środa, 18 lutego 2015

29. Poduszkowiec

Słyszę, że ktoś szepcze moje imie, delikatnie mną potrząsając. Rozchylam oczy. Peeta siedzi obok mnie ze śpiącą Posy na kolanach i stara się mnie dobudzić.
- Katniss, kochanie. Jesteśmy już w domu.- Unoszę głowę. Rory, Sae i Posy pogrążeni są w głębokim śnie. Wyglądam przez okno poduszkowca. Niedaleko widać światła dwunastki. Uśmiecham się.
- Ich też trzeba obudzić.- mówię i wskazuje na Sae i Roryego. Podchodze do chłopaka i delikatnie potrząsam jego ramieniem. – Rory, jesteśmy już w dwunastce.- Jak za dotknięciem magicznej różdżki Rory zrywa się z miejsca i podbiega do okna. Przylepia nos do grubej szyby i przygląda się swojemu rodzinnemu dystryktowi. SZEROKO OTWIERA USTA. W dwunastce sporo się zmieniło. Prawie wszystko. Nie dziwie się, więc że z takim zaciekawieniem przygląda się świeżym budynkom i parkom. Budzę Sae i szykujemy się do opuszczenia poduszkowca. Jestem bardzo ospała. Peeta bardzo delikatnie, żeby nie obudzić Posy, podnosi się z miejsca. Po wylądowaniu żegnamy się z Sae i Rorym, który na pożegnanie całuje swoją siostrzyczkę w czoło. Kierujemy się do wioski zwycięzców. Wylecieliśmy z czwórki około 22:00 więc teraz musi być około drugiej w nocy. Ziewam. Posy ku mojemu zdziwieniu nie dostała żadnych ubrań z domu komunalnego.
- Ohhhhh, nie.- wzdycham.
- Co jest?- pyta z zatroskaniem Peeta.
- Mała nie ma ubrań, a to oznacza zakupy.- wzdycham. Nie cierpię robić zakupów. To męczarnia i udręka.
- Spokojnie. Masz mnie do pomocy. Poza tym jutro przyjeżdża Annie i Johanna. Możliwe, że Annie też potrzebuje nowych ubranek dla Willa.- uśmiecham się.
- Oby.- W domu, Peeta niesie Posy do sypialni obok naszej. W tym czasie ja wlewam sobie szklankę zimnej wody. To tak, żeby nie zasnąć pod prysznicem. Wypijam zawartość szklanki duszkiem. Odstawiam szklankę na stół. Ubranie lepi się do mnie. Jest to tak nie przyjemne uczucie, że powstrzymuje się od walnięcia się na łóżko bez prysznica. Jestem jednak tak bardzo zmęczona. Siadam przy stolę, opieram łokcie o blat i kładę głowę na dłoniach. Wsłuchuje się w bicie własnego serca. Bum… Bum… Bum… Powinnam iść się położyć. Nie mam jednak siły się podnieść. Bum… Bum… Bum… Czuje ramiona Peety, który wsuwa rękę pod moje kolana i pachy, delikatnie mnie unosząc. Nie protestuje. Tylko szepcze.
- Dziękuje.- w odpowiedzi chłopak muska wargami moje czoło. Kładę głowę na jego ramieniu i już po chwili leże w łóżku. Zapominam o wszystkim, co chciałam jeszcze zrobić przed zaśnięciem. Po prosu odpływam.
***
Słyszę śmiech. Podążam wąskim korytarzem, który zdaje się nie mieć końca. Nagle śmiech niezidentyfikowanej osoby milknie. Staję w miejscu i nasłuchuję. Wrzask.
- Aaaaaa! Katniss! Katniss, pomóż!- to Prim. Bez zastanowienia rzucam się w mrok. Czuje duszącą woń perfum. Biegnę ile sił w nogach. Nagle potykam się o coś. Kątem oka spoglądam na ów rzecz i to wystarcza, żebym wstrzymała oddech ze strachu. Jest to bowiem wazon. Obok niego leżą rozsypane, białe niczym kreda róże. Wznawiam bieg, a Prim nie przestaje krzyczeć. Czuję łzy na policzkach.
-Priiim! Prim!- krzyczę. Naglę wrzask, zaczyna się oddalać. Stopniowo wrzaski cichną. Biegnę jeszcze szybciej. Nie, nie, nie. Nagle zauważam światełko na końcu korytarza. Pruje ku wyjściu i wybiegam na jakichś dziwny plac. Odnajduje wzrokiem poduszkowiec, który leci… w stronę… W STRONĘ ZAGRODY Z DZIEĆMI! Puszczam się pędem przed siebie. Nim dobiegam do zagrody… Słyszę ostatni wrzask mojej siostry… Później nie słyszę już tylko eksplozję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.