Rozchylam delikatnie powieki. Zanim zdążę się rozejrzeć po
pomieszczeniu, dopada mnie kolejna fala okropnego bólu w okolicach
żołądka. Zwijam się w kłębek i przyciskam dłonie do brzucha. Ból
stopniowo się zwiększa. Zaczyna mi brakować tchu. Peety nie ma obok
mnie. Jęczę. Krzyczę. Mam mroczki przed oczami. Mięśnie wręcz krzyczą.
Ból jest tak potworny, że lada moment stracę przytomność. W jednej
chwili zrywam się jak poparzona i biegnę w stronę łazienki. W ostatniej
chwili pochylam się nad muszlą i wymiotuję. Spazmatycznie torsje trwają,
aż organizm nie ma już czego usunąć. Osuwam się na zimne kafelki. Ból
ani trochę nie zelżał. Łapię się na tym, że chcę wrzeszczeć, żeby ktoś
mnie dobił. Peeta... Peeta gdzie jesteś? Błagam, pomóż mi. Usiłuje
podnieść głowę, ale brakuje mi sił. Czuję się tak jakby ktoś palił moje
wnętrzności, siekał je i ugniatał. Ponownie zwijam się w kłębek. Mam
wrażenie, że ktoś wylewa mi kwas do gardła. Nigdy jeszcze nie czułam
takiego bólu fizycznego. Nie bolało mnie tak, kiedy Clove rzuciła we
mnie morzem. Nie bolało mnie tak, kiedy Johanna Mayson wydłubywała mój
lokalizator z przedramienia. Ba, nie bolała mnie tak nawet strzała
postrzałowa, kiedy wybrałam się do dwójki, żeby zdobyć poparcie
dystryktu podczas wojny. Straciłam wówczas śledzionę. Z trudem tamuje
łzy napływające mi do oczu. Zaciskam zesztywniałe palce na materiale
mojej koszuli nocnej. Z wielkim trudem rejestruję jednak dźwięk
otwieranych drzwi. Nareszcie. Wrócił. Układam usta, żeby wycharczeć imię
Peety, ale wtedy odzywa się znajomy głos.
- Peeta, Katniss jesteście?- podnoszę się na drżących ramionach. Z trudem rozpoznałam, do kogo należy ów, gardłowy głos.
- H-Haymich... Pomóż...- wołam tak słabym i ochrypłym głosem, że nie jestem w stanie go rozpoznać.
- Katniss?!- wyraźnie się przestraszył.- Skarbie, co się dzieje.
- Pomóż mi... Błagam.- szlocham. Już trzy sekundy później stoi w
drzwiach łazienki. Na mój widok wybiega z pomieszczenia i rzuca się w
kierunku korytarza. Przez chwilę nachodzi mnie myśl, że chcę mnie
zostawić, ale prędko ją odpycham. Haymich by tego nie zrobił. Znowu się
kulę. Łzy spływają teraz swobodnie po mojej twarzy, a z ust co chwila
wydobywa się jęk. Ból ponownie się nasila. Moja twarz jest mokra od potu
oraz łez. Po krótkiej chwili. Podchodzi do mnie Haymich i delikatnie
podnosi z posadzki. Rejestruje potem tylko to, że wsiadamy do jakiegoś
pojazdu i przerażone jak nigdy niebieskie tęczówki mojego ukochanego. Po
chwili świat ciemnieje.
////////////////////////////////
Budzę się z jego imieniem na ustach. Zanim jednak zdążam rozchylić
powieki czuję lekki uścisk na mojej drżącej dłoni. Obracam głowę i
otwieram oczy. Ze zdziwieniem odkrywam, że wpatrują się we mnie
niebieskie oczy. Nie są one jednak takie jak Peety. Brakuje im tego
wspaniałego blasku. Te oczy, Są bardzo matowe. Mimo wszystkiego od razu
rozpoznaje osobę ściskającą moją dłoń. To mama. Nie zdążam jednak nic
powiedzieć, bo ból powraca ze zdwojoną siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.