szczęścia, ale mnie kompletnie zatkało.<br />
Udało się? Naprawdę się udało? Nieświadomy szeroki uśmiech wypływa mi na twarz,
a moja ręka sama unosi się do brzucha.<br />
<i>Jestem w ciąży...</i><br />
Przed oczami staje mi obraz małej dziewczynki bawiącej się w chowanego ze mną i
z Peetą w ogrodzie. To dziewczynka z moich snów. Ciemne włosy, niebieskie oczy
i szeroki uśmiech, który topi lód każdego serca. Uśmiech, który powoduje, że nawet moje,
poranione i skute lodem serce topnieje i ponownie zaczyna bić.<br />
- Gratulacje!<br />
Nie wiem czy na pewno, ale chyba ustalamy datę kolejnego spotkania, a ja dostaję
w podarunku wydruk wyników badań, których ani ja ani nikt inny oprócz doktor
Evans nie będzie potrafił rozszyfrować. <br />
dziecko... Będę miała dziecko. Dziecko Peety. Moje oczy nieustannie zachodzą
łzami na nowa, a ja nie mogę się otrząsnąć. Nagle czuję tak bezgraniczną miłość
do tego maleństwa, jaką czułam do Prim. Uczucie, że muszę je chronić, chociaż
musiałabym poświęcić wszystko co tylko mam. <br />
<br />
Nagle znajduję się z powrotem w wiosce zwycięzców. Poranne, majowe słońce opada
na moją skórę i mam wrażenie, że dodaje mi odwagi. Aż zdziwiona jestem tym, że
brak we mnie wątpliwości. Zero.<br />
<i>Jak powiedzieć o tym Peecie? Wymyślić coś
specjalnego czy po prostu mu o tym powiedzieć?</i><br />
Żużel głośno chrzęści mi pod stopami, kiedy zbliżam się do schodów domu. Słyszę
zza pleców wołanie.<br />
- Katniss!<br />
Odwracam się tak szybko, że splecione w warkocz włosy boleśnie uderzają mnie w
twarz. Mama stoi w bramie wioski i uśmiecha się. Zbiegam po schodach prosto w
jej stronę. Biegnę tak szybko, że o mały włos nie potykam się o własne nogi.
Oplatam mamie ręce na szyi i przytulam ją mocno.<br />
- córeczko... – szepcze i odwzajemnia uścisk. – Wszystkiego najlepszego. Masz
dwadzieścia jeden lat. Czujesz się już stara? <br />
Śmieję się cicho.<br />
- Już nawet siwieję. <br />
Odsuwam si od niej. Nie widziałyśmy się od wielu miesięcy i dobrze jest ją
znowu widzieć. Mama przygląda się mnie z uwagą. <br />
- Wyrosłaś na tak dzielną kobietę... Żałuję, że przegapiłam większość twojego
dorastania. <br />
- Byłaś chora. – bronię jej.<br />
- To mnie nie usprawiedliwia. – mówi z żalem. <br />
Patrzę na nią ze zbolałą miną. Ma nie całe czterdzieści pięć lat, a wygląda na
dużo mniej. Zmarszczki w kącikach oczu i pierwsze oznaki siwizny to jedyne, co
może odznaczyć jej wiek. Chwytam ją spontanicznie za rękę i pociągam.<br />
- Chodźmy... napijemy się czegoś.<br />
Peety nie ma w domu. Spodziewałam się tego. Pewnie jeszcze przez jakichś czas
nie będzie dostępny. <br />
Siadamy przy stole w jadalni, a ja nalewam nam obu po kubku herbaty ziołowej i
stawiam parujące kubki na stole. Mama bierze łyk i uśmiech się lekko. <br />
- To napój z mojej książki kucharskiej.<br />
Nie jestem pewna, ale chyba się rumienię.<br />
- Co się u was tutaj dzieje? Jak Peeta? Podoba ci się w Wielkiej Brytanii?<br />
- Z Peetą wszystko w porządku, a Anglia jak na razie nie wyróżnia się niczym poza
piękną naturą. Wszystko spowite już jest zielenią. <br />
Gadka szmatka. Wymieniamy się nic nie znaczącymi wiadomościami, Dowiaduje się,
że mama spotkała Vicka, który przyjechał ją odwiedzić. <br />
- On ma już siedemnaście lat, a ty.. Dwadzieścia jeden. Zanim się obejrzę maleńka
Posy będzie szła na studia, a Rory się ożeni...
– mówi tęsknie i wzdycha. <br />
Kładę rękę na jej dłoni i ściskam. Mama spogląda w moje oczy i uśmiecha się
delikatnie. <br />
- tak szybko wszyscy rośniecie. Nie nadążam za tym, bo jedyne co robię cały
czas, to praca. Za rzadko was widuję i po prostu nie jestem w stanie... –
ociera łzę.<br />
Uśmiecham się smutno. To prawda. Tak dawno nie widziałam mamy. Miesiące mijają
tak szybko. <br />
- Za miesiąc minie pięć lat od pierwszych
igrzysk... <br />
- Tak... Dwa lata od waszego ślubu, trzy od wojny i... Śmierci...<br />
- Prim. Prim, Finnicka, Boggsa, Coin, Snowa i całej reszty. – mówię z taką
szybkością, że wymówienie tych wszystkich imion nie sprawia mi zbyt wielkiej
trudności. – Było ich tak dużo. <br />
- Dziesięć lat od śmierci waszego ojca... <br />
- Dwa od śmierci Haymitcha. – dodaję.<br />
- To zabawne, ale ciągle mam wrażenie, że pustka w domu jest spowodowana tylko
tym, że ty polujesz lub jesteś u Haymitcha lub Peety, a Prim jest w szkole...
Że Hazel Hawthorne ciągle opiekuje się dziećmi i śpiewa im kołysanki na
dobranoc, a za kilka tygodni będzie następne losowanie. – szepcze i spuszcza
wzrok. <br />
Proszę... Mama jest w dwunastce od zaledwie godziny, a już obudziłam w niej te
wszystkie złe wspomnienia. To powoduje, że moja propozycja o powrocie do
dwunastki wydaje mi się okropnie głupia. <br />
- Ja też czasami się czuję podobnie. <br />
Zapada cisza, a my oddajemy się myślom o tym, co minęło. Mówią, żeby nie wracać
do przyszłości, a doktor Aurelius szczególnie wiele razy mi to powtarzał, ale
moim zdaniem trzeba czasami zajrzeć w tamtą część swojego umysłu. Trzeba
wspomnieć ludzi, których się utraciło i ukochanych, których już się nie zobaczy.
<br />
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi i domyślam się, że to Peeta. Słychać doskonale
jego ciężkie kroki.<br />
- Katniss?<br />
- Tutaj! – odkrzykuję. <br />
Mama wstaje i kieruje się w stronę korytarza. Wtóruje jej. Na widok Peety mama
uśmiecha się szeroko. <br />
- Pani Everdeen... – wita się mój mąż.<br />
- Oh, Peeta. – szepcze mama i przyciąga go do siebie. Peeta obejmuje ją z
uśmiechem na ustach. Po chwili odsuwają się od siebie i mama przygląda mu się
uważnie. <br />
- Wyglądacie oboje jakoś tak inaczej... Doroślej. – przyznaje.<br />
- Cóż, nie widzieliśmy się spory kawał czasu. <br />
- No tak... Ach, jak ten czas leci. Mam zamiar za chwilę odwiedzić Johannę i
zerknąć na zdrowie Silvi... A ona ma już prawie rok! – dziwi się.<br />
To się mamie wzięło na wspominanie.<br />
- Fakt, mnie też to jakoś szybko umyka. – przyznaje Peeta po czym podchodzi do
mnie i cmoka mnie czule w usta. Celowo unikam jego wzroku, aby nie wyczytał z
moich oczu jakie wieści mam mu do przekazania. Cieszę się, że mama chce nas na
chwilę zostawić. <br />
- Idź... Jak wrócisz to zjemy jakichś lunch i pogadamy więcej. – mówię. <br />
Mama odwraca się do mnie. <br />
- Załatwię to szybko, szczerze, to kompletnie o tym zapomniałam. – mówi. –
Wrócę niedługo i wtedy weźmiemy się, jak należy za świętowanie twoich urodzin. <br />
Kiwam głową i uśmiecham się do niej. <br />
Kiedy zamyka za sobą drzwi Peeta niemal natychmiast odwraca mnie ku sobie i
patrzy mi głęboko w oczy. Kiedy opuszczam wzrok chwytam mnie za brodę i pociąga
ją ku górze. Cóż, trzeba zrezygnować z próby zaskoczenia go w jakichś kreatywny
sposób, bo czuję, że jeśli zaraz mu nie powiem, to nie wytrzymam. <br />
Jego czy pełne są chłopięcej nadziei. Wyobrażam sobie, jak zareaguje dokładnie
w chwili, kiedy mówię.<br />
- Udało się. Będziemy rodzicami.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-18901234771348731552015-11-15T14:13:00.000+01:002015-11-15T14:13:37.110+01:00131. Powrót kochanków<div class="MsoBodyText">
Witajcie, kochani i Happy Hunger Games Week! Tak! W przyszłym tygodniu większość z nas obejrzy kosogłosa i skłamałabym mówiąc, iż nie umieram. Wybieram się we wtorek (Szwecja) i odliczam godziny. <br />
Dziękuję wam za bycie częścią fandomu i mojego fanfica.<br />
A tymczasem - miłego czytania i nie zapomnijcie zostawić na dole komentarz. <br />
- Tina<br />
########################################<br />
<br />
Mija zima. Mroźna i długa. Dopiero z początkiem kwietnia
śnieg zaczyna topnieć, a moje i Peety obawy wzrastać. <br />
Raz w miesiącu wybierałam się na badanie, które miało wykazać, że jestem w ciąży
i za każdym razem nic nie zostaje wykryte. Grudzień – nic. Styczeń – nic. Luty
– nic. Marzec – nic. Zaczęłam już powoli tracić nadzieję. Inne badania
wykazały, że nie mam powodów, aby mieć trudności z zajściem w ciążę. Z żadnym z nas nic nie jest nie w porządku.
Widząc, jak i Peeta powoli traci nadzieję, kraja mi się serce. Za każdym razem,
kiedy otrzymujemy kolejne wyniki testów smutnieje jeszcze bardziej. Nie
ukrywam... Mnie też to dotyka. Nikomu nie powiedzieliśmy o staraniach. <br />
Powoli przygotowujemy się do przeprowadzki. Boję się, jak cholera. Przez
ostatnie miesiące ciągle się czymś stresuję. <br />
Silvia zaczęła już stawiać pierwsze kroczki, przez co Johanna zaczęła być
niezwykle ostrożna, jeśli chodzi o nią. Ciekawe, czy będzie podobnie ze mną . O
ile w ogóle...<br />
Widząc, jak rośnie w oczach czasami się zastanawiam czy Johanna też to zauważa.
Może chciałaby spowolnić proces. <br />
Śliska Sale obiecała zajmować się domem pod naszą nieobecność. Nie zgodziła się
na przyjęcie zapłaty, co sfrustrowało zarówno mnie, jak i Peetę. A czasu do wyjazdu co raz mniej.</div>
<div class="MsoBodyText">
Siedzę w prawie pustym pomieszczeniu po raz kolejny
czekając na wyniki testów. Peeta miał pójść ze mną, ale miał do załatwienia
kilka spraw związanych z przeprowadzką. Zapewniłam go, że z mojej strony nic
się nie stanie i dopiero wtedy dał mi wyjść.
Stoją tu dwa fotele i kila krzeseł, a do tego półka z magazynami. Kolory
są spokojne i stonowane.<br />
Za każdym razem, kiedy siedzę tu w tym pokoju doktor Evans jestem tak samo
przerażona. Co jeśli dzisiaj jest ten dzień? A co jeśli ten dzień nigdy nie
nadejdzie? Peeta mówi, żeby nie tracić nadziei, ale mimo to...<br />
Doktor Evans woła mnie do siebie. Wstaję i w ślimaczym tempie wchodzę do jej
gabinetu. Siadam na przeciwko jej biurka, a ona zajmuje miejsce przed mną. Jak zawsze
się uśmiecha.<br />
Evans jest lekarzem z piątki. Sprowadziła się tutaj kilkanaście miesięcy temu i
poleciła mi ją sama Johanna.<br />
- Zobaczmy więc co tam mamy. – mówi spoglądając na komputer. Wpatruję się w nią
z oczekiwaniem. Patrzy z wielką uwag ą i mam wrażenie, że myśli. Chwyta kartkę
papieru leżącą przed nią na stole i wpisuje coś w puste pole. W końcu ona
zaciska usta i wzdycha.<br />
- Niestety, proszę pani... Znowu nic. Przykro mi. <br />
Wzdycham zrezygnowana. <br />
- Możliwe, ze są państwo jedn ą z par z mianem niepłodności idiopatycznej, a
znaczy to, że potrafi się podać powodów trudności z poczęciem. Polecam jednak
zrobić jeszcze jedne badania zanim się poddamy. <br />
Kiwam głową, chociaż „poddaMY” zabrzmiało trochę dziwnie. Chce mi się płakać.
Może to naprawdę nie jest mi dane. Może i jestem młoda, ale jak to się mówi
chcemy tego, czego nie możemy mieć. <br />
- Państwo wyjeżdżają, prawda? Czy planujecie odwiedzić dwunastkę w najbliższym
czasie?<br />
- Siódmego maja. Na trzy dni. <br />
- Świetnie. Proponuję więc spotkanie ósmego maja, dobrze? <br />
- Dobrze. <br />
Spogląda na moją zbolałą minę i widać w jaj oczach skruchę.<br />
- Kiedyś wam już się udało. Kibicuję wam. <br />
Ech... Mówi o wymyślonej przez Peetę ciąży. Tamtej, która miała na celu
zawieszenie igrzysk ćwierćwiecza. Ona nie wie, że wtedy wcale nie byłam w ciąży.
Możliwe, że od zawsze było tak, jak jest.<br />
- Dziękuję. <br />
Trzeba oddać sprawiedliwość doktor Evans – stara się mnie pocieszyć. Słyszałam
już od niej teksty w stylu „Do trzech razy sztuka” czy „Następnym razem się uda”,
jakby to ona była w mojej sytuacji. Może naprawdę wczuwa się w uczucia swoich
pacjentów, a może chodzi o mnie i Peetę. W końcu mimo wszystko od zawsze
zaszczytem było przyjmować poród dziecka zwycięzcy, a co dopiero dwoje
zwycięzców i to nie zwyczajnych, a nieszczęśliwych kochanków, których zna całe
Panem. Rzygać się chce.</div>
<div class="MsoBodyText">
Wystarczy, że spoglądam Peecie w oczy, a on już wie. Wie,
że znowu nic się nie stało. Jego mina rzednie i obejmuje mnie mocno. Wzdycha
głośno.<br />
- Może czas dać sobie spokój. – szepcze z rezygnacją.<br />
- Nie. To ty zawsze powtarzasz, żeby nie tracić nadziei. Jeszcze raz. Chociaż
raz.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Patrzę, jak mężczyzna w ciemnym roboczym ubraniu ładuje
ostatnie pudło na ciężarówkę. W środku znajduje się kilkanaście podobnych
pudeł, które przez ostatni tydzień pakowałam z pomocą Johanny i Peety. Bierzemy
ze sobą tylko ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wyjeżdżamy stąd na stałe.
<br />
Johanna przygląda mi się zaciekawiona. <br />
- Źle wyglądasz. <br />
- Dzięki. – mówię ironicznie.<br />
- Coś się stało?<br />
Wzdycham.<br />
- To po prostu ten wyjazd. Stresuję się. <br />
Johanna kiwa przez chwilę głową. Nasze spojrzenia się krzyżują, a jej
oczy wypełniają się łzami. Nagle porywa mnie z miejsca i mocno przytula. Ze
smutnym uśmiechem odwzajemniam jej uścisk.<br />
Zastanawiam się czy jej powiedzieć. Tak długo trzymaliśmy to dla siebie, a
wiem, że Johanna powiedziałaby mi o czymś takim. A może nie powinnam... <br />
- Katniss... Poważnie, co jest? – pyta z naciskiem. <br />
Biorę głęboki wdech. Tak głęboki, że powietrze nie mieści mi się w płucach.<br />
- Wszystko dobrze... Zobaczymy się za dwa tygodnie. <br />
- Racja. Twoje urodziny. <br />
Odsuwa się ode mnie i pociąga nosem. <br />
- Katniss? – Peeta woła mnie z głębi domu. Wchodzi do kuchni, gdzie stoję z
Johanną i obdarza nas przepraszającym spojrzeniem. – Przykro mi, skarbie, ale
musimy iść. <br />
Kiwam głową zaciskając usta. <br />
Odwracam się do Johanny i obdarzam ją niedźwiedzim uściskiem. <br />
- Będę tęsknić. – szepczę. <br />
- Ja też. Aa... I... Powodzenia. <br />
Odsuwam się i uśmiecham. Peeta podaje mi
płaszcz. Przyjmuję go i nakładam na ramiona. Przytrzymuje mnie pod rękę o
wychodzimy na dwór. <br />
Zima dopiero zaczyna opuszczać dwunastkę. W tym roku była wyjątkowo ostra. Śnieg
jeszcze gdzieniegdzie leży i topnieje, ale idzie mu to w ślimaczym tempie. <br />
- Będę tęsknic za dwunastką – przyznaję, kiedy wsiadamy do podstawionego
samochodu. <br />
- Potraktuj to jak wakacje. Zanim się obejrzysz będziemy znowu w domu.<br />
Uśmiecham się delikatnie. Spoglądam na Johanne, która stoi w miejscu na werandzie
i macha do nas. Odmachuję jej.</div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-90508594733699880662015-11-08T14:45:00.001+01:002015-11-08T14:45:23.711+01:00130. Namysł<div class="MsoBodyText">
<span style="font-family: inherit;">Witajcie! Zapraszam na nowy rozdział.<br />Pojawiają się pytania kiedy nowe rozdziały. W każdą niedziele jeden.<br />-Tina<br />############################################</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">We śnie jestem na arenie ćwierćwiecza, a jest ze mną tylko
Peeta, który wpada na pole siłowe, a nie ma z nami Finnicka, bay mógł go
odratować. Nieporadnie staram si odtworzyć jego ruchy, ale większość z
techniki, jakiej używał zatarła mi się w pamięci, więc oczywiście nic z tego
nie wychodzi. Na koniec rzucam się na ziemię i drę się wniebogłosy. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">
<br />
Koszmar był dokładnie tak krótki, aby
zmieścić się w godzinie mojego snu. Dokładnie tyle przespałam, ale o dziwo nie
budzę się oszalała... Raczej odrętwiała ze strachu. <br />
Peeta śpi obok mnie ciągle obejmując mnie ramieniem. Taki spokojny. <br />
Na jego widok strach związany ze snem automatycznie znika i zostaje zastąpiony
rozczuleniem.<br />
Ostrożnie zdejmuję z siebie jego ramię i wyślizguję się spod kołdry. Ogarnia
mnie przyjemne uczucie szczęścia związane z Peetą. Spoglądam w jego stronę.
Zaledwie wczoraj bałam się, że to koniec. A dzisiaj... Przypominam sobie nagle
moje wczorajsze słowa. „Dobrze. Zgadzam się”, a na moją twarz wypływa uśmiech. Peeta
był tak nieskończenie uradowany, a ja chcę mu wynagrodzić wszystko co go przez
mnie spotkało. Z drugiej jednak strony czuję się przerażona. Jak nie wiem co.<br />
wraz z przerażeniem wracają do mnie myśli o Gale’u. Gdzie jest teraz? Czy
jeszcze żyje? <br />
Ta myśl jest tak mroczna, że potrząsam głową, aby ją od siebie odpędzić. <br />
Chwytam jeansy i koszulkę z szafy i wchodzę do łazienki. Muszę to wszystko
przemyśleć.</span></div>
<div class="MsoBodyText">
<br /></div>
<div class="MsoBodyText">
<span style="font-family: inherit;">Zaparzam kubek herbaty, gdyż nie wiem kiedy Peeta się
obudzi. Siadam przy stole w jadalni i kładę stopy na sąsiednie krzesło. Prawie
nigdy tutaj nie przebywam. Być może dlatego, iż widziałam setki umierających
osób na identycznym stole w jadalni mojego domu. Przychodzi mi do głowy pytanie
– Co ja zrobię z tym domem? Teraz jest on już kompletnie pusty. Johanna i
Leevie mieszkają razem z Silvią i rodzeństwem Leeviego w miasteczku, a chwilowo
pomieszkuje tam Annie, ale niedługo pojedzie do domu. Co mam więc z nim zrobić?
Zachować? Sprzedać? Ktoś zapewne nie miałby nic przeciwko mieszkaniu w Wiosce
zwycięzców. Mimo wszystko te domy nadal są najbardziej luksusowymi w dwunastce.
<br />
Przypominam sobie o wczorajszym postanowieniu. Może jednak lepiej go zachować.
Na przyszłość.<br />
Wracają do mnie wspomnienia snów sprzed kilkunastu miesięcy. Przypominam sobie
dwoje dzieci. Dziewczynkę o ciemnych włosach i niebieskich oczach oraz chłopca
o jasnych włosach i niebieskich oczach. Lotous i Ren. Nie wiedzieć czemu imiona
z moich dawnych snów o dwójce szczęśliwych dzieci wryły mi się w pamięć. Możliwe, że dlatego, że na siłę chciałam je
zapomnieć. <br />
Mieszam łyżeczką w kubku patrzeć na brązowy płyn. Patrzę na bliznę na mojej ręce po postrzale.
Ręka bezustannie mi się trzęsie.<br />
Dzieci... ja naprawdę to zrobiłam? Tak... Niewątpliwie tak. Mam jednak
wątpliwości. Dam sobie radę?<br />
Nie... Nie ma mowy, abym dała. To jakichś koszmar... jak ja mogłam to zrobić?
Ja się przecież nie nadaję do tej roli! Chcę wydać dziecko na en pozbawiony
ludzkich uczuć świat? Na ten świat, gdzie przez lata walczyłam o życie, a kilka
lat temu sama doszłam do wniosku, że nic się ie zmieniło. Plutarch mówił sam,
że pamięć ludzka nie trwa długo. Może za kilka lat, miesięcy bądź dni rozpęta
się nowa wojna. Już za rok odbędą się nowe wybory. Kto wie, kogo wybierze Panem?
Może nowy prezydent będzie taki, jak Snow lub Coin, albo ktoś jeszcze gorszy.
Co, jeśli Plutarch miał racje, kiedy mówił, że jesteśmy głupimi istotami
dążącymi do samozniszczenia? Po raz kolejny słowa Peety z wywiadu z cezarem nie
wydaję mi się pozbawione sensu. <br />
Czy nasi wrogowie na pewno są zlikwidowani na dobre?<br />
- Hej. – słyszę głos i odwracam się. <br />
- Obudziłeś się. <br />
Uśmiecha się. <br />
- Tak. Przez chwile miałem nawet wrażenie, że wczoraj mi się przyśniło, ale
zdałem sobie sprawę, że nie jestem w salonie, więc raczej mało prawdopodobne. –
mówi.<br />
- Dlaczego w salonie?<br />
-Nie chciałem iść spać. Nie tylko ty miewasz ciężkie noce.<br />
No tak. Podchodzi do mnie powoli po czym pochyla się nade mną i całuje moją skroń. Wzdycham zamykając oczy. <br />
- Wiesz, że możesz zmienić zdanie, prawda? – pyta nie odrywając ust od mojej
głowy. <br />
<i>Dalej, Katniss. Możesz się jeszcze
wycofać! Zrób to... Wycofaj się! Powiedz, że tamta decyzja była podjęta pod
wpływam chwili!<br />
</i>- Nie zmienię. <br />
- Jesteś pewna?<br />
<i>Nie! Nie, nie nie nie!<br />
</i>- Tak.<br />
Dlaczego ja się ze sobą kłócę? Uciszam głupi głosik w mojej głowie. To. Dla.
Peety. Jestem mu to winna.<br />
- Tak. – powtarzam. – Jestem pewna. <br />
- Dobrze. – mówi i uśmiecha się. – Muszę z tobą jeszcze o czymś porozmawiać. <br />
Spoglądam na niego pytająco. Prostuje się i siada obok mnie. <br />
- Pamiętasz ofertę od księcia Carl’a? <br />
- O zostaniu doradcą w Anglii? <br />
- Tak. Widzisz... Ja nigdy tak do końca mu nie odmówiłem i kilka dni temu
zadzwonił i wznowił propozycję. Gdybym ją przyjął wiązałoby się to z
przeprowadzką do Wielkiej Brytani.<br />
Przygryzam dolną wargę. <br />
- I... Przyjąłeś posadę?<br />
- Poprosiłem, aby dał mi czas do namysłu. Pomyślałem, że jeśli będziesz chciała
ode mnie odejść, to pojadę, a jeśli nie, to to z tobą omówię. I jak? Co o tym
myślisz?<br />
Odejść od niego? Wzdrygam się w myślach. Widzę po nim, że zależy mu na tym.
Bardzo. <br />
- Nie jestem pewna...<br />
- Oczywiście nikt nie mówi, żebyśmy zostali tam na zawsze i nigdy nie
przyjeżdżali do Panem. Chciałbym zmienić coś na tym świecie, a może dzięki temu
kiedyś uda mi się zmienić coś w Panem. Może kiedyś zasiądę w rządzie Panem, a
wtedy mógłbym zając się rzeczami, których jeszcze nie naprawiono. <br />
Słyszę w jego głosie zaangażowanie. Właściwie, to dlaczego nie? Tak, jak
powiedział – nie musimy wyjeżdżać na zawsze. <br />
- Kiedy miałoby to nastąpić? <br />
- Pod koniec kwietnia. Wiem, że maj to miesiąc, w którym dużo się dzieje,
ale...<br />
- Niech będzie. – przerywam mu. – Jest niewiele osób, którym bez wahania
oddałabym władzę nad światem, a ty stoisz na ich czele. Bez wątpienia pomożesz
rozwiązać wiele problemów w najlepszy możliwy sposób. Niech będzie. <br />
Uśmiecha się półgębkiem.<br />
- Dwie takie ważne decyzje w zaledwie kilka godzin?<br />
- Wiem co robię. –odpowiadam.<br />
<i>Oby. –</i> dodaję w myślach, ale tego
Peeta nie musi słyszeć.</span></div>
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">- Johanna?<br />
- Hej. – szepcze.<br />
Widząc ją mam wrażenie, że nie widziałyśmy się od wieków, chociaż tak naprawdę
minęło tylko kilka dni. Ubrana jest w kanarkowożółty płaszcz, który w
połączeniu z jej ostrymi rysami tworzy niezły kontrast. Chwytam ją za rękaw i
wciągam do środka po czym obejmuję ją szczelnie ramionami. Johanna obejmuje
mnie w odpowiedzi. <br />
- Ech... Co ty wyprawiasz, ciemna maso?<br />
Ach... Ciemna masa... Kiedyż to to przezwisko wypłynęło spoza ust Johanny
Mason po raz pierwszy? W szpitalu w trzynastce, gdzie dwie pokaleczone
dziewczyny starały się poprzez uśmierzanie bólu narkotykami wrócić na prostą. Pamiętam nieustanne treningi w deszczu i w błocie. <br />
A jednak obie żyjemy. <br />
- Ja... Nie wiem. – wyznaję nie mając na myśli tylko mojej wycieczki do
trzynastki. – Ja na prawdę nie wiem. <br />
I w tej chili właśnie, mam ochotę się rozpłakać. Ciężar ostatnich miesięcy
przytłacza mnie i chciałabym móc z kimś omówić moje obawy, co wydaje mi się
dziwne. Nigdy nie byłam osobą otwarcie mówiącą o swoich problemach i
zastanawiam się czy powinnam to zmieniać. Dochodzę do wniosku, że w jakiejś
części nie powinnam i trzymam się jej.<br />
- Chcesz o tym pogadać?<br />
- Nie... Wszystko gra. <br />
Ona kręci głową.<br />
- Wy kosogłosy potraficie okropnie grać na nerwach.<br />
- I nie tylko</span></span>Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-21677117874818236142015-11-01T13:29:00.001+01:002015-11-03T09:16:02.224+01:00129. PodłogaHeej!<br>Wiem, że się spóźniłam. Miałam problem z komputerem i zastanawiam się na wymienieniem go na nowy. Kolega dopiero wczoraj naprawił mi połączenie z netem.<br>Ta notka jest komuś dedykowana. Oli S. Moja kochana najlepsiejsza przyjaciółko na świecie kocham cie i życzę ci w tym doskonałym dniu sto lat!<br>
Zapraszam do czytania i nie zapomnijcie o komentarzu!<br>-Tina<br>
##############################################<br>Powoli odzyskując świadomość czuje, że jetem przez kogoś obejmowana. Co więcej - ja sama obejmuję tę osobę dużo mocniej niż by przystało. Czuję znajomy zapach. Nie wiem, jak to możliwe, że trzyma on się jego ciała i ubrań tak nieodłącznie i nigdy nie znika. I w tej tutaj chwili nie obchodzi mnie, co mówiła mi Annie. Chcę tylko, aby Peeta mnie obejmował i nie obchodzi mnie czy to, że w tej chili pragnąc jego uwagi jestem samolubna. Nie chcę, żeby odchodził. Chcę, żeby został tutaj, ze mną i już nigdy mnie nie opuszczał. Powoli zaczynam się rozluźniać. Moja głowa spoczywa na ramieniu Peety, a ręce na jego karku. Mój płacz, to jedyne, co wypełnia głuchą ciszę. Moje szlochy przypominają mnie samej o koszmarze. <br>Przed oczami staje mi widok prezydenta Snowa oblizującego krwiście czerwone od krwi wargi i mówiącego "a oto kara". Nawet Coin ze strzałą w gardle nie przeraziła mnie tak, jak on. Jego ślepia wcale nie były ludzkie. gdyby chciał mógłby łatwo zostać jadowitym wężem. <br>W objęciach Peety, czuję się, jak w domu. Jestem w domu. Peeta nakreśla pocałunkami ścieżkę od mojego ucha do obojczyka rozluźniając mnie tym jeszcze bardziej i widząc, że nie sprzeciwiam się, kontynuuje. To nasz pierwszy czuły moment od przeszło dwóch miesięcy, co wydaje się absurdalnie głupie. Zwłaszcza teraz, kiedy uświadamiam sobie, jak bardzo brakowało mi tej najbliższej mi osoby i jak bardzo tego potrzebuję.<br>
Odsuwam się od niego i spoglądam w jego oczy. Błękitne i błyszczące, ale zasnute mgłą i nieziemsko smutne.<br>Zastanawiam się, jak wyglądają moje. Mój płacz jeszcze do końca nie ustał, więc są pewnie wypełnione łzami i zaczerwienione.<br>
W pokoju pali się światło i ze zdumieniem zauważam, że siedzimy na podłodze. Rozglądam się zdezorientowana.<br>- Dlaczego ja jestem na podłodze.<br>Spoglądam z powrotem na niego. Kreci głową.<br>- Nie wiem. Kiedy tu przyszedłem wiłaś się na podłodze i krzyczałaś. - wyjaśnia i spogląda w bok. - Twoje koszmary wróciły?<br>Odpowiedź na to pytanie jest taka oczywista, że mam wrażenie, że nie muszę odpowiadać, ale cisza, która zapada daje mi do zrozumienia, że Peeta oczekuje odpowiedzi.<br>- Tak.<br>Przez okres średnio pięciu miesięcy przed tym całym bagnem - ja i Peeta zaznaliśmy błogiego spokoju po nocach. Przez ten okres żadne z nas nie miało koszmarów i przesypialiśmy całe noce w spokoju. Był to najbardziej spokojny okres naszego małżeństwa. Budzenie się wypoczęta było czymś wspaniałym i oboje mieliśmy dzięki temu dobry humor. Wszystko było prostsze.<br>To zaczęło się walić, kiedy zaczął się ten cały cyrk.<br>- Moje też. - przyznaje. - Ostatnio musiałem nawet prosić jednego faceta, żeby zagrał ze mną w prawda czy fałsz.<br>Zaciska usta i kręci głowa, jakby wstydził się swojej słabości i tego, że nie potrafi zwalczyć wspomnień. Spontanicznie chwytam go za rękę.<br>- Następnym razem możesz mnie prosić.<br>Spogląda na nasze złączone dłonie, a potem w moje oczy. Łzy przestają już cieknąć. Pociągam nosem.<br>Peeta wyrywa dłoń z uścisku. Zaskoczona ma przez ułamek sekundy do niego żal, ale potem on chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie na długi pocałunek. Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniam pocałunek z zapałem, jaki rzadko mi się zdarza, a z moich oczu znowu zaczynają płynąć łzy. I bynajmniej nie czuję się samolubna. w tej chwili chcę jemu dać to, co wcześniej mu tyle razy odbierałam.<br>Mam wrażenie, że jestem mu to wszystko winna. Obiecywałam mu, że nie opuszczę go za żadne skarby, a wystarczyło coś takiego, żebym uciekła.<br>
Jestem okropna.<br>Całuję go długo i namiętnie i mam wrażenie, że oboje się nad czymś zastanawiamy i, że mimo wszystko nie oddajemy się w pełni.<br>- Nie myśl już. - szepczę i wracam do poprzedniego zajęcia. Chyba mnie słucha.<br>Zdyszana odsuwam się od niego. Za lekko zaróżowione policzki, a w kącikach ust błąka się uśmiech, który rośnie z każdą sekundą.<br>- Co? - pytam.<br>- Nic - odpowiada i znowu mnie całuje. Ile ja bym dała, aby móc przeczytać jego myśli.<br>Peeta odrywa się od moich ust i wstaje po czym podaje mi rękę i pociąga mnie w górę. Bolą mnie plecy. Ciekawe, jak długo czasu spędziłam na podłodze.<br>- Chodźmy lepiej spać. - mówi do mnie. Kiwam głową i chcę się położyć, ale mnie przytrzymuje. pooglądam na niego pytająco. Chyba się zastanawia nad tym, co chce powiedzieć. - Mogę zostać?<br>- Ale głupie pytanie. Oczywiście, że tak. - szepczę patrząc mu oczy.<br>Oddycha z ulgą.<br>Kładziemy się obok siebie. Ja na boku, a Peeta obejmujący mnie od tyłu z twarzą zanurzoną w moich włosach. Mam ochotę zostać tak na wieczność.<br>- Chciałaby zatrzymać ten moment. Tu i teraz, aby móc żyć w nim na zawsze. - cytuję go. Bardziej czuję niż słyszę jego uśmiech.<br>- Nic nie staje na przeszkodzie. Kocham cie, skarbie.<br>Na moją twarz wypływa głupawy uśmiech. Ściskam jego rękę.<br>- Ja ciebie też.<br>Czuję się, jakby ktoś zdjął mi ciężar z pleców. Błogie uczucie.<br>Zamykam oczy. Jednak jedna myśl nie pozwala mi zasnąć. jedna głupia myśl stawia mnie przed sądem i każe mi sobie wszystko wyjaśnić. Nie mogę się powstrzymać.<br>- Peeta... O czym myślałeś?<br>- Co? - pyta zaspany. Widocznie wyrwałam go z półsnu.<br>- No wiesz... Tam na podłodze. Wydawałeś mi się zamyślony. o czym myślałeś?<br>Wzdycha głośno. Znowu wyczuwam jego uśmiech, ale mniejszy. \<br>
- To może zabrzmieć głupio, ale... Wyobraziłem sobie dziewczynkę.<br>- Dziewczynkę?<br>- Tak. Dziecko z szarymi oczami. Nasze dziecko.<br>dotyka mnie tym do żywego. Już już mam się wzdrygnąć, kiedy dociera do nie pewien fakt. Co mogłabym jeszcze dać Peecie, aby go uszczęśliwić? Jak zrekompensować mu wszystkie jego krzywdy?<br>To może byś to czego potrzebujemy. To, co pomoże nam zrosnąć się trwale.<br>Czy potrafię to zrobić? Czy nadaję się na... Matkę? Wyobrażam sobie małą dziewczynkę, ale nie z szarymi tylko błękitnymi oczami. Identycznymi, jak Peety.<br>Czuwają nad nami zaufani ludzie. nie boję się już o nasze bezpieczeństwo.<br>To właśnie ten świat. ten, który wyobrażałam sobie na arenie ćwierćwiecza. Miejsce bez głodowych igrzysk. Miejsce wolne od wojny. Miejsce, w którym dziecko Peety byłoby bezpieczne.<br>"Będzie z ciebie fantastyczna matka", powiedział wtedy. Czuję coś, że on mi w tym pomoże.<br>- Ty naprawdę tego pragniesz, prawda? - pytam.<br>- Tak. - odpowiada bez namysłu.<br>Przygryzam wargę i chwile milczę po czym szepczę.<br>- Dobrze. Zgadzam się.<br>- Co?<br>Podrywa się, jak poparzony. Na jego twarzy zauważam niedowierzanie. Uśmiecham się.<br>- Dobrze. Zgadzam się. - powtarzam.Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-62788762978980643512015-10-18T19:06:00.001+02:002015-10-31T23:52:28.143+01:00128. Nic jej nie jest<br />
Hej i zapraszam na kolejny rodział! <br />
- Tina<br />
<br />
#####################################<br />
<br />
Słowa Annie działają na mnie niczym zimny prysznic Są jednocześnie oświeceniem i skazaniem dla mojego ego.<br />
Trzymając w stalowym uścisku kubek z herbatą patrzę, jak Annie ubiera buty.<br />
- <i>Musicie sobie wiele wyjaśnić. - </i>mówiła. <i>- Lepiej, jeśli już sobie pójdę.</i><br />
Trudno się z nią nie zgodzić.<br />
Nerwy uciskają moje wnętrzności. Jak zniesiemy <span style="background-color: #666666;">zbliżające</span> się dni?<br />
Martwię się. Może i bezsensownie, ale mam świadomość, że nie od razu będzie tak kolorowo. Od dwóch miesięcy znowu nękają mnie koszmary. Tydzień temu na przykład śnił mi się Chaff z 11 dystryktu, który z maczetą w jednej ręce i żywym wężem w drugiej gonił mnie przez sektor mgły na arenie ćwierćwiecza. Z jednej strony była mgła a z drugiej on. Rozwścieczony i pragnący mojej krwi. Coraz częściej moja siostra umiera nadeptując na minę i w zwolnionym tempie widzę, jak jej ciało rozrywa na tysiące rozchlapanych kawałeczków lub małą Rue z oszczepem w brzuchu bawiącą się czarną kulką, która wkrótce okazuje się bombą z zapalonym lądem. Na dodatek od dawna nie miałam nikogo kto by mnie uspokoił lub chociażby wybudził z tych nocnych koszmarów.<br />
Drzwi zamykają się z cichym kliknięciem, a ja zastanawiam się co ze sobą zrobić. Idę na górę i wchodzę do łazienki. Muszę natychmiast zmyć z siebie ten cały brud.<br />
Ciepła woda ochlapuje moje ciało, masuje kark, zmywa ze mnie pot i przykry zapach. Mogę przez chwilę zatracić się w błogim spokoju i nic nie myśleniu. Już po chwili jestem czysta. wychodzę z kabiny wycieram się do sucha ręcznikiem i przeglądam się w do połowy zaparowanym lustrze. Wyglądam na totalnie wykończoną. Taka też jestem. Wykończona do granic możliwości. Biorę w rękę szlafrok i zasłaniam nim posiniaczone ciało.<br />
Wychodząc z łazienki zauważam go niemal od razu. Siedzi w jednym z foteli i ponosi się kiedy tylko się pojawiam. Jego oczy błyszczą, policzki ma zarumienione, a włosy na prawdę zbyt długie i zmierzwione. Zamykam za sobą drzwi.<br />
- Hej. - szepczę.<br />
- Hej. - odszeptuje.<br />
Zapada krępująca cisza podczas której tylko wpatrujemy się w siebie. Peeta przelatuje wzrokiem po całym moim ciele wywołując przyjemny dreszcz.<br />
- Jak się czujesz? - pyta.<br />
- Bywało lepiej. - przyznaję.<br />
Uśmiecha się delikatnie.<br />
- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa.<br />
Milczę. Zwyczajnie nie mam pojęcia co na to odpowiedzieć. Jestem tylko cicho mając nadzieje, że po mnie nie widać jakie wrażenie zrobiły na mnie jego słowa. Chyba mi się udaję, bo mina Peety nagle pochmurnieje. Widząc jego usta wykrzywione w pełnym bólu grymasie mam ochotę się na niego rzucić i już, już mam to zrobić, kiedy on się odzywa.<br />
- Będę w pokoju na przeciwko, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - mówi i nie patrząc na mnie wychodzi.<br />
Poszło szybciej niż myślała, ale cel nie był zamierzony. Jestem na siebie nieziemsko wściekła,<br />
Zrezygnowana ubieram na siebie pierwsze z brzegu spodenki i t-shirt po czym wślizguję się pod kołdrę. Zmuszam powieki by nie opadały i czekam.<br />
Pięć minut...<br />
dziesięć...<br />
Godzina...<br />
Dwie.<br />
W końcu dociera do mnie, że nie przyjdzie.<br />
Może chciał dać mi odrobinę więcej czasu na przemyślenie wszystkiego a może po prostu zraziłam go do siebie, ale jedno jest pewne. Tej nocy nie przesypię w ciepłych ramionach mojego męża.<br />
<br />
Idę przez nieznajomą polanę. Pod stopami czuje miękką trawę, a na skórze ciepły letni wiatr. Wszystkie drzewa i krzewy dookoła są wysokie, a liście błyszczą. Zapach kwiatów i dźwięki piosenek kosogłosów otulają mnie.<br />
Nagle zza drzewa spoglądaj na mnie duże, brązowe oczy. Powoli idę w jej kierunku z uśmiechem na twarzy. Kiedy jestem już prawie przy drzewie Rue chowa się. Z uśmiechem okrążam drzewo i ze zdumieniem dostrzegam, ż jej tam nie ma. Spoglądam w górę myśląc, że może wspięła się po wystających konarach, ale nigdzie jej nie ma.<br />
- Katniss?<br />
Odwracam się słysząc jego głos. Siedzi na klęczkach na błyszczącej się trawie i trzyma w objęciach umierającą dziewczynkę. Rue... Słyszę, jak ona skomle błagając o piosenkę. Podchodzę bliżej klęczącego Peety. Łzy widnieją na moich policzkach. Klękam obok i chwytam Rue za rękę. Na chwilę unoszę głowę i spoglądam w niebieskie oczy Peety przepełnione udręką.<br />
Spoglądam znowu na Rue, aby uciec od jego spojrzenia i doznaję szoku. Puszczam jej rękę i wstaję porażona. Trzymającą przez Peetę dziewczynką jest moja siostra.<br />
Ponownie upadam na kolana. Jest porozrywana na strzępy, a jej części zostały do siebie dopasowane. Gdyby tylko nie było tych ran i nacięć... Ale są i moja siostra jest w setce kawałków. Odcieta głowa otwiera usta i krzyczy piskliwie.<br />
Zakrywam oczy i uszy zalewając się łzami. Czuję torsje wstrząsające moim ciałem, kiedy pochylam się nad trawą.<br />
Dotykam jej dłonią, ale pod nią czuję tylko wygładzony kamień. Spoglądam w górę i jestem w Kapitolu. Nie ma ze mną nikogo. chwytam broń przewieszoną przez ramię i wstaję,.Nie wiedziec dlaczego czuje, że muszę biec. Muszę stąd uceic. Tak... daleko.<br /> Biegnę potykając się na oślep. Skręcam w prawo potem w lewo i znowu w lewo. Docieram do placu.<br />
Rozglądam się dookoła szukając ludzi, ale nikogo tutaj nie ma. Miasto wydaje się opuszczone.<br />
- Panno Everdeen. - syczy głos.<br />
Stoi... Tam, gdzie pozbawiono go życia ze stróżką krwi ściekającą po jego podbródku.<br />
- Kosogłosie.<br />
Patrzę w górę na balkon i zauważam Coin ze strzałą w gardle. przerzuca nogi przez barierkę i zeskakuje z pięciu metrów. W jej dłoni widnieje sakwa.<br />
- Obiecałaś, że nie będziesz nas okłamywać. - szepczą wspólnie. - A oto kara.<br />
Razem wsuwają dłonie do sakwy i wyciągają z niej za włosy głowę. Prim.<br />
<br />
Nie wiem ile czasu już wrzeszczę. Może minutę. Może godzinę. Potrafię zacząć oceniać upływ czasu dopiero, kiedy wokół moich ramiona zaciska się pętla, a ja przyciskam się do umięśnionego ciała. Moje wrzaski stają się tylko płaczem.<br />
- Jestem przy tobie. Prim nic nie jest. Nic jej nie jest...Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-5424662195329594782015-10-11T19:01:00.002+02:002015-10-11T19:01:56.553+02:00127. EgoistaHello everyone!<br />Zapraszam do czytania i komentowaia! Zmieniam dzięń publikaxcji wpisów na niedziel. Po prostu wydają mi się wygodniejsze.<br />-Tina<br />############################################################<br />
<br />
Zdążyłam już zapomnieć jakimi uczuciami darzę te latające machiny. Opuszczając pokład poduszkowca czuję się, jakby po latach więzienia wypuszczono mnie na zewnątrz. Jakbym spędziła tygodnie w trzynastce.<br />
na pokładzie mimowolnie uroniłam kilka łez, ale tylko kilka. Nie wolno mi tracić nadziei, że Gale wróci bezpiecznie.<br />
<br />
Wędruję niespiesznie przez dwunastkę zahaczając po drodze o dom pewnej kobiety, z którą rozmawiałam dwa tygodnie temu i odbieram, co u niej zamówiłam.<br />
Nie wiedzieć czemu trafiam na plac zabaw. Siadam na ławce i opieram się plecami o oparcie.<br />
Pamiętam, jak przychodziłam tutaj z Posy. Może za jakichś czas, kiedy mała Silvia nauczy się chodzić i ją tutaj zabiorę.<br />
Plac zabaw jest pusty. Jedynie przysypany świeżo opadniętymi liśćmi. Chłód zbliżającej się zimy wygnał wszystkich do domów i zaciągnął żaluzję. smutno mi się robi, kiedy tak patrzę na huśtaną przez wiatr huśtawkę. To tak, jakby wiatr nie miał się z kim bawić. Jakby był tak samo samotny, co ja.<br />
Pochylam się i zanurzam palce w suchych liściach. Unoszę do twarzy kupkę kolorowych, szorstkich liści i przyglądam im się uważnie. Przypominam sobie, Jak Prim bawiła się w usypanych przez jesień stosach rzucając we mnie liśćmi, które i tak nigdy do mnie nie dolatywały. Ja jednak nigdy się z nią w ten sposób nie bawiłam. Popadam już w melancholię. Taka jednak jest prawda. Nie wykorzystałam danych mi chwil z Prim i teraz tego żałuję. Czy bawiła by się teraz tutaj? Nie... Prim miała by dzisiaj siedemnaście lat.<br />Zastanawiam się kto postanowił, że moja siostra musiała umrzeć. Mogła to być Coin, Snow lub tysiące innych ludzi, ale czy z góry miało być tak, że Prim umrze? Czy ktoś to zaplanował? Jakichś wyższa siła?<br />
Nie... Teraz, to już przesadzam.<br />
Nagle na moich rekach ląduje mały płatek... śniegu. Okrągła śnieżynka uformowana w idealną kulkę dotyka skraju mojej dłoni i zanim zdążę jej się dokładnie przyjrzeć, roztapia się, Potem jednak dostrzegam druga i następną, a także kolejną. Listopadowy pierwszy śnieg. Może, to znak, żebym w końcu się ruszyła z tego głupiego placu zabaw i przestała bezsensownie się nad sobą użalać.<br />
Wypuszczam liście, które spiralami opadają na ziemię.<br />
Śnieg nie zostaje na długo. Obserwuję go całą drogę do wioski zwycięzców, ale każdy płatek roztapia się szybko i nie pozostawia po sobie nic, poza mokrą plamką. Kroczę więc depcząc po rozmokłej ziemi do wioski i mam wrażenie, że nie było mnie tutaj od wieków.<br />
W domu panuje porządek. Policzki mnie pieką już od progu od zmiany temperatur. W całym domu czuć zapach palonego drewna, a już od progu czuć przyjemne ciepło.<br />
Wychodzę do salonu, który zastaję pusty. Zastanawiam się czy Peeta gdzieś wyszedł. Nie ukrywam, że trochę boli mnie ta myśl, chociaż, to przecież ja uciekłam na trzy dni. Gdybym się jednak nie pospieszała nie byłoby mnie tydzień i nie zdążyłabym przed wyjazdem Gale'a.<br />
Kuchnia - pusto.<br />
Sypialnia - pusto.<br />
Łazienka - pusto.<br />
Pracownia - ani żywej duszy.<br />
Zastanawiam się już powoli co się dzieje. Czyżby wyszedł? Nie... Jest zdecydowanie za późno na spacery.<br />
Jest mi przykro. Spodziewałam się, że mnie tu powita z otwartymi ramionami i... Wdycham zażenowana swoją próżnością. Nie powinnam na to liczyć.<br />I właśnie teraz, kiedy tutaj stoję samotnie i mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę dociera do mnie, jak bardzo narozrabiałam.<br />Zapewne moją największą wadą od zawsze było nie zastanawianie się nad tym co mogą poczuć inni i mało we mnie współczucia, ale są osoby, które kocham. Dlaczego więc to ich zawsze ranię? Z całego świata najwięcej złego zawdzięcza mi mama, Peeta, Gale i moja siostra. Moje grzechy wobec nich jednak nie mogą się równać z tymi nieświadomymi morderstwami, które zasiewały całe Panem nie całe trzy lata temu.<br />Słyszę zgrzyt i frontowe drzwi się otwierają.<br />Odwracam się w ich stronę mając nadzieję, że to Peeta, ale niemal od razu zamieram.<br />- Annie? Annie!<br />- Katniss?! - jest tak zaskoczona, że nawet mnie zaskakuje. Czyżby się mnie nie spodziewano? Powiedziano mi, że Peeta wie kiedy wrócę.<br />Mam lekkie poczucie winy. zaprosiłam ich własnoręcznie, a potem...<br />Annie odpycha się z siłą torpedy od ziemi i wgniata siebie we mnie z całą siłą rozpędu. Czy ona plącze?<br />- Już dobrze, Annie. - nie wiedzieć czemu mam ochotę zachichotać.<br />- Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy.<br />Otwieram oczy i zauważam jeszcze jedną postać w drzwiach. Na jego widok w moich oczach stają łzy. Patrzy na mnie studiując uważnie moją twarz. Jest minimalnie o trzydzieści centymetrów większy niż kiedy widziałam go po raz ostatni.<br />- Oh... Annie. - szepczę. <br />Kobieta odsuwa się ode mnie i spogląda za siebie. Jej zalaną łzami twarz przysłania szeroki uśmiech. Wyciąga rękę do dziecka.<br />- Choć, Will. Przywitamy się z Katniss.<br />William niepewnie stawia stopy idąc w stronę wyciągniętej ręki nie odrywając wzroku ode mnie.<br />- Katiss? - szepcze prawie pytająco.<br />Śmieję się słysząc to przekręcenie. Ocieram łzę, która nie wiadomo skąd pojawia się w kąciku oka.<br />- Tak. - zapewniam go.<br />-Boże... Muszę zadzwonić do Peety. Poszedł cię szukać, bo tak długo nie wracałaś.<br />A więc tu się podział. Moje serce nagle zalewa ciepło. Nie mogę się doczekać, aby go zobaczyć.<br />Twarzyczkę Williama przysłania blask jego pięknego uśmiechu. Teraz dopiero widać, jak podobny jest do swojego ojca. I te oczy... Niczym morski kolor oceanu.<br />Rozkładam ramiona, a mały ze śmiechem biegnie w moją stronę. W rok stał się z niemowlęcia w małe dziecko. Nie mogę uwierzyć, że czas tak niesamowicie szybko leci.<br />- Mam ją na oku. Tylko nie wpadnij po drodze w żadną zaspę. - słyszę głos Annie. ewidentnie rozmawia z Peetą i zapewnia ma na myśli mnie.<br />Will odsuwa się ode mnie, a ja sięgam do mojej torby i wyciągam mały pakunek. Wręczam go Williamowi.<br />- Wszystkiego najlepszego.<br />
<br />
Zamawiając u stolarza model poduszkowca D23E7 prosiłam o model, które mogłoby zbudować dwuletnie dziecko. Widocznie źle oceniłam zdolności malucha, ponieważ nie cały kwadrans później model jest już gotowy, a on nie potrzebował ani odrobiny pomocy. Myślę, że w przyszłym roku bardziej się postaram.<br />Annie przyniosła mi koc, posadziła przed kominkiem i zaparzyła herbatę, a teraz domagała się wyjaśnień.<br />- O co chodzi z tym spacerem?<br />Wzruszam ramionami.<br />- Sama nie wiem. To trochę dziwne, ale po prostu w pewnym momencie nie chciałam wracać do dwunastki. Będąc kompletną idiotką poszłam do trzynastki. - wyjaśniam, jakby to nie było nic nowego lub niezwykłego.<br />Annie patrzy na mnie, jakbym postradała wszystkie rozumy.<br />- Ale dlaczego? Dlaczego do trzynastki? I dlaczego pieszo? Pociągiem byłabyś tam w góra trzy godziny.<br />
Pociąg! W tej chwili mam ochotę walnąć siebie samą w twarz. Taka głupia!<br />Annie widząc moją minę opiera się o zagłówek krzesła, na którym siedzi i wzdycha.<br />- Dlaczego ty mu to wiecznie robisz, Katniss?<br />- O co ci chodzi?<br />- O to! - mówi rozkładając ramiona. - Mam wrażenie, że wiecznie specjalnie dajesz mu powody do tego, żeby się martwił. Bawisz się jego uczuciami.<br />- O czym ty mówisz?! - oburzam się.<br />- Widzę to, Katniss. Manipulujesz jego uczuciami. Chciał zrobić coś, czego ty nie pochwalałaś, a więc nawrzeszczałaś na niego i uciekłaś dając mu czas na uświadomienie sobie jak to jest, kiedy nie wiesz co się dzieje z drugą osoba. Może i plan był sam w sobie dobry, ale niesamowicie okrutny. - wstaje i zbliża się do mnie. Kładzie ręce na podłokietnikach mojego fotela. - Wzbudziłaś w nim poczucie winy wypominając mu to, co by się z tobą stało, bo wiesz, że ty jesteś dla niego najważniejsza, ale wiesz co jest najgorsze? To, że jedyne, co przyszło ci do głowy na temat jego wyjazdu miało związek z tobą. Jak TY byś się czuła. Co TY byś zrobiła. Ja się więc spytam: Czy mylisz, że z nim bylo by lepiej? Czy umierając nie miał by żrącego poczucia winy? Czy nie tęsknił by za tobą? On to zrobił, żeby cię chronić. Nie możesz się o to na niego gniewać, więc skończ być taką egoistką i napraw swoje błędy!<br />Jej wybuch, to dla mnie istny szok. Siedzę z rozdziawionymi oczami wpatrując się w jej rozjuszoną twarz.<br />- A więc zdradził ci co do słowa naszą rozmowę?<br />- Jezu, dziewczyno! On cię szukał! Godzinami analizowaliśmy twoje słowa starając się ciebie wytropić. Peeta parę razy był skłonny uwierzyć, że nie żyjesz.<br />- Więc może powinien! - wybucham.<br />Annie spogląda na mnie z rozczarowaniem w oczach. Moje słowa docierają do mnie w zwolnionym tempie i zaczynam rozumieć co Annie ma na myśli. Cholera... Ona ma rację...<br />- Sama widzisz. - szepcze i ku mojemu zdziwieniu obejmuje mnie. Przytulam się do nie, kiedy zaczynam płakac.<br />
<div>
<br /></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-31885389483255566252015-10-04T14:38:00.000+02:002015-10-04T14:38:12.324+02:00126. Żołnierzu EverdeenHej wszystkim! <br />Nowy rozdział zapowiadam na przyszły weekend.<br />- Tina<br />##################################################<br /><br />Kiedy schodzi z areny nawet z tej odległości mogę zobaczyć pot ściekający po jego czole. Wygląda na podekscytowanego.<br />
W pewnym sensie chciałabym się przyłączyć. Szkolenie, które przechodziłam podczas wojny było mordercze, ale w pewnym stopniu dobrze się bawiłam na treningach. Stojąca obok mnie na podwyższeniu z widokiem na cały plac treningowy York wyjaśnia mi jakie zmiany zaszły w wojsku.<br />
Symulowane walki uliczne w kwartale zostały ograniczone. Tylko nieliczni, ci, którzy chcą wiązać swoje życie z obroną Panem szkolą się w ten sposób. Doszły sztuki walki wręcz. Gale schodzi właśnie z areny po jednej z takich walk. Wyglądała ona dosyć niebezpiecznie, ale York zapewniła mnie, że mężczyzna, który walczy z Galem nie ma prawa go poważnie uszkodzić a Gale jest dopiero początkujący i nie zrobi instruktorowi krzywdy.<br />
Odnajduję to wszystko jako dosyć ciekawe. Widzę, jak grupa, która zebrała się z powodu Snowa czyli drużyna numer 623 zbliża się do wyjścia. Pytam więc o to York.<br />
- Już skończyli?<br />
- Tak. Przebiorą się i przyjdą na kolację. Żołnierzu Everdeen, powinnyśmy i my coś zjeść. Chcesz jeszcze dzisiaj wrócić do swojego dystryktu, więc musisz nabrać sił.<br />
Kiwam głową i podążam za nią do środka. Chcę zanurzyć dłoń w mojej torbie myśliwskiej i wydobyć z niej mój nóż, ale przypominam sobie, że mój nóż i łuk oraz kołczan ze strzałami zostały mi odebrane na przechowanie. Mieszkańcy trzynastki mogliby spanikować na widok mnie spacerującej z bronią. Widocznie ciągle budzę strach, ale nie wiedziałam, że...<br />
Dopada mnie zwierzęcy głód. Widząc więc porcję, która została mi przydzielona mam ochotę westchnąć. Znowu mnie zważono, mierzono i obliczono idealną ilość kalorii, którą powinnam spożyć, ale jest ona mimo wszystko większa niż te sprzed wojny. Albo może to mnie się poszczęściło.<br />
Siedzę przy stole przy którym siedziałam razem z mamą, Galem... I Prim. Odganiam od siebie wizję jej siedzącej obok mnie i wylizującej resztki pure z rzepy z miseczki.<br />
- Katniss?!<br />
Jego zaszokowany głos dociera do moich uszu z lekkim opóźnieniem. Unoszę głowę i uśmiecham się blado.<br />
Ma na sobie szare ubranie trzynastki, a w dłoniach trzyma tacę z jedzeniem. Wygląda dokładnie tak samo, jak trzy lata temu, ale wydaje się wyższy i mężniejszy. Zarost już nie pokrywa jego twarzy, a włosy ma ostrzyżone na jeża. Jego głowę pokrywa jedynie ciemny meszek. To koniecznie. <br />
Kładzie tacę na przeciwko mnie i podchodzi bliżej.<br />
- Co ty tu do cholery robisz?<br />
Pochmurnieję. <br />
Szczerze mówiąc, to nie do końca takiego przywitania się spodziewałam. gale wygląda na pożądanie wkurzonego. Pokazuję na miejsce na przeciwko mnie. Siada bez słowa.<br />
- Miałam ochotę cię zobaczyć, więc przyszłam.<br />
Gale wygląda dokładnie tak, jakbym właśnie powiedziała mu, że mam ogon.<br />
- Zaraz, zaraz. Przyszłaś tu pieszo?! Dlaczego?<br />
To tak, jakby mnie pytał dlaczego mam pięć palców u rąk.<br />
- Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. - wyjaśniam. - Może po prostu potrzebowałam z kimś porozmawiać, a jedyną odpowiednią do tego osobą wydałeś my się ty.<br />
- Peeta wie gdzie jesteś?<br />
- Zapewne nie. - przyznaję.<br />
Gale opiera głowę na dłoniach. Chwilę myśli.<br />
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo on musi się o ciebie w tej chwili martwić? - pyta z przyganą.<br />
Od kiedy to stał się takim zwolennikiem Peety? Beszta mnie, ponieważ nie mówię Peecie o każdym swoim planie?<br />
- Będę miała na szczęście całe życie na to, aby mu to wynagrodzić, a ciebie mogę już nigdy nie zobaczyć.<br />
Zamykam mu tym usta. Wzdycha i nabiera trochę kruszonych orzechów na łyżkę.<br />
- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Kotna.<br />
Uśmiecham się do niego. Oboje powracamy do jedzenia.<br />
Po kolacji mamy dokładnie godzinę wolnego. Potem wszyscy mieszkańcy trzynastki muszą powrócić do swoich komór, a mnie wyślą poduszkowcem do dwunastki. Podoba mi się ten scenariusz, aczkolwiek zamiast godziny mogłoby byś dwie lub trzy. Nie mogę jednak nic na to poradzić. Odnajduje nas York.<br />
Otrzymujemy opaski na kostki i nasze łuki po czym korzystamy z naszych przywilejów. Polowanie.<br />
Być może ostatnie polowanie razem, Tylko ja... I mój partner osłaniający tyły.<br />
Gale jeszcze raz porusza kwestię Peety. Nie ukrywa, że jest na mnie nieco wkurzony, ale to ignoruję. Peeta pewnie powiedziałby coś, co sprawiłoby, że zrezygnowałabym z wyprawy.<br />
<i>A co, jeśli się mylisz?</i><br />
Podstępny głosik w mojej głowie stara się mnie zdenerwować.<br />
Peecie nic nie jest - powtarzam sobie. Da sobie bezecnie radę jeszcze dwie godziny.<br />
<br />
- Jak myślisz, czy to miejsce kiedyś się zmieni? - pytam.<br />
- Sądzę, że mieszkańcy zbyt bardzo się przyzwyczaili do panującego tu rygoru. To w pewnym sensie część ich życia.<br />
Zauważam w oddali światła. Rozgwieżdżone niebo nad nami przypomina mi tamto, które widuję z dwunastki. Niebo niby takie same, ale patrząc na tę tutaj czuję się bardziej osaczona.<br />
- Katniss... słuchaj... Chciałem cię przeprosić za ten... pocałunek.<br />
Jego słowa docierają do mnie z opóźnieniem.<br />
- Ne szkodzi.<br />
Zapewniam.<br />
- Właśnie, że tak. Nie powinienem.<br />
- Zgadza się. Nie powinieneś, ale nie zadręczaj się tym.<br />
Nie chcę, żeby widział, że po części i mnie się to podobało. Martwię się tylko tym, że ten pocałunek może kiedyś dojść do Peety.<br />
- Będę tęsknić za dwunastką.<br />
Głos Gale'a przerywa ciszę.<br />
- Za lasami najbardziej. Wtedy, kiedy nas porwali pochwycili mnie właśnie w lesie, ale sporo czasu im to zajęło.<br />
- Co cię zdradziło?<br />
- Nieuwaga.<br />
Wzdycha..<br />
- Zaraz po wojnie przez ponad rok nie mogłam nawet zbliżyć się do lasu. - wyznaję.<br />
Gale unosi brwi.<br />
- Peeta cię tam nie puszczał?<br />
- Nie! Po prostu za dużo wspomnień. Wiesz co wtedy się z tobą działo.<br />
Gale nie komentuje.<br />
Zbliża się pora powrotu. Zbieramy nasze rzeczy i ruszamy. Oboje jesteśmy przytłoczeni. Cóż tu powiedzieć? Mam niemiłe przeczucie, że naprawdę już się nie zobaczmy.Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-73835563425484124872015-09-20T18:57:00.000+02:002015-09-20T18:58:19.971+02:00125. Wyprawy kresWitam! Zapraszam do czytania i komentowania. Wiem... Wiem... Ponad cztery tygodnie...<br />
Nie mam w domu internetu i jest to po prostu katastrofa. Już wracam do blogowania.<br />
Nowy rozdział, jak zawsze w środę.<br />
-Tina<br />
#######################################################<br />
<br />
Królicze mięso skwierczy przyjemnie piekąc się nad ogniem. Ślina napływa mi do ust.<br />
Szacuję, że do trzynastki zostało mi zaledwie dziesięć do dwudziestu kilometrów, ale jestem tak obolałą, że zapewne nie dam rady już dzisiaj się tam dowlec.<br />
Przez ostatnie dwa i pół dnia maszerowałam wytrwale przez las i dzisiaj, kiedy słońce zaczęło opadać zdecydowałam się na pierwszy od świtu postój.<br />
Ściągam mięso z ognia i zmuszam się, aby poczekać aż ostygnie zanim zacznę go jeść. Plastikowa butelka i torba myśliwska, nóż oraz łuk okazały się jedynymi potrzebnymi mi przedmiotami. Sucha na wiór trawa łatwo się rozpala, a o zwierzynę tu nie trudno.<br />
Zmęczenie i ból w kościach są coraz bardziej uciążliwe, ale fakt iż już niedługo dotrę na miejsce daje mi poczucie triumfu, które zdaje się łagodzić skurcze i zakwasy.<br />
Zatapiam zęby w fantastycznie tłustym mięsie i wzdycham z zadowolenia. Głód doskwierał mi od rana, ale uparcie nie chciałam się zatrzymywać. Teraz, kiedy wreszcie mogę napełnić brzuch zachowuję ostrożność. Nie mogę przesadzać z jedzeniem. Przypominam sobie jak dużą porcję jedzenia zazwyczaj jest idealną dla mnie podczas posiłków i staram się trzymać takiej samej ilości. Mój żołądek protestuje i domaga się większej ilości, ale wiem, że to mi wystarczy. Chowam resztę upieczonego mięsa, ale decyduję się na małe jabłko, które odwróci uwagę moich wnętrzności.<br />
Hmm... Zmrok jeszcze nie zapadł. Mogłabym przy odrobinie wysiłku pokonać resztę w około trzy godziny.<br />
Wstaję. Nie mogę się teraz poddać.<br />
<br />
***PEETA***<br />
<br />
- Peeta, to nie ma sensu. - mówi do mnie.<br />
Chwyta mnie za ramiona i potrząsa mocno. Mroczki przed oczami opadają, ale nadal mam przed oczami widok jej martwego ciała rozszarpywanego przez niedźwiedzia.<br />
- A co jeśli ona po prostu nie żyje? - pytam łamiącym się głosem ze wzrokiem wbitym w przestrzeń. <br />
- Przestań! - krzyczy i uderza mnie.<br />
Słyszę płacz w jej głosie. Odzyskuję przytomność i spoglądam na nią. Nie wiedziała w jakiej sytuacji aktualnie się znajdujemy. Skąd miała wiedzieć? Kto miał ją powiadomić? Wszystkie takie rzeczy wyleciały nam z głowy.<br />
Annie płacze. Spoglądam na nią i odrywam jej ręce od swoich ramion po czym kładę je sobie na biodrach i przytulam ją mocno do piersi. Jestem bliski łez. Annie bez pohamowania wylewa łzy na moją koszulkę, a ja ledwo to zauważam, bo oczy mojej wyobraźni wolą podrzucać mi okrutne przebłyski snów, w których jest sama w lesie w tę noc, kiedy ODeszła i starała się bronić przed napastnikiem, który napadł na nią od tyłu.<br />
Potrząsam głową.<br />
- Przeszukiwaliśmy las przez ostatnią dobę. Sprawdziłem każdy cholerny kamień w obrębie dwudziestu kilometrów i nigdzie nie widać nawet jej śladu. Policja przejęła inicjatywę dwie godziny temu i ciągle jej szuka, ale nic nigdzie... - w gardle staje mi gula i nie mogę jej przełknąć.<br />
- Boże... - płacze Annie. - Boże... jej mogło się coś stać. Coś okropnego.<br />
Nie wytrzymuję z mojego gardła wydobywa się głośny jęk.<br />
Anni odsuwa się na długość ramienia i spogląda mi w oczy. Jej wykrzywiona twarz wydaje się być u szczytu wytrzymałości.<br />
Gdzie ona może być?<br />
Gdzie poza dwunastką mogła się zapuścić tak, aby do tej pory nie wrócić?<br />
Gdzieś z tyłu głowy słyszę głosik szepczący dwa imiona. <i>Bonnie i Twill... Bonnie i Twill.</i>W jednej chwili rozchylam usta ze zdziwienia.<br />
Trzynastka.<br />
Ale po co miałaby się tam zapuszczać? Dlaczego miałby tam...<br />
GALE!<br />
W ciągu sekundy wyciągam z kieszeni telefon i wystukuję numer.<br />
- Asher? Skontaktuj się z trzynastką. Spytaj c\zy tam jest. - prawie krzyczę.<br />
- Peeta? Em... Okej... Coś jeszcze? - pyta zdziwiony moją stanowczością.<br />
- Jeśli jej tam nie ma przeszukajcie trasę pomiędzy trzynastką a dwunastką. Mam powody by myśleć, że gdzieś tam będzie.<br />
<br />
***KATNISS***<br />
<br />
Moje uda i łydki palą nieznośnie od nieustannego marszu. Postępuję nierozsądnie tak mocno się forsując, ale przerażenie, że mogę się wyminąć z moim przyjacielem popycha mnie na przód. Zmuszam swoje stopy do posuwania się na przód.<br />
Nagle moje mięśnie zaciskają się kurczowo, kiedy moich uszu dobiega głośny pomruk. Ciałem i duszą zamieram i zaciskam palce na łuku.<br />
<i>Żadnych gwałtownych ruchów, </i>przypominam sobie. Ciężko jest mi się zmusić do pozornie spokojnego odwrócenia głowy o dziewięćdziesiąt stopni.<br />
Siedzi wpatrując się we mnie małymi oczami. Nie zatrzymuję na nim wzroku, wiedząc, że mogę go w ten sposób sprowokować.<br />
Niedźwiedź. Szlak.<br />
Powoli, bardzo powoli unoszę rękę i wyciągam z kołczanu dwie strzały. Zmuszając swoje mięśnie do współpracy umieszczam obie je na cięciwie i napinam ją. Odwracam się, cały czas zachowując ostrożność. Staram się dopatrzeć jakichś słabych punktów zwierzęcia. Jest do mnie odwrócone przodem. Niewiele się nad tym zastanawiając puszczam cięciwę i posyłam obie strzały w głowę zwierzęcia po czym nie patrząc czy trafiłam puszczam się biegiem.<br />
<br />
Słyszę krzyki ćwiczących wieczorem rekrutów, a niedaleko błyszczą światła latarni.<br />
Staję na palcie betonu na miejscu którego po raz ostatni widziałam wielką dziurę. To tu kręciłam propagitę z różami, a tam dalej Finnick opowiadał o Snowie, aby odciągnąć uwagę Kapitolu od żołnierzy, którzy ratowali Peetę, Johannę i Annie.<br />
Docieram do strażników, który na mój widok chwytają za spluwy, ale nie wyciągają ich z pokrowców.<br />
- Kim jesteś? - pyta jeden z nich.<br />
Prostuję się z trudem i biorę głęboki wdech.<br />
- Żołnierz Katniss Everdeen z drużyny 451 strzelców wyborowych.<br />
Nie muszę długo czekać na reakcję. Widzę, jak przygląda mi się uważnie i widzę w jego oczach rozpoznanie. Drugi także chyba mnie rozpoznaje. Chcę już się odezwać, kiedy zza moich pleców dochodzi znajomy głos.<br />
- Żołnierzu Everdeen?<br />
Odwracam się i widzę York. Trenerkę, która przygotowywała mnie i Johannę do egzaminu, którego Johanna niestety nie zdała. Ciekawe czy ciągle lęka się wody.<br />
York zbliża się do mnie. Obrzuca mnie badawczym spojrzeniem i chwyta mnie pod ramie. Daje rozkaz żołnierzom, aby otworzyli wrota.<br />
Moje wcześniejsze zaskoczenie, że tak łatwo poszło mi dostanie się na teren trzynastki pryska. Szczęk tysiąca zamków i głośny alarm towarzyszy otwieraniu wrót grubych na pół metra i szerokich na dwa.<br />
Nie powinnam być zdziwiona, że nic się nie zmieniło. Te same szare ściany i zimne pomieszczenia. York ciągnie mnie za sobą aż docieramy do komór mieszkalnych. Prowadzi mnie do komory Y i wprowadza do środka.<br />
Ta komora nie różni się absolutnie niczym od komory, którą dzieliłam z Johanną poza tym, że stoi tu tylko jedno łóżko.<br />
- Usiądź, żołnierzu. - komenderuje.<br />
Zapomniałam już tej gadki mieszkańców trzynastki, gdzie co druga osoba jest komandorem lub żołnierzem.<br />
- Chciałabym podać twoją obecność do dowództwa, ale coś mi mówi, że jesteś tu tylko przejazdem. Czego tu szukasz? - pyta. Obie siadamy.<br />
- Przyszłam zobaczyć się z przyjacielem. - przyznaję.<br />
- Przyszłaś? To znaczy pieszo? Z dwunastki? - pyta zaszokowana. <br />
Potwierdzam.<br />
- Kiedy masz zamiar wrócić do dwunastki? <br />
- Zależy od tego czy...<br />
- Howthorne jest tutaj. - zapewnia. Wyruszają z samego rana, ale ich trening jeszcze się nie skończył. Zaprowadzę cię do niego, ale najpierw podamy twoją obecność do dowództwa. Inaczej nie masz co liczyć na posiłek, żołnierzu.<br />
- Tak jest.<br />
<br />
<br />Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-42310514802183886702015-08-20T19:49:00.000+02:002015-08-20T21:02:12.709+02:00124. WpyrawaWitajcie! Spokojnie, już wszystko jest.<br />
Zapraszam do czytania i komentowania, a kolejna jak zawsze w środę.<br />
Dajcie mi znać co myslicie w komentarzach.<br />
- tina<br />
<br />
##################################################<br />
Nocne niebo rozciąga się nade mną, a ja prawie go nie widzę. Jest zasłonięte przez korony drzew. Denerwują mnie. Znaczy... drzewa. Chciałabym dzisiaj popatrzeć w niebo, policzyć gwiazdy, wypatrywać zorzy. Dobra... Zorze nie zdarzają się w dwunastym dystrykcie, ale poszukać chyba mogę.<br />
- Gah! - warczę, kiedy wiewiórka przeskakuje pomiędzy drzewami w jednym miejscu, przez które przelatują promienie światła księżycowego.<br />
Wszystko mnie denerwuje! Jestem taka wściekła.<br />
Zrywam się na nogi, zła, że skała, na której siedziałam jest taka wilgotna. Mam ochotę na nią nakrzyczeć.<br />
Ściskam broń w dłoni i ruszam na przód. Jestem już daleko od dystryktu. tak daleko, jak nigdy się nie zapuszczałam. Najpierw przez trzy godziny szłam aż dotarłam do jeziora, gdzie nie posiedziałam za długo. Niemal od razu ruszyłam na północ i przez następne pięć godzin maszerowałam wytrwale przed siebie płosząc swoim głośnym chodem wszystkie zwierzęta.<br />
Potrzebuję samotności, mówię do siebie.<br />
Znajduję się zapewne nawet i czterdzieści kilometrów od domu i już teraz czuję, że zrobiłam źle. Szłam przez ostatnie osiem godzin przed siebie nie zwracając uwagi na mijane miejsca. Totalnie nie wiem gdzie jestem, a zmęczenie zaczyna mi poważnie doskwierać. Coś w środku mówi mi, żebym już dalej nie szła. Coś mi mówi, że powinnam wrócić do domu, ale nie jestem gotowa na kolejne spotkanie z Peetą. Boli mnie pierś na samą myśl o nim i kierowana odruchem wyrzucam wszystkie myśli o nim z mojej głowy. Nie. Nie mogę wrócić, myślę.<br />
Muszę jednak myśleć praktycznie. Zastanawiam się nad własnym położeniem.<br />
Kiedyś w rozmowie z pilotem poduszkowca wyjawił mi on, że poduszkowce latają zazwyczaj średnio dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Biorąc pod uwagę, że podróż z trzynastki do dwunastki zajmowała trzy kwadranse, to za kilkanaście kilometrów powinnam być już w jednej trzeciej drogi. Obrałam dobry kierunek, więc za dwa dni powinnam tam dojść. Wiązałoby się to jednak z utrzymywaniem szybkiego tępa, a do tego musiałabym zadbać o sen, ogień i żywność, co zapewne opóźni moje dotarcie o jeszcze jeden dzień.<br />
jestem gotowa podjąć wyzwanie, ale mój entuzjazm osłabia ciche pytanie z tyłu mojej głowy.<br />
- Ale po co ja mam tam iść? - pytam na głos.<br />
Wszystko we mnie automatycznie cichnie. Nie mam nikogo w trzynastce, kogo mogłabym odwiedzić czy z nim porozmawiać. Krzyżuję ręce na piersi.<br />
nagle wpada mi do głowy myśl.<br />
GALE!<br />
Wyjechał dopiero dzisiaj. Zapewne zanim gdzieś wyruszy przeszkolą go od nowa, a gdzieżby mieli to zrobić, jak nie w trzynastce?<br />
Wizja dawno nie odwiedzanego przeze mnie dystryktu majaczy mi przed oczami. Królicza nora pozbawiona okien, położona nisko pod ziemią i zaopatrzona we wszelaką broń, jaka kiedykolwiek została skonstruowana. Wzdrygam się.<br />
Może zdążę dotrzeć do trzynastki zanim Gale i jego ekipa wyjadą. Może zobaczę go jeszcze jeden raz zanim...<br />
Dopadnięta przez falę podekscytowania ruszam przed siebie zdeterminowana, że przejdę dzisiaj jeszcze dziesięć kilometrów zanim położę się spać.<br />
A co do Peety, to jeszcze kilka dni rozłąki chyba dobrze nam zrobi, a ja będę miała czas na przemyślenia.<br />
<br />
***PEETA***<br />
<br />
Przeciągam czarną linię wzdłuż nosa i zaokrąglam ją na samym końcu. Staram się odtworzyć światło słoneczne prześwitujące przez włosy i padające na zaróżowione policzki. Nie wiem dlaczego, ale mam ochotę domalować łzy. To ten jej obraz ciągle widnieje przed moimi oczami i nie potrafię przypomnieć sobie, jak wyglądał jej promienny uśmiech. Nie potrafię odtworzyć widoku jej ust nie wykrzywionych w geście pogardy.<br />
Ramie mi drętwieje od ciągłego trzymania pędzli w górze. Z resztą... Nie tylko ramie.<br />
Mam ochotę się poddać. Czuję się okropnie nie potrafiąc odtworzyć z pamięci jej uśmiechu. Odkładam pędzel.<br />
To dla mnie zbyt wiele.<br />
<br />
***KATNISS***<br />
<br />
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.<br />
Kolejne dziesięć kilometrów okazuje się prawdziwą mordęgą. Czuję ból w kostkach, udach, pośladkach,a nawet kręgosłupie.<br />
Nie potrafię dalej iść. Zatrzymuję się i rozglądam za odpowiednim do spania drzewem. Znajduję jedno z konarami około pięć metrów nad ziemią. Powinien wystarczyć.<br />
Wdrapuję się na samą górę i stękając siadam na twardej korze,<br />
Ból odciąga moją uwagę od wszystkiego co nim nie jest. Na szczęśćcie noc była ciepła, a za horyzontem widać już świt. Nocne stworzenia kładą się spać, a ja wraz z nimi.<br />
<br />
***PEETA***<br />
<br />
- Nie ma? - pyta z uniesionymi brwiami.<br />
Potakuję wzdychając. Johanna rozgląda się dookoła,jakby chciała się upewnić czy mówię prawdę po czym zatrzymuje swój wzrok na mnie.<br />
- Kiedy wyszła?<br />
- Wczoraj. Jakieś pół godziny po tym, jak wróciłem. - wyjaśniam.<br />
- Pokłóciliście się?<br />
Ach...<br />
- A czego innego się spodziewałaś? - pytam ironicznie.<br />
Pocieram palcami skronie starając się uspokoić.<br />
- Peeta... Starałeś się z nią skontaktować?<br />
Wzdycham. Johanna przestępuje nerwowo z nogi na nogę.<br />
- Nie. znikała już przecież, a za każdym razem wychodziło na to, że jestem nadopiekuńczy. Poza tym widziałem jej telefon przy łóżku.<br />
Johanna wzdycha ciężko. Zamykam oczy i przypominam sobie sytuację po naszej kutni.<br />
<br />
- Katniss, ja... Ja nie chcę, żebyś teraz odchodziła. - powiedziałem, kiedy wzięła w rękę łuk.<br />
Spojrzała na mnie z jadem w oczach, którego pozazdrościłaby jej moja matka. Zacisnęła zęby i schyliła się, żeby zawiązać buty.<br />
- Nie ODchodzę. - powiedziała. - Ja WYchodzę. Muszę to przemyśleć, Peeta i ty chyba też.<br />
Wstała. Spojrzała na mnie i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wściekłość nie znikała z jej oczu.<br />
- Uważaj na siebie, skarbie. - wyszeptałem.<br />
Jej wzrok zmiękł. W ułamku sekundy zniknął z nich jad i pogarda.<br />
- Będę. - powiedziała i znowu przybrała wrogą minę.<br />
Odwróciła się i WYszła. Ja jednak czułem się, jakby ODeszła.<br />
<br />
<br />Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-23953126982265861772015-08-12T21:48:00.000+02:002015-08-13T13:49:37.659+02:00123. Ochrona Witajcie!<br />
Wiem, wiem, krótko. Nowa notka w środę i tym razem duga, obiecuję!<br />
- Tina<br />
<br />
#########################################<br />
<br />
Ciepa woda pozwala mi na chwile zapomnieć o wszystkim co ma się zdarzyć. Zastanawiam się mimowolnie co mu powiem. Czy improwizacja tym razem wystarczy?<br />
Wzdycham głośno. Czar, dzięki któremu nie myślałam o zbliżającym się wieczorze prysł i nawet masująca mój kark woda nie ma szans na ponowne wyczyszczenie mojego mózgu.<br />
O czym właściwie będziemy rozmawiać?<br />
Prycham głośno. Przecież możliwe, że nie dam rady wykrztusić chociażby słowa.<br />
Pocieram włosy dłońmi wmasowując w nie szampon. Czy zapyta mnie o mnie czy raczej...<br />
NIE!, krzyczę kategorycznie w myślach. Nie. Nie myśl o tym.<br />
Ale jak do cholery mam o tym nie myśleć? Ta sytuacja kompletnie nie ma dla mnie sensu. Wszystko jest za trudne do przemyślenia.<br />
Trudne...<br />
<br />
Nazywam się Katniss Mellark.<br />
Brałam udział w głodowych igrzyskach.<br />
Już nie jestem kosogłosem.<br />
A może jestem?<br />
W pewnym sensie zdradziłam mojego męża...<br />
<br />
Urywam w myślach właśnie w tym miejscu. Nie mogę już dalej myśleć.<br />
Opieram się czołem ścianę i zaciskam powieki. <i>Co ja zrobiłam</i>, myślę. Ciężar mojej głupoty przygniata mnie.<br />
Przysięgałam... Przysięgałam wierność i uczciwość. A kilka godzin temu beztrosko złamałam tą przysięgę wściekła na Peete chcąc się na nim odegrać.<br />
Jak ja się mam mu do tego przyznać?<br />
<i>Nie przyznawaj się</i>, mówi cichy głosik w mojej głowie. <i>Wszystko tylko pogorszysz.</i><br />
Nie przyznawać się? To spowoduje, że wszystko tylko się pokomplikuje. Ale z drugiej strony jak mam mu powiedzieć o pocałunku.<br />
Niby to nic wielkiego. Z resztą to Gale mnie pocałował, ale im dłużej o tym myślę zdaję sobie sprawę, że to nie był TYLKO pocałunek. W pewnym stopniu mi się to podobało i przecież chciałam się na nim odegrać. Oddałam tamten pocałunek nie dlatego, że czułam coś jeszcze do Gale'a... Tylko dlatego, że chciałam zemsty.<br />
To czyni ze mnie chyba najgorszą dziewczyną na świecie.<br />
Woda skapuje po mojej brodzie mieszając się ze łzami.<br />
<br />
***Perspektywa Peety***<br />
<br />
Zdarzało mi się już parę razy pożądanie denerwować, ale w tej chwili mam wrażenie, że te nerwy mnie zjedzą.<br />
Powoli i niepewnie kładę dłoń na klamce. Siedem oddechów później przekręcam ją i wchodzę do środka.<br />
Teskiniłem za tym domem. Za całym tym zapachem i poczuciem, że jest się na właściwym miejscu. Powoli ściągam płaszcz i pozwalam mu zawisnąć na moim ramieniu. Idę powoli przez korytarz i wchodzę do kuchni. Jest pusta. W całym domu panuje cisza. Wycofuję się na korytarz i idę na wprost do salonu.<br />
W kominku nie pali się ogień, ale sofa jest owszem zajęta.<br />
nie wygląda źle, tak jak sobie wyobrażałem. Wręcz przeciwnie. Wygląda świeżo.<br />
Jednak na jej twarzy widać głębokie zmęczenie i już chcę wyszeptać jakieś powitanie, lub coś zabawnego, co rozluźniłoby atmosferę, kiedy z moich ust wydobywa się pierwsze pytanie, jakie nasuwają moje usta.<br />
- Skąd on wiedział?<br />
Żałuję swoich słów jeszcze zanim kończę mówić. Katniss wydaje się być mocno rozczarowana. Zaciska mocno usta we wściekłym grymasie.<br />
- Witaj. Tak, wszystko u mnie dobrze, dzięki, że pytasz. Mnie też miło jest cię widzieć.<br />
Sycząca ironia z jej głosu mówi mi, że nie mam co liczyć na pocałunki i wyznania miłości. <i>Nieźle sobie nagrabiłeś</i>, szepcze głosik w mojej głowie. Ma racje...<br />
- Skąd Gale się dowiedział o tej akcji, i że mam zamiar wziąć w niej udział?<br />
<i>STUL, PYSK!</i><br />
Katniss znowu zaciska zęby.<br />
- Mówi ci coś imię Hilch?<br />
A więc to Hilch... Zdrajca! Prosiłem go o zachowanie dyskrecji!<br />
Wypuszczam wstrzymywane dotychczas powietrze.<br />
- Katniss... Ja...<br />
- Peeta, przestań. - prosi i podnosi si ę z kanapy. Podchodzi do mnie szybkim krokiem. - Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Co gdybyś zginął?<br />
Jej głos się łamię, a do oczu napływają jej łzy. Mam ochotę wyciągnąć rękę i jej dotknąć, ale jest bardziej prawdopodobne, że mnie odepchnie niż, że cokolwiek polepszę.<br />
Nie potrafię już przełknąć śliny. Poczucie winy daje po sobie znać. Widzę w jej oczach wyrzut.<br />
- Czy pomyślałeś co by się ze mną stało, gdyby nagle ciebie na zawsze zabrakło? - pyta.<br />
Pierwsza łza stacza się po jej policzku i skapuje z brody.<br />
Chcę się odezwać, przeprosić, ale czuję się zbyt sparaliżowany.<br />
- O czym ty myślałeś? - pyta.<br />
- O tym, że muszę za wszelką cenę cię ochronić. - odpowiadam głośno. - Jedyną rzeczą, o której myślałem, to to, że oni cię skrzywdzili i mogą krzywdzić dalej.<br />
Patrzy na mnie tym przeszywającym wzrokiem.<br />
- A kto by mnie tutaj ochronił, jeśli ty byłbyś daleko?Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-47675619805476149422015-08-05T22:13:00.002+02:002015-08-11T20:12:36.843+02:00122. Rozładowany telefonHEJ, KOCHANI!<br />
W ZESZŁYM TYGODNIU BYŁAM W PODRÓŻY I DLATEGO NOTKI NIE BYŁO. WRACAM DO MOJEJ ZWYCZAJNEJ RUTYNY, CZYLI NOTKA W KAŻDĄ ŚRODĘ.<br />
A więc następna notka - w środę.<br />
-Tina<br />
#####################################<br />
<br />
Schodzi powoli ze schodów. Mój "towarzysz" raczej z obowiązku niż z wyboru.<br />
Kiedyś Posy zabrała go ze sobą do jedynki. teraz to ja muszę zajmować się starym i grubym kotem.<br />
Niemniej jednak przypomina mi on o Prim.<br />
Moja siostra była za tym, aby go zatrzymać i wyleczyć, ja zaś chciałam utopić go w garnku i do dzisiaj żałuje, że tego nie zrobiłam.<br />
Były lepsze i gorsze momenty między nami, ale Jaskier na pewno nie ma ochoty zostawać u mnie bez Prim i Posy. Nawet mi go szkoda. Nie cierpię tego sierściucha z całego serca, ale nigdy bym go nie skrzywdziła.<br />
- czego chcesz? - pytam obojętnie.<br />
Spogląda na mnie swoimi świecącymi oczami i miauczy niczym mały kociak.<br />
Z góry wiem, że nie zdołałby zamiauczeć, a tym bardziej otrzeć się o moje stopy, gdyby nie stały koci problem - głód.<br />
Krzywię się. Wyciągam z lodówki porcję wątróbek i stawiam ją przed nim. Nigdy nie podałabym mu kapitolińskiego jedzenia dla pupili. Coś jest z nim nie tak.<br />
Jaskier nie bawi się w przeżuwanie. Łyka wszystkie trzy kawałki mięsa w rekordowym czasie i syczy w moim kierunku. Chętnie kopnęłabym ten jego rudy ogon, ale powstrzymuje mnie myśl o możliwym kontrataku.<br />
- Jedyne co cię ratuje, to fakt, że nie paskudzisz. - warczę.<br />
Kot ponownie syczy i kolebiąc się podbiega do okna, po czym wskakuje na parapet i znika.<br />
Zgodziłam się, żeby ten piekielny kot tutaj został, ale minął już miesiąc, a ja nie mogę dłużej znieść jego obecności.<br />
Słyszałam, że jeden ludzki rok odpowiada siedziom kocich, więc Jaskier liczy już sobie około pięćdziesięciu lat.<br />
- Jeszcze trochę i zrobię z ciebie zupę. - mruczę sama do siebie.<br />
- Prędzej byś wypiła szklankę spirytusu niż zrobiła mu krzywdę.<br />
Uśmiecham się krzywo z nutką goryczy.<br />
Johanna stawia przed mną tacę z dwoma kubkami kawy. Nerwowo sięgam po jeden z nich i pociągam łyk. Krztuszę się zaskoczona potwornie gorzkim i ohydnym smakiem.<br />
- Było spytać która twoja. - śmieje się i zabiera mi kubek z rąk.<br />
Szybko sięgam po drugi i zapijam obrzydliwy smak czarnej kawy.<br />
- Na szczęście nie dosypałaś do niej cynamonu. - zauwarzam kwaśno.<br />
Johanna zaciska usta.<br />
Chwile obie milczymy i pijemy. W końcu Johanna się podnosi i zwraca do mnie gniewnym głosem.<br />
- Możesz wreszcie przestać!? - warczy podniesionym głosem.<br />
Zmieszana spoglądam na nią szukając drwiny w jej głosie lub twarzy.<br />
- Co... przestać?<br />
- No... TO. To twoje cholerne dąsanie się i kompletny brak humoru. Naprawdę mam już dosyć twojego zamknięcia w samej sobie przez większość czasu. Peeta wraca do ciebie, cholera! Nie możesz wykrzesać z siebie chociaż odrobinę pierdolonego optymizmu?!<br />
Jej wybuch mnie zaskakuje. Marszczę brwi.<br />
- To chyba niemożliwe.<br />
- Oh, jesteś uparta! - warczy na mnie. - Peeta tu będzie za parę godzin, a ty mąż zamiar na niego nawrzeszczeć i nie odzywać się kolejny tydzień, tak jak przez ten czas, kiedy leżałaś w szpitalu, a jedynymi osobami do których się odzywałaś był Gale i Posy?! Ogarnij się!<br />
- Johanna, uspokój się. - proszę.<br />
- Nie, nie uspokoję się! Denerwuje mnie to wszystko. Rozumiem, że z Effie nie chciałyśmy ciebie do niego puścić, ale na litość boską, nawet o niego nie pytałaś przez ostatnie kilkanaście dni. Czy on cię jeszcze obchodzi?!<br />
Z tym wrzaskiem zabiera swoje rzeczy i wychodzi.<br />
Siedzę w tej samej pozycji ciągle tak samo zaskoczona, jak na początku.<br />
Wypełnia mnie oburzenie. <br />
Jak ona może tak się na mnie wydzierać? To przecież nie fair. Martwię się o Peetę. I to bardzo.<br />
Im dłużej jednak siedzę i zastanawiam się nad jej słowami tym bardziej się przekonuję, że ona przecież nie może mieć pojęcia o moich nieprzespanych nocach i bezgłośnym płaczu w koc, kiedy staram się odgonić od siebie tę potworną tęsknotę i strach, które jednak uparcie się mnie trzymają.<br />
Nie może wiedzieć co się dzieje w mojej głowie, kiedy tylko mój umysł nie ma zajęcia ani jak rozdarta się czasami czuję pomiędzy własnym bólem psychicznym, a fizycznym. <br />
Nie moja nawet dziesięć minut.<br />
Drzwi frontowe po raz kolejny się otwierają, a ja nawet nie spoglądam za siebie, aby zobaczyć ko to może być. Ciągle nie mogę oderwać wzroku od kubka zimnej już kawy.<br />
Zauważam szczupłe uda przed sobą i rękę z nosidełkiem.<br />
- Przepraszam. - mówi. - Naprawdę. Nie myślę tak, jak mówiłam. - tłumaczy.<br />
Unoszę na nią wzrok.<br />
Moje usta się poruszają. <br />
- Czego mogłam się spodziewać po tobie, jeśli nie okropnego zbesztania? - pytam cicho.<br />
Johanna odstawia nosidełko ze śpiącym dzieckiem pod ścianę i ponownie siada na przeciwko mnie.<br />
Ciszę przerywa dzwonek telefonu Johanny. Opieram głowę o zagłówek fotela i zamykam oczy.<br />
- Halo? Aaa... Hej, Annie.<br />
Dźwięk tego imienia powoduje, że gwałtownie otwieram oczy.<br />
- Em... Tak. Jest tutaj. Nie wiem. Dobra.<br />
Wyciąga w moją stronę rękę z telefonem.<br />
- Co? - pytam zdezorientowana.<br />
Johanna w odpowiedzi potrząsa telefonem wyciągając go jeszcze bardziej w moją stronę. Jak na zawołanie słyszymy płacz. Johanna podrzuca w górę aparat spodziewając się, że go złapię.<br />
Łapię.<br />
Wciągając powietrze do płuc przystawiam go do ucha i witam się grzecznie.<br />
- Hej, Katniss. Nie rozmawiałyśmy od wieków. - zauważa.<br />
- Wiem, wiem. Przepraszam, że się nie odzywałam. Ostatnio nie miałam humoru na pogaduszki. - wyznaję.<br />
Annie zapewne zauważa mój melancholijny ton, ale nie daje tego po sobie poznać.<br />
Annie...<br />
- A tak ogólnie to jak z tobą? Nie odbierasz telefonu.<br />
- Dzwoniłaś do mnie? - pytam zaskoczona.<br />
Nie przypominam sobie, abym dostała jakiekolwiek...<br />
Przypominam sobie. Uderzam się otwartą dłonią w czoło. Mój telefon!<br />
Nie mam pojęcia gdzie jest, al nie używałam go od tygodni. Możliwe, że mama, Bariel, a nawet Peeta próbowali się ze mną skontaktować i spotkali się z pocztą głosową.<br />
Wypełnia mnie głupie uczucie.<br />
- No tak. Wiele razy. Spotkałam parę dni temu twoją mamę i pytała o ciebie. chciała wiedzieć czy ostatnio z tobą rozmawiałam. chciała nawet lecieć do dwunastki, ale obiecałam, że sprawdzę co u ciebie chociażby przez Johannę.<br />
- Mama? - jęczę wkurzona na samą siebie.<br />
- Tak. Lepiej szybko się z nią...<br />
- Tak, tak. masz rację. Zrobię to niedługo.<br />
Annie się śmieje.<br />
Mam ochotę sama zacząć się śmiać z własnego totalnego braku ogarnięcia. Ostatnio mój umysł zaśmieca wszystko, co niepotrzebne.<br />
- Twoja mama bardzo się martwiła. Mówiła, że i Peeta starał się dodzwonić, ale nie może. chciałam do niego nawet pójść, ale Wiliam zachorował na wyjątkowo niemiłą odmianę różyczki i musiałam zostać z nim w domu.<br />
Wstrzymuję oddech. Cholera. Chciał się do mnie dodzwonić.<br />
Annie jednak trochę inaczej odbiera moje wzruszenie.<br />
- Wiem. Nic mu nie jest. Bałam się, że nie wyzdrowieje na własne urodziny, ale choroba zaczyna już ustępować. Pomyśleć, że już dwa lata ze mną jest. - wzdycha.<br />
Pomyśleć, że od dwóch i pół roku nie żyje jego ojciec, myślę, ale nie wypowiadam tego na głos. Zamiast tego wybieram odrobinę łagodniejszy sposób na skomentowanie jej wypowiedzi.<br />
- Finnick na pewno jest dumny z ciebie.<br />
Johanna wraca ku mojemu zdziwieniu bez Silvi. Zajmuje ponownie miejsce przede mną.<br />
Wygląda na taką wyniosłą i wytrwałą.<br />
A pomyśleć... A pomyśleć, że jej życie poszło taką samą dziwną i krętą drogą, jak moje. Tyle cholernych blizn.<br />
- Myślę, że bardziej dumny byłby ze swojego syna. Pięknie mówi. - chwali go.<br />
Cieszę się, że wzmianka o Finnicku jej nie zasmuciła, a w każdym razie nie w odczuwalny sposób.<br />
- Na pewno urósł.<br />
- O taaaak. Powinniście wpaść i nas odwiedzić.<br />
Uśmiecham się.<br />
- Może kiedyś. Musimy najpierw do końca wyzdrowieć.<br />
Annie pochmurnieje.<br />
- A no tak... To może my przyjedziemy tam? Do dwunastki. Myślę, że taki prezent urodzinowy mu się spodoba. Co myślisz?<br />
- Daj znac, kiedy będziecie.Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-59040504865363633002015-07-22T15:27:00.001+02:002015-08-12T20:40:50.380+02:00121. Kamyki ze strumieniaWitam!<br />
Kochani, ostatnio mówicie, że za któtkie notki. Będę się starać pisać dłuższe. Przepraszam za dużą ilość dialogów.<br />
-Tina<br />
####################################################<br />
<br />
Nachodzą mnie wątpliwości, kiedy idę za Galem w stronę płotu. Moje żebra palą i bolą, a on idzie szybko. <br />
Muszę biec, aby zrównywać z nim krok. Ze wszystkich sił staram się nadążyć, ale w końcu się zatrzymuję.<br />
- Gale! - dyszę. - Ja w przeciwieństwie do ciebie nie zostałam postrzelona tylko w rękę.<br />
Zatrzymuje się, odwraca i spogląda na mnie przepraszająco.<br />
- Przepraszam, ale muszę być pewien, że nikt nas nie podsłucha.<br />
Dysząc marszczę brwi, pochylam się i kładę dłonie na kolanach. Moja pierś pulsuje.<br />
Gale wzdycha poirytowany.<br />
Czuję, jak podrywa mnie z ziemi i zaczyna nieść w stronę lasu.<br />
- Gale! - krzyczę w proteście.<br />
- Muszę ci coś szybko powiedzieć. Nie mam więcej czasu. - wyjaśnia.<br />
Zaczynam się bać tego, co ma mi do powiedzenia.<br />
Otaczam ramionami jego kark i staram się nie krzywić, kiedy truchtem przemierza całe złożysko i łąkę.<br />
Całą drogę się zastanawiam.<br />
Słyszę jego urywany oddech tuż przy moim uchu.<br />
Zapewne ma mi do przekazania coś ważnego. Ale co mogłoby był aż takie ważne, żeby musiał wyciągać mnie - poharataną i poobijaną aż do lasu? Musiało się stać coś bardzo złego.<br />
Zalewa mnie zimny pot, a palce u dłoni zaciskam w pięści, aby ukryć ich drżenie.<br />
Nie jest dobrze... Czuję, że cokolwiek ma mi do powiedzenia - nie spodoba mi się.<br />
Stawia mnie na ziemi tuż przy ogrodzeniu.<br />
Przeciskam się przez nowy obluzowany punkt i siadam na wyschniętej po lecie trawie po drugiej stronie.<br />
Lato było gorące.<br />
W jedenastce zagościła susza, podobnie, jak i znacznej części czwartego dystryktu. Przez całe lato nie spadła tam ani jedna kropelka deszczu.<br />
Z końcem lata zagościły w całym kraju przyjemne deszcze, a wyschnięta natura powoli odradza się do życia.<br />
Gale znowu mnie podnosi i zmierza w stronę przeciwną do naszego byłego punktu spotkań.<br />
Nie biegnie, tylko idzie szybkim krokiem przedzierając się przez gąszcz.<br />
Kiedy mnie stawia na nogi, spodziewam się najgorszego.<br />
Gale ujmuje moją rękę i prowadzi aż do strumienia. Siadamy na jego brzegu, a ja biorę do ręki garść kamieni i przyglądam się im uważnie.<br />
Jeden z nich ma bursztynowy kolor. Jest dosyć płaski, a kształtem przypomina ostrze strzały. Kolejny ma cielisty kolor, a uformowany jest w tak dziwny sposób, że nawet nie potrafię go opisać... Trzeci, ma kształt idealnej kulki i czarny kolor... Trwa trochę czasu aż się domyślam, że to bryłka węgla.<br />
Oglądam kamienie, a Gale przygląda mi się spod zmrużonych powiek.<br />
Po pewnym czasie, jego natarczywy wzrok zaczyna mi ciążyć. Odkładam kamyki jeden po drugim, aż w dłoni nie pozostaje mi żaden.<br />
- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? - pytam szeptem.<br />
Gale przygląda mi się i wyciąga dłoń w moją stronę. Bez wahania ją ujmuję.<br />
Oboje bierzemy głęboki wdech.<br />
- Muszę ci coś powiedzieć, Katniss. Coś bardzo ważnego. - mówi cicho.<br />
Przygryzam wargę, zastanawiając się o co może mu chodzić.<br />
Galeowi ciężko jest dalej mówić. Z tego co po nim widzę, to boi się mojej reakcji.<br />
Ściskam jego dłoń w geście zachęty.<br />
- Wiesz co do ciebie czuję. - szepcze spuszczając wzrok.<br />
Krzywię się i kręcę głową.<br />
- Rozmawialiśmy już o tym.<br />
- Wiem. - odpowiada krótko.<br />
Spogląda na mnie wzrokiem mówiącym "daj mi dokończyć", więc zamykam usta i wpatruję się w niego z politowaniem.<br />
- Wiem. - powtarza. - Ale wiesz o tym, prawda?<br />
Przełykam ślinę.<br />
- Tak.<br />
Mój szept jest cichy niczym szelest liści na wietrze.<br />
Gale ściska moją rękę.<br />
- Wiem, że... Że ty nigdy... Nie czułaś tego tak mocno do mnie, jak do Peety. - robi krótką przerwę. - Pogodziłem się już z tym.<br />
W moich oczach stają łzy, kiedy widzę ile bólu kosztuje go przyznanie tego przede mną i samym sobą.<br />
Nie zaprzeczam, bo ma rację. Czuję się z tym podle, bo widzę, jak czeka aż zaprzeczę.<br />
Kiedy tego nie robię, tylko milczę, jego twarz wykrzywia się delikatnie.<br />
Boli mnie to co mu robię. Jaka ja jestem głupia...<br />
Głupia!<br />
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to co w tej chwili wyprawiam - siedząc tu z nim sam na sam i trzymając go za rękę jest kompletnie niewłaściwe.<br />
Dla mnie jest on tylko najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam... Ale dla niego....<br />
Zapewne nieświadomie odnowiłam wszystkie jego uczucia do mnie, kiedy przez ostatni miesiąc trzymaliśmy się razem.<br />
I znowu wszystko popsułam.<br />
Świadoma tego, że jeśli teraz wstanę i stąd odejdę wszystko zniszczę tylko jeszcze bardziej - zostaję.<br />
- Ale to nie ma znaczenia. - mówi. - Trzynastka zebrała grupę ochotników, aby przeprowadzić operację, która ma na celu zgładzenie Snowa i jego ludzi.<br />
- I ty się idioto zgłosiłeś!? - wykrzykuję.<br />
Nie zauważam, kiedy wstaję i zaczynam wymachiwać rękami. Gale próbuje zatrzymać mnie na ziemi, ale wyrywam się.<br />
- Nie do końca.<br />
- Co to znaczy nie do końca?<br />
Mój krzyk przeradza się w głośny warkot. Jakbym chciała go zrugać.<br />
- Daj mi dokończyć! Gdybym tego nie zrobił, zabraliby Peetę!<br />
Spoglądam na niego z przerażeniem.<br />
- Twój błyskotliwy mąż miał zamiar przyłączyć się do tej akcji, która może potrwać nawet parę lat.<br />
- Co ty wygadujesz? - krzyczę. - Peeta jest ciągle podpięty do kroplówki. Nie wiadomo czy dożyje początku tej waszej durnej operacji!<br />
- Nie prawda. Kiedy ostatnio ktoś ci cokolwiek o nim powiedział?<br />
Zastanawiam się. Ręce zaczynają mi drżeć.<br />
- Nic oprócz tego, że jest z nim, tak samo źle odkąd wyszłam ze szpitala.<br />
Zalewa mnie zimny pot.<br />
- Otóż to. Nie jest w szpitalu od tygodnia. Zapłacił za przyspieszone leczenie żeber i tak dalej, żeby móc wziąć udział w operacji. Mówiłem komisarzom trzynastki, że to kompletne ryzyko, ale oni mi powiedzieli, że ochotników nie odrzucają, chyba, że zaproponuję kogoś w zamian.<br />
Czuję kolę w gardle, kiedy zaczynam rozumieć.<br />
- Zgłosiłeś się za niego. - szepczę.<br />
Gale wstaje.<br />
To co mam do przyswojenia przerasta mnie...<br />
Peeta... Idiota! Jak on mógł?!<br />
Miał zamiar mnie zostawić samej sobie, myślącą, że leży umierający podczas, kiedy on będzie tropił przestępców.<br />
Kładę dłonie za głową i krążę dookoła własnej osi. W moim umyśle szaleje burza.<br />
Nie wiem czy wyzwać Galea od najgorszych czy też rzucić mu się na szyję i dziękować z całego serca.<br />
Czuję, jak krew się we mnie gotuje z wściekłości.<br />
Kiedyś się na nich odegram.<br />
Gale zbliża się do mnie i chwyta pod brodę.<br />
- Katniss, spójrz na mnie.<br />
Staram się mu wyrwać.<br />
- Spójrz, bo to może być nasze ostatnie spotkanie.<br />
Jego słowa są tak przepełnione bólem, że niechętnie wykonuję polecenie.<br />
Ujmuje moją twarz w dłonie.<br />
Oddech więźnie mi w gardle, kiedy orientuję się co chce zrobić. Usiłuję opanować oddech.<br />
Skupiam wzrok na jego oczach.<br />
Przed oczami stają mi nasze wszystkie wspólne chwile i nadal je widzę, kiedy Gale pochyla się, a nasze usta się stykają.<br />
Przez pierwszy ułamek sekundy mam ochotę go odepchnąć, ale kiedy już Gale zaczyna mnie całować, staram się zapomnieć na chwile o Peecie. Mam ochotę się na nim odegrać i właśnie tu i teraz mam szansę.<br />
Bez przekonania oddaję pocałunek, ale po kilku sekundach staję się odważniejsza.<br />
Odsuwa się ode mnie i głaszcze po policzku.<br />
- Przepraszam. - szepcze.<br />
To ja powinnam przeprosić. Tylko i wyłącznie ja.<br />
- Wyjeżdżam z godzinę. Peeta wróci wieczorem. Nie dawaj mu zbyt mocnego wycisku. On kocha cię bardziej niż ja.<br />
I z tymi słowami odchodzi zostawiając mnie samą z mętlikiem w głowie.<br />
<br />
Kubek gorącej herbaty nie wystarcza, aby postawić mnie na nogi.<br />
Johanna siedzi na przeciwko mnie z rękami założonymi na kolanach i wpatruje się we mnie, kiedy wypijam wszystko co do ostatniej kropelki ciepłego napoju. Ocieram usta rękawem i wzdycham.<br />
- Wy też o tym nie wiedziałyście, prawda? Ty i Effie.<br />
Johanna kręci głową zaprzeczając.<br />
Czuję się kompletnie wyprana z emocji. Nie czuję radości na hasło "Peeta wraca o dwunastki", ani złości przez to, co miało się stać, ani nawet smutku, bo Gale wyjechał czy też obrzydzenia do samej siebie.<br />
Czuję się pusta. Nieznośne uczucie.<br />
Johanna wstaje po czym obchodzi kuchenny stół i siada obok mnie.<br />
- Przez tyle czasu sądziłam, że to ty jesteś ciemną masą, a okazuje się, że Peeta jest jeszcze większym pół mózgiem niż ty, kiedy nie jesteście razem. - szepcze do mnie.<br />
Johanna obejmuje mnie ramieniem,a ja kładę głowę na jej ramieniu.<br />
- Szczerze? Mam ochotę zabić ich obu. A na koniec rzucić się z mostu.<br />
Śmiejemy się obie.<br />
- Tak. Jakże nudny stał by się świat bez jego dwóch największych idiotów... - śmieje się. - Spokojnie, Gale jest silny. Nie da się od tak zabić. Powinna byś być mu wdzięczna.<br />
Unoszę głowę i spoglądam jej w oczy.<br />
- Nie jestem pewna dlaczego.<br />
- Bo gdyby pojechał tam Peeta, na bank by zginął, gdyż jego i ciebie wszyscy podli biorą za cel. Gale nie będzie tak wypatrywany. Może nawet go nie rozpoznają. Gdyby Peeta tam pojechał, to gdyby coś poszło nie tak, miałabyś jak w banku, że nie wrócił by. Poza tym... Zastanów się teraz porządnie. Co by się z tobą stało gdyby Gale umarł?<br />
Co by się ze mną stało?<br />
- Najprawdopodobniej zamknęłabym się w sobie i po raz kolejny siedziała i patrzyła w ogień.<br />
- A gdyby zginął Peeta?<br />
Tutaj potrzebuję dużo więcej czasu do namysłu.<br />
Co by się stało ze mną, gdyby na tym świecie zabrakło Peety?<br />
- Nie wiem. Chyba bym tego... Nie przeżyła.<br />
Johanna oplata mnie ramionami, kiedy wreszcie pustka w moim sercu wypełnia się żalem i zaczynam płakać. Kładę głowę na jej ramieniu i plączę bezgłośnie mając nadzieję, że oboje wrócą.<br />
- Dlatego powinnaś być wdzięczna Galeowi. On wie ile Peeta dla ciebie znaczy. Ja też. Wszyscy to wiedzą.<br />
<br />Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-33431387039140181402015-07-15T12:32:00.001+02:002015-07-15T12:32:59.874+02:00120. PobudkaWitajcie!<br />
Nowa notka, jak zawsze w środę.<br />
- Tina<br />
##################################################<br />
- Katniss? - cichy głos wypowiada moje imię nadzwyczaj ostrożnie.<br />
Moje powieki delikatnie się uchylają, a nad moją twarzą, zauważyłam z uśmiechem twarz Gale'a.<br />
- Witaj, Kotna. - śmieje się.. - Jak tam drzemka?<br />
Nieprzytomnie marszczę nos i czekam, aż zawroty głowy miną. Zaciskam mocno powieki, a potem otwieram oczy i przyglądam się otoczeniu.<br />
- Gdzie ja jestem? - pytam mocno słabym głosem.<br />
- Szpital. Jesteś w dwunastce. Spokojnie, nic ci nie jest. Masz tylko złamaną jedną czwartą żeber, ale do wesela się zagoi. - uśmiecha się.<br />
Odwzajemniam uśmiech.<br />
- Czy muszę być zmuszona przypomnieć ci, że już jestem mężatką? - śmieję się<br />
Ku mojemu zaskoczeniu Gale się śmieje... Zaśmiał się! Jednak po chwili poważnieje. Właściwie, to gorzej... Wręcz pochmurnieje.<br />
Wypowiadam cicho jego imię.<br />
Mój przyjaciel unosi rękę do twarzy, aby odgarnąć włosy z czoła, ale rezygnuje.<br />
Zauważam bandaż na całej jego dłoni i wstrzymuję oddech.<br />
Gale marszczy brwi, a potem spogląda na bandaż. Uśmiecha się krzywo i smutno.<br />
- Zostały mi na tej dłoni tylko trzy palce.- mówi.<br />
Oddech więźnie mi w gardle.<br />
Nie wiem co powiedzieć. Jak zareagować?<br />
Te zręczne palce, które potrafiły zastawiać setki pułapek zdolnych zabić...<br />
- Gale... - szepczę.<br />
On na mnie nie patrzy. Za to ja przyglądam mu się ze łzami w oczach.<br />
- Peeta dał sobie radę bez nogi, więc bez dwóch palców chyba i ja przeżyję. - zauważa.<br />
Widzę smutek na jego twarzy. Widzę rozczarowanie i ogromną złość jednocześnie. Biedak...<br />
- Ale to nie powinno być teraz moim największym zmartwieniem, a zwłaszcza nie twoim.<br />
Marszczę brwi, słysząc jego słowa.<br />
Gale spuszcza wzrok i bierze głęboki oddech.<br />
Zaczynam się zastanawiać nad sensem jego słów, ale on zdąża mi powiedzieć, zanim zaczynam panikować.<br />
- Źle z nim... Katniss. Bardzo źle.<br />
Marszczę brwi. Nie mam pojęcia o kogo chodzi.<br />
Gale patrzy na mnie wyczekując reakcji, ale ja nie wiem na jaką reakcję czeka ani dlaczego się jej spodziewa, ani nawet z kim jest źle.<br />
- Gale, możesz mówić normalnie? Z kim jest źle? - pytam. Mój ton, jest wręcz oskarżycielski.<br />
Gale spogląda mi głęboko w oczy.<br />
- Katniss...<br />Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła.<br />
Gale coś do niej mówi, ale ja już nie odbieram tamtych fal.<br />
Peeta...<br />
Zastanawiam się nad tym.<br />
Nie, nie... To nie może być prawda... Przecież, mężczyzna, który wyciągnął mnie z więzienia mówił, że jest cały i zdrowy. Mówił, że jest cały i zdrowy!<br />
Nie... Nie! Nie!<br />
- Nie! - wykrzykuję, a przynajmniej staram się. - Nie! Ja... Muszę się z nim zobaczyć! - charczę.<br />
Próbuję się podnieść, ale moje wysiłki są kompletnie bezwartościowe.<br />
Gale nawet nie próbuje mnie zatrzymać.<br />
Siedzi i czeka, aż skończę się miotać, a potem dopiero zaczyna mówić.<br />
Zdyszana staram się skupić na jego słowach, co przychodzi mi z trudem.<br />
- I tak byś go nie znalazła... Jest w czwórce. - wyjaśnia nieco zgryźliwie.<br />
Oblewa mnie zimny pot.<br />
- Aż tak z nim źle? - pytam szeptem.<br />
Kiedyś szpital w czwórce funkcjonował jako wzwyczajany szpital do którego trafiali ludzie zewsząd... Jednakże po jakimś czasie ograniczono jego użytek tylko do beznadziejnych przypadków, głównie z powodu zaopatrzenia czwórki w najlepsze lecznicze zioła.<br />
Jeśli Peeta tam trafił, to musi być mocno poturbowany.<br />
- Dostał cztery kulki... Tamten koleś... Ten, który pomagał u was w piekarni.. Jak mu tam? Widział jak oberwaliście oboje na samym początku, a potem ktoś znowu do ciebie strzelić, a gdyby Peeta wtedy cię częściowo nie zasłonił, to... - głos mu więźnie w gardle.<br />
Wstrzymuję oddech.<br />
- Trzy razy zdarzyło się tak, że dosłownie sekundy dzieliły go od śmierci. Jego stan jest wyjątkowo niestabilny, a kiedy wydaje się, że się poprawia - wszystko znowu się wali. Zakładają, że może nie przeżyć. - tłumaczy Gale.<br />
<br />
Byłam nieprzytomna aż dwa tygodnie.<br />
Moje żebra, dzięki nowym technikom lekarzy nadawały się do marnego użytku już po niespełna miesiącu. Co prawda chodziłam z trudem i bolał mnie każdy krok, to starałam się wychodzić ból.<br />
Sprawa Peety nie dawała mi spokoju, a też i powód porywaczy i ich motywacje były mi kompletnie obce.<br />
Gale tłumaczy mi bez przerwy, że nic na ten temat nie wie, więc oboje tylko spekulujemy nie mogąc wymyślić żadnego spójnego wytłumaczenia.<br />
W końcu odwiedza mnie sama Paylor.<br />
Okazuje się, że ludzie młodszego syna prezydenta Snowa dostali polecenia, aby w jakichś sposób przejąć trzynastkę, a następnie zrównać nas z ziemią, podbić trzynastkę, a za pomocą jej uzbrojenia jeszcze resztę dystryktów, a potem Panem, aby Luis Snow mógł zawładnąć wszystkimi i wszystkim.<br />
Głupie i bardzo nieprawdopodobne, aby im się udało, a więc cały plan legł w gruzach.<br />
Oni jednak uciekli. Jedynym Snowem, jaki zginął była piętnastoletnia córka starszego Snowa. Jej wuj, kuzyn i matka wciąż są na wolności i mogą do woli knuć.<br />
Formują się powoli oddziały, które będą miały na celu zabicie wszystkich, którzy maczali palce w spisku.<br />
Posy i jej kolega - Sorrel, z którym zamknięto ją w jednej celi są pod opieką wielu specjalistów. Taki napad nie działa dobrze na psychikę dzieci.<br />Często ją widuję. Przychodzi do mnie wraz z Bariel lub też Galem, siada na brzegu mojego łóżka i rozmawiamy.<br />Zastanawiam się gdzie podziała się jej pogodna osobowość. Może zniknęła wraz z połową jej twarzy przykrytą grubą warstwą gazy i bandaży.<br />
Przez ten miesiąc codziennie rano do mnie przychodził i rozmawialiśmy, zupełnie, jak za dawnych lat. Nasza przyjaźń znowu rośnie w siłę. Tak na prawdę tylko on mi cokolwiek mówi. Nie wiem jednak, czy coś przede mną ukrywa, co robił wiele razy wcześniej. Nie mam szansy tego sprawdzić.<br />
Ostatnio jednak jest sporo zamyślony i potrafi łatwo dać się rozproszyć.<br />
Kiedy jednak Gale wychodzi, moje myśli automatycznie wracają do czwórki, gdzie Peeta już się wybudził, ale jego stan ciągle nie jest wystarczająco dobry.<br />
Potrafię tęsknić za nim całymi godzinami i płakać w poduszkę, bojąc się, że kiedy się obudzę, jego już nie będzie.<br />
Mało sypiam. Jem tylko wtedy, kiedy Gale lub ewentualnie Johanna wręcz mnie zmuszają, ale nie mogą sprawić, abym przespała noc. Nie potrafią pozbawić mnie koszmarów.<br />
<br />
Szpital opuszczam po półtorej miesiąca od obudzenia się. Stan mojego męża nie uległ poprawie, a mnie kategorycznie zakazują do niego jechać.<br />
Jestem dorosła, a każdy traktuje mnie, jak niedojrzałe, zakochane dziecko, które nie wie co robi!<br />Denerwuje mnie postawa Effie i Johany, które zgadzają się z moją mamą i nie dopuszczają do siebie nawet myśli o moim opuszczeniu dwunastki.<br />Wywiązało się między nami już wiele kłótni, ale nigdy nikt mnie jeszcze nie poparł.<br />
Problemem jest to, że nie ma przy mnie Haymitcha, który na pewno by mnie poparł.<br />Czasami jego śmierć wydaje się jedną z najgorszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.<br />
<br />
<br />Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-41480915058867186832015-07-07T16:00:00.000+02:002015-07-08T16:33:13.796+02:00119. Ale tak nie byłoHej! Witam was i zapraszam na nowy rozdzialik! <br />
Nowy, jak zawsze - w środę...<br />
-Tina<br />
#############################################<br />
- Gale! - krzyczy przerażona dziewczynka. - Katniss!<br />
Mężczyzna powoli zbliża rozgrzany pręt do jej twarzy. Bardzo powoli.<br />
- Nie! - krzyczę!<br />
- Posy! - Gale szamocze się w obręczach. - Puśćcie ją!<br />
- Aha ha... Wiedziałem, że dobrze wybrałaś, Clerie. - mruczy napastnik.<br />
- Dziękuję. - odzywa się jakaś kobieta zza moich pleców.<br />
- Puśćcie ją, albo przysięgam, że własnoręcznie cię zabiję. - warczę pełna nienawiści.<br />
Po policzkach małej Posy płyną już ciepłe łzy. Szarpie się ze strażnikami, ale oni trzymają ją mocno. Jeden z nich zaciska mocno rękę na jej nadgarstku, a ona płacze i kwiczy głośno.<br />
- Co wiecie o trzynastce?<br />
- Powiemy wszystko, tylko ją puść! Co chcesz wiedzieć?<br />
Moje wrzaski przywołują tylko panikę Gale'a. Boi się. Cholera... Ja tym bardziej.<br />
Ból w piersi jest nie do zniesienia.<br />
Mężczyzna się śmieje.<br />
- Umówmy się. Ja zadam parę pytań, a wy grzecznie odpowiecie. Jeśli się dogadamy, to mała ma szansę wyjść stąd z całą twarzyczką, zgoda?<br />
Nie wiem co mam robić... Tak strasznie się boję.<br />
Kiedy nie odpowiadamy pręt zbliża się do twarzy Pos, która krzywi się i płacze.<br />
Wyrywam się nagle, chcąc ją ochronić, ale pasy skutecznie mnie zatrzymują, a ból, który po tym następuje, jest gorszy od poprzednich.<br />
I ja płaczę.<br />
Myślałam, że to będzie Peeta.<br />
Bałam się, że to będzie on, ale znam go... On kazałby mi siedzieć cicho, gdyż ci ludzie na pewno chcą nas wykorzystać. Krzyczałby, żebym zamknęła oczy i nic nie mówiła. W końcu dochodziłby do mnie jego ból i swąd nadpalonej skóry, ale Peeta, to dorosły mężczyzna. Wiedziałby co należy zrobić i wstrzymałby się przed krzykiem, żeby mi oszczędzić cierpienia... A ja i tak bym płakała, ale siedziałabym cicho. Ale w końcu... Kiedy mój mąż, a potem przyjaciel byliby półżywi, albo martwi, pękłabym i wylałabym z siebie wszystko co wiem...<br />
Ale tak nie było.<br />
Nie byłam w żadnym stopniu przygotowana na widok dziewczynki, która jest dla mnie niezwykle ważna i jest tylko dzieckiem. Niczemu niewinnym dzieckiem.<br />
Co jeśli mają tu też Williama i Annie... A co jeśli złapali Johannę i Silvię?<br />
Strach łapie mnie za gardło i zaciska na nim mocno palce. Duszę się.<br />
Kiwam mocno głową.<br />
- Zrobię wszystko, czego chcesz.<br />
Mężczyzna się uśmiecha.<br />
- W którym miejscu mieści się dowództwo.<br />
Moją odpowiedź wyprzedza Gale.<br />
- Skrzydło E 12 na trzydziestym piętrze licząc od góry. - mówi zaskakująco szybko.<br />
Teraz już oboje panikujemy.<br />
- Dobrze... - pochwala mężczyzna. - David, zapisz to. - Spogląda w górę po czym znowu kieruje wzrok na Gale'a. - Jaki kod?<br />
- 2 7 A 9 1 1 M 5 F G A W - recytuje.<br />
- F G A W? Jak w...<br />
- Tak. - odpowiada szybko Gale.<br />
Pot spływa po jego czole.<br />
Ja nie potrafiłabym udzielić tak szczegółowych informacji.<br />
Mężczyzna widocznie jest zadowolony.<br />
- Aaa... Jaki kod spojówek? I ile tych kodów jest? - pyta.<br />
Gale marszczy brwi.<br />
Nie... Czyżby?<br />
- Ja... Ja nie wiem. - szepcze Gale.<br />
I wtedy to się dzieje...<br />
Gorący pręt dotyka policzka Pos, która wrzeszczy i kwilę.<br />
- Nie! Przestańcie! Ja naprawdę nie wiem!<br />
- Ja wiem! -krzyczę w panice.<br />
Gorący metal odsuwa się od twarzy dziecka i zostawia krwawiący, czerwony ślad. Staram się nie patrzeć.<br />
W rzeczywistości nie mam pojęcia o co właściwie pytał. Może o zabezpieczenia? Może...<br />
- Ben Others! - krzyczę.<br />
Ben, to jeden z prawych rąk Coin. <br />
Mogę się mylić, ale wydaje mi się,. że wiele pomieszczeń w trzynastce było zabezpieczone przez skany spojówek. Skaner skanował oko i albo drzwi się otwierały, albo włączał się alarm. Musiały one więc mieć jakieś kody, dzięki którym spojówki były rozpoznawalne.<br />
- Widziałam jak...<br />
- Kod. - przerywa mi mężczyzna.<br />
- Nie znam go! Ale wiem, że żyje! Możliwe, że w trzynastce.<br />
Mój oddech, jest nierówny. Czuję pot zbierający się w kącikach moich oczu i spływający po policzkach razem z łzami.<br />
Około przez godzinę zostajemy jeszcze przetrzymywani. Pytają o ważne pomieszczenia, takie, jak arsenał broni specjalnej czy lotnisko, a także o ludzi. Przez ten czas odpowiadamy na pytania będąc prawie w transie.<br />
W końcu wyciągają Posy, która ma na policzkach aż pięć czerwonych i palących śladów.<br />
Kiedy ją wyprowadzają, czuję mój strach. O nią, o Peetę i o Gale'a, a także o wszystkich o których obecności jeszcze nie wiem. Boję się po raz kolejny o życie ludzi, których kocham.<br />
Siedzę nieruchomo na krześle, kiedy drzwi się otwierają w celu wyprowadzenia dziewczynki.<br />
Czuję okropną woń...<br />
Bardzo znajomą.<br />
Oczy zaczynają mnie piec, kiedy patrzę, jak wielu ze strażników traci przytomność.<br />
Gaz!<br />
Nie rozumiem zbytnio co się dzieje, bo i moja głowa szybko opada.<br />
Zachowuję jednak świadomość.<br />
Moje oczy są otwarte, a dookoła panuje cisza.<br />
Co to ma znaczyć?<br />
<br />
Każdy strażnik i człowiek leży bezwładnie na ziemi.<br />
Do pokoju wbiega około tuzin ludzi w maskach gazowych. Nie potrafię ich rozpoznać... Mają całe twarze zakryte.<br />
Jedna z postaci przecina wszystkie moje i pasy Gale'a. Słyszę komendy.<br />
- Caudell, weź córkę. Ramuel, zaczekaj, aż ich zabiorą.<br />
Ktoś bierze mnie na ręce, a ja chciałabym krzyknąć, ale jestem kompletnie sparaliżowana, a mój mózg nie kojarzy faktów.<br />
Caudell? Ramuel?<br />
<i>Caudell, weź córkę.</i><br />
To Michael! A Ramuel, to nazwisko Artura, brata Peety! Tak! Nadeszła odsiecz!<br />
Ten, kto mnie niesie, zaczyna biec, a w pomieszczeniu, słychać wystrzały z broni palnej.<br />
Ktokolwiek nas przesłuchiwał, już nie żyje.<br />
<br />
Mija około parę minut, aż odzyskuję władzę nad ustami i wypowiadam słabo:<br />
- Peeta...<br />
- Jest cały i zdrowy, prosze pani. - odpowiada mi mój wybawca.<br />
Uśmiecham się szeroko. On żyje...<br />
- Wyzwoliliśmy wszystkich więźniów. Jest pani bezpieczna i oni też.Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-6151809186775299192015-07-01T17:09:00.000+02:002015-07-01T17:35:28.699+02:00118. Twój ślad<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Witam was... </span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Nowa notka w środę.<br />- Tina</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">##############################################<br /><br />Mijają godziny, a może raczej dni. Coraz częściej słyszę swój głos.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Cisza... Cisza... I cisza....</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Chyba zaczyna mi odbijać. Czuję się dziwnie. Może to wpływ narkotyku m w mojej krwi, albo zbyt długiej samotności.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Z czasem jednak, kiedy morfalina przestaje działać, a śpiewanie staje się dla mnie co raz większą trudnością.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;"><br />
Do moich uszu dociera odgłos kopania w kratę mojej celi. Metal odskakuje głośno i uderza w ścianę z hukiem.</span><br />
<i><span style="background-color: black; color: white;">Błagam, nie podchodź. Błagam, nie podchodź. Błagam...</span></i><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Zawisa nade mną twarz o niesamowicie dziwnych konturach i zimnych, niczym grudniowy śnieg oczach. Mężczyzna uśmiecha się lodowato odsłaniając nierówne szeregi żółto czarnych zębów. Jego oddech potwornie śmierdzi.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">- Dzień dobry, kosogłosie. - mówi głosem zdradzającym pogardzę.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Zachowuję zimną krew. Nie odzywam się.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">- No... Nareszcie gówniara ze mnie zejdzie. - mruczy.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Unosi mnie z niebywałą lekkością i przerzuca sobie przez ramię.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Mój wrzask potwornego bólu rozchodzi się echem po pomieszczeniach. Każdy jego krok powoduje kolejną eksplozję okrutnego i pulsującego kłucia w mojej klatce piersiowej.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Nie mogę oddychać.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;">Czuję się, jak szmaciana lalka miotana wstrząsami, bólem i nie mogąc się ruszyć. Pot i łzy spływają w górę <span style="font-family: inherit;">mojej twarzy.</span></span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">W końcu zostaję rzucona na coś twardego i przypięta mocno pasami, które pod koniec okalają moje nadgarstki, ramiona, kolana, tułów i czoło.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Nie mam siły, aby otworzyć oczy.</span><br />
<i><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Morfaliny... Morfaliny...</span></i><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">- Otwórz oczy, panienko, albo sami ci je otworzymy.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Niechętnie uchylam powieki i widzę szereg strażników, mężczyznę stojącego nade mną i dziewczynkę.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Ma może z piętnaści lat. Stoi z uśmiechem na twarzy zdradzającym podekscytowanie.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Ją to kręci... To,że czuję ból sprawia jej przyjemność. Ona cieszy się mogąc obejrzeć, jak zaraz zaczną mnie razić prądem czy...</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">O... Nie...</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Do głowy przychodzi mi nowa myśl.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Co, jeśli chcą na moich oczach torturować lub zabijać Galea i Peetę? Co jeśli będę zmuszona patrzeć, jak mój mąż zostaje pozbawiony języka za pomocą którego potrafi zmienić ludzkie poglądy, a mojemu przyjacielowi odcinają palce? Ja tego nie przeżyję.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white;"><br />
<span style="font-family: inherit; line-height: 15px;"><i>To nie tak miało być</i></span></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">los chyba zadrwił z nas</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">czy po to dusze złączył,</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">by za chwilę znów</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">rozerwać nić łączącą je</i></span><br />
<span style="background-color: black; color: white;"><i><span style="font-family: inherit;"><br style="line-height: 15px;" /></span></i>
<span style="font-family: inherit; line-height: 15px;"><i>W milczeniu naszych ust</i></span></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">zwątpienie utkał czas</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">przepaści między nami</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">już nie zniszczy nic,</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">bo zabrakło słów w obliczu łez</i></span><br />
<span style="background-color: black; color: white;"><i><span style="font-family: inherit;"><br style="line-height: 15px;" /></span></i>
<span style="font-family: inherit; line-height: 15px;"><i>Kiedy nas już nie będzie</i></span></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">pamiętać chcę czas,</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">kiedy w siebie zapatrzeni</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">zakochani, ty i ja</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">Zanim w proch obrócił się nasz świat</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">w moim sercu na zawsze</i></span><br />
<span style="color: white; font-family: inherit; line-height: 15px;"><i style="background-color: black;">zostanie twój ślad.</i></span><br />
<span style="background-color: black; color: white;"><span style="font-family: inherit; line-height: 15px;"><i><br /></i></span>
<span style="line-height: 15px;"><span style="font-family: inherit;">Zdążam dokończyć w myślach tę pieśń, zanim zostaję spytana o pierwszą rzecz.</span></span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">- Jak wiele wiesz o trzynastce?</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Słowo <i>trzynastka </i> wypowiada ta, że opluwa moją twarz.</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Nie odpowiadam na to pytanie.</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">A więc to o to chodzi. O informacje. </span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Czy warto trzymać je dla siebie, podczas, gdy Peeta lub Gale, albo i oboje będą umierać?</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Wzdycham.</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Mężczyzna się uśmiecha. </span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">- Może brakuje ci towarzysza.... - zaśmiał się. - Przyprowadżcie go.</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">Zasówy głośno szczękają, kiedy do środka wprowadzają drugą osobę. </span></span><br />
<span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;"><span style="line-height: 15px;">Jest ubrany na czarno, i ledwie stęka, kiedy rzucają go na postawione obok krzesło i przypinają pasami. </span><br /><span style="line-height: 15px;">- Gale... - szepczę. </span><br /><span style="line-height: 15px;">Spogląda na mnie zbolałym wzrokiem.</span></span><br />
<span style="line-height: 15px;"><span style="background-color: black; color: white; font-family: inherit;">- No... Chyba jeszcze kogoś nam tutaj brakuje... - mruczy mężczyzna, a klapa po raz kolejny szczęka.<br /><i>Nie.., </i>myślę. <i>Teraz przyprowadzą Peetę.</i></span></span><br />
<span style="background-color: black; color: white; line-height: 15px;">Mylę się. </span><br />
<span style="background-color: black; color: white; line-height: 15px;">Popychają ją... I przypinają tuż przed naszymi oczami, a jeden ze strażników przykjłada jej rozpalony do białości pręt niemal do skóry na twarzy.</span><br />
<span style="background-color: black; color: white; line-height: 15px;">- Jak wiele wiecie o trzynastce?</span><br />
<span style="color: white; line-height: 15px;"><i style="background-color: #444444;">Posy!</i></span>Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-20514923951611590672015-06-24T13:21:00.004+02:002015-06-24T13:22:06.698+02:00117. Pieśń o Listopadzie<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nowy rozdział w środę.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Tina</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">#############################################</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Pomieszczenie, jest sterylne i zimne. Chłód bijący od kamiennych ścian celi i prycza wyłożona sianem to jedyne moje towarzystwo.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie wiem ile czasu minęło odkąd się obudziłam.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Godzina, może trzy.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Czas ciągnie się nieubłaganie, a nie ustająca cisza kuje mnie w sercu.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Boli mnie świadomość, że nie wiem co się dzieje ze mną lub Peetą.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie chcę wiedzieć czy jest przytomny. A w szczególności nie chcę wiedzieć co się z nim dzieje, jeśli jest przytomny.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Uczucia we mnie staczają walki, bo jednocześnie chcę... Chcę wiedzieć... I nie chcę.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie potrafię się zdecydować, ale jakie to ma znaczenie?</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie ma blisko mnie kogokolwiek, kogo mogłabym spytać.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie mogę się ruszyć. Boli mnie miejsce pod sercem i czuję się sparaliżowana.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">I ta cisza... Ta cisza, której nic nie przerywa.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Zastanawiam się czy to dobry pomysł, ale w końcu to robię, bo... bo jestem bliska szaleństwa.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Układam usta, aby zacząć śpiewać i nareszcie coś słyszę.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Mój głos jest słaby. Bardzo słaby.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Listopad to niekochana kobieta </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">co narzeka, narzeka, narzeka. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Rozpuściła włosy przed lustrem </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">i na nic już nie czeka. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Przeczytała wszystkie listy z drzew </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">w żadnym nie znalazła nic dla siebie. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Rozrzucone leżą u jej stóp, </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">wiatr roznosi je po ziemi i po niebie. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Uśmiecham się mimowolnie. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Przypominam sobie, jak ojciec nucił tę pieśń przy kuchennym stole trzymając mamę za rękę. Ona zawsze się śmiała, kiedy akcentował słowa narzeka, narzeka, narzeka.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Popatrzyła w gwiazdy a tam smutki </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">już na resztę życia jej pisane, </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">więc zaniosła się wariackim śmiechem </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">żeby nikt nie wiedział co jest grane.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Do dzisiaj nie rozumiem do końca tekstu. Aczkolwiek uważam tę balladę za jedną z moich ulubionych. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Zastanawiam się dlaczego nigdy jej nie śpiewam. Dawno jej sobie nie przypominałam. Ostatnio chyba w tym okresie, kiedy zostałam zamknięta na cztery spusty w moim pokoju w ośrodku szkoleniowym. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Ale wtedy miałam dostęp do lekarstw i jedzenia.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Teraz ból rozpala moje żebra, przez co śpiewanie, to prawdziwa udręka, która jednak przynosi ukojenie moim nerwom, a żołądek głośno domaga się jedzenia. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Jestem jednak specjalistką w dziedzinie głodu, chociaż niektórych jego rodzai nie potrafię zrozumieć.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><br /></span></span>
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Gdybym mogła, podskoczyłabym na dźwięk głośnego zgrzytu metalowej zasuwy.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Ktoś wchodzi do mojej celi. Słyszę dudnienie ciężkich stóp.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Wbijam wzrok w sufit, ciemny, niczym obsydian, kiedy zauważam nad sobą twarz.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Kobieta jest stara. Obwisła skóra na jej policzkach ma lekko białawy kolor, a niemal puste oczy wpatrują się w moje z niemal taką samą uwagą, jak moje w jej.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Kobieta unosi rękę i przykłada palec do ust nie mówiąc ani słowa, dając mi znać, abym była cicho.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie wiem o co chodzi, ale wykonuję polecenie. Nie chcę zasłużyć na cięgi.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Unosi drugą rękę ze strzykawką.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Zaczynam panikować. Rozglądam się za pomocą, staram się coś powiedzieć, ale ból jest zbyt silny.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Kobieta mocno i stanowczo chwyta mnie za ramię. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Ćśśś... Morfalina. - szepcze. - Będziesz mogła mówić, ale się nie ruszaj.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Niby jak miałabym się poruszyć? To wręcz niemożliwe.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Pochyla się nade mną i wbija igłę głęboko pod moją skórę. Ukłucie jest bolesne, ale ulga, która po nim nastaje, jest niczym zbawienie.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Wzdycham głośno, kiedy płomienie cofają się z moich ran.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Ból znika niemal tak szybko, jak się pojawił, a na moich ustach niemal od razu pojawia się imię.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Peeta. - charczę. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Ćśśś! Nie tak głośno. - beszta mnie. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Gdzie on jest? - pytam słabo.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Kobieta przygryza wargę. Bije się z myślami.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Posłuchaj...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Co z nim?</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Moją głowę natychmiast wypełnia panika. Co się dzieje? Gdzie on jest?</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Cicho bądź, bo wszyscy na tym źle wyjdziemy. - szepcze.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Kim ty jesteś?</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Spokojnie. Jestem człowiekiem Plutarcha. - mówi.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Skąd mogę wiedzieć czy mogę ci zaufać?</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Zastanawia się.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- A jeśli powiem ci co się dzieje z...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Dobra. - mówię głośno.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Zamknij się, do cholery! - warczy. - Dostał cztery kulki, ale żyje. Jest nieprzytomny i...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Przerywa jej głośny trzask.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Od razu się prostuje i odchodzi.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Chcę za nią krzyknąć, ale ona odzywa się do kogoś innego. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Dalej nieprzytomna. - mówi formalnie.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Podajcie jej jakieś środki, które ją wybudzą. - mówi głośny, męski głos.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Podanie takich substancji na pusty żołądek może ją zabić. - protestuje inny, kobiecy i delikatny.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Małolata zażądała, aby ją już dzisiaj uśmiercić. - zauważa mężczyzna. - Kazano mi sprawdzić, czy jest to możliwe.</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Nie, na razie się nie budzi. Jeśli szef chce ją przesłuchać, to musi zaczekać. A tymczasem niech się zadowoli innymi mieszkańcami trzynastki. Gale Hawthorne został przywieziony godzinę temu. Niech zacznie od niego. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">- Tak jest. </span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie...</span></span><br />
<span style="color: #aa9977; font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;">Nie Gale...</span></span><br />
<span style="background-color: #474023; color: #aa9977; font-family: 'Helvetica Neue', 'Arial CE', Arial; font-size: 13px; line-height: 18.2000007629395px;"><span style="background-color: white; font-size: 15px; line-height: 21px;">...</span></span>Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-1189048537831599032015-06-18T21:20:00.000+02:002015-06-18T21:20:08.394+02:00116. Żyje?Witajcie!<br />Kolejna notka (PRZYSIĘGAM) w czwartek.<br />- Tina<br />##########################################<br /><br />- Nie tylko ty potrafisz się mścić, panno Everdeen.<br />
Słyszę głośny szept pełen nienawiści i pogardy tusz przy moim uchu.<br />
Ale czy na pewno? Mimo tego, iż czuję podmuch oddechu nieznajomego na skórze, mam wrażenie iż głos ten pochodzi z bardzo daleka i nie dosięga mnie w tak dużym stopniu.<br />
Może to i dobrze.<br />
Boli mnie wszystko. Mam zamknięte oczy i brak mi siły by unieść powieki. A może po prostu nie mam nad nimi władzy?<br />
Ból koncentruje się w miejscu tuż pod lewą piersią. Skóra mnie pali.<br />
- Ojcze - Spytał chłopiec. Nie ma więcej niż dziewięć lat. Następne słowa, które wypowiedziane zostały tym uroczym głosikiem, były mocno doprawione obojętnością. - Czy ona umrze?<br />
- Niestety nie. - odpowiedział mu dziewczęcy głos. Znajomy. - Chociaż bardzo na to zasługuje.<br />
- Spokojnie, dziecko. Umrze w swoim czasie. - upomniał ją mężczyzna.<br />
- Prędzej sama się zabiję niż pozostanę przy tym ścierwie kolejną minutę. - mruczy dziewczyna, a następnie słychać stukot wysokich obcasów na kamiennej podłodze i trzask drzwi.<br />
- Filipa się jej boi? - spytał chłopiec.<br />
- Tak. Ale nie w taki sposób w jaki myślisz.<br />
- A dotrzymasz umowy między wami?<br />
Mężczyzna myśli przez dłuższą chwilę.<br />
- Synu, nie mogę dotrzymać słowa... To zbyt niebezpieczne.<br />
Chłopiec się zaśmiał.<br />
- Ona wpadnie w szał.<br />
- Trudno. Tak już jest. Kiedy dorośnie, zrozumie.<br />
Mężczyźnie nie było do śmiechu.<br />
- A myślisz, że któryś z nich wie to, co ty chcesz wiedzieć?<br />
- Jeśli nie... To na pewno wiedzą ludzie, których pochwycił Terner i Wargraw.<br />
Czuję, jak rośnie we mnie strach, a w raz z nim ból. Nie wiem co się dzieje, ale ból się nasila, aż w końcu ustępuje ciemności... I już nic nie wiem.<br />
Chyba zasypiam.<br />
<br />
<i>- Nie! - krzyczę, ale filiżanka jest już w połowie swojej drogi. Głośno uderza o podłogę i rozpryskuje się na wiele dużych kawałków.</i><i>Poirytowanie bierze górę. </i><br />
<i>- Co ty sobie wyobrażasz, ty głupi sierściuchu!?<br />Biorę tą brudno pomarańczową bestię na ręce, a on wygina się, chcąc mi uciec.<br />- Ooo, nie. Nie uciekniesz mi. To, że masz piętnaście lat mniej ode mnie, nie znaczy, że jesteś ode mnie silniejszy.<br />Uśmiecham się szyderczo.<br />- Ciociu... Nie krzycz na niego! - Silvia podbiega do mnie i wyciąga mi kulkę futra z rąk. Jaskier syczy na mnie, a potem miauczy, niczym pokrzywdzone zwierzątko.<br />Mała, jak zawsze się nad nim rozczula i przytula go do piersi.<br />Ta dziesięciolatka ma w sobie więcej ufności niż ktokolwiek kogo znam.<br />- W takim razie ty go wykąp, mądralo. - proponuję i szczypię ją w nos.<br />Krzywi usta.<br />- Zgoda.<br />Odwraca się z zamiarem pójścia do łazienki.<br />Jaskier chyba się orientuje gdzie zmierzają, więc szybko wymyka się z jej obcięć, a gdy tylko jego przednie łapy dotykają podłoża, czmycha z prędkością światła przez otwarte drzwi.<br />- Ej! - krzyczy za nim.<br />- Nie wróci... - mówię. - Chodź... Pójdziemy lepiej pomóc Posy.</i><br />
<i><br /></i>
<i>Pos jest w swojej sypialni. Jest nią Sorrel, który zaczyna już wynosić pudła do samochodu postawionego przed domkiem Bariel i Michaela.<br />Praca idzie pełną parą. pudełka są już w połowie zapełnione.<br />- Dobrze wam idzie. - zauważam. - Pos się uśmiecha.<br />- Tak. Jeszcze tylko ta szafa i koniec. Rano możemy ruszać.<br />- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że znowu będziemy mieszkać w tym samym dystrykcie.<br />Podchodzę do niej powoli, a potem mocno ją przytulam do piersi.<br />- Ja też. Studia na pewno będą ciężkie, ale jestem dobrej myśli.</i><br />
<i>- Na pewno dasz radę. - uśmiecham się.<br />Przygryza wargę.<br />- Emmm... Katnisss... Wiadomo coś o nim? - pyta. Jej głos lekko się załamuje.<br />Rzednie mi mina.<br />- Nie... Nic nie wiadomo.<br />- Jak myślisz... Żyje?</i>Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-39354869230243478612015-06-06T20:49:00.000+02:002015-06-06T20:49:12.150+02:00115. DłońMoi kochani... nie wierzę, ale tak... Rok! Dzisiaj mija rok odkąd zaczęłam pisać bloga! Niesamowite!<br />
Dziękuję między innymi Natali S, Oli S i Magdzie O. Bez was... Cholera... Dawno bym zrezygnowała.<br />
dedykacja dla tych trzech dam, a teraz zapraszam do czytania i nie zapomnijcie zostawić komentarza.<br />Chcę też zwrócić waszą uwagę na o, że ta notka napisana jest w dwóch czasach... Chciałam spróbować, a zabrakło mi czasu na edytowanie.<br />
Dzisiaj krótko, Widzimy się w piatek.<br />
- Tina<br />
###########################################<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL">Piekarnia tętni życiem. Znajomi ludzie to wchodzą,
to wychodzą. Śmieją się z dowcipów, jakimi raczy ich Peeta i wyrażają
komplementy pod moim adresem. <br />
Zawsze lubiłam tutaj przesiadywać. Na stołku za ladą przyglądając się
szczęśliwym ludziom. Tym zabieganym i tym, którym nie spieszyło się stąd wyjść.<br />
Zazwyczaj już po godzinie siedzenia w miejscu zaczynały bolec mnie pośladki,
ale jakoś mało mi to przeszkadzało. <br />
Jak co rano, kiedy chwilę po dziewiątej przychodzę do małego budynku na rogu,
czekają na mnie trzy duże, pachnące i Świerze bułki z serem, które wprost
ubóstwiam. <br />
Odstawiam nosidełko ze śpiącym dzieckiem zaraz obok mojego stołka i zajmuję
moje miejsce.<br />
Peeta biega starając się nadążyć za zamówieniami. Śmieję się okrutnie za każdym
razem, gdy zacina się w podawaniu ceny lub obliczaniu reszty i szeptałam podaję
mu prawidłową odpowiedź. Nie jego wina... Całymi dniami stoi tak osiem godzin
dziennie mając do pomocy jedynie Neta, swojego pomocnika. I tak oboje urabiają
sobie ręce po pachy.<br />
Luźno robiło się zawsze dopiero około pierwszej popołudniu. Tak też dzisiaj.
Pojawia sie wtedy najwyżej jeden klient na pięć minut, a chłopcy mają czas, aby zregenerować swoje siły. <br />
Na zmianę wtedy jedzą i pracują.<br />
Ja trzymam się, jak zawsze na uboczu. <br />
Dziecko, które tylko od czasu do czasu wyciągam z przenośnego fotelika z obawy,
że coś mu zrobię, rozgląda się mocno ciemnymi oczkami. <br />
W końcu biorę ją na ręce i przytulam do piersi. Przez chwilę mam wrażenie, że
się uśmiechnie, ale jedynie ziewa przeciągliwie i zapada w sen na moich rękach.<br />
- Jest podobna do matki – mówi uśmiechnięty Peeta. <br />
- Do ojca także. – przyznaję. – Ma jego twarz. <br />
- Oby charakteru nie miała po matce. – odzywa się Net.<br />
- Oh, zamknij się. – śmieje się Peeta. <br />
- Tak jest, szefie. – droczy się. <br />
- Ja jednak przyznaję racje Netowi... Coś czuję, że w rękach mam małą maszynę
do przedżeźniania. – przyznaję i gładzę ją po policzku. <br />
- Naprawdę? – pyta.<br />
Wzruszam ramionami...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL">Zbyt późno uświadamiam sobie, że w piekarni jest całkowicie
cicho.<br />
Zbyt późno moje uszy wyłapują dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi. <br />
Zbyt późno, aby móc schować małą Silvię.<br />
Szczęk broni dobiega zza moich pleców. </span><span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL">Koszmarny
zgrzyt przeładowania mrozi mi krew w żyłach...<br />
Pierwsza kula dotyka mojej dłoni. Słyszę krzyk Silvi. <br />
Z oczami pełnymi łez sprawdzam czy nic się jej nie stało. Kula nawet jej nie
drasnęła. Przestraszyła się huku.<br />
Słyszę niemal od razu kolejny strzał, ale ten mnie nie dosięga. Krzyk Peety.<br />
Pół zamglonym wzrokiem widzę, jak trzyma się za zdrowe kolano, kiedy osuwa się
na ziemie.<br />
- Ej, ty! – krzyczy jeden z napastników. <br />
Chyba zwraca się do Neta.<br />
Nie wiem... Boli mnie nadgarstek gdzie tkwi kula... Krew plami zielony kocyk w
który zawinięte jest dziecko, a ja zaciskam zęby. Bólu nie da się opisać.<br />
Mój nadgarstek jest rozerwany. Główne żyły... <br />
Krew ucieka ze mnie w zaskakującym tempie.<br />
- Zabieraj stąd swój pokraczny tyłek i zabierz stąd to dziecko! Masz dziesięć
sekund, a potem zabijemy was oboje.<br />
Czuję, jak Net wyrywa mi Silvię z rąk. Oddaję mu ją bez wahania. Ufam, że
znajdzie Johannę.<br />
Nie wiem co się dzieje.<br />
Przełykam jęk i z bólem w głosie warczę.<br />
- Nie musieliście od razu do nas strzelać!<br />
W nagrodę otrzymuję drugą kulkę. <br />
Tym razem... Nie mam już tyle szczęścia.<br />
Opadając na ziemię... Zastanawiam się dlaczego? O co chodzi? Kim są ci ludzie i
dlaczego na nas napadli?<br />
Kolejny trzask i jeszcze jeden strzał, który dosięga mojego męża. <br />
Ciekawe czy przynajmniiej od przeżyje. <br />
Musi...<br />
On musi żyć...<br />
Musi/<span style="font-size: 8pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8667374437473794726.post-37493048707356657702015-05-22T09:08:00.001+02:002015-05-22T09:08:30.431+02:00114. Opaska<div class="MsoNormal">
<span lang="PL">Hej! bardzo się cieszę móc zaprezentować dla was nowy rozdział. <br />Dziękuję tym, którzy ze mną zostają mimo wszystko. Uwielbiam was.<br />Notkę dedykuję MMagdzie. Zlitowałam się nad tobą, kochana.<br />Kolejna notka w piątek,<br />#Tina<br />########################################################<br /><br />Moje dłonie leżą zaciśnięte na moich kolanach. Wstrząsają nimi mocne
drgawki. Unoszę je do ust i dmucham na nie, chcąc oszukać siedzącego obok
Peetę, aby sądził, że jest mi po prostu zimno.<br />
Spogląda na mnie kątem oka.<br />
Czuję się dziwnie. Dookoła wszystko wiruje i uparcie nie chce przestać.<br />
Na zwrotach głowy się jednak nie kończy.<br />
Zalewa mnie zimny pot za każdym razem, kiedy słyszę przeraźliwy krzyk. Średnio
co minutę zaciskam zęby i staram się nie myśleć o bólu, jaki musi przeżywać
właśnie krzycząca kobieta.<br />
Mimo wszystko nie czuję się zbytnio źle. <br />
Niefajny był telefon mamy około północy, a my siedzimy tu we dwoje od około
pięciu godzin, ale adrenalina nie pozwoliłaby mi spać.. <br />
Peeta wyciąga powoli rękę i kładzie ją na mojej. Spoglądam na nią i splatam z
nim palce. <br />
Peeta wyczuwa drżenie i ściska mocno moją rękę. <br />
Oboje się krzywimy słysząc kolejny krzyk. <br />
Przygryzam dolną wargę.<br />
- Uuuuch... – mruczę poirytowana. – Jak myśłisz... ile to jeszcze potrwa? –
pytam, a w moim głosie pobrzmiewa nutka histerii. <br />
Uśmiecha się krzywo.<br />
- Tak długo, jak będzie trzeba. – odpowiada wymijająco. – Mojej sąsiadce z
wioski, która mieszkała dom obok zabrało to ponad dwanaście godzin. Wiem
dokładnie, bo tamtej nocy nie zmrużyłem oka i zastanawiałem się co musi się
dziać w domu obok... Zastanawiałem się przez długi czas czy strażnicy pokoju
nie robią jej właśnie krzywdy. – jego mina nagle poważnieje. – Wszystko się
wyjaśniło dopiero parę dni później, kiedy ją zobaczyłem. <br />
Mrugam parę razy.<br />
- Dwanaście godzin? – pytam z niedoowierzaniem.<br />
- Yhym... Ponad. <br />
Opieram się plecami o ścianę. Moje ręce ciągle drżą. <i>Ile to potrwa</i>?<br />
Opieram głowę na jego ramieniu i mrużę oczy. Tak bardzo chcę spać... Nie
zasnę... Nie dam rady.<br />
- Prześpij się chwilę, skarbie. Na pewno nie przegapisz zakończenia. – zapewnia
mnie. <br />
Unoszę głowę i przyglądam mu się mrużąc oczy. Wdycham głośno powietrze, które
po raz kolejny przedziera krzyk bólu. Zamykam oczy i zaciskam usta oraz dłonie.
<br />
- Nie dam rady. – mówię całkowicie szczerze. – Nie... Nie zasnę. Ale ty się
prześpij. Powinieneś. Jesteś ledwo żywy. <br />
Peeta wywraca przekrwionymi oczami. <br />
- Nie... jest super. <br />
Patrzę na niego z powątpiewaniem. <br />
- Peeta... Nienawidzę kiedy kłamiesz. – szepczę. <br />
Jego oczy wydają się być skruszone, ale przede wszstkim mocno zmęczone. <br />
Uśmiecham się do niego delikatnie. Pochylam się powoli i całuję go w policzek.<br />
W końcu ustępuje. <br />
Był na nogach od prawie dwudziestu godzin po słabo przespanej wczorajszej nocy.
Nie wyspał się z mojej winy. Nawiedziły mnie po raz kolejny koszmary związane z
Prim, Rue i Haymitchem.<br />
Peeta kałdze głowę na moich kolanach i wyciąga swoje ciało na sofie. Szybko
zapada w sen.<br />
Wracam myślami do dnia naszej pierwszej rocznicy ślubu, kiedy to obudziłam się
od zapachu moich ulubionych naleśników z karmelem i truskawkami. <br />
spędziliśmy cały dzień razem robiąc najróżniejsze, normalne rzeczy. Chodziliśmy
na spacery, gotowaliśmy pyszne jedzenie i na każdym kroku okazywaliśmy sobie
czułość. <br />
Innymi słowy dzień ten nie różnił się zbyt wiele od normalnych dni, ale z
jakiegoś nieznanego mi powodu był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju.<br />
Dzień po tym nie był już taki wesoły...<br />
Wybraliśmy się z Effie i Johanną na cmentarz. Ogólnie minął on bardzo ponuro...
Żadnego śmiechu czy żartów. Nikt z nas nie miał nastroju... Nie ubiegło się
oczywiście bez łez i długich monologów oraz dialogów o Haymitchu Abernathym.
Brzuchatym mężczyźnie uzależnionym od alkoholu, ale jedynym w swoim rodzaju...<br />
Potrząsam głową pozbywając się okropnych myśli.<br />
Siedzę więc tylko patrząc w ciemność pokoju i głaszcząc mojego męża po głowie. <o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL">Katusze dobiegają końca szesnastego sierpnia o godzinie piątej dwadzieścia
siedem, kiedy to kobieta przestała krzyczeć, a zarumieniana od wysiłku mama
opuściła pomieszczenie naprzeciwko nas. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.<br />
- Idź... Możecie wejść. <br />
Serce podskakuje mi do gardła. Moim drżeniem budzę Peetę, który dostrzega mamę
i z zaspanym uśmiechem podnosi się niczym strzała na nogi. Pomaga mi wstać i
obejmując mnie w talii powoli prowadzi do progu, skąd już sama daję sobie
radę. <br />
Za nami idzie mama. <br />
W pogrążonym w półmroku pokoju słychać głośne rzężenie Johanny i jej cichy
płacz. <br />
Leevie stoi do nas tyłem. <br />
Powoli wkraczam do środka patrząc na Johannę. <br />
Nasze spojrzenia się spotykają. Jej twarz jest całkowicie mokra od potu i mocno
czerwona. Między jej stopami widać dużą plamę krwi. Uśmiecha się promiennie i
wykończonym głosem szepcze.<br />
- Dziewczynka... Silvia... córeczka...<br />
Kiedy Leevie się odwraca zauważam siną twarzyczkę nowonarodzonego dziecka. <br />
Dziewczynka jest opleciona kocykiem. Jest jeszcze brudna i dopiero teraz
dociera do mnie jej płacz. <br />
Uśmiechnięty i zapłakany Leevie kołysze się w tę i powrotem trzymając maleństwo
w ramionach i szepcząc cicho kojące słowa kołysanki. <br />
W moich oczach zbierają się łzy. Mrugam odpędzając je i podchodzę bliżej
zaróżowionego dziecka.<br />
Silvia... Silvia Ethelon...<br />
Sięgam na bok po miękki, różowy ręcznik i delikatnie ocieram nim główkę
dziewczynki. Odrzucam ręcznik na bok i sięgam do kieszeni. <br />
Wyciągam z niej miniaturową materiałową opaskę na głowę w kolorze oczu Johanny
i delikatnie nakładam ją dziecku na główkę. <br />
- Hej, maleńka. – szepcze Peeta, stojący za mną. Przykłada jej kciuk do
policzka, który jest mniej więcej tego samego rozmiaru co jego palec. <br />
- Ta opaska będzie twoim znakiem rozpoznawczym, ok? – mówię<br />
- Piękny prezent. – szepcze Johanna.<br />
Uśmiecham się do niej szeroko.<br />
- Chcesz ją potrzymać? – pyta Leevie Johanny. <br />
Dziewczyna wacha się. <br />
- Nie wiem... Jestem taka słaba... – szepcze.<br />
- Pomogę ci. – zapewnia ją Leevie. <br />
- Daj mi chwilkę... Nie wiem czy dałabym radę unieść ramiona. – charczy i przymyka oczy.<br />
Przełykam ślinę.<br />
- Aaaa... j.. A ja mogę? – pytam niepewnie wyciągając dłonie przed siebie.<br />
Mój przyjaciel uśmiecha się jeszcze szerzej i ostrożnie przekazuje mi dziecko.<br />
Jeszcze nigdy nie trzymałam tak małego dziecka. <br />
Najmłodszym był William. A miał wtedy grubo ponad pół roku. Druga w kolei była
Prim... Byłam zbyt mała, aby trzymać ją na rękach, kiedy się urodziła.<br />
Ta mała ma niecałe piętnaście minut. <br />
Ma zamknięte oczy. Zastanawiam się co pod nimi widzi.<br />
Jest lekka i miękka w dotyku. <br />
Uśmiecham się od ucha do ucha. <br />
Chyba Johanna nie żałuje tych męczarni, które przeszła. Na pewno nie.<span style="font-size: 10pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Mehttp://www.blogger.com/profile/12114845613084289971noreply@blogger.com4