czwartek, 19 lutego 2015

42. Magazyn

Wracam do mojego apartamentu. W środku nie ma Peety. Rozglądam się dookoła. Nie ma go. W pewnym momencie zauważam kartkę na stolę w salonie. Biorę kawałek papieru w dłonie i przyglądam się literom.
"Kochanie, jestem u Haymicha. Chciałem z nim, o czymś porozmawiać, o ile nie walczy z kacem. Jakby co dzwoń do mnie. Wrócę jakąś godzinę przed przyjazdem poduszkowca. Kocham cię.
Peeta"
Ostatnie dwa słowa podkreślił. Uśmiecham się sama do siebie. Zgniatam kartkę i wrzucam ją do śmietnika pod ścianą. Siadam na kanapie i włączam telewizor. Przez chwilę oglądam jakichś program muzyczny, o którym kiedyś wspomniał mi Plutarch. Sam jest sponsorem i prowadzącym. Parę osób z naprawdę świetnym głosem śpiewa nieznane mi piosenki. Nie wiem, dlaczego Plutarch chciał, abym wzięła w tym udział. Nie miałabym szans. Gdy pewna dziewczynka w wieku siedmiu może ośmiu lat wychodzi na scenę i śpiewa naprawdę piękną piosenkę, nie wytrzymuje i się rozklejam. Ocieram łzy wierzchem dłoni i wyłączam telewizor. Jest 11.10. Postanawiam zadzwonić do Peety, bo musimy by gotowi mniej więcej piętnaście minut przed przylotem poduszkowca. Biorę telefon w rękę i wykręcam numer. Wsłuchuje się w sygnał.
- Cześć, kochanie.
- Hej. Gdzie jesteś? To znaczy, wiem, że u Haymicha, ale za nie całą godzinę mamy wylot.
- Tak, tak. Wiem. Właśnie miałem się zbierać.- Ktoś puka do drzwi.- Zaraz wracam.
- Dobrze. Pa.- mówię i przyciskam czerwoną słuchawkę. Idę w kierunku drzwi, w których po raz kolejny dzisiaj staje Johanna.- Hej. Co się stało? Znowu?- dziewczyna przepycha się i wchodzi do środka.
- Do końca życia będę żałowała wczorajszej nocy! To już nigdy mnie do cholery jasnej nie odpuści.- siada na kanapie i opera głowę na dłoniach.
- Cholera, Johanna! Co się znowu stało? Peeta zaraz wróci.
- Co się stało? Co się stało?!- krzyczy.- Zaraz ci pokaże!- warczy i zaczyna grzebać w swojej torebce. Wyciąga jakieś Kapitolińskie czasopismo i wali je na stół.- To się stało!- Przyglądam się pierwszej stronie. Biorę gazetę w rękę i wybucham śmiechem.
- Faktycznie! Od mediów to ty się chyba już nigdy nie uwolnisz!- mówię śmiejąc się wniebogłosy. Na zdjęciu znajduje się moja przyjaciółka z jakimś mężczyznom o siwych włosach i oczach niczym ślepia węża. Oboje mają czerwone jak krew oczy. Całują się. Przestaje się śmiać.- Johanno! On jest jakieś dwadzieścia lat od ciebie starszy!
- Oh, ciemna maso! Nie to jest najgorsze!- wrzeszczy i do mnie podchodzi. Wskazuje palcem na nagłówek. " Coriolanus Snow Junior zdradza żonę ze zwyciężczynią 71:ych głodowych igrzysk, Johanną Mason. s.23" Zatkało mnie.
- Kto?- udaje mi się wyszeptać.
- Wiem, wiem! Jestem idiotką.
- I to jaką! Bezmózgu, spałaś ze Snowem? - nie odpowiada. Chodzę dookoła.- Czy ty wiesz, jakie ty masz szczęście?- patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Co?
- Czy ty sobie wyobrażasz, co by było, gdybyś rzeczywiście była w ciąży?- Johanna rozchyla szeroko oczy.
- O, boże.- szepcze. Jesteśmy dłuższą chwilę cicho.- Katniss... proszę... mogę jechać z wami do dwunastki?- marszczę brwi.
- Co?
- Proszę. Katniss... ja naprawdę potrzebuje kogoś takiego jak ty. No, muszę się mieć komu wygadać w cztery oczy.- kładę jej dłonie na ramiona.
- Możesz na mnie liczyć.- Johanna się lekko uśmiecha i się do mnie przytula.- Ale lepiej idż się pakować. Lecimy za pół godziny.- Słyszę tylko kliknięcie drzwi. Rozglądam się dookoła. Johanny nigdzie nie ma. Śmieje się. Postanawiam sprawdzić, czy Peeta spakował wszystko. Przeszukuję wszystkie pokoje i taras. Wcześniej nawet go nie widziałam. Sprawdzam łazienkę, kiedy słyszę, że ktoś wchodzi do apartamentu.
- Katniss?
- Jesteś wreszcie.- podchodzę do niego i go całuję.- Kochanie, mamy kwadrans, żeby wyjść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.