Tutaj się troszeczkę cofamy.
Budzę się zaskakująco wcześnie. Jest około piątej rano. Obracam głowę
i widzę spokojną twarz Kat pogrążoną w głębokim śnie. Jest taka piękna.
W blasku poranka jej twarz błyszczy się delikatnie, dodając jej urody.
Zresztą. Dla mnie nawet w podartych ubraniach, ubłoconej twarzy i
zakrwawionym czołem podczas naszych pierwszych igrzysk, była
najpiękniejszą kobietą pod słońcem. Czym ja sobie zasłużyłem na takiego
anioła? Odkąd wróciłem z Kaptolu miałem w sumie cztery ataki. Zawsze
jednak wystarczyło, że wyobraziłem sobie spokojną twarz Katniss opartą o
moje ramie, bym powrócił do normalności. Wiem, co przeżywała, kiedy
prawie wcale nie rozmawialiśmy. Mimo to nie miałem odwagi po tym
wszystkim usłyszeć "zostańmy przyjaciółmi". Byłem, prawię pewny, że tak
się stanie. Okazało się, jednak że moje uczucie jest odwzajemnione. Nic
się od wtedy się bardziej niż ona nie liczy. Od wtedy jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To ona jest całym moim światem.
To ona jest moim życiem. Moim światełkiem w tunelu. Po prostu
wszystkim. Jeżeli stracę ją, stracę wszystko. Moje światełko w tunelu
zgaśnie. Mój świat zniknie. A ja się zabije, bo wtedy, nic już mi nie
pozostanie. Po paru minutach znowu zasypiam.
Nagle znajduje się w lesie poza dwunastym dystryktem. Czuje zapach
igieł sosnowych a każdy mój krok powoduje cichy trzask gałązek. Już
wiem, dlaczego Kat lubi tutaj przychodzić. Jest tu tak błogo i
spokojnie. Zupełnie inaczej niż wśród sypiących się budynków dwunastki.
Poprawka. Teraz nie ma już ruin. Wszystko zostało odbudowane. Nowy
burmistrz dwunastki naprawdę wziął sobie do serca swoją wizję "lepszego
dwunastego dystryktu". Podobno mają wybudować park z masą drzew i placem
zabaw. Tam gdzie kiedyś stał pałac sprawiedliwości będą drewniane ławki
i piękne fontanny. Uśmiecham się na samą myśl. Po chwili zauważam
Katniss. Siedzi prawie na czubku wielkiego dębu z łukiem przewieszonym
przez ramię. Patrzy na mnie ze wstrętem. Zdezorientowany marszczę brwi.
Zaciskam palce na rękojeści noża. Spoglądam na dłonie. Przecież przed
chwilą nic nie trzymałem. Ze zdumieniem odkrywam, że mam na sobie strój
trybuta. Rozglądam się do o koła i widzę Glimmer, Catona, Clove i
Marvela. Stoją wokół drzewa, na którym siedzi Katniss i krzyczą coś do
niej. Po chwili zaczynają się przeobrażać. Pochylają się do przodu i
stają na czworakach. Z ich ciała wyrasta sierść, a ich paznokcie stają
się ostre i spiczaste. Przerażony cofam się o krok. Kiedy jeden ze
zmiechów, zaczyna wspinać się na drzewo, dopada mnie wściekłość
zmieszana z przerażeniem. Rzucam się w jego stronę i wbijam nóż w plecy
potwora, który jeszcze nie dawno był Catonem. Nagle tuż obok mnie
rozbija się gniazdo gończych os. Spoglądam w górę i widzę jak Katniss
wbija wzrok we mnie. To ona strąciła gniazdo. Czuje okropny ból w
jednym, dwóch, ośmiu miejscach. Od jadu os gończych zaczyna mi się
kręcić w głowie i co najgorsze... Powracają wspomnienia.
-Katniss... To... Zmiech...- warczę.- oślizgły zmiech!- Nie mogę już
nad sobą zapanować. Osuwam się na kolana. Słyszę śmiech Snowa, a potem
już tylko ciemność. Przerażony otwieram oczy. Rozglądam się po
pomieszczeniu. Powoli powraca mi wzrok. Jestem w domu. Katniss nadal śpi
oparta o moją klatkę piersiową. Tulę ją do siebie, jednak przerażenie
nie mija. Muszę wstać. Wyjść z domu i ochłonąć. Ostrożnie wyślizguję się
z jej objęć. Narzucam na siebie pierwsze lepsze ubrania i wręcz
wybiegam z domu. Kwietniowe powietrze owiewa moją twarz i koi zbolałe
nerwy. Wyciągam telefon i spoglądam na godzinę. 05.34. To było fatalne
pół godziny. Przeczesuję włosy palcami. Mam wrażenie, że źle robię,
wychodząc z domu. Jestem jednak tak zdenerwowany koszmarem, że nie mam
siły wracać do domu. Kroczę ulicami. Czasami ktoś do mnie podchodzi i
się wita. Nie znam połowy tych ludzi, ale odpowiadam na powitania. Chcę
się troszeczkę rozejrzeć. Dawno mnie nie było w centrum. Parę rzeczy się
zmieniło, ale nie wiele. Postanawiam zajrzeć do supermarketu po coś na
śniadanie. Serce trochę się uspokoiło i już nie mam zawrotów głowy. To
dobrze. Mam już zamiar wejść przez drzwi wejściowe, kiedy słyszę swoje
imię. Odwracam się i wzrokiem napotykam Delly. Odruchowo się uśmiecham.
- Delly!- dziewczyna zarzuca mi ręce na szyję i delikatnie przytula.
Odsuwa się ode mnie i szeroko uśmiecha. Ona zawsze, taka jest. Na
dodatek zawsze ma Dobre zdanie o innych. Jako dzieci bawiliśmy się
prawie cały czas. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Hej! Co u ciebie słychać? Dawno cię nie widziałam.- uśmiech nie
schodzi z jej twarzy. - U mnie w porządku. Jak idzie ci rodzinny
interes?- Delly lekko się śmieje.
- Nie jest źle. Wiele ludzi ostatnio do mnie przychodzi i bardzo mnie
to cieszy.- następnie spędzamy tak około półtora godziny, rozmawiając o
wszystkim i o niczym. Śmiejemy się oboje. Naglę czuje, że mój telefon
brzęczy. Spoglądam na wyświetlacz. - Kto to?- pyta z zaciekawieniem
Delly.
- Haymich. Zaczekasz? Chyba to coś ważnego.
- Jasne.- dziewczyna wzrusza ramionami, a ja naciskam zieloną słuchawkę. - Co jest Haymich?
- Gdzie ty się szlajasz idioto?- warczy.
- No już spokojnie. Co się stało? - Jak mam być spokojny skoro
Katniss z jakichś dziwnych przyczyn płaczę z bólu?- krew odpływa mi z
twarzy.- Wracaj w tej chwili.
- Dzwoń po karetkę. Będę za pięć minut.- mówię szybko i się rozłączam. Odwracam się do Delly.
- Delly muszę iść. Z Katniss coś się dzieje.- dziewczyna otwiera szeroko oczy.
- Iść z tobą?
- Nie, nie trzeba. Na razie.- mówię i biegnę ile sił w nogach w
stronę wioski zwycięzców. Podbiegam do domu w chwili kiedy Haymich
podaje prawię nieprzytomną Katniss lekarzowi. Mężczyzna kładzie ją na
noszach i przy pomocy jeszcze jednego umieszczają noszę w pojeździe
zaparkowanym przed naszym domen. Cały spocona podbiegam do Haymicha. On
tylko pokazuje skinieniem głowy karetkę i razem wsiadamy za lekarzami do
środka. Przyglądam się mojej ukochanej. Ma zapłakaną twarz i trzyma się
w pasie. Boję się o nią. Co jej jest? Jestem wściekły na samego siebie.
Dlaczego nie zostałem w domu, tak jak mi podpowiadała intuicja?
Głaszczę ją po głowie. Jestem tak roztrzęsiony, że nie zauważam, kiedy
dojeżdżamy do szpitala. Katniss wiozą na salę operacyjną a ja przez parę
godzin siedzę w poczekalnia wraz z Haymichem i modlę się, żeby nic się
jej nie stało.
Po paru wyczerpujących godzinach przychodzi lekarz ze zwieszoną głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.