czwartek, 19 lutego 2015

67. Treść listu

Studiuje treść listu. Czytam go ponownie i ponownie, chcąc odpowiednio dobrze zrozumieć o co jestem proszony, a właściwie to do czego jestem zmuszany.
-Co jest? -pyta Haymich. Nie odpowiadam, tylko po raz kolejny czytam list. -DO jasnej cholery, Peeta! -krzyczy.
Bezceremonialnie wstaje, zgniatam papier w kulkę i ciskam ją w kąt. Jestem wściekły. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego akurat teraz, a nie dwa miesiące temu? Jestem wzburzony. Czuje jak czerwienieje. Haymich sięga po kulkę w kącie pokoju, a ja z wściekłości po raz pierwszy opuszczam salę szpitalną Katniss w innym celu niż toaleta. Mijam zaskoczone pielęgniarki, zdumione tym, że opuszczam posterunek. W ich oczach widzę współczucie i przerażenie. Migiem biegną do sali Katniss.
Wypadam na świeże powietrze i biorę głęboki wdech. Nie zdążam wyjść z terenu szpitala kiedy zostaje zauważony przez mniej więcej tuzin dziennikarzy. W pośpiechu zbierają sprzęt i tylko czekają, aż opuszczę teren szpitala żeby mogli zasypać mnie pytaniami. Nie mam na to ochoty więc zamiast tego biegnę na tyły budynku.
Znajduje się tutaj dziedziniec z paroma krzakami i drzewami. Pięknie zdobione ławki, porozstawiane są w pięciometrowych odstępach od siebie. Przysiadam na tej najbliżej mnie.
Zastanawiałem się czy zostanę o to poproszony. Na myśl o badaniach, igłach, piszczącej aparaturze robi mi się niedobrze. Już i tak ciężko mi tutaj siedzieć, a co dopiero kiedy przyjadę tu za półtora tygodnia. Co jeśli Katniss się do tej pory nie obudzi? Co jeśli się obudzi kiedy tam będę? A co jeśli wcale się nie obudzi? Bez niej u boku, jestem słaby. Przypominam sobie treść listu. Dziwne, że pamiętam go aż tak dobrze.
Drogi panie Mellark.
Chcemy pana poinformować, że prosimy pana o przybycie do Kapitolu w dniach 16 listopadda-20 listopada w celu przeprowadzenia badań mających na celu zlokalizowanie zagrożenia wywołane osaczeniem. Mamy nadzieje, że przez czas pobytu poza kapitolem, stosował się pan do zalecanych metod odganiania wizji i brał odpowiednie leki. Teraz chcemy sprawdzić czy jad nie uszkodził żadnych z pana organów i czy powinno się dalej stosować leki.
I adres szpitala w centrum miasta. Stosowałem się do wszystkich za;et lekarzy i brałem leki wtedy, kiedy miałem wrażenie, że ludzie otaczający mnie to moi wrogowie. Cały czas mam pastylkę w kieszeni na wszelki wypadek. Czuje się jak mięczak, bo się boje. Boje się tych samotnych godzin z lekarzami. Na dodatek nie ma szans na to aby Katniss była ze mną. Jeśli się obudzi zostanie od razu odesłana do dwunastki. Przez następne pół roku nie będzie miała możliwości przyjazdu do Kapitolu. Wszystko przez tą szuję.
Mój telefon brzęczy. Wyciągam go z kieszeni i bez patrzenia na wyświetlacz, odbieram.
-Co? -warczę. W słuchawce odzywa się głos Haymicha.
-Gdzie cię poniosło?
-Niedaleko. -odpowiadam niejasno.
-Nie zrób tylko niczego głupiego i wróć. -radzi. Denerwuje mnie jego bezpośredniość. Rozłączam się. Pochylam się do przodu i chowam twarz w dłoniach. Wtedy zaczyna padać deszcz. Krople spadają na chodnik przede mną i moczą moje włosy, bluzę, buty. W parę sekund wszystko dookoła jest mokre. Czy to znak?

Wracam do środka po mniej więcej dwóch godzinach siedzenia w deszczu. Ociekając wodą wchodzę do środka i od razu dostaje suchy ręcznik od jednej z pielęgniarek. Nazywała się chyba Jonie. Wchodzę do sali gdzie zastaje samego Haymicha. Siedzi na tym samym fotelu, ledwo żywy.
Unosi głowę i mnie zauważa. Widzę, że ledwo siedzi. Wiem, że nie spałem dłużej od niego. Już prawie dwie doby, ale nie jestem w stanie patrzeć, jak się męczy.
-Idź do hotelu, Haymich. -mówię. Mentor mruży oczy i znowu je otwiera.
-Nie... to ty powinieneś się przespać. -szepczę.
-Dam sobie radę z osiem godzin. -odpowiadam. -Idź do domu i się zdrzemnij.
Haymich wstaje i mam wrażenie, że mnie posłuchał, kiedy kładzie dłoń na moim ramieniu i zaciąga mnie do rogu pokoju. Kątem oka zauważam Katniss. Jej twarz, jakby odzyskała odrobinę koloru, ale co ja się znam? Haymich sadza mnie na fotelu i każe spać, po czym zajmuje moje miejsce na krześle.
Spoglądam na piękną i jakby bardziej różową, twarz mojej ukochanej. Wygląda tak, jakby spała.
Ukojony jej spokojem, zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.