Hej!
Niestety, ale ferie się skończyły. Przykro mi, ale zapowiadam następną notkę na piątek.
-Tina
###############################
W normalnych
okolicznościach spuściłabym wzrok, ale teraz o tym zapominam. Nasze spojrzenia
się krzyżują i nagle czuję gorąco. Nie mam pojęcia skąd dochodzi, ale daje mi
takie przyjemne uczucie spokoju. Łzy w moich oczach cofają się.
Na jego twarz
stopniowo wypełza uśmiech. Pąsowieje. Zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu z
ulgą po czym głośno wypuszcza powietrze.
Przyglądam mu się i zastanawiam czy w ogóle mam mu co wybaczać... Z bladym uśmiechem podnoszę się z zamiarem podejścia bliżej, ale nagle czuje silne zawroty głowy. Chwytam się mocno stołu i wraca do mnie całe zmęczenie i uczucie przytłoczenia. Kładę dłoń na własnym czole, ale zawroty głowy nie ustają. Nim zdążę się ponownie ruszyć – znajduje się w ramionach Peety. Mocno mnie podtrzymuje i kładzie mi dłoń na czole – sprawdzając temperaturę.
- Co jest? – Pyta z troską. Mruczę coś niezrozumiałego w odpowiedzi po czym próbuję jeszcze raz przemówić.
- Nie wiem... Kręci mi się w głowie. – szepczę, bojąc się odezwać głośniej. Nieprzyjemne uczucie powoli mija. Zaciskam mocno powieki i już jest dobrze. Biorę głęboki wdech. – Coś jest ze mną nie tak.
- Jesteś głodna? A może zmęczona? – przygładza mi włosy. Zastanawiam się. Zawroty głowy mięły, ale koszmarne zmęczenie ciągle uparcie mnie męczyło. To pewnie skutki spania w salonie, ale nie mówię tego na głos. Zaczyna mnie też boleć głowa.
Nie wiem dlaczego, ale w pewnym sensie przypomina mi to odstawianie morfaliny. Tylko w pewnym. Wszystko się rozmywało i trzęsło, a do tego dochodził narkotykowy szał, czuje się podobnie. Tylko, że zamiast adrenaliny, po moim ciele rozchodzi sie wyczerpanie.
- Z... Zmęczona. – charczę z trudem.
Przyglądam mu się i zastanawiam czy w ogóle mam mu co wybaczać... Z bladym uśmiechem podnoszę się z zamiarem podejścia bliżej, ale nagle czuje silne zawroty głowy. Chwytam się mocno stołu i wraca do mnie całe zmęczenie i uczucie przytłoczenia. Kładę dłoń na własnym czole, ale zawroty głowy nie ustają. Nim zdążę się ponownie ruszyć – znajduje się w ramionach Peety. Mocno mnie podtrzymuje i kładzie mi dłoń na czole – sprawdzając temperaturę.
- Co jest? – Pyta z troską. Mruczę coś niezrozumiałego w odpowiedzi po czym próbuję jeszcze raz przemówić.
- Nie wiem... Kręci mi się w głowie. – szepczę, bojąc się odezwać głośniej. Nieprzyjemne uczucie powoli mija. Zaciskam mocno powieki i już jest dobrze. Biorę głęboki wdech. – Coś jest ze mną nie tak.
- Jesteś głodna? A może zmęczona? – przygładza mi włosy. Zastanawiam się. Zawroty głowy mięły, ale koszmarne zmęczenie ciągle uparcie mnie męczyło. To pewnie skutki spania w salonie, ale nie mówię tego na głos. Zaczyna mnie też boleć głowa.
Nie wiem dlaczego, ale w pewnym sensie przypomina mi to odstawianie morfaliny. Tylko w pewnym. Wszystko się rozmywało i trzęsło, a do tego dochodził narkotykowy szał, czuje się podobnie. Tylko, że zamiast adrenaliny, po moim ciele rozchodzi sie wyczerpanie.
- Z... Zmęczona. – charczę z trudem.
Stoję dumnie, odziana w brzoskwiniową sukienkę do stóp i czarne szpilki. Jest ona bardzo zwiewna i wygodna. Jest to jedna z sukienek Cinny, którą nosiłam w siódemce podczas turnee zwycięzców. Przede mną stoi Johanna w sukni podobnej długości. Delikatny materiał okala jej delikatnie zaokrąglony brzuch. Jest biała i prosta. Spódnica delikatnie rozkloszuje się tuż pod piersiami, a u stóp kończy się falbanką. Jest ona zaopatrzona w długie rękawy, które rozszerzają się pzy łokciach i sięgają jej kolan. W dłoni trzyma bukiecik. Jest to mieszanka jesiennych kwiatów i gałązek. Jej włosy są upięte w prosty kok, z którego wyswobodziło się parę kosmyków. Pięknie.
- Katniss... – szepczę błagalnie. – Przyniesiesz mi proszę odrobinę wody? Zaczyna mnie mdlić ze stresu. – spoglądam w jej zmartwioną twarz i kiwam głową. W kuchni mojego dawnego domu nalewam do szklanki trochę wody i już mam wracać, ale zerkam przez okno i zauważam Peete, Leeviego, Vi i Kaspra, którzy właśnie opuszcza nasz dom w schludnych garniturach. Zatrzymuję mój wzrok na Peecie. Śmieje się z czegoś co powiedział Leevie. Też się uśmiecham na widok jego odsłoniętych radośnie zębów. W pewnym momencie zerka w moją stronę. Jest jednak tak słoneczny dzień, że mnie nie zauważa. W pewnym momencie spogląda prosto na mnie, a ja pąsowieje. On jednak sprawia wrażenie przeglądać się. Poprawia kołnierzyk i odwraca wzrok.
Nie zauważył mnie.
- Katniss? – błagalny głos Johanny dobiega do mnie z krótkim opóźnieniem i trochę to trwa, zanim sobie przypominam co miałam zrobić. Kręcę głową i śmieje się z własnej głupoty.
- Proszę. – mówię i wyciągam rękę ze szklanką. Johanna ujmuje ją i jednym, ogromnym łykiem wypija wszystko na raz. Z jej twarz schodzi grymas i szepcze ciche „dzięki”.
- No i jak? – Annie wychodzi z sąsiadującej sypialni, którą kiedyś zajmowała, a za nią z uśmiechem drepcze Will. Wygląda przeuroczo w Niebieskiej koszuli i z bielutkim uśmiechem. Annie za to ubrała się w fioletową, bufiastą bluzkę z długimi rękawami i jeansy. Wygląda bardzo kobieco, mimo iż nie nosi sukienki.
- No, no... – mruczy panna młoda.
- Nawet nic mi nie mów! – warknęła Annie. – Nie miałam czasu na nic lepszego. Mieszkam w ciepłym dystrykcie, a zadzwoniłaś niecały tydzień temu.
- Wiemy, Annie. Wyglądasz uroczo. – zapewniam ją. William doskakuje do mojej nogi i chwyta się jej mocno. – Co tam, olbrzymie? – bełkoczę i biorę go na ręce. Odpowiada mi głośnym i wyćwiczonym przez Annie „Aniś”, a ja szczerzę się, jak głupi do sera. Jest dosyć ciężki.
- Skoro wszyscy gotowi, to może chodźmy już do ratusza. Widziałam, jak Peeta, Leevie i reszta... – nie zdążam dokończyć, bo Johanna mi przerywa.
- Już są w drodze?! Która godzina? – od razu zaczyna panikować. Staram się ją uspokoić, bo przecież bez niej ceremonia się nie zacznie, ale nic z tego.
- Hormony. – tłumaczy mi na ucho Annie, a ja wzruszam ramionami. Faktycznie... Johanna przesadza na porządku dziennym. W k a ż d y m możliwym przypadku. A to Will się przewrócił, to musimy wezwać lekarza, żeby sprawdził czy czegoś nie stłukł, a to ponieważ Leevie idzie dzisiaj przymierzyć swój garnitur i dlatego trzeba się niezmiernie cieszyć. Wczoraj zrobiła mi awanturę o brak ręczników papierowych u nas w kuchni. Strasznie krzyczała... I będąc szczera, to bawiło mnie to wszystko. Nawet teraz – na wspomnienie jej wahań nastrojów mam ochotę się śmiać, co za pewne nie byłoby zbytnio uprzejme.
Udało nam się wyjść krótko po tym. Trzymam Johannę pod ramię, aby być pewną, że nie potknie się w tym stanie na żwirze. Naszą grupę przetransportował wynajęty samochód i oto stałyśmy pod marmurowymi schodami. Patrząc na Johannę martwię się o nią.
- Spokojnie. –
szepczę i podaję jej ramie. Annie z Willem na rękach stoi już u szczytu schodów
i przytrzymuje nam drzwi. Wspinamy się po schodach, a ja mam wrażenie, że
Johanna zaraz się rozpłynie i rozumiem, że Annie miała rację. To hormony. U
szczytu schodów Johanna się zatrzymuje.
- Niedobrze mi. – mówi i ociera pot z czoła. Jest mi zimno więc odpowiadam ciągnąc ją do środka.
- Mnie też było przed ślubem. – słyszę trzaśnięcie drzwi.
- Niedobrze mi. – mówi i ociera pot z czoła. Jest mi zimno więc odpowiadam ciągnąc ją do środka.
- Mnie też było przed ślubem. – słyszę trzaśnięcie drzwi.
Wrota przed nami się otwierają. Stawiam pierwsze kroki i ciągnę Johannę za sobą. Niepewnie rusza wraz ze mną. Dookoła wszędzie widać kwiaty. Sala jest niemal pusta. Na samym końcu stoi cała brygada. Rozglądam się po wszystkich twarzach, aż mój wzrok krzyżuje się ze wzrokiem Peety. Przygląda mi się z uśmiechem. Odwzajemniam go. Leevie patrzy na Johannę kompletnie oniemiały. Johanna zaś jest zarumieniona i uśmiechnięta. Nagle zaczyna stawiać pewne kroki i się prostuje. Zaciska palce na moim ramieniu, a ja klepię jej dłoń – dodając jej odwagi, której już chyba uzbierała wystarczająco.
Całuje ją w policzek po czym podaję jej dłoń Leeviemu i tu się moja rola kończy. Maszeruję w stronę Peety i pozwalam mu się objąć.
Całą ceremonię Johanna się rozgląda niespokojnie – co budzi moje obawy. Coś jest nie tak. Annie też to zauważa. Johanna ciężko oddycha. Zaraz po pocałunku – kiedy to wszyscy klaszczą i wiwatują... Johanna pozieleniała. Spoglądam na Annie.
- Woda! – krzyczę, a ona odszukuje butelkę w torebce. Peeta spogląda na mnie zaskoczony. Wyplątuje się z jego objęć i chwytam butelkę. Pośpiesznie przyciskam ją do ust Johanny, która pije łapczywie. Kiedy ją odsuwam, ona patrzy na mnie z wdzięcznością. Układa usta, aby podziękować, ale niemal od razu pochyla się do przodu...
I głośno wymiotuje na nasze sukienki.
Haha piękne zakończenie ceremonii ślunnej <3 No po prostu pękam ze śmiechu. Czemu mnie to bawi? Dziewczynom nie było do śmiechu :)
OdpowiedzUsuń~zuzad5
Świetne zakończenie własnego ślubu :D Super notka
OdpowiedzUsuńOjć, to Johanna potraktowała Kat i Annie :) Super notka!
OdpowiedzUsuńPierwsza reakcja: Szczerzę się jak głupia, że Johanna zwymiotowała i mówię: Ojojoj! The best!
OdpowiedzUsuń~Lotopałanka ^^
Mega xd no w końcu się pogodzili ^^ ale i tak końcówka najlepsza c: /kret
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z podłogi, normalnie najlepsze zakończenie ever :)
OdpowiedzUsuńWysłać pocztówkę z pod krzesła?
OdpowiedzUsuńKońcówka najlepsza ever. Cudne zakończenie własnego ślubu. Trochę żal mi Annie i Katniss skoro tak ładnie wyglądały.