Biorę w dłoń jej ciepłą rękę. Jej szare oczy błyszczą smutkiem i
niepokojem. Staram się ją uspokoić, delikatnie głosząc jej głowę.
Lśniąca łza wielkości łebka szpilki spływa jej po policzku. Ostrożnie
przesuwam rękę na jej policzek i szybko ścieram.
-Hej... nie płacz. -szepczę. Znajdujemy się na peronie gdzie, zaraz się pożegnamy. Bariel
i Michaela jeszcze nie ma, ale zjawiliśmy się przed czasem. Remont.
Jeden wielki remont. Odjeżdżają z tond tylko pociągi towarowe i
pasażerskie do Kapitolu, ale po drodze zatrzymuje się w poszczególnych
dystryktach. Szare ściany w większości są już odbudowane, ale nie da się
ukryć, że nikt nie postarał się o nowy wystrój tego miejsca. Wszystko
będzie wyglądać tak jak kiedyś i mimo że nie lubię tego miejsca, to
ciesze się, że przynajmniej cos z dawnej dwunastki zostanie zachowane.
Wszystko ma jednak zostać rozbudowane. Więcej peronów, kasy do sprzedaży
biletów. Jeszcze przez cztery i pół miesiąca wszystkie podróże między
dystryktami mają być darmowe. Zwycięzcy mają do dyspozycji poduszkowce,
ale ponieważ to nie my będziemy nimi podróżować, nie możemy ich użyć.
Oczywiście chcieliśmy. Ceny nie będą ekstremalne. Paylor jest przeciwna zarobkowi państwa na biednych mieszkańcach. Zapewniła o tym we wczorajszych "wiadomościach". Cezar Fleckerman
przerzucił się z krwawych wywiadów z trybutami do zwyczajnego
prezentowania wiadomości. Wiele rzeczy się zmienia. Nawet ja.
Zauważyłam, że zmieniam się z dnia na dzień. Nie wiem, czy na lepsze.
Nie potrafię tego ocenić.
Peeta klęczy obok mnie z dłonią trzymającą jej drugą rękę. Pos jest bliska płaczu. Zabieram rękę z jej policzka i wstaje. W oddali idą w naszym kierunku Michael i Bariel. Uśmiecham się do małej jeszcze jeden raz. Pokrzepiająco. Ona przełyka ślinę, unosi brodę i sie odwraca. Bariel ściska ją z czułością. Michael głaszcze ją po głowie. Mała uśmiecha się blado.
-Gotowa? -pyta Bariel. Posy chwilę milczy. Robi krok do przodu i obejmuje dalej klęczącego Peete
wokół szyi. Słyszę, że coś szepnął, a ona pokiwała głową. Kiedy się od
niego odsuwa, on uśmiecha się blado i całuje ją w czoło. Po tym wstaje.
Teraz ja kucam. Szykuje się na coś potwornie trudnego. Biore duży łyk powietrza. Przyciągam ją do siebie, a ona zanurza twarz w moich rozpuszczonych włosach.
-Nie płacz. -szepczę, czując jej łzy na mojej szyi. -Bądź silna. -kiwa głową. Wciskam jej w dłoń małe zawiniątko. -Zatrzymaj to.
Pos przez chwilę jeszcze mnie tuli. W końcu się ode mnie odsuwa. Wpatruje się przez chwilę w zawiniątko.
Wczoraj
rano przyszła do nas paczka z trzynastki. Parę rzeczy, które tam
zostawiliśmy. Przeglądając je, stwierdziłam, że chcę którąś z nich jej
dać.
-Co to? -pyta cicho.
-Otwórz. -szepczę. Pos
patrzy mi w oczy, ale w końcu rozrywa papier. Jej oczy nagle rozbłysły.
Bierze łańcuszek w dłoń i przygląda się medalionowi. -Otwórz.
-powtarzam.
Spogląda na mnie, Peete i znowu na medalion. W końcu go otwiera.
Jej oczy zaczynają się szklić.
-Po lewej masz Johannę, Haymicha, Sae, Roryego, moją mamę, Vicka i Lake. Zdjęcie z moich urodzin. Po prawej... -wskazuje na prawą połówkę medalionu. -Nasza trójka. -Uśmiecham się do niej. Peeta
pomógł mi wygrzebać odpowiednie zdjęcia. Takie, które się nadawały.
Oczywiście on jeden wiedział... Oczy małej przemieniają się ze
szklistych w mokre. Łezki płyną po jej policzkach, rozdzierając mnie od
środka. Ponownie ją do siebie przyciągam.
-Dziękuje. -szepczę.
-Pamiętaj... Zawsze możesz na nas liczyć. -kolejne skinięcie.
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Mogę nieść pierścionki na waszym ślubie? -pyta z nadzieją w głosie. Śmieje się.
-Nikogo innego nie jestem w stanie sobie wyobrazić na tym miejscu.- zauważam. Uśmiecha się.
-Posy... Maleńka musimy już iść. -Zauważa cicho Bariel. Ściskamy ją jeszcze mocno i oboje całujemy w czoło. Mała wolnymi, spokojnymi kroczkami podchodzi do Bariel i bierze ją za rękę. Ja i Peeta wstajemy. Przytulam się do niego, nie spuszczając z niej wzroku. Peeta
kładzie dłoń na moich plecach, a ja kładę głowę na jego ramieniu.
Patrzymy, jak Michael zbiera jej dwie walizki i jak razem wchodzą do
pociągu. Bariel jeszcze się cofa. Ściska nas oboje, co mnie odrobinę zaskakuje, i wciska mi w dłonie kartkę z numerem.
-Zadzwoń, kiedy tylko będziesz miała ochotę. -mówi. Kiwam głową. Bariel wraca do pociągu. Widzę jak Pos
przylepia nos do szyby. Jej smutne oczy... nie chcę, żeby były
ostatnim, co zobaczę, przed jej odjazdem. Uśmiecham się do niej, żeby
dodać jej otuchy. Odwzajemnia uśmiech. Lekko blady, ale nie smutny. Jest
on pełen nadziei. Masywna lokomotywa wydaje z siebie przenikliwy pisk.
Koła zaczynają się toczyć, Posy oddalać a my machać. Z każdą sekundą jest dalej. Aż w końcu... znika za budynkiem ratusza.
Już jej nie ma.
Już jest "po" pożegnaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.