czwartek, 19 lutego 2015

66. Zielony rosół

Cofamy się 24 godziny.
Już 322 godziny z rzędu, trwają moje tortury. Ponad 13 dni męki. Katniss jeszcze się nie obudziła.
Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi. Pierwszy tydzień był koszmarem, drugi jest gorszy od tortur w Kapitolu. Dałbym wszystko żeby uniknąć cierpienia. Dałbym wszystko żeby otworzyła oczy, żeby spojrzała na mnie swoimi pięknymi, szarymi oczami i z zarumienionymi policzkami wyszczerzyła białe zęby.
Wszystko.
Moje prośby od dwóch tygodni są ignorowane. 322 godziny spędziłem w męczarniach i w tej chwili jestem wyczerpany strachem. Wyssał ze mnie wszystko. Nadzieja stopniowo się ulatnia, ale ja uparcie zatykam dziury przez które wycieka ze mnie powietrze.
Leży przede mną, przykryta oślepiająco białą pościelą, z bladą jak kreda twarzą. Pod jej oczami widać sine cienie, a usta są suche, popękane i pobladłe. Jej skóra straciła dawną miękkość a kości policzkowe niebezpiecznie odstają. Jej włosy przypominają ruloniki, które czasami Pos robiła w szkole. Wygląda jakby umierała, a ta myśl mnie niszczy.
Staram się wyobrazić, jak wyglądałby świat bez niej... Jej oczy więcej się nie uśmiechną, powieki więcej nie zamrugają... Ciekawe jak długo udałoby się im wszystkim mnie utrzymać z dala od samobójstwa?
Obok mnie stoi nietknięta porcja Kapitolińskiej różowej, pienistej zupy upstrzonej malinami, którą parę godzin temu przyniosła mi Johanna z pobliskiej restauracji. Często tutaj ze mną siedzi tak jak Annie, ale jedna z osób, która tylko czasami stąd wychodzi Jest Haymich. Kiedy dwa dni po tym, jak moja narzeczona tutaj trafiła, lekarz z jaskrawożółtymi tatuażami w kształcie płatków śniadaniowych na czole oznajmił nam, że Katniss może się obudzić z amnezją albo co gorsza obudzić się za parę godzin, dni, tygodni, miesięcy bądź lat... lub wcale, oparłem się w bezsilności o krzesło obok jej łóżka i ciężko na nie opadłem. Po moich policzkach ściekały łzy a w głowie panował chaos. Wtedy pierwszy raz wyszeptałem na głos to co szeptałem w myślach przez dwa wcześniejsze dni.
-Proszę... Obudź się. Błagam...
Haymich usiadł na krześle obok mnie z pobladłą twarzą i poklepał mnie po ramieniu. Nie odzywaliśmy się więcej tego wieczoru, ale wiedziałem, że cierpi. Mniej ode mnie, ale też cierpi. Katniss jest ważna dla nas obojgu. Ile bym dał, żeby móc wniknąć do jego umysłu...
Teraz wsłuchuje się w jego pochrapywanie z moimi plecami. Wszystko mnie boli. Nie jadłem od co najmniej 15 godzin i nie spałem przez ostatnie 40. Nie jestem w stanie stąd wyjść. Nie jestem w stanie jej opuścić. Nie byłem w domu ani razu od 322 godzin. Sypiałem co jakiś czas na fotelu w rogu pokoju, ale nie sypiałem zbyt długo.
Moje koszmary już nie są o arenach i pałacu prezydenckim. Teraz są tylko o niej. Raz po razem słyszę ostatnie bicie jej serca. Widzę, jak wynoszą jej ciało pokoju szpitalnego... Te koszmary nie równają się żadnym z przeszłości bo boje się, że mogą być wizjami przyszłości. Snami proroczymi.
Obudź się...
Błagam...
Odganiam niespokojne myśli. Tylko, że... one nie chcą odejść. Po raz kolejny nawiedzają mnie czarne wizje. Tyle bym dał żeby wywołać na jej ustach uśmiech albo usłyszeć jej głos. Oddałbym swój i skradłbym go tysiącom osób... Wszystko... byleby się odezwała.
Słysze pukanie do drzwi. Jak zawsze je ignoruje i dalej wpatruje się w zimne ciało mojej ukochanej.
Tajemnicza osoba wchodzi do pokoju i rozpoznaje słodką i drażniącą woń perfum. Zgaduje, że to Effie. Mimowolnie na nią spoglądam. Jest ubrana w grube futro jakiegoś nieznanego mi zwierzęcia i tanie leginsy. Jej blond włosy do ramion zwisają bezwładnie. Patrzy na mnie ze smutkiem. Spogląda z aprobatą na pusty talerz Haymicha i spogląda na mój. Cmoka niezadowolona.
-Znowu? Peeta, musisz jeść... -szepcze. Nie odpowiadam.
Effie podaje mi cztery koperty i termos. Spoglądam na niego z niesmakiem. Czy to kolejna porcja kawy?
-Rosół. -Effie rozwiewa moje wątpliwości. -Wiesz.... ten zielony, kóry często jedliśmy w Kapitolu. -kończy. Potakje i bez słowa odstawiam go na blat, obok talerza z zupą. Listy chowam do kieszeni. Przejrze je kiedy indziej.
Effie podchodzi do Katniss i siada na jej łóżku. Delikatnie. Podnosi rękę i kieruje ją w jej stronę. Przez chwilę się waha, ale w końcu dotylka jej dłoni.`Syczy.
-Ależ ona zimna. -zauważa niespokojnie. Spogląda w moje strony. W moje zaszklone oczy, kiedy potakuje. Odzywam się po raz pierwszy.
-Wiem... - szepczę. Wyciągam rękę i przykładam ją do jej policzka. Jest tak samo zimny jak pięć minut temu. Podnoszę się z krzesła, pochylam się nad nią i delikatnie całuje w czoło. Wyczuwam smak potu. Cofam się i znowu opadam na krzesło. Jej klatka piersiowa podnosi się i opada miarowo. Powtarzam w myślach słowa lekarza "stan stabilny". "Stabilny:.....
-Jak długo spałem? -pyta Haymich. Odwracam głowę. Siedzi z workami pod oczami i pociera skronie.
-Obudziliśmy cię? -pyta Effie. Grzebie w torebce i wyciąga jeszcze jeden termos. Haymich dziękuje skinięciem i go przyjmuje. Wypija duży łyk, a ja sobie przypominam o pewnej ważnej kwestii.
-Haymich... zanim zasnąłeś chciałem cię o coś spytać... Jaki jest wyrok? -pytam z ogromną kulą w gardle. Haymich się śmieje.
-Spokojnie... dalej otacza ją tytuł "niezrównoważonej psychicznie". Adwokatowi udało się wywalczyć 6 miesięcy zakaz przyjeżdżania do Kapitolu. Nic poważnego. Raz, dwa minie i znowu będzie czysta. -zapewnia.
Przełykam piasek. Czuje niewysłowioną ulgę. Jeśli się obudzi... Nie pójdzie do więzienia.
Z lekkim przypływem energii upijam łyk rosołu. Sięgam po pierwszy list i rozrywam kopertę.
List stąd. Z Kapitolu.

Drogi Panie Mellark.
Chcemy pana poinformować, że prosimy pana o przybycie do Kapitolu w dniach 16 listopadda-20 listopada w celu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.