środa, 18 lutego 2015

21. Mile spędzony czas


Siedzę na kanapie z Willem na kolanach. Łaskoczę go po brzuszku, a malec śmieje się, odsłaniając dwa, bielutkie ząbki. Jest taki uroczy. Taki wspaniały. Najchętniej nie oddawałabym go Annie. Kiedy nadchodzi pora karmienia, więc Annie wyciąga małą plastikową butelkę ze smoczkiem na końcu i podaje mi ją. Sama zgłosiłem się na ochotnika, żeby go nakarmić. Przykładam butelkę do jego ust, a on już wie jak sam się najeść. Uśmiecham się szeroko. Po chwili słyszę szept gdzieś za mną.
- Będzie z niej fantastyczna matka.- to Annie. Oboje pewnie zakładają, że jestem tak pochłonięta małym, że ich nie słyszę.
- Ta...- mruczy Peeta.- szkoda, tylko że ona nie chcę mieć dzieci.- szepcze bardzo smutnym głosem.
- Nie byłabym tego taka pewna.- marszczę czoło. Annie zachowuje się zupełnie, jakby czytała mi w myślach.
- Co masz na myśli?- Peeta jest widocznie zdezorientowany.
- No popatrz, jak ona na niego patrzy. To takie słodkie.-jestem ciekawa reakcji Peety, ale gdybym odwróciła głowę, to wydałoby się, że ich podsłuchuje. Uśmiecham się jeszcze szerzej. Chyba bardziej do samej siebie niż do Willa. - Pogadaj z nią o tym.
- Zobaczymy.- później zapada cisza, a Annie siada obok mnie na kanapie.
- Annie on jest naprawdę wspaniały. Taki wesolutki.- mówię, łaskocząc małego po brzuszku.
- Słyszałeś Will... Lubisz ciocię Katniss?- Annie używa bardzo zabawnego tonu. W odpowiedzi chłopczyk ciągnie mnie za włosy. Śmiejemy się obie. Ktoś puka do drzwi. Peeta, który stał za nami i którego wcześniej nie zauważyłam bez słowa, lecz z cieniem uśmiechu na ustach idzie w kierunku drzwi. Za drzwiami stoi kelner. Wprowadza wózek z jedzeniem do pokoju, po czym lekko się kłania i wychodzi. Zapach naleśników z owocami powoduje, że ślina napływa mi do ust. Annie zauważa, że Ślinka mi cieknie, więc zabiera ode mnie małego i karze się najeść.
- Zamówiłeś to?- pytam Peete. Chłopak oparł się rękami o blat stołu.
- No wiesz... Od wczoraj nic nie jadłaś.- podaje mi talerz i herbatę Annie. Jem łapczywie. Chcę szybko skończyć, żeby Annie oddała mi Willa. Wręcz zakochałam się w nim. Gdy wybija czwarta Annie musi już iść. Całuję Willa w czółko i ściskam Annie na pożegnanie. Peeta robi to samo. Cały ten dzień wydał mi się zbyt krótki. Annie dopiero wyszła, a ja już zaczynam tęsknić za tym ślicznym maluszkiem. Wzdycham. Peeta mnie do siebie przytula. Wygląda zupełnie tak, jakby chciał o czymś porozmawiać, ale rezygnuje. Wiem, o co chciał mnie zapytać. Szczerze mówiąc, to sama chciałam poruszyć temat, ale brakuje mi odwagi. Chciał wiedzieć, co myślę na temat dzieci. Hmmm... Szkoda, że tego nie zrobił. Całuję go mocno w usta. Oplatam jego szyję rękami. On jednak się ode mnie odsuwa.
- Katniss, najchętniej bym nie przerywał tej chwili.- mówi i łapie mnie w tali. - Ale poduszkowiec przyleci za trzy godziny, a my jesteśmy niespakowani i nie jedliśmy lunchu.- dopiero teraz uświadamiam sobie, jaka jestem głodna.
- Racja.- śmieje się.
- No, to na co ma ochotę moja ślicznotka?- mówi i przyciska swoje czoło do mojego.
- Dzisiaj twoja kolej wybierania co zjemy.- stwierdzam.
- No niech będzie.- Bierze menu do ręki. I tak za każdym razem pyta mnie "czy to może być". Po posiłku składającym się z wyśmienitej duszonej polędwicy i z tiramisu idziemy się pakować. Peecie zajmuje to mniej czasu niż mnie więc idzie też spakować rzeczy z łazienki. Męczę się ze składaniem porozrzucanych ubrań. Kiedy wreszcie kończę, jest 18.30. Od razu schodzimy na dół w ustalone miejsce z kąt zabrać ma nas poduszkowiec. Peeta oddaje nasze karty pokojowe w recepcji i ruszamy w tym kierunku.

***

Gdy tylko przekraczamy próg naszego domu, rzucam się na kanapę. Jest mi strasznie nie dobrze. To na sto procent po locie zwarzywszy na to, że wcześniej jedliśmy. Na prawdę, fatalnie ze mną jest. Czuje jak Peeta okrywa mnie kocem i podaje herbatę. Siada obok mnie i głaszcze po policzku. Unoszę dłoń i przyciskam jego dłoń do mojej skroni. Jest 22.47. Hmmm... Więc lot zajął nam mniej więcej cztery godziny. Powieki same mi opadają. Nagle mam wrażenie, że znajduje się miliony kilometrów od domu. Od Peety. Mam wrażenie, że opuścił mnie, chociaż nadal czuje jego ciepłą dłoń na policzku. Jestem tak wyczerpana, że nawet nie zauważam, kiedy nastaje ranek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.