czwartek, 19 lutego 2015

85. Bujane fotele

Opadam na krzesło wykończona. Staram się bezskutecznie złapać oddech. Popijam odrobinę z kieliszka szampana po mojej prawej. Peeta tryska energią. Widzę, jak w tej chwili tańczy z Bariel. Nie pojmuje, jak można aż tak długo przebierać nogami. W końcu melodia się kończy i cichnie na dobre. Muzyka zmienia się z tanecznej, na nastrojową.
W tej samej chwili dostrzegam Johannę i Leviego kołyszących się delikatnie w swoich ramionach. Wyglądają na bardzo szczęśliwych. Widok Johanny z chłopakiem to dla mnie całkowita nowość. Wiem też, że przez ostatnie parę dni słabo się czuła w obecności Bariel. Nie wiem czy dałabym radę siedzieć i jeść w towarzystwie rodziców Glimmer lub brata Catona. Johanna zabiła siostrę Bariel podczas własnych igrzysk.
Pociągam kolejny łyk różowawego płynu z bąbelkami. Obracam obrączkę na palcu i uśmiecham się od ucha do ucha. Obrączki są proste. Złote i z grawerunkiem od środka. Ściągam ją i przyglądam się literom. Zostały napisane kursywą. Peeta+Katniss
Czuje spełnienie.
Popijam kolejny łyk i wkładam z powrotem obrączkę na palec. Z niesmakiem stwierdzam, że zaczyna mi się nieprzyjemnie kręcić w głowie po paru lampkach szampana, więc odstawiam alkohol. Więcej już dzisiaj nie wypiję. Haymich osiągnął status kompletnie pijanego przez co Effie popsuł się humor. Z trudem odesłała go do domu. Siedzi dwa krzesła ode mnie i grzebie widelcem w porcji truskawek w czekoladzie. Mrugam zaskoczona. Nawet nie zauważyłam kiedy został podany deser. Różne ciasta, owoce, owoce w czekoladzie, tarty, soki, galaretki i mini przekąski porozstawiane są teraz na stole pod ścianą. Krzywie się na widok takiej ilości jedzenia. Tyle ludzi jeszcze głoduje… a my tymczasem…
Wyczuwam na sobie czyjeś spojrzenie. Mrużę oczy i pocieram dłońmi ramiona, bo nagle zaczynam marznąć. Temperatura powietrza się nie zmieniła. Co to to nie. To czyiś wzrok, jest tak zimny, że zamraża mnie całą od środka. Jest mi coraz zimniej…
Spoglądam w górę na tańczących i uśmiecham się gdy moje spojrzenie krzyżuje się ze wzrokiem Peety. Patrzy na mnie przez chwilę, po czym przerywa zabawę i wraca do mnie. Staje nade mną i całuję lekko w czoło. Gładzi kciukiem moje dwa pierścionki i uśmiecha się szczęśliwie.
-Tak. –mówię półszeptem. –Jesteśmy małżeństwem. –rzucam. Uśmiecha się do mnie po czym pochyla się nade mną i przelotnie całuje w usta.
-Mimo wszystko… Ciężko mi jest w to uwierzyć… Po tym wszystkim co się stało… -milknie na moment. –Kto by pomyślał, że kiedykolwiek jeszcze zaznam szczęścia? Przecież… Już tyle razy stawiałem krzyżyk na szczęściu, że ciężko jest mi uwierzyć, że znowu do mnie powróciło. –szepcze. Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią.
-Myślę, że Haymich miał rację. Chodzi mi o jego przemówienie. Ale wiesz co?... Było, minęło. Miejmy nadzieję, że już nie wróci. –mówię. –A zmieniając temat… Kto nauczył cię tak bosko tańczyć? -Uśmiecha się do mnie i… Rumieni się! Tak dawno nie widziałam na jego twarzy rumieńca!
-Nie wiem… Po prostu… kiedy zaczyna grać muzyka, ja wiem co robić. –przyznaję ze wzrokiem wlepionym w skrzypka.
-Hm… Ja tego jakoś nie czuję… Ale muszę przyznać, że pociągająco wyglądasz na parkiecie. –szepczę. Peeta się śmieje.
-Pani Mellark… Jak się pani wyraża? –pyta z udawaną dezaprobatą. Uśmiecham się.
-Jestem twoją żoną. Wolno mi. –zgodnie wybuchamy śmiechem. Żartobliwie szczypie mnie w udo powyżej linii majtek.
Tyle osób…Tyle osób chciałabym tu, teraz zobaczyć. Pod wazą stojącą pod ścianą z olbrzymim bukietem zauważam Prim i Finnicka. Za Prim stoi stara Maggs i łaskoczę moją siostrę po żebrach na co Prim chichocze. Finnick trzyma w dłoni garść kostek cukru i właśnie żuje jedną z nich… Za stołami z żywnością zauważam Rue. Zjada kawałek mięsa, a tłuszcz z niego ścieka jej po brodzie… Boggs tańczy wraz z Jackson. Ma obie nogi. Rzecz, która pozwala mi się obudzić, to obrazek taty… siedzącego blisko mamy, która stoi z boku i klaszcze w rytm muzyki. Dopiero to przywołuje mnie na ziemię… Przypominam sobie, że ten obrazek… chciałabym zobaczyć, ale już nigdy nie będzie dane mi być tego świadkiem. Mama i tata się dopełniali. Ale po jego śmierci…
Wybiegam myślami w przyszłość, kiedy to Peeta i ja będziemy już starym małżeństwem. Kiedy będziemy mieli po osiemdziesiąt lat… Wyobrażam sobie nas dwoje siedzących na tarasie przed domem w fotelach bujanych w wiosce zwycięzców. Wyobrażam sobie gromadkę dzieci tańczących wokół nas. Mieszankę wnuków naszych, Johanny i Annie. Wyobrażam sobie nadal unoszący się w powietrzu zapach świeżych bułek z serem i ogólne ciepło każdej chwili.
Potem nachodzi mnie straszna myśl… Widzę siebie… Starą i pomarszczoną z cieniem udręki na twarzy. Ze smutkiem wbitym w deski podłogowe i świeżymi łzami na pliczkach. Trzymam w dłoni czerstwą bułkę z serem, a moje łzy wsiąkają w skórkę. Nie ma już szczęśliwych, tańczących dzieci i ogólnego wesołego harmidru. W powietrzu wisi cisza i smutek. Niemal namacalna udręka, bo bujany fotel obok mnie, jest… Jest pusty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.