czwartek, 19 lutego 2015

52. Chyba się mnie nie boisz

Katniss nie odpowiada. Nagle nie chcę już na mnie patrzeć więc patrzy na Peete. Łzy ciekną na moją drugą ulubioną bluzkę, a z ust wydobywa się cichy odgłos. Nagle Katniss wstaję i biegnie na górę do swojego pokoju. Rozumiem już. To oni chcą mnie oddać. Zeskakuje z krzesła i wybiegam z domu. Biegnę szybko -bo umiem szybko biegać. Przebiegam przez bardzo dużą bramę odgradzającą wioskę zwycięzców od miasteczka i biegnę do parku. Nie wiem dlaczego. Bolą mnie nogi, ale nie chcę stawać, dopóki nie znajdę się w kryjówce. Dobiegam do placu zabaw i wcisk uje się w dziurę pod gałęziami krzewu. Leży tutaj parę naszych zabawek. To kryjówka moja i Lake i jeszcze nikt o nie nie wie. Biorę w rękę Mey i mocno ją przytulam. Przypominam sobie, jak bawiłam się nią z mamą. Jak zszywała jej nogę albo jak robiłyśmy jej sukienki z liści. Moja lalka jest cała mokra, ale nie myślę o tym. Myślę o mamie, która tak bardzo mnie kochała. Pamiętam trochę, jak mi śpiewała kiedyś albo jak w trzynastce pozwalała mi się położyć obok siebie, bo bałam się snów. Znowu zaczynam płakać.
-Tęsknie za tobą mamo.- szepczę. Zamykam oczy. Widzę mamę... chudą i brudną. Obok niej siedzi Rory i Vick. Siedzimy pod mostem w ósemce i czuje jak burczy mi w brzuchu. Rory o czymś mówi, ale go nie słucham, bo naglę, zauważam jakichś trzech panów w ładnym, niebieskim ubraniu. Idą do nas. Pociągam Vicka za podartą koszulkę. On patrzy tam gdzie ja i widzę jak się boi. Mówią coś do mamy a Rory i Vick wstają -więc ja też. Jeden z panów podchodzi do mnie i bierze mnie na ręce. Rory i Vick nie chcą, żeby ich ktoś brał na ręce. Krzyczą i wiercą się, ale nic nie mogą zrobić. Panowie ciągną nas do jakiegoś brzydkiego domu i zamykają w jakimś pokoju. Zielone i brzydkie ściany, zimna podłoga i trzy łóżka. Siadam w kącie i zaczynam płakać. Nie ma ze mną mamy. Została tam... Nie wiem, gdzie jest i czy jeszcze ją zobaczę. Vick też płacze. Pamiętam, jak krzyczała. Krzyczała i prosiła, ale panowie nic nie mówili. Płakała. Ja też płakałam. I już więcej jej nie zobaczyłam.
-Posy! -słyszę swoje imie. Słyszę, że to Peeta. Nie chcę wychodzić. Nie chcę z nim rozmawiać. Jeśli chcą mnie oddać, to ja nie chcę do nich wracać. Znowu zaczynam płakać, ale tym razem cicho. Peeta woła parę razy i nagle cichnie. Woła mnie jeszcze raz. Jest bardzo blisko. Obracam głowę i widzę go przez gałęzie. Patrzy prosto na mnie. Czy on mnie widzi? Siada przed dziurą do naszej kryjówki i wciska swoją rękę do dziury.
-Pos... nawet nie wiesz jak bardzo...- odsuwam się tak daleko, jak pozwalają mi krzaki. Jego uśmiech znika. -Ej... Chyba się mnie nie boisz...- mówi cicho.
-Idź sobie. Nie chcę już was! Tak jak wy nie chcecie mnie!- krzyczę.
-Posy to nie...
-Idź!- Nagle robi się strasznie smutny. Nie ruszam się, bo nie chcę.
-Pos... to nie tak. My nie możemy...
-Nie możecie już ze mną wytrzymać?! -warczę do niego.
-Nie, Pos! My nie chcemy, żebyś od nas odchodziła! Nie pomyśleliśmy, że... że tak szybko...- nie odpowiadam. -Proszę... choć do mnie.- szepczę. Kręcę głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.