czwartek, 19 lutego 2015

78. Przedślubna gorączka

Świst i kolejny królik jest mój. Podchodzę do krwawiącego truchła zwierzaka i unoszę je za uszy. Kładę palce na strzale, po czym ją wyszarpuje. Wkładam dziczyznę do torby myśliwskiej. Tak dawno tego nie robiłam… Tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz miałam w ręce łuk.
Natrafiam na maleńką polankę, gdzie dawniej kwitły poziomki. Razem z Galem ogrodziłam owoce, żeby zniechęcić głodne zwierzęta. Tu i ów, widać jeszcze resztki siatki, ale to wszystko. Po dość dużej ilości małych krzewów poziomek, zostały tylko gołe z liści gałązki wystające z podłoża. Kucam nad pierwszym z nich, który właśnie zaczął kwitnąć. Głaszczę maleńkie pąki liści i wspominam stare, dobre czasy sprzed igrzysk. Wszystko było wtedy takie proste, a przynajmniej łatwiejsze. Mimo głodu byłam szczęśliwa.
Majowe powietrze owiewa moją twarz i rozwiewa włosy, które wyszły z warkocza. Teraz, tutaj… w skórzanej kurtce ojca, z łukiem w dłoni i kołczanem na plecach czuje się jak dawniej. Przez długi, długi czas nie mogłam tutaj przychodzić. Wyprawy do lasu wiązały się ze wspomnieniami i to niekoniecznie dobrymi. Natrafiam na kępkę świeżo kwitnących prymulek. Kwiatów, na których cześć nazwano moją siostrę. Był to pomysł ojca. To on wpadł na imiona roślin. Uważał, że jego dziewczynki dadzą radę, o ile zdołają odnaleźć siebie. W moim przypadku chodziło o głód, gdyż korzenie strzałki wodnej można jeść, ale w wypadku mojej siostry chodziło o wnętrze dobro i serdeczność. Chęć pomagania ludziom. Żółte pąki błyszczą od porannej rosy. Klękam i zrywam jeden z nich. Chcę ją włożyć sobie do kieszeni, kiedy wyczuwam coś na jej dnie. Wyciągam ów rzecz i zamieram na widok broszki. Bliźniak nowego emblematu Kapitolu, mój symbol… Ja. Grzebie jeszcze raz, po czym znajduje jeszcze błyszczącą perłę, którą dostałam od Peety na arenie ćwierćwiecza. Wpatruje się w nie, po czym przypominam sobie akcje sprzed wielu miesięcy, kiedy Posy miała nas opuścić, zadzwoniłam do Plutarcha Havensbee’ego i poprosiłam, o sprawdzenie co się stało z tymi przedmiotami. Dostałam je tydzień później w paczce. Medalion daliśmy Pos, ale te dwa maleństwa zachowałam. Kompletnie o nich zapomniałam.

Kiedy przekraczam próg domu, witają mnie podekscytowane krzyki moich druhn.
-Katniss! Katniss! –krzyczy Johanna. –Nie uwierzysz, co znalazłyśmy w piwnicy u ciebie! –piszczy. Marszczę czoło.
-Co? O czym mowa? –szepcze zdezorientowana. O co chodzi? Co mogły takiego znaleźć? Jakieś ozdoby, o których nie miałam pojęcia? A może coś jeszcze gorszego.
-Spójrz? –krzyczy Annie i przytyka mi do nosa zdobiony karton, który widzę po raz pierwszy w życiu. Chociaż… To pismo.. wydaje się znajome. Dwa słowa, a właściwie imię. Katniss Everdeen.
-Cinna? –szepczę. No na sto procent jego pismo.
-Było tez to. –Johanna wtyka mi do rąk kartkę papieru.
Projekt: Cinna Kravitz
Teraz jestem już kompletnie zdezorientowana. O co chodzi?
-Jaki projekt? O co chodzi z Cinną? –wymawiam jego imię z trudnością. Johanna kiwa głową w kierunku pudła, dając znak, żebym otworzyła. Waham się przez chwilę. Ich natarczywe spojrzenia wręcz wymuszają ode mnie, żebym zrobiła, co mi karzą. Więc otwieram pudło.
W środku napotykam plątaninę białych koronek, jedwabnej satyny i tiulu. Unoszę materiał do góry i przyglądam się uważniej. Annie odbiera ode mnie ową kreację i przykłada do swojej klatki piersiowej, tak, że mogę ją całą obejrzeć.
Jest przepiękna. Spódnica sukni jest w kształcie litery A. Delikatna, jedwabna satyna z nałożoną na wierzch koronką. Dół płynnie przechodzi w górną część. Gorset sukni składa się z krzyżujących się pod różnymi kątami, szerokich na 10 cm , długich i pomarszczonych pasków białej satyny. Na ramiona jest nałożona koronka, tworząc rękawy sięgające do łokcia, ale nie pomniejszając dekoltu. Właściwie jest to zwykłe bolerko, Które można łatwo i szybko odpiąć od sukni. Posiada ona niewielki tren, ale naprawdę ledwo widoczny.
Wręcz idealna...
-S... Skąd wy to...?
-Było w piwnicy. -wyznaje Johanna. Spoglądam w karton. Później przyjdzie czas na złość za grzebanie w moich rzeczach.
W środku znajduje jeszcze delikatny welon z miękkiego tiulu. Materiał przyczepiony jest do grzebienia do podtrzymywania fryzury, a welon będzie kończył się mniej więcej na wysokości pośladków. Do tego obite satyną buty na bardzo wysokich obcasach. Około dziesięciocentymetrowych. To zwykle półbuty z paroma świecącymi wzorami na palcach i na wysokim obcasie. Na dnie nie zostaje już nic... Prawie nic. Wygrzebuje z kartonu jeszcze jedną rzecz. Małą kartkę papieru.
-To od Cinny...-szepczę. Rozkładam pogięty papier.
Katniss
Mam nadzieje, że znajdziesz to pudło parę lat po tym, jak je u ciebie zostawiam. Pamiętasz tę suknię? Zdradziłaś mi podczas przymierzania tamtych ogromnych i ekstrawaganckich sukni, że w żadnej z nich nie chciałabyś wziąć ślubu, co bardzo mnie ucieszyło. Co prawda wyglądałaś przepięknie, ale wiedziałem, że tak się nie czułaś. Więc spędziłem całą wczorajszą noc na szyciu tej. Miałem niezłą noc. Dzisiaj wyjeżdżam, ale zostawiam to pudło, abyś kiedyś w przyszłości je wykorzystała. Może i za paręnaście lat, ale każdy dobry projektant zmieni dla ciebie rozmiar. Mam nadzieje, że podczas małżeństwa z Peetą byłaś czy też może jesteś chociaż trochę szczęśliwa. To świetny chłopak. Może i ty jeszcze tego nie wiesz, ale coś do niego czujesz. Ale chciałbym mieć pewność, że jeśli nadarzy się kolejna okazja założenia sukni ślubnej, będzie ona spod mojej ręki. A nie wiem, czy tego dożyję. Na ślub w Kapitolu, jak już wiesz, nie możesz założyć podobającej ci się sukni. Jeśli nie, to może przekażesz ją córce, synowej czy nawet Prim. Dlatego zachowaj ją, na inny raz, dziewczyno igrająca z ogniem.
Cinna
PS: nadal na ciebie stawiam.
Ocieram samotną łzę spływającą po policzku. Cinna zawsze wiedział, że nie chcę brać ślubu z Peetą. Był tego świadomy, że nie czułam się gotowa. Gdybyśmy wtedy wzięli ślub, kto wie, czy byłabym w stanie tak naprawdę go pokochać. Ale teraz jestem. Przygotowywałam się do ślubu w wieku szesnastu lat, ale wiele rzeczy jeszcze nie wiedziałam. Naprawdę nie chciałam wychodzić za mąż. Wszystko się zmieniło.
Teraz czuje się gotowa, bo wiem, jak bardzo go kocham.
Johanna zaczyna się niepokoić.
-Katniss? Więc? –szepcze. Spoglądam w twarz mojej świadkowej i szeroko się uśmiecham.
-Po prostu muszę ją założyć.

Dosypuje soli do potrawki z królika ustrzelonego rano. Mieszam dokładnie i wylewam sos do średniej miski. Moje dłonie dziwacznie podrygują przy delikatnych ruchach i niesamowicie się pocą. Mam tak od paru dni. Nakrywam do stołu, po czym wołam Peetę. Szybko się pojawia.
-Co jest? –pyta.
-Kolacja jest gotowa. –przyglądam mu się uważniej. Ma włosy poplamione żółtą farbą i brudne ręce. –Malowałeś.-Peeta spogląda na swoje ręce. Dawno nie malował. Pamiętam, jak kiedyś robił to wręcz dzień w dzień. Odprężało go to. Ostatnio mamy na to mało czasu.
Do ślubu został niecały miesiąc. Ślubna gorączka rozpoczęła się jakieś dwa miesiące temu, ale im bliżej ślubu tym jest coraz gorzej. Ja sama… okropnie się denerwuje. Kiedy zbyt długo myślę nad nadchodzącym wielkim dniem… dostaje skurczy żołądka. Z drugiej strony czekam. Chcę, żeby nadszedł, ale jednocześnie nie mogę przypasować sobie nazwy męża z Peetą. Może dlatego, że jest zbyt przystojny.
Nie… o czym ja mówię? Peeta, jest wręcz stworzony do życia w rodzinie. Ma w sobie o coś. Za każdym razem, kiedy bawi się z Williamem, mam wrażenie, że jest to dla niego w stu procentach naturalne. Jakby już wcześniej to robił. Ma to wrodzone. Jest idealny.
-Tak jakby. –śmieje się. Fartuch ze starymi plamami farb świeci teraz świeżą, czerwoną plamą. Uśmiecham się. –Wiesz co… może najpierw wezmę prysznic. –proponuje. Tak, bez tego się nie obejdzie.
-Coś mi się wydaje, że szybko nie wrócisz. –Podchodzę do niego i głaszczę plamkę farby na jego policzku. –Chyba troszkę się z tym pomęczysz. Cóż… Kolacja i tak wystygnie, więc równie dobrze pójdę do Johanny. Miałam już wczoraj zobaczyć sukienki dla druhny. Annie uważa, że są przepiękne, a Effie się nie podobają, bo mało w nich stylu. Podobno sukienka głównej druhny dla Johanny powinna się czymkolwiek wyróżniać i… -urywam. O czym ja plotę? Orientuje się, że Peeta patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
-Powinienem ci życzyć miłej zabawy? –drażni się z uśmiechem. Mrużę oczy i spoglądam na niego spode łba.
-Tylko spróbuj. –warczę. Odwracam się napięci i ruszam w kierunku drzwi. Kiedy wychodzę na dwór, słyszę jego śmiech. Ja również lekko się uśmiecham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.