czwartek, 19 lutego 2015

51. Pan i pani

Przy śniadaniu panuje okropnie ponura atmosfera. Nawet Posy siedzi cicho zupełnie jakby wiedziała o tym... czego jej jeszcze jej nie powiedzieliśmy. Reszta nocy minęła bezsennie, co powoduje moją markotność i ogólne rozdrażnienie. Peeta stara się podjąć rozmowę, która w rzeczywistości wcale się nie klei. Kiedy po raz kolejny nie odpowiadam na zadane mi pytanie Pos zaczyna się kręcić na krześle i nie podnosi wzroku znad talerza. Spoglądam na jej ciemne włosy- przysłaniające jej smukłą twarzyczkę. Jest zaskakująco mądra, jak na sześciolatkę, a jej intelekt nie raz mnie zaskoczył. Wyciągam rękę i odgarniam jej włosy za ucho.
-Hej. Coś się stało?- pytam szeptem. Mała spogląda na mnie i kręci głową. -To dlaczego nie jesz?
-Nie chcę. -spoglądam na Peete który siedzi naprzeciwko mnie. Wygląda na zmartwionego. Odkłada widelec na talerz i splata dłonie na stole.
-Dlaczego? Boli cię coś?- pyta tym samym tonem co ja. Posy chwilę nie odpowiada, po czym kręci głową. Chłopak przesuwa wzrok na mnie. Zaczynam głaskać głowę dziewczynki.
-Chcesz coś innego?- mała nie odpowiada. Przez głowę przemija mi myśl, że bardzo możliwe, że usłyszała moją rozmowę z Peetą wczoraj wieczorem. Mimowolnie zaczynam szybciej oddychać. Mrużę oczy. -Co się stało? -pytam drżącym głosem. Pos spogląda na mnie, a jej dolna warga zaczyna się trząść, co tylko potwierdza moje najgorsze przypuszczenia. Zsuwam dłoń z jej głowy na jej policzek. -Posy... cz-czy ty? -szepczę. Dziewczynka bierze głęboki wdech i nagle wybucha płaczem. Głaszczę ją po policzku a ona Wyrzuca z siebie sepleniący potok słów.
-Rano, jak jeszcze spaliście, byłam na dworze i bawiłam się z Jaskrem. Przyszli jacyś pan i pani i powiedzieli, ze miło im mnie poznać i, ze bardzo mi się spodoba w jedynce. Zapytałam kim , a oni powiedzieli, ze moją mamą i tatą i, że przyjechali po mnie i za parę dni mnie z tond zabiorom. Powiedziałam im że nie chce z tond jechać, ale oni nie słuchali i mówili, że już mają dla mnie szkołę i że nie będę musiała już mieszkać tutaj. Wystraszyłam się i pobiegłam do domu. -Milknie i zaczyna głośno szlochać. Siedzę osłupiała i wpatruje się w jej szare oczy, które teraz przepełnione były strachem. Naglę, znowu się odzywa, a jej słowa rozsadzają mnie od środka. Każda cząstka mojego ciała i umysłu ma ochotę potwierdzić jej słowa, ale... nie potrafię. -Nie oddacie mnie. Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.