czwartek, 19 lutego 2015

93. Wyjaśnienia

Minęły cztery miesiące od naszego ślubu i śmierci Haymitcha. Ból w piersi po jego utracie odrobinę zelżał, a uśmiech co raz częściej pojawia się na naszych twarzach, ale rany w sercach ciągle się nie zagoiły. Mimo to temat jego śmierci staje się co raz rzadszy. Staram się udawać, że on wcale nie umarł. Dla Peety. W ostatnim czasie wystarczająco dużo razy widział mnie ze łzami w oczach. Za pewne wyrobiłam już normę przeciętnego człowieka.
Ostatnio nie śnią mi się koszmary. Miewam dziwaczne sny o wszystkich zmarłych. Prim potykająca się o kamień i wpadająca na szczupaka do strumyka, tata pomagający jej wyjść z wody z uśmiechem na ustach, Finnick drzemiący na kupce świeżych liści i Haymitch starający się domyć jego wiecznie brudną twarz... Normą stały się też sny o... No właśnie... O czym? Te sny drugiego sortu ciężko jest przypisać do jakiejś grupy. Zawsze budzę się z nich oszołomiona. Śni mi się... przyszłość? Możliwe, ale kto wie? Problem jest w tym, że nie potrafię ich nazwać. Wizje, które dostarcza mi mój umysł są bardzo kuszące, ale nic nie zapewnia mnie o ich prawdziwości...
Mam wrażenie, że moja czaszka za chwilę eksploduję...
Kiedy „nowy” piekarz dwunastki postanowił wyjechać z dystryktu i wrócić do rodziny w trójce, jeszcze nowszy burmistrz Froido zwrócił się do Peety. Piekarnia została odbudowana, ale z tego co wiem mój mąż nie ubiegał się o prawa do tego budynku. Długo rozmyślał i w końcu przyjął propozycję. Oczywiście najpierw musiał się stukrotnie upewnić, że ja na pewno nie mam nic przeciwko i, że nie będę czuła się odtrącona siedząc samej mniej więcej do drugiej po południu. Tak szczerze, to kłamałam... Widziałam, jak oczy mu zaświeciły, kiedy Froido przedstawił mu swoją ofertę. Widziałam, że najchętniej od razu odpowiedziałby „tak”. Za razem cieszyłam się trochę, bo znowu miałam szansę na spotkanie się z Galem. Może ja też powinnam zająć się czymś konkretnym.
Parę dni po pogrzebie, przedstawiłam Peecie całą historię. Nie pominęłam żadnego szczegółu opowieści Galea. Peeta, jak nikt inny go zrozumiał. Gale odwiedził nas trzy dni później. Peeta rozpoznał blizny po szczepieniach. Okazuje się, że będąc na badaniach w Kapitolu dzielił pokój z mężczyzną, który był poddawany podobnym zabiegom przez siedem lat. Preparat uszkodził wiele z jego narządów. Stąd Peeta rozpoznał blizny, więc maleńkie wahanie z mojej strony kompletnie wyparowało.
- Dlaczego więc po prostu nie podali tego czegoś Katniss? Mieliby ją w garści. Kłopot z głowy. – stwierdził Gale.
- Podobno to działa tylko na mężczyznach. Nie pamiętam nic więcej. A tak szczerze, to facet nieźle przynudzał. – odpowiedział Peeta. Dziwnie się czuję, kiedy rozmawiają ze sobą. Są tacy... „przyjacielscy”, ale mimo to niespokojni. Ciesze się, że los oszczędził mi przynajmniej konfliktów między nimi. Gale przeprowadził się do mieszkania w mieście i z oszczędności chcę wybudować dom na ruinach dawnego w złożysku.
Wieczór przed tym, jak Peeta miał rano wyjść, wybraliśmy się wraz z Galem do Sae. Rory przez długi czas odmawiał spotkania z Galem, ale po miesiącach namawiania dał się przekonać. Skończyło się na tym, że ja, mój mąż i Sae rozmawialiśmy przy herbacie, a nadąsany Rory wybrał się na spacer z Galem. Tak szczerze, to nie chciałam tam iść, ale zmusiło mnie poczucie winy.
Jest mi bardzo wstyd, bo w pewnym sensie to ja ich skłóciłam. To ja ustawiłam Roryego przeciwko Galeowi. Inna sprawa, że wtedy sama wierzyłam w swoje słowa.
Nie mam nadziei na to, że Gale i Peeta kiedyś się zaprzyjaźnią, ale ciesze się, że znoszą swoją obecność. Może i nieświadomie, ale Peeta i Gale stają się bardzo spięci w swoim towarzystwie. Czasami wybieramy się na polowania, ale raczej zostaję w dystrykcie. Muszę się przyzwyczaić do częstego przebywania w lesie. Kocham tam być, ale co za dużo, to nie zdrowo.
Rory niby to pogodził się z galem, ale wciąż zachowuje się wobec niego wrogo.
Effie wyjechała. Nikt nie wie gdzie jest.
Jest około południa. Peeta już wcześnie rano zerwał się, tak, jak przez ostatnie dwa tygodnie. Krzątam się po domu w poszukiwaniu zajęcia. Wszystko błyszczy. Obiad prawie gotowy. Mimo iz Peeta nie chciał, żebym zajmowała się wszystkim sama, to staram się mu uświadomić, że to z nudów. Gale zaczął uczęszczać na zajęcia kształcące, aby zostać policjantem. Ciężko mi go sobie wyobrazić w mundurze, ale... Jeśli tego chcę. Druga strona, że zawsze pragnął sprawiedliwości.
Postanawiam wybrać się do Johanny.
Pukam do drzwi, ale jedyną odpowiedzią, jest odgłos tuczącego się szkła. Wystraszona otwieram drzwi i prawie wpadam na Johannę. Drżącymi rękami zbiera z podłogi kawałki kubka. Od razu klękam, żeby jej pomóc. Zerka na mnie ukradkiem, ale nic nie mówi.
- Przepraszam. – jęczę.
- Za co? – pyta lekko poirytowana.
- No... Nie wystraszyłam cię pukaniem? – przestaję zbierać szkło i patrzę w twarz Johanny. Ma spuszczoną głowę i nie widzę jej oczu. – Johanna? Wszystko gra? – Nie uzyskuję odpowiedzi. Moja przyjaciółka wstaję i rusza w stronę kuchni. Wyrzuca odłamki do strojącego pod zlewem kosza i spogląda mi w oczy... Dopiero teraz zauważam jej przekrwione oczy i sine cienie pod nimi. Marszczę czoło i podchodzę bliżej. – Co się...? – Nie daje mi dokończyć. Mija mnie i rusza do salonu gdzie siada na kanapie wokół której walają się setki zużytych chusteczek higienicznych. Patrzę na bałagan i znowu podchodzę do Johanny. Siadam obok niej ze zmartwieniem w oczach. Wiem to, bo widzę ich odbicie w oczach mojej przyjaciółki. W jej zbierają się łzy. Zaciska powieki. Sięgam po świeżą i podaje ją jej. Dziękuję skinięciem głowy. – Powiesz mi co się stało? – szepczę. Johanna głośno wydmuchuje nos i wbija wzrok w swoje dłonie. Zaczynam coś podejrzewać Zmartwienie buzuję we mnie i mam ochotę wyrwać z niej całą prawdę. Johanna... płaczę. Znowu. Od wojny co raz częściej jej się to zdarza. – Chodzi o Leviego? – pytam półszeptem. Kręci głową, ale zaraz po tym nią kiwa. – Zerwał z tobą? – kręci głową. Wstrzymuję oddech. Johanna po raz kolejny dmucha nos w serwetkę i rzuca ją na ziemię. – Z... Zrobił ci coś? – jąkam się. Kręci głową... i znowu nią kiwa. Naglę mam wrażenie, że świat wiruję. Johanna zauważa moją reakcję.
- Nie... Nie o to chodzi. – mówi płaczliwie i znowu zanosi się płaczem.
- Więc co? – staram się zachować jak najspokojniej. Biorę głęboki wdech.
- Tak na prawdę... To trudno go winić. A właściwie, to nie mam prawa...
- Johanna! Wyjaśnij mi to! – wybucham. Dziewczyna opiera dłonie na kolanach i spuszcza głowę. Nagle wyrzuca z siebie:
- Jestem w ciąży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.