czwartek, 19 lutego 2015

49. Rozmowa telefoniczna

Siedzę w piwnicy na ziemi i trzymam brodę na kolanach. Wpatruje się w przeklęte urządzenie nazwane przez Beeteego „pralką”. Ma ona służyć praniu brudnych ubrań. Beetee przysłał ją do nas dzisiaj rano, a ja postanowiłam ją wypróbować. Jak to się do cholery obsługuje? Próbowałam już wszystkiego. Chyba. Postanawiam zadzwonić do Beeteego i go o to spytać. Nie mam już siły dłużej się domyślać. Wyciągam telefon (który naprawdę ułatwił mi wiele rzeczy) i wykręcam numer. Słyszę cztery charakterystyczne sygnały, a potem odzywa się głos Beeteego.
-Witaj.
-Hej, Bee…
-Dodzwoniłeś się do Beeteego Latier. Niestety nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość po sygnale, a oddzwonię.- po tych słowach następuje pisk.- marszczę brwi. I co teraz? Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś nie odebrał połączenia. Zdezorientowana wciskam przycisk kończący rozmowę. Chyba dam sobie spokój z praniem w nowej „pralce”. Nazwa jest tak dziwna, że ciężko mi jest się do niej przyzwyczaić. Biorę brudne ubrania w ręce i wchodzę z powrotem po schodach do salonu. Zamykam drzwi i dochodzi do mnie rozmowa telefoniczna Peety. Staję za uchylonymi drzwiami, gdyż jego głos brzmi bardzo niespokojnie.
-Tak, tak. Jednak… Tak szybko?- mówi drżącym głosem. Popycham bardzo delikatnie drzwi do kuchni i przysłuchuje się uważnie. –To znaczy… rozumiem. A-ale…- urywa. Zerkam przez szczelinę między framugą a drzwiami. Patrzę na mojego narzeczonego, który stoi do mnie plecami i wpatruje się w przestrzeń z oknem. Zaciska palce na telefonie z taką siłą, jakby chciał go zmiażdżyć. –Peeta podchodzi do kuchennego blatu i opiera się o niego lewą ręką. –Ile mamy czasu?- szepcze. Mój niepokój wzrasta. Czas? Na co? Dlaczego? Milczy dłuższą chwilę.-Dobrze. Do widzenia.- powoli opuszcza dłoń z telefonem na blat. Cofam się. Najciszej jak potrafię, wycofuję się do salonu. Kładę kosz na pranie na podłodze obok kanapy i wtedy na dół zbiega Pos. Jak zawsze, jest ubrana w jedną ze swoich ulubionych bluzek. Jest ona zielona z czerwoną koronką wokół kołnierzyka i rękawów. Splatam ręce na piersiach, żeby zamaskować drżenie rąk. Podbiega do mnie z szerokim uśmiechem. Odwzajemniam jej uśmiech, a jej spokój i szczęście udzielają się i mnie.
-Zęby umyte?- pytam. Kiwa głową. Wyrosła. Jest z nami od prawie czterech miesięcy, ale gołym okiem widać, że jest wyższa. Dopiero teraz zauważam, że zaraz za nią zbiega Jasker. Kiedy do mnie podchodzi, ociera się o mnie ogonem. Nie wiem, co miał zaznaczyć ten gest, ale jak na razie nie spodziewam się pojednania. Ciągle na mnie syczy. Pos siada na kanapie, sadza Jaskra obok siebie i zaczyna głaskać kota. Uśmiecham się szerzej. Siadam obok niej i obejmuje ją ramieniem. Dziewczynka sadza kota na swoich kolanach i kładzie mi głowę na ramieniu. Splatam kosmyki jej włosów w warkoczyki. Siedzimy tak w całkowitej ciszy, nie przejmując się późną porą.
-Pos…- szepczę Peeta, który właśnie wchodzi do salonu.- Idziemy się położyć? Jest troszkę późno.- dziewczynka ziewa i kiwa głową. On bez słowa bierze ją za rękę i prowadzi do jej sypialni. Jego oczy przez sekundę spojrzały na mnie i zobaczyłam malujący się w nich ból. Wstaję i idę za nimi. Posy kładzie się do łóżka.

-Zostaniecie, aż zasnę?-pyta z nadzieją w głosie.
-Oczywiście.- szepczemy w tym samym czasie. Peeta bierze mnie za rękę i oboje siadamy na miękkim legowisku na szerokim parapecie.
***
Posy zasnęła dosyć szybko więc mamy trochę czasu dla siebie. Siedzę na kanapie w jego objęciach i obserwujemy piękny zachód słońca. Jedna sprawa nie daje mi jednak spokoju. Peeta jest jednak szybszy i zgrabnie rozpoczyna temat.
-Katniss… dzwonili dzisiaj do mnie.- Odwracam głowę w jego stronę.
-Kto?- Peeta wzdycha. W jego oczach maluje się ból. Jego serce zaczyna szybciej bić, a oczy zaczynają się szklić. Wzdycha ponownie.
-Kochanie… ktoś adoptował Pos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.