czwartek, 19 lutego 2015

69. 346 godzin

Słyszę szelest pościeli. To za pewne Johanna. Nie otwieram więc oczu, zadowolony z długiej drzemki. Kolejny szelest. Tym razem dużo głośniejszy. Zupełnie, jakby coś rzuciła na poduszkę. mam wrażenie, że jeśli przemówię to już więcej nie zasnę. Kolejny szelest.
Zdziwiony, otwieram oczy, bo ten szelest zdecydowanie był zbyt głośny jak na poprawiane pościeli. Zabrzmiało to tak, jakby ktoś się podnosił.
Zauważam coś, czego nie widziałem od wielu dni. Od 346 godzin. Szare, błyszczące oczy.
Szok. Tylko tak można opisać moją reakcję. Jestem tak zaszokowany i tak zdziwiony, że mimowolnie rozchylam wargi.
Katniss jest zdecydowanie zdziwiona. Może nawet... przerażona. Wpatruje się raz we mnie, raz w ścianę za mną, na której wisi kalendarz. Własnoręcznie przekreślałem liczby, jedna po drugiej w oczekiwaniu na tą, właśnie tą chwilę.
Mimo to nachodzą mnie wątpliwości. Wygląda, jakby starała się przywołać, jakieś wspomnienie. Szczęście w małej dawce mnie opuszcza. Ma amnezję? Tak jak mówił lekarz?
Johanny nie ma w pokoju. Ciekawe dlaczego jej tu nie ma. Ostrożnie wyciągam rękę i dotykam jej dłoni.
-Katniss... Katniss, kotku... To ja. -spogląda na mnie i wydaje się zdezorientowana, jakby nie potrafiła pookładać sobie niczego w głowie. Tak też z pewnością jest. -Pamiętasz mnie? -szepczę z nadzieją. Katniss potrząsa delikatnie głową.
-Dlaczego o to pytasz? Oczywiście, że cię znam. Co się stało? czemu byłam nieprzytomna dwa tygodnie? -pyta roztrzęsiona. Teraz już nic mnie nie hamuje.
Jestem taki szczęśliwy, jak wtedy, kiedy powiedziała "tak". Pamięta. Na prawdę pamięta! Mam ochotę krzyknąć, ale wiem, że tak nie przystoi w szpitalu.
-Nareszcie! Nareszcie! Kocham cię!
-Ja ciebie też kocham. -mówi z przekonaniem.
Pochylam się do przodu i mocno ją całuje. Przypominam sobie o jej ranie z tyłu głowy więc zmniejszam nacisk. Katniss bez wahania odwzajemnia pocałunek. Ona odwzajemnia pocałunek! Przez cały ten czas marzyłem o takim obrocie sprawy i proszę! Jest tu teraz ze mną. Cła i zdrowa. Niedługo wrócimy do dwunastki i...
Przerywam fantazjowanie, na wspomnienie listu. Nie będzie mogła być przy mnie. Przestaje ją całować. Katniss nieruchomieje i zaczyna się niepokoić.
-Co się stało? -pyta. Mrużę oczy. Powiedzieć jej teraz?
Nie. Jeszcze nie.
Ratuje mnie cicho wchodząca do sali, Joanna. Wchodzi do środka, pijąc z butelki wody. Kiedy jej wzrok pada na nasz, zachłystuje się wodą. Jej oczy zachodzą łzami i wygina się w pół, próbując nad sobą zapanować. Podchodzę do niej i klepie po plecach. Dziewczyna zaczyna płakać. Wręcz odpycha mnie na bok. Śmieje się przez łzy.
-Ciemna maso, jesteś! Nareszcie. -szlocha w jej ramie. -Dwa cholerne tygodnie! Czemu to zajęło ci aż tyle czasu? Wiesz co myśmy tutaj przeżywali? -powtarza jeszcze z piętnaście razy nareszcie, a Katniss pozwala jej się obejmować z uśmiechem.
Kiedy w końcu się od niej odsuwa, Katniss ma zaróżowione policzki i błyszczące oczy.
-Johanna... idź powiadomić o wszystkim resztę. -mówię, przy okazji ścierając łzę z policzka. Johanna w podskokach wybiega z sali, uradowana. moja ukochana ociera policzek, zupełnie jakby ocierała łzę. Uśmiecham się do niej i siadam na brzegu jej łóżka.
-Witamy wśród żywych. -śmieje się i całuje ją w czoło. Katniss opiera się o moją klatkę piersiową, a ja znowu zaczynam płakać. Łzy szczęścia skapują na jej włosy. Pocałowałem ją w nią już chyba setkę razy i mam zamiar dalej to robić.
Do środka wpada Haymich i Annie, ku mojemu zdziwieniu bez Willa. Nie ma wśród nich Johanny więc mogę się domyślić kto się nim zajmuje. Annie zalewa się łzami praktycznie od progu. Haymich nie wyrywa Katniss z moich obcięć, tak jak Johanna.
-Katniss! Wreszcie! -krzyczą oboje.
-Nie jesteś zmęczona czy obolała?- pyta Haymich.
-Nie. Czuje się jak rano. po wstaniu z łóżka. no, może trochę bardziej słaba. Chcę jednak wiedzieć czy rzeczywiście byłam nieprzytomna dwa tygodnie? -pyta.
-Niestety tak. Długo ci to zajęło. -mówi Annie. Pocieram plecy Katniss. Mocniej obejmuje mnie ramionami, twarzą zwrócona do Haymicha i Annie.
-A mama? Gdzie jest? -docieka.
-Twoja mama nie mogła przyjechać. Czwórka jest objęta kwarantanną. -szepcze w jej włosy.Katniss marszczy czoło.
-Kwarantanną?
-Jakaś choroba. Nie pamiętam. Ostatnio mało się tym interesowałem. -przyznaje. -A wy coś wiecie?-zwracam się do Haymicha.
-Wiem tyle, że nie ma zagrożenia dalszego rozprzestrzeniania się. Mimo to, nie wolno przekraczać granicy czwórki. Pod żadnym pozorem. W każdym razie nie cywile. -mówi Annie.
-Mamie coś jest? -niepokoi się Katniss.
-No co ty? Od początku została zaszczepiona. Teraz, jest zdrowa jak rydz. -zapewnia Haymich. Katniss wzdycha z ulgą.
-A co z tobą? Jak to możliwe, że dali ci wyjechać? -pyta Annie.
-Tak się składa, że nie było mnie w czwórce. Byłam w Kapitolu. U lekarza z Willem. Napił się wody e stawu i poważnie zachorował. W czwórce nie mają zbyt dobrego dziecięcego więc przyjechałam z nim tutaj. Siedzę tutaj już miesiąc. -przyznaje. Chcę coś jeszcze jej powiedzieć, kiedy do sali wchodzi dwóch sierżantów policji. "Policja" to nowa, mniej brutalna wersja strażników pokoju. Paylor zapewnia, że nie należy się ich bać, tylko właśnie do nich się zwracać z prośbą o pomoc. Zawsze możemy na nich donieść. ubrani są w granatowe mundury i czapki z odznakami z pieczęcią panem a za pasem trzymają broń, której wolno im użyć wyłącznie w sytuacjach krytycznych.
-Panna Everdeen? Zostaliśmy poproszeni o bezpiecznie przetransportowani pani do dystryktu w celu odbycia pani kary za pobicie pana premiera. -mówi ten z lewej. Jego donośny bas rozbrzmiewa w sali a Katniss odpływa krew z twarzy.
-Co? Jakiej kary? Peeta? -Zwraca się do mnie.
-Już dobrze, kochanie. Nic ci nie będzie. -szepcze do niej i zwracam się do funkcjonariuszy. -Odznaki. -komenderuje. Wyciągają dowody a ja uważnie przeglądam dokumenty. Nie są fałszywe. Ich dane są prawidłowe. -Dziękuje. -mówię, a oni zgodnie chowają odznaki.
-Proszę się nie spieszyć, ale też nie marnować niepotrzebnie naszego czasu. Lepiej żeby od razu się pani ubrała. Poczekamy na zewnątrz. -mówi ten po prawej i wychodzą, a za nimi Haymich. Zostajemy z Annie.
-Peeta? O co chodzi? -pyta roztrzęsiona. Serce mi się kraje na widok jej przerażonej miny.
-Ciii... spokojnie. Wyjaśnię ci wszystko w poduszkowcu. Teraz musisz się ubrać. -szepcze. Katniss na prawdę jest słaba. Ciężko jest je się poruszać, ale daje radę. Z pomocą Annie ubieramy ją w parę zielonych jeansów, gruby sweter i odrobinę pomagamy jej z kurtką i butami. W końcu wynoszę ją samodzielnie z sali.
Policjanci nie zadają pytań. Haymich i Johanna też nie. W ciszy idziemy do poduszkowca.

Podczas podróży Katniss dowiaduje się wszystkiego. O jej przypadłości, o wyroku. Sam też troch się dowiaduje. Poduszkowiec, który półtora miesiąca temu został wysłany poza granic Panem, wreszcie wrócił i okazuje się, że poza Panem istnieje również sześć innych kontynentów. Każdy jest zamieszkany przez ludzi. Po III wojnie światowej 147 lat temu, Panem odgrodziło się od świata zewnętrznego. Kompletnie się odcięło. Od tamtych krajów możemy się wiele dowiedzieć. Jak utrzymać pokój i.t.d. Moim zdaniem to świetnie. Przynajmniej ktoś postawi ten kraj na nogi.
-Paylor jest dobrym prezydentem. -zauważa Katniss. Siedzi oparta o moje ramie, a nasze dłonie są ciasno splecione na moich kolanach.
-To prawda. Oby tak dalej. -mówię i po raz tysięczny całuje ją w czoło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.