Wracam do mojego apartamentu. W środku nie ma Peety.
Rozglądam się dookoła. Nie ma go. W pewnym momencie zauważam kartkę na
stolę w salonie. Biorę kawałek papieru w dłonie i przyglądam się
literom.
"Kochanie, jestem u Haymicha.
Chciałem z nim, o czymś porozmawiać, o ile nie walczy z kacem. Jakby co
dzwoń do mnie. Wrócę jakąś godzinę przed przyjazdem poduszkowca. Kocham
cię.
Peeta"
Ostatnie
dwa słowa podkreślił. Uśmiecham się sama do siebie. Zgniatam kartkę i
wrzucam ją do śmietnika pod ścianą. Siadam na kanapie i włączam
telewizor. Przez chwilę oglądam jakichś program muzyczny, o którym
kiedyś wspomniał mi Plutarch. Sam jest sponsorem i prowadzącym. Parę
osób z naprawdę świetnym głosem śpiewa nieznane mi piosenki. Nie wiem,
dlaczego Plutarch chciał, abym wzięła w tym udział. Nie miałabym szans.
Gdy pewna dziewczynka w wieku siedmiu może ośmiu lat wychodzi na scenę i
śpiewa naprawdę piękną piosenkę, nie wytrzymuje i się rozklejam.
Ocieram łzy wierzchem dłoni i wyłączam telewizor. Jest 11.10.
Postanawiam zadzwonić do Peety, bo
musimy by gotowi mniej więcej piętnaście minut przed przylotem
poduszkowca. Biorę telefon w rękę i wykręcam numer. Wsłuchuje się w
sygnał.
- Cześć, kochanie.
- Hej. Gdzie jesteś? To znaczy, wiem, że u Haymicha, ale za nie całą godzinę mamy wylot.
- Tak, tak. Wiem. Właśnie miałem się zbierać.- Ktoś puka do drzwi.- Zaraz wracam.
-
Dobrze. Pa.- mówię i przyciskam czerwoną słuchawkę. Idę w kierunku
drzwi, w których po raz kolejny dzisiaj staje Johanna.- Hej. Co się
stało? Znowu?- dziewczyna przepycha się i wchodzi do środka.
- Do
końca życia będę żałowała wczorajszej nocy! To już nigdy mnie do cholery
jasnej nie odpuści.- siada na kanapie i opera głowę na dłoniach.
- Cholera, Johanna! Co się znowu stało? Peeta zaraz wróci.
-
Co się stało? Co się stało?!- krzyczy.- Zaraz ci pokaże!- warczy i
zaczyna grzebać w swojej torebce. Wyciąga jakieś Kapitolińskie
czasopismo i wali je na stół.- To się stało!- Przyglądam się pierwszej
stronie. Biorę gazetę w rękę i wybucham śmiechem.
- Faktycznie! Od
mediów to ty się chyba już nigdy nie uwolnisz!- mówię śmiejąc się
wniebogłosy. Na zdjęciu znajduje się moja przyjaciółka z jakimś
mężczyznom o siwych włosach i oczach niczym ślepia węża. Oboje mają
czerwone jak krew oczy. Całują się. Przestaje się śmiać.- Johanno! On jest jakieś dwadzieścia lat od ciebie starszy!
- Oh, ciemna maso! Nie to jest najgorsze!- wrzeszczy i do mnie podchodzi. Wskazuje palcem na nagłówek. " Coriolanus Snow Junior zdradza żonę ze zwyciężczynią 71:ych głodowych igrzysk, Johanną Mason. s.23" Zatkało mnie.
- Kto?- udaje mi się wyszeptać.
- Wiem, wiem! Jestem idiotką.
- I to jaką! Bezmózgu, spałaś ze Snowem? - nie odpowiada. Chodzę dookoła.- Czy ty wiesz, jakie ty masz szczęście?- patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Co?
- Czy ty sobie wyobrażasz, co by było, gdybyś rzeczywiście była w ciąży?- Johanna rozchyla szeroko oczy.
- O, boże.- szepcze. Jesteśmy dłuższą chwilę cicho.- Katniss... proszę... mogę jechać z wami do dwunastki?- marszczę brwi.
- Co?
- Proszę. Katniss... ja naprawdę potrzebuje kogoś takiego jak ty. No, muszę się mieć komu wygadać w cztery oczy.- kładę jej dłonie na ramiona.
- Możesz na mnie liczyć.- Johanna się lekko uśmiecha i się do mnie przytula.- Ale lepiej idż
się pakować. Lecimy za pół godziny.- Słyszę tylko kliknięcie drzwi.
Rozglądam się dookoła. Johanny nigdzie nie ma. Śmieje się. Postanawiam
sprawdzić, czy Peeta spakował
wszystko. Przeszukuję wszystkie pokoje i taras. Wcześniej nawet go nie
widziałam. Sprawdzam łazienkę, kiedy słyszę, że ktoś wchodzi do
apartamentu.
- Katniss?
- Jesteś wreszcie.- podchodzę do niego i go całuję.- Kochanie, mamy kwadrans, żeby wyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.