Posy spędziła w swoim pokoju niemal cały dzień. Peeta opowiedział mi ja znalazł Pos i jak musiał dzwonić po Roryego, żeby mu pomógł ją z tam tond wyciągnąć. Mimo iż starałam się wymyślić jak załagodzić sytuację to popołudniowy telefon do Peety znowu wszystko popsuł. Otóż dzwonili z domu komunalnego w ósemce. Podali nam dane osobowe Bariel i Michaela Caudell, czyli... nowych... nowych opiekunów... Pos. Zapowiedzieli, że w ciągu dnia się z nami skontaktują, aby się z nami oraz z Pos spotkać. Na samą myśl czuję cegłę w brzuchu. Kiedy Posy znowu nie schodzi na posiłek, postanawiam jej go zanieść.
-Może przy okazji z nią porozmawiam. -szepczę, biorąc tacę w dłonie. Peeta opada ciężko na kanapę.
-Tak. Jakby co to... jestem tutaj. -kiwam głową.
Chciałam z nią porozmawiać już wcześniej, ale Peeta
stwierdził, że lepiej będzie, jeśli pozwolimy jej ochłonąć, a ja się z
nim zgodziłam. Wchodzę po schodach, obmyślając co jej powiedzieć. Nie
zdążyłam obmyślić wszystkich opcji, nim stanęłam przed jej drzwiami.
Wyciągam rękę i delikatnie pukam. Cisza. Robię to jeszcze raz. Tym razem
głośniej. Zero reakcji. Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.
W
pokoju panuje jak zawsze idealny porządek. Białe i brązowe misie
spoczywają na półkach a inne zabawki w koszach. Na biurku ołówki i
zeszyty są idealnie poskładane i ułożone. Łóżko jest prawie idealnie
pościelone. Prawie.., bo właśnie
tam leży Pos. Leży skulona w kłębek z policzkiem wtulonym w ulubioną
lalkę. Starą i zniszczoną May z podartymi ubrankami i dziurą na
ramieniu. Pamiętam, jak bawiła się nią przed moimi pierwszymi
igrzyskami. Nie odstępowała jej na krok. W trzynastce też ciężko było
zastać ją bez niej w ramionach.
Podeszłam nieśmiało bliżej i zamknęłam za sobą drzwi. Ostrożnie ułożyłam tacę na stoliku nocnym i usiadłam obok niej.
-Pos...
-zaczęłam szeptem. -Pos... daj sobie wszystko wyjaśnić. Proszę. -mówię
błagalnym szeptem. Mała poruszyła się, ale nie odwróciła głowy. Nadal
wpatrywała się w ścianę. -My wcale nie chcemy cię oddawać. Nawet przez
myśl nam to nie przeszło... -podziałało. Posy
spojrzała na mnie przeszklonymi szarymi oczkami pełnymi nadziei.
Wzięłam głęboki wdech. -Posłuchaj... Kiedy cię zabraliśmy z domu
komunalnego to... obiecaliśmy się tobą zaopiekować, do czasu aż ktoś cię
zaadoptuje. Uważaliśmy wtedy, że możliwe, że nie dalibyśmy sobie rady
na dłuższą metę. Wiesz... mamy tylko po osiemnaście lat. -westchnęłam.
-Nie sądziliśmy, że tak bardzo cię pokochamy i że tak ciężko nam będzie,
kiedy zostaniesz adoptowana tak naprawdę. Pos... nawet nie wiesz, co
byśmy zrobili, żebyś z nami została. Wczoraj zadzwonili z domu
komunalnego i powiedzieli, że ktoś cię adoptował. -przełknęłam ślinę.
-To bardzo zabolało. Kiedy pomyślę, że do wczoraj mogliśmy cię
adoptować... -ucichłam. Po moim policzku spłynęła łza. Spojrzałam w jej
szkliste oczka, które teraz były równie mokre co moje.
-Ja też nie chcę wyjeżdżać. -załkała.
Wyciągnęłam do niej ręce, a ona się podniosła i mocno do mnie przytuliła. Pocałowałam ją w czoło.
-Ciii...
Wszystko się ułoży. Jutro mamy się spotkać z tymi... ludźmi. Będziesz
miała okazje ich poznać. -szepnęłam. Znowu załkała, a potem wybuchła
głośnym płaczem.
Łzy zaczęły obficiej kapać po mojej brodzie na jej głowę. Usłyszałam ciche pukanie a do pokoju wszedł Peeta.
Widząc nas przytulone do siebie i całe zapłakane, siada na łóżku obok mnie i Pos i obejmuje nas czule. Wiem, że oboje ją kochamy.
Nagle
uświadamiam sobie... że przez cały ten czas... zastępowaliśmy jej
rodziców. Przez te cztery miesiące naprawdę byliśmy jej rodzicami. To my
kładliśmy ją wieczorem spać, śpiewając jej ulubione kołysanki. To my
uczciliśmy jej koniec szkoły. To z nami jadła posiłki. To my chodziliśmy
po nią do szkoły... To do nas przychodziła, jak pokłóciła się z Lake.
To my ją pocieszaliśmy i przytulaliśmy, powtarzając, że jesteśmy przy
niej. To my uspokajaliśmy ją w nocy, kiedy śniła jej się martwa matka...
A w tej chwili czuje się jakbym miała oddać komuś innemu moje własne
dziecko.
-Kochamy cię, Posy. -szepczę w jej włosy. -Tak bardzo cię kochamy. -Peeta pocałował ją w skroń.
-To
prawda. Na prawdę cię kochamy. I pamiętaj, że w razie kłopotów...
zawsze, ale to zawsze możesz na nas liczyć. Nie ważne w jakiej sytuacji.
Zawsze. -zaniosłam się histerycznym szlochem.
Czy za parę dni
naprawdę ma jej zabraknąć? Nie, nie, nie. Nie chcę w to wierzyć! Chcę
myśleć, że za miesiąc pójdziemy razem z nią za rękę do szkoły, a potem
wieczorem zjemy razem kolacje i pomożemy jej w odrabianiu lekcji.
Obiecaliśmy jej też, że od początku drugiej klasy będzie mogła nocować u
Lake i na odwrót... Chyba nie od nas będzie to teraz zależeć.
Siedzieliśmy
tak długo... Ciesząc się swoją obecnością. Płacząc nad tym, co dopiero
się stanie i starając się nie myśleć o tym, że za parę dni już nie
będziemy mogli tak razem przesiadywać.
***
Siedzę na sterylnej
podłodze w pustym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Zszokowana przykładam
dłonie do jednej ze ścian, chcąc sprawdzić, czy jest prawdziwa. Zimny
mur. Słyszę szelest. Obracam się i widzę Prim. Moja siostra stoi
nieruchomo i bez życia. Ma pusty wzrok. Jej śnieżno-blada skóra
przyprawia o ciarki. Powoli podchodzę do niej. Wyciągam rękę, aby jej
dotknąć, ale tam gdzie moja skóra styka się z jej ciałem... zaczyna się
kruszyć. Popiół... sypie się najpierw z jej palców... później
przedramię... ramię, obojczyk. Wszystko w tak zawrotnym tempie, że nie zdążam cofnąć się o krok,a a z mojej siostry zostały już tylko nogi.
Moja skóra zaczyna swędzieć z chwilą, kiedy całe jej ciało zamienia się
w kupkę popiołu. Odwracam wzrok, a tam gdzie patrzę, pojawiają się trzy
osoby. Finnik, Rue i tatę. Tata podobnie jak Prim rozsypuje się w pył. Rue leży na ziemi z oszczepem w brzuchu a Finnick rozszarpywany jest przez zmiechy. Rzucam się na przód, aby chociaż jemu pomóc, ale Finnik
w ostatniej sekundzie swojego życia... patrzy na mnie... oczami Willa.
Mimowolnie się cofnęłam, kiedy jego oczy stały się puste.
-Katniss... -zapłakany głos Pos sprawia, że ciarki przechodzą mnie po plecach.
Odwracam się i widzę, jak przecierając oczy, jest prowadzona przez dwie zamazane postacie.
-Katniss... -powtarza. -Ja nie chcę... -płacze.
Czuje supeł w brzuchu. Kiedy uświadamiam sobie... że teraz i ją stracę. Kolejną osobę... którą kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.