Hej!
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA
Smutno mi, że pod ostatnią notką było tylko 5 :(
Umiecie lepiej, kochani!
Nowa notka zapowiada się pojawić w piątek.
- Tina
####################################
Nie minęło jeszcze południe. Niebo przysłaniają szare chmury i mam ochotę wyjść na zewnątrz i wsłuchiwać się w chrzęszczenie liści pod moimi stopami... Ale czuje się taka zmęczona. Jakby coś pochłaniało ze mnie energie. Układam głowę na miękkiej poduszce sofy i już, już mam wstać i iść się zdrzemnąć na górę, kiedy słyszę otwierane drzwi. Zdezorientowana mrużę oczy i zastanawiam się czy to Peeta, ale szybko rozpoznaję westchnięcia Johanny.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA
Smutno mi, że pod ostatnią notką było tylko 5 :(
Umiecie lepiej, kochani!
Nowa notka zapowiada się pojawić w piątek.
- Tina
####################################
Nie minęło jeszcze południe. Niebo przysłaniają szare chmury i mam ochotę wyjść na zewnątrz i wsłuchiwać się w chrzęszczenie liści pod moimi stopami... Ale czuje się taka zmęczona. Jakby coś pochłaniało ze mnie energie. Układam głowę na miękkiej poduszce sofy i już, już mam wstać i iść się zdrzemnąć na górę, kiedy słyszę otwierane drzwi. Zdezorientowana mrużę oczy i zastanawiam się czy to Peeta, ale szybko rozpoznaję westchnięcia Johanny.
-
Katniss?
-
Tutaj. – wołam. Zdumiewa mnie koszmarne zmęczenie sączące się z mojego głosu.
Chwytam się za gardło zmieszana. Johanna wchodzi do dużego salonu i przygląda
mi się uważnie.
-
Rany... Wszystko w porządku?
Mam
wielką ochotę parsknąć i z dołującą powagą wycharczeć coś wrednego, ale coś mnie
powstrzymuję.
-
Jestem... Jestem tylko okropnie zmęczona. – wyjaśniam. – Dużo się dzieje. A...
Tak przy okazji. Nie nauczyli cię, że najpierw się puka zanim dosłownie
wpakujesz się komuś z obłoconymi butami na dywan? – cmokam z dezaprobatą.
Johanna spogląda na swoje stopy. Skórzane botki są do połowy pokryte lepką
warstwą ziemi. Johanna unosi brwi – jakby wcześniej tego nie zauważyła. Gdybym
była Effie... No... Tą sprzed wojny, to zadźgałabym ją za brudzenie kosztownych
dywanów, które zostały sprowadzane prosto od najlepszych Blah, blah, blah... Uśmiecham
się. Nie świadomie.
-
Jejku... Proszę pani... Tak bardzo przepraszam, ale w głębi duszy obie wiemy,
że kompletnie cię nie obchodzi wystój wnętrza. Więc postanowiłam dodać tutaj
nieco szyku i sprawdzić jak będą się prezentowały plamy na wykładzinie. Proszę
spojrzeć. – opiera ciężar ciała na jednej nodze i śmiesznie pozuje wskazując
gestem dłoni podłogę. – W stu procentach oryginalne błoto zeskrobane z butów
Johanny Mason. To znacznie podwyższa ich wartość. – teatralnym gestem mruga
parę razy i przechadza się po pokoju ocierając się botkami o wszystko co się
da.
-
Do cholery, Mason! – śmieję się odzyskując odrobinę siły. – Przysięgam ci, że
każę ci to sprzątać na kolanach, ty ciemna maso. – Johanna podchodzi do mnie i
wystawia mi swój palec wskazujący.
-
A, a, a, aaa... – niemalże mruczy. Nie wiem o co jej chodzi.
-
Zabierz tą rękę z mojej twarzy. – odpycham jej dłoń i słyszę brzdęk metalu
uderzającego o metal. Spoglądam na własną dłoń. Widnieje na niej obrączka i
pierścionek zaręczynowy, ale dlaczego wydały dźwięk przy zderzeniu z... – Dawaj
mi tu rękę! – chwytam jej dłoń i uważnie przyglądam się prostemu acz pięknemu
pierścionkowi. Srebrny krążek przyprószony mieniącym się pyłem. Unoszę brwi. –
A więc... Przyszła pani Ethelon?
Johanna
wręcz krzyczy.
-
Tak!
-
Gratulacje. – mamroczę.
-
I tyle? – Johanna wydaje się być poirytowana. Z jednej strony bardzo się
ciesze, a z drugiej nachodzą mnie wątpliwości... Mam lekkie wrażenie, że
to wszystko tylko wynik ciąży. Leevie wydawał się jednak bardzo przekonująco
szczęśliwy i zakochany, a Johanna bardzo szczęśliwa, więc chyba nie mam się o co
czepiać.
-
Wiesz, że nie potrafię okazywać uczuć. – wywracam oczami.
-
A gadaj sobie co chcesz! – uśmiecham się krzywo. Mogłam się spodziewać...
-
Macie datę?
-
Tak. Jak najszybciej. Chcę się zmieścić w wymarzonej sukni ślubnej. Wybraliśmy trzynasty
grudnia. – uśmiecha się z rozmarzeniem.
-
Dwa tygodnie? – spytałam z powątpiewaniem. Johanna wzrusza ramionami. Zupełnie
jakby dzień jej śl
-
Liczę na twoją pomoc. Chcę czegoś w rodzaju twojego ślubu, ale bez wesela. Wiesz...
Ostra zabawa i alkohol widnieją na czarnej liście kobiet w ciąży.
-
Przeczesałaś pewnie całą bibliotekę w poszukiwaniu książek o dzieciach. –
uśmiecham się blado.
-
Nie jest szczególnie zaopatrzona, ale... Nadaje się. – kiwa głową z uznaniem. –
Tylko ty, Peeta, Annie, William, Vi i Kasper.
No
ładnie... Mam pomóc...
-
Johanna... Ja się nie nadaję. – wyznaję. – Naprawdę.
-
Spokojnie... Sama wszystko załatwię, a ty masz tylko udawać, że jest to twoja
zasługa. – uśmiecha się. Odwzajemniam jej promienny uśmiech. Na taki układ byłam
gotowa przystać z wielką ulgą. Przeciągam się leniwie.
- Aaa... Gdzie Peeta? Jeszcze w piekarni? - pyta i rozgląda się dookoła. Przygryzam dolną wargę i potakuję. Johanna przechadza się wzdłuż pomieszczenia. Staje przed oknami i wygląda na pogrążony w nieładzie ogródek.
Peeta... Moje myśli znowu ogarnia chaos. Zaczynam się po raz kolejny zastanawiać. Zastanawiać się co spowodowało jego ostatni wybuch? No bo jakie miał powody> A dzisiaj zachowywał się, jakby chciał mi wszystko wynagrodzić. Naprawdę tego nie rozumiem.
Zaczynam się irytować. Moje myśli ciągle krążą wokół niego! Mam już tego dosyć! Dosyć zamartwiania, zastanawiania się i domysłów... Dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane? Wychodzi na to, że zaczynam żałować, że tak wcześnie opuściłam piekarnię.
Oh, Peeta... Co się z tobą dzieje? Skąd te wahania nastrojów?
- Aaa... Gdzie Peeta? Jeszcze w piekarni? - pyta i rozgląda się dookoła. Przygryzam dolną wargę i potakuję. Johanna przechadza się wzdłuż pomieszczenia. Staje przed oknami i wygląda na pogrążony w nieładzie ogródek.
Peeta... Moje myśli znowu ogarnia chaos. Zaczynam się po raz kolejny zastanawiać. Zastanawiać się co spowodowało jego ostatni wybuch? No bo jakie miał powody> A dzisiaj zachowywał się, jakby chciał mi wszystko wynagrodzić. Naprawdę tego nie rozumiem.
Zaczynam się irytować. Moje myśli ciągle krążą wokół niego! Mam już tego dosyć! Dosyć zamartwiania, zastanawiania się i domysłów... Dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane? Wychodzi na to, że zaczynam żałować, że tak wcześnie opuściłam piekarnię.
Oh, Peeta... Co się z tobą dzieje? Skąd te wahania nastrojów?
To mój pierwszy komentarz, bo dopiero niedawno znalazłam twojego bloga. Bardzo podoba mi się twój styl pisania :). Opowiadanie jest świetne. Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPeeta jest w ciąży! Stąd te wahania nastroju! XD Jo jako matka a teraz i żona. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić;-; ale rozdział mega - zupełnie jak cały blog c:/kret
OdpowiedzUsuńJa zawsze komentuje twe rozdziały, kochana :) A ten był wyśmienity! Tylko więcej Kat i Peety, proszę ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały :) cztelniczką jestem od dawna, ale od dawna jestem też leniem więc wiesz;)
OdpowiedzUsuń‘’ W stu procentach oryginalne błoto zeskrobane z butów Johanny Mason. To znacznie podwyższa ich wartość. – teatralnym gestem mruga parę razy i przechadza się po pokoju ocierając się botkami o wszystko co się da.’’ – To mnie meeega rozwaliło. Cieszę się, że wreszcie pojawiła się Masoooon ♥ Notka cud, miód i malina :3 Boska jak zwykle <3 i ponadto cholernie urocza ♥♥ LOOOVE IT :3 Czekam na kolejną z niecierpliwością *jak zwykle zresztą*. Wiadra weny życzę kochana <3 /Ola
OdpowiedzUsuń