-Katniss!- krzyczy Peeta. - Katniss,
to tylko sen. Kochanie, jestem tu.- czuje jak chłopak delikatnie mnie
unosi i sadza na swoich kolanach. Wybucham niekontrolowanym płaczem.
Fale szlochu wstrząsają moim ciałem, a w głowie pobrzmiewają słowa
wypowiedziane tym samym kojącym głosem. "Katniss,
ja ją kocham. Nie ciebie.". Na to wspomnienie wpadam w histerię.
Krzyczę i płaczę. Nie słyszę kojących słów wypowiadanych przez Peete.
Nadal nie do końca się obudziłam. Nie potrafię zwrócić na cokolwiek
uwagę. Boje się, że to był proroczy sen. Cała drżę. Jedno zdanie
przebija się przez tę kakofonię panującą w mojej głowie.- Kochanie, to
tylko sen.- Na te słowa moje ciało reaguje zaskakująco szybko. Mój płacz
zmniejsza się do szlochu, a ciało przestaje drżeć. Już potrafię się
skupić na tym, co Peeta do mnie
mówi.- Kochanie, otwórz oczy.- Zaciskam mocniej powieki. Boje się tego,
co zobaczę, kiedy je rozchylę.- Proszę.- Oh i jak tu takiemu odmówić?
Jestem jednak twarda. Uparcie odmawiam otwarcia oczu.- Katniss...-
Jego głos jest jednak tak kojący, że nie potrafię oprzeć się pokusie,
aby spojrzeć w jego oczy. Powoli... i ostrożnie rozchylam powieki. Moim
oczom ukazuje się zatroskana twarz chłopaka. - Już dobrze. - szepczę.
Kątem oka zauważam, że nie ma z nami Johanny i Posy. Zaraz... Posy? Co chwilę utwierdzam się w przekonaniu, że wszystko mi się śniło, bo Posy została z Delly w dwunastce. Peeta pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Miałam koszmar.- mój głos jest niezwykle słaby i piskliwy.
-
Wiem, kotku. Wiem.- kiedy się już w pełni uspokajam, schodzę z jego
kolan, ale siadam jak najbliżej niego, opieram głowę na jego ramieniu i
oplatam jego ciało rękami. Peeta
obejmuje mnie i opiera brodę na mojej głowie. Siedzimy w milczeniu.
Żadne z nas się nie odzywa przez dobre dziesięć minut. Ciszę przerywa Peeta.
-
O czym był twój sen?- szepcze w moje włosy. Zaciskam palce na jego
koszuli i kręcę głową na znak, że nie chcę o tym rozmawiać. Peeta wzdycha.- Przepraszam.- Podnoszę głowę i patrze mu w nieskazitelnie błękitne oczy.
- Jak to?- pytam cicho. Może i już się uspokoiłam, ale ten spokój nie sięgnął mojego głosu.
- Najpierw rozmawiałem z Johanną...
Wszystko mi powiedziała. Uświadomiła mi, jak się ostatnio czujesz i...-
milknie. Z powrotem opieram głowę na jego ramieniu. Po moim policzku
spływa jedna łza. Ale tylko jedna. - Katnis, to nie jest tak, że... - po raz pierwszy brakuje mu słów. -Katniss, bo widzisz... ja kogoś spotkałem.- Robie wielkie oczy. "Nie,
nie, nie". Nagle zauważam, że wypowiedziałam to na głos. Odruchowo
odsuwam się od niego.- Co się dzieje?- pyta zaskoczony. Kręcę głową i
chowam twarz w dłoniach. Peeta
jest wyraźnie zaskoczony.- Kochanie co się stało?- pyta i przysuwa się
do mnie. Jak on w ogóle śmie mnie tak nazywać? Chwyta mnie za rękę, ale
cofam dłoń.
- No, powiedz to.- warczę.
- Ale co?- pyta wyraźnie zdezorientowany.
- No jak to co? Wykrztuś to z siebie! Powiedz, że mnie nie kochasz, bo tamta cała Viki...
-Że co?- Peeta
chwyta mnie za nadgarstki.- Jak mogło ci coś takiego w ogóle przyjść do
głowy? Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że cię nie kocham?- patrzę na niego
otępiała.
- Jak to?- szepczę. Peeta nie puszcza moich nadgarstków.
- Katniss,
nie mam pojęcia, dlaczego coś takiego przyszło ci do głowy. Nie wiem
też, co sprawiło, że tak pomyślałaś, ale uważam, że jest w tym większość
mojej winy. Wiem jednak jedno. Kocham cię jak nikogo innego na świecie.
Jesteś moim centrum wszechświata. Moją jedyną. Całym moim życiem. Moim
powodem do życia. Moją ostatnią nadzieją. Gdyby nie ty to na sto procent
odebrałbym sobie życie, bo ty jesteś wszystkim, co mam. Kochanie, nigdy
w życiu nie spojrzę na inną kobietę, chociażby w połowie tak jak na
ciebie. Nigdy nie poczuje czegoś, chociażby podobnego do tego, co czuje
do ciebie. Twoje szczęście jest moim szczęściem. Twój smutek jest mim
smutkiem. Twoje łzy są moimi łzami. Rozumiesz? Nigdy w życiu bym od
ciebie nie odszedł z własnej woli. Nigdy w życiu. Zrozum, że nikt nigdy
nie kochał nikogo innego tak jak ja kocham ciebie.
Jeżeli tylko mi na to pozwolisz, będę stał przy twoim boku do końca
moich dni. Aż do samego końca będę cię kochał każdą cząstką mojego ciała
i duszy. Każdy mój gest jest w całości szczery. Każdy mój pocałunek,
każde moje słowo. Nigdy w życiu od ciebie nie odejdę. Nigdy w życiu nie
przestanę cię kochać. Będę przy tobie... Na zawsze.- przypieczętowuje
swoje słowa namiętnym pocałunkiem na moich ustach. Jego słowa wywołały
bardzo przyjemną ulgę w moim ciele. Odprężam się i odwzajemniam
pocałunek. Tak bardzo go kocham. Jak w ogóle mogłam zwątpić, że on kocha
mnie? Nigdy już nie zwątpię. Kiedy się ode mnie odrywa... spogląda mi w
oczy.- Co sprawiło, że tak pomyślałaś?- szepcze w moje usta. Biorę
głęboki oddech.
- Bo.... nie odzywałeś się do mnie. Byłeś taki zimny
i... prawię wcale, mi nic nie okazywałeś. Aa potem jeszcze ten sen. W
tym śnie...- mówię drżącym głosem.
- Co ci się śniło?- po moim policzku spływa łza.
- W tym śnie właśnie tak zaczynałeś. Powiedziałeś " Kogoś spotkałem...". Ja bardzo się przestraszyłam, że to był sen proroczy.- wybucham płaczem.
- Śniłaś o tym, że... mówię ci o tym, że cię nie kocham?- pyta z niedowierzaniem. Kiwam głową. Peeta
przyciąga moją głowę do swojej piersi.- Przepraszam. Przepraszam,
kochanie. Tak bardzo przepraszam. Ja nie spotkałem żadnej dziewczyny.
Wręcz odwrotnie.
- Kogo spotkałeś?- mój ukochany wzdycha.
- Artura. M-mojego brata.- jąka się.
- Żyję?- ożywiam się.
- Tak, nawet lepiej. Wiedział, że ja też żyje a... mimo to...- chowa twarz w dłoniach.
- Nie odezwał się.- kończę. Milczenie z jego strony to moja odpowiedź.
-
To nie to mnie tak dobiło.- biorę go za rękę. - Na początku wręcz
skakałem pod sufit, ale... ale kiedy mi powiedział, dlaczego postanowił
się pokazać... zamurowało mnie. Opowiedział mi, jak przeżył, a potem... -
Odwraca głowę i wlepia wzrok w moje oczy.- Katniss, on chciał mnie przekonać do tego, abym głosował na "tak"! Bezczelnie stwierdził, że jestem to winien naszym rodzicom. Przekonywał mnie i...
- Co mu odpowiedziałeś?
- Nigdy. Powiedziałem, że nigdy w życiu nie zmienię się w kogoś, kim nie jestem. - Urywa.
- Pionek w igrzyskach.- Peeta kiwa głową.
- Nie chcę kogokolwiek skazywać na taki los. Sam to przeżyłem. Nie życzyłbym tego nawet Snowowi.-
przeczesuje włosy palcami.- Słowa mojego brata dały mi jednak do
myślenia. Takich ludzi jak on jest więcej. Dużo więcej. Prawie wszyscy w
dystryktach. Załamałem się, bo stwierdziłem, że igrzyska są już
przesądzone. W Kapitolu mieszka może z 40.000 ludzi... A w
dystryktach... Trzy razy więcej.- Zastanawiam się przez chwilę nad jego
słowami. On ma rację.- Kochanie, nie zaniedbywałem cię... A przynajmniej
nie umyślnie. Ja po prostu musiałem pomyśleć.- biorę go za ręce.
-
Przepraszam, że w ogóle tak pomyślałam. Kocham cię. Przetrwamy te
igrzyska. Jeżeli się odbędą to... damy radę. Mamy siebie. - Kiwa głową.
Całuje mnie w czoło. Jak na zawołanie pojawia się Johanna.
- Boże...
jedzenie tutaj to po prostu bajka.- beka donośnie. Patrzę na nią z
niesmakiem.- Za piętnaście minut będziemy w Kapitolu, więc się lepiej
szykujcie.
***
W końcu razem z Peetą
odnajdujemy nasz pokój hotelowy. Chłopak kładzie nasze walizki pod
ścianą. Ja postanawiam się odrobinę rozejrzeć. Dobra... określenie
pokój... nie pasuje do tego pokoju. Jest to olbrzymi apartament z
salonem, sypialnią i olbrzymią łazienką. Nie my go wybieraliśmy. Paylor
sfinansowała wszystkim zwycięzcom nocleg w bardzo drogim hotelu. Na
razie tylko na jedną noc. Nagle czuje jak coś lub ktoś odrywa moje stopy
od podłoża i unosi mnie w powietrze. Peeta
idzie parę kroków i rzuca mnie na łóżko. Śmieje się głośno. Mój
narzeczony siada obok mnie z uśmiechem wymalowanym na ustach i zaczyna
mnie całować. Odwzajemniam każdy pocałunek. Tak bardzo się ciesze, że do
mnie wrócił. Tak bardzo brakowało mi jego ust. Jego dotyku. Jestem
najszczęśliwszą osobą na ziemi. Przynajmniej teraz. Po paru minutach a
może po paru godzinach ktoś puka do drzwi. Peeta odrywa się od moich ust i idzie otworzyć. Idę za nim. W drzwiach stoi Haymich.
Ma na sobie bardzo gustowną koszule i czarne spodnie. No tak. Tu w
Kapitolu musi się pilnować. Wszyscy musimy się dobrze tu prezentować.
- Hej Haymich.- wita go Peeta.
-
Cześć dzieciaki. Przyszedłem, żeby was zaprowadzić na przygotowania do
waszych stylistów.- oboje wbijamy w niego wzrok.- Wiem, wiem. Musicie
się podporządkować. Jest już czwarta. Przyjęcie zaczyna się za dwie
godziny.- pokazuje nam gestem ręki, żebyśmy za nim poszli. A więc
spędziliśmy w naszym pokoju aż trzy godziny?
***
Dochodzi moment, kiedy muszę się pożegnać z Peetą.
Następnym razem zobaczymy się na przyjęciu. Boje się. Nie wiem, jak
wytrzymam te dwie godziny. Bez jego uścisków. Mój narzeczony w ostatniej
chwili przyciąga mnie do siebie na długi pocałunek. Jego wargi czule
pieszczą moje, a kiedy się odsuwa, szepcze do mnie.
- Damy radę, kochanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.