czwartek, 19 lutego 2015

61. Kubek

Rzucam w nią moim kubkiem stojącym na stoliku do kawy.
-Johanna, ale z ciebie idiotka! -cedzę. Johanna robi unik i udaje jej się nie dostać nim w głowę, jednocześnie śmiejąc się jak wariatka. Szkło rozpryskuje się w drobny mak. Patrze, na fruwające okruchy i przez jedną dziesiątą sekundy mam ochotę jednym z nich w nią rzucić. Dziewczyna zwija się w pół, nie mogąc zapanować nad śmiechem. Mam ochotę roztrzaskać jej głowę. Robię krok do przodu, ale Peeta chwyta mnie za ramiona i przytrzymuje.
-Powinnaś widzieć swoją minę!
-To było cholernie głupie. -warczy Peeta. -Czy ty nie myślisz, zanim coś powiesz? Nawet nie wiesz, jak nas przestraszyłaś!
-Oh, dajcie spokój... taki żarcik na rozruszanie. - Jestem tak bliska wybuchu. Była na torturach w Kapitolu... Jedna mała otwarta rana nikomu by nie zaszkodziła. Zaciskam palce, chcąc dać opór wściekłości, ale zanim mogę się opanować, moja dłoń przecina powietrze obok policzka dziewczyny.
Głuchy plask. Johanna się zatacza. Jej policzek pulsuje czerwienią, a w oczach widać szok. Peeta z powrotem chwyta moją rękę, ale szybko wyślizguje się z jego rąk i wybiegam z mojego starego domu.
Ale ona jest głupia! Powtarzam w duchu. Z mojej perspektywy jej "żarcik" wcale nie był śmieszny. Otóż było tak...
Moja przyjaciółka (idiotka) postanowiła sobie ze mnie zażartować. Podała mi złe wyniki badań na HIV, przez co prawie zaczęłam płakać. Podbiegłam do niej i powiedziałam, że nie ma się martwić, po czym ona wybuchła śmiechem. Byłam zdezorientowana i z mokrymi policzkami. Ona zaś przyznała się do kłamstwa. Rzuciłam w nią kubkiem.
Siadam na chłodnej skale i rozkoszuje się zimnym powietrzem. Czuje jak świeży tlen przepływa mi przez żyły wraz z krwią, powodując, że czuje się świeża. Wciągam łapczywie powietrze i mrożę oczy. Pełne odprężenie. Gdzieś tam w środku czuje jednak wściekłość. Taką głęboką, że parę minut w samotności nie są w stanie sprawić, by wyparowała całkowicie.
Czuje kropelkę zima na nosie. Spoglądam w górę i jestem świadkiem pierwszego śniegu w roku. "Październik", myślę.
Potem wszystko dzieje się szybko. Zbyt szybko.
Dłoń na ramieniu, szybka reakcja, Vick na ziemi przede mną.
-Vick! Co ty wyprawiasz? -krzyczę i pomagam mu wstać. Chłopiec zdezorientowany pociera swoje ramie, krzywiąc się z bólu.
-Au.... Mój łokieć. -jęczy. Tuż za nim zauważam mamę.
-Tak bardzo cię przepraszam! To było odruchowe! Co wy tutaj robicie?-pytam. -Nie spodziewałam się... to znaczy... Byłam sama... i... -jąkam się. Tak strasznie mi wstyd. Mama delikatnie odkrywa ramie Vicka i przygląda się drobnemu zadrapaniu.
-Nic tu nie ma. Zaraz przestanie boleć. -zapewnia. Podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie ciepło. Jej niebieskie tęczówki ukazują szczęście. Że mnie widzi? Chyba nie... Ma na sobie biały płaszcz nieprzemakalny i wysokie botki. W kącikach jej oczu i nad górną wargą pojawiają się powoli zmarszczki, które zauważyłam już podczas moich urodzin. Rzadko widuje się na jej twarzy uśmiech. Już dawno nie widziałam dołeczków w kącikach jej ust. Odwzajemniam uśmiech. Mama gładzi Vicka po włosach i znowu spogląda mi w oczy. Bierze trzy kroki w przód i zamyka mnie w ciepłym uścisku. Zatapiam twarz w jej powoli siwiejących włosach. Większości z nich straciło blask już dawno, ale niektóre nadal walczą z wiekiem mojej matki. Jest rok młodsza od Haymicha, mojego byłego mentora, który przygotowywał mnie i Peetę na igrzyska. Stary pijak o dużym brzuchu w parę miesięcy zmienił się w wysportowanego wojownika o dużych mięśniach i zwinnym ciele. Wszystko dzięki igrzyskom ćwierćwiecza, które wręcz pchnęły mnie, mojego narzeczonego i mentora w wir treningów. Dzień po dniu trenowaliśmy, aby dopiąć swego i sprawić, aby dwójka z nas; mentor i zwycięzca, wrócili do domu.
Moja mama znała Haymicha. Po tym, jak nie udało mu się uratować Maselee Donner, wrócił do domu, i pogrążył się w smutku po stracie trzech najważniejszych osób w jego życiu. Zaczął pić. Nie po lampce wina czy dwóch, tylko aż do nieprzytomności. Tak mijały jego beznadziejne dni.
Mama tuli mnie do siebie nad wyraz mocno. Nie widziałam jej od paru miesięcy. Ostatnio w maju na moim niespodzianko wym przyjęciu urodzinowym. Mama nagle się odsuwa. Przygląda się mojej twarzy z zachwytem, po czym całuje mnie w czoło. Nie sztywnieje, co na pewno bym zrobiła jeszcze trzy lata temu. Zamiast tego ciepło się uśmiecham.
-Katniss... Oh, córeczko. Tak bardzo za tobą TĘSKNIŁAM. -mówi i ociera łzę w kąciku oczu.
-Co wy tutaj robicie? -pytam już mniej oszołomiona.
-Chcieliśmy was odwiedzić. Nie zabawimy na długo. Wiesz, że nie przepadam za byciem w dwunastce. -to ostatnie szepczę.
-Tutaj poznałaś tatę. -mówię z wyrzutem. -Tu urodziła się Prim!
-Tak, Katniss... Ale jednocześnie tutaj żyłam z twoim ojcem, tutaj żyłam z wami; tobą i Prim.... A potem tutaj zmarł twój ojciec, ty właśnie tutaj zgłosiłaś się na miejsce Prim, podczas dożynek, to z tond oglądałyśmy cię razem, jak byłaś zmuszana, aby zabijać, tutaj chłostano masę ludzi na naszych oczach, to właśnie to miejsce zostało doszczętnie zniszczone... To nie siądą dobre wspomnienia córeczko. A teraz kiedy dodatkowo umarła Prim.... -szepcze, a w jej niebieskich oczach Prim pojawiają się wielkie łzy. -Nie jestem w stanie zostawać tutaj na dłużej. To dla mnie za dużo.
Wpatruje się, że wstydem w żużel pod moimi stopami. Widać coś jeszcze we mnie zostało z dawnej wrogości. Mój wzrok się rozmazuje. Mam ochotę sama się kopnąć za ten wredny komentarz. Czuje wzbierające we mnie poczucie winy. W zakłopotaniu odgarniam włosy za ucho. Mama nie wydaje się zdenerwowana czy zła. Dodaje mi to trochę otuchy.
-Przepraszam. -szepczę. -Mam niewyparzony język. -przyznaje. Moje policzki przyjmują kolor purpury. Nie jestem pewna czy ze wstydu, czy może z zimna. Biały puch osiada na wszystkim dookoła, żeby w okamgnieniu znowu stać się tylko kroplami wody. Stoimy w ciszy, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu mam dosyć ciszy więc znowu się uśmiecham. -Jesteście głodni? Miałam właśnie wracać do domu i wsiąść się za obiad.
Vick wyskakuje zza mamy.
-Tak! Jestem strasznie głody! -krzyczy z uśmiechem. Mama i ja chichoczemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.