czwartek, 19 lutego 2015

46. Zaproszenie

Owinięta ręcznikiem wychodzę z łazienki. Peeta leży z na łóżku z nogami na ziemi. Ma zamknięte oczy. Nie jestem pewna czy śpi, więc cicho podchodzę do szafy i przeglądam ubrania. Chcę ubrać zwyczajne spodnie w beżowym kolorze i czarną bluzkę bez rękawów. Przeszukuje wszystko, ale nie mogę znaleźć nic, chociaż przypomina ubrania, które wczoraj włożyłam do szafy. Przeszukuje wszystko ponownie i szlag mnie trafia, kiedy uświadamiam sobie, że nie mam nic normalnego. „Johanna” warczę w myślach. Sama ubiera się całkowicie normalnie a ja? Jęczę. Biorę w dłoń obcisłe czarne… jak je ona nazwala? „Rurki”?. Do tego wcale nie mniej obcisłą żółtą bluzkę bez rękawów i z olbrzymim dekoltem. Wzdycham i otwieram szufladę z bielizną. Otwieram szeroko oczy.
-Johanna!- cedzę. Szuflada pełna jest koronek i bardzo… bardzo seksownej bielizny. Prawie upuszczam ręcznik. Miałam zaprowadzić Posy do szkoły i co teraz? Słyszę szmer za sobą.
- Kat?- O, o. Chyba go obudziłam. Odwracam się przodem do niego.
- Oh… przepraszam. Nie chciałam cię obudzić.- tłumaczę się. Podniósł się lekko i oparł się na łokciach.
- Nic nie szkodzi.- spogląda na biustonosz trzymany przeze mnie w ręku. Uśmiecha się i podnosi się z Łóżka. – Fajnie byłoby cię w tym kiedyś zobaczyć.- śmieje się.
-Podziękuj Johannie, bo nie mam teraz nic innego.- Kładzie dłonie na moich biodrach i przyciąga mnie do siebie.
- Na pewno to zrobię.- całuje mnie w czoło. Marszczę czoło odrobinę zawiedziona. Mój narzeczony jest w pełni ubrany. Szkoda.- Pójdę obudzić Pos i zrobić wam śniadanie.- otwieram usta.
- Ej nie! Wczoraj mi obiecałeś, że dzisiaj to ja zrobię śniadanie!- oburzam się. Peeta się uśmiecha.
- W takim razie ubieraj się i czyń honory, kochanie.
***
Idę przez dwunastkę z Posy za rękę. Dziewczynka co drugi krok podskakuje i coś podśpiewuje. Jej anielski głosik jest mi dobrze znany. Nie znam piosenki, którą śpiewa, ale od razu wpada m w ucho. Nim się obejrzę, jesteśmy pod szkołą. Do ósmego roku życia opiekunowie mają obowiązek przekazywać dzieci pod opiekę nauczycielom pod klasą i odbierać je w odpowiednim czasie. Wspinamy się po szerokich schodach do świeżo odnowionego budynku. Posy zaczęła szkołę pod koniec roku i miała wiele zaległości, które nadrobiła w nie cały miesiąc. Byłam pod wrażeniem. Wchodząc do jej klasy zastałam jak zawsze masę dzieciaków biegających wokół ławek z książkami. Uśmiechnęłam się, kiedy Posy uściskała mnie i pobiegła do jakiejś nie znajomej dla mnie dziewczynki.
- Panno Everdeen?- odezwał się ciepły głos. To nauczycielka klasy Pos. Pani Rayer.
- Tak?- pytam, spoglądając na kobietę. Jej siwe i długie włosy nie raz przypominały mi Coin więc jeszcze nigdy się do niej nie uśmiechnęłam. Źle mi się ona kojarzy. Mimo wszystko jest wspaniałą nauczycielką skoro Posy jest taka zadowolona i tak szybko się uczy. Uśmiecha się ciepło.
- Za miesiąc urządzamy przedstawienie dla rodziców i opiekunów z okazji końca tego pierwszego roku nauki.- kiwam głową, a ona wręcza mi kopertę.- Oto zaproszenie z dokładną datą, miejscem i grodzią. Posy zgłosiła się, żeby zaśpiewać solo.- zmarszczyłam brwi.
-Naprawdę? Hmmm… nic mi o tym nie mówiła. W każdym razie… Na pewno się pojawimy razem z narzeczonym.- uśmiech kobiety się powiększył.
- Ma wielki talent. Niewiele dzieci rodzi się z taką smykałką.- pokiwałam głową. Spojrzałam na Pos która jak się okazało, patrzyła na mnie. Uśmiechnęłam się do niej z dumą. Ja nie miałabym odwagi, aby zaśpiewać dla całej szkoły i rodziców.
-Świetnie. W każdym razie muszę już iść.- kobieta skinęła głową.- Do widzenia.- mówię i wychodzę z klasy.
Idąc ulicami dwunastki samemu ma się czas na zbadanie okolicy. Dwunastka zmienia się bez przerwy. Co chwilę widać coś świeżo wykończonego lub świeżo rozpoczętą budowę. Maszyny z Kapitolu wylewają fundamenty pod nową fabrykę lekarstw. Naglę zauważam Johannę dźwigającą dwie torby z zakupami więc podbiegam do niej.
-Johanna!- dziewczyna rozgląda się dookoła i kiedy odszukuje mnie wzrokiem uśmiecha się.
- Cześć ciemna maso. Uuuuu… wiedziałam, że ta bluzka będzie ci pasować.- mruczy. Spoglądam w dół na moje ubrania i cała złość powraca.
- Wiedziałam! To ty! Uhhhh! Dlaczego w ogóle grzebałaś w moich ubraniach?- cedzę.
- Ej hola.- mówi i unosi dłonie w geście samoobrony.- Peeta mi nawet podziękował, jak wychodziłam z domu, a ty co? Oh ciemna maso trochę kultury!- obrusza się. Wywracam oczami.
- Jak ty śmiesz mnie pouczać w spawie kultury? Ty, która każesz mi chodzić w bieliźnie, którą widać przez lupę!- krzyczę.
- Cicho, cicho! Chcesz, żeby wszyscy dookoła słuchali o tym, jakie masz gacie?
- Ja tych gaci prawie nie mam!- warczę.- Gdzie są moje ubrania?- Johanna wybucha śmiechem.
- Chyba właśnie je rozładowują na wysypisku śmieci.- blednę.
-Nie… A co z kurtką mojego ojca!?- krzyczę. Po powrocie z trzynastki miałam ją na sobie tylko podczas nielicznych polowań. Nie zauważyłam jej w mojej szafie.
- Spokojnie! Zostawiłam ją w spokoju. Przewiesiłam ją po prostu do szafy w przedpokoju.- Pocieram twarz dłońmi.
- Chyba muszę zabrać ci kluczę.- Johanna chichocze.
-Nie zaprosisz mnie na kawę, ciemna maso?- podnoszę wzrok i wbijam go w jej zielone oczy.
- Nie.- warczę. Dziewczyna wzrusza ramionami.
-Ale ja ciebie zabiorę.- bierze mnie pod ramie i ciągnie w stronę wioski zwycięzców.
- Nie. Wolę nie. Peeta na mnie czeka.- puszcza moje ramie.
- uuuuu… Macie plany?- mruczy.
- Co? Dlaczego?- pytam zdezorientowana.
- Pytam, czy macie jakieś plany… w sypialni.- walę ją otartą dłonią w pierś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.