piątek, 6 marca 2015

106. Nieciekawe formalności


hej!
Cóż... Może to z tym zamknięciem, to zbyt pochopna decyzja... Jeszcze to porządnie przemyślę.
Nowa notka w środę.
- Tina
####################################
Kapitol, to to samo świecące miasto, co wcześniej i tylko ludzie się zmienili. Od razu widać kto jet rodzonym kapitolińczykiem, a kto pochodzi z dystryktów czy też jeszcze skądinąd. Ci pierwsi wykonują każdą czynność z nadmierną ostrożnością, jakby się bali, że za okazanie kapitolińskiej krwi – ktoś stłucze ich na kwaśne jabłko i wetrze w chodnik. Zapewne nie byłaby to pierwsza osoba, która zginęła na tej ulicy. Boją się. Rozglądają się nerwowo i trzymają na uboczu, a do tego starają się nie przyglądać nikomu z uwagą. Nie są już tymi głośnymi i dziwacznymi ludźmi, których miałam szansę tu oglądać. Jedna dziewczynka w wieku szkolnym zauważyła mnie i rozpoznała, kiedy w nadzorze dwóch ochroniarzy i Peety  przechodziłam z lądowiska dla poduszkowców do pałacu prezydenckiego, po czym pociągnęła swoją opiekunkę za rękaw i wskazała na mnie palcem. Kobieta spojrzała na mnie i nawet z odległości dziesięciu metrów zauważyłam, że pobladła. Odciągnęła dziewczynkę ode mnie jak najszybciej i jak najdalej.
Reszta lustruje wszystko z przesadną czujnością, ale poza tym nie rzucają się w oczy nadmierną ostrożnością.
Rozglądam się uważnie po pałacu i rozpoznaję jego większą część. Marmurowa podłoga w odcieniu kości słoniowej i kosztownie zdobione zasłony czerto metrowych okien. Otaczają mnie niezliczone kosztowne wazy pełne pięknie pachnących kwiatów i drogich dywanów. Zupełnie, jak kiedyś – każdy krok odbija się echem i roznosi się po całym pałacu. Wszystko tutaj jest monitorowane. Każde pomieszczenie pomijając sypialnie. Czuję się niespokojnie, kiedy tak jestem na okrągło obserwowana.
To samo uczucie, które dawniej trzymało mnie od Kapitolu powoli wypełnia mnie i teraz. To coś w stylu konieczności ciągłego wypatrywania możliwego zagrożenia. Skupiam się na pewnym stawianiu kroków i utrzymaniu obojętnej miny.
Przytłaczają mnie po raz kolejny rozmiary tej budowli. Ma zapewne paręset, albo parę tysięcy metrów kwadratowych powierzchni, gdyż idziemy w nieskończoność. To długa plątanina nieznanych mi korytarzy. Kroki odbijają się echem od ścian.
jest tu prawie kompletnie pusto.
Wchodzimy do mocno oświetlonego pokoju na końcu jednego z dziesiątek korytarzy. Przyglądam się szybko otaczającemu mnie, drogiemu środowisku. Grube dywany, które tłumią odgłosy stawianych stóp, stół – mogący pomieścić dwadzieścia osób, stare, kosztowne obrazy i rzecz jasna... Masa kwiatów. Widać, że Paylor, która wychowała się w dystrykcie bez roślinności ma potrzebę wypełnienia braków zapachem frezji, róż i drzewek pomarańczy.
Przy stole – na wysokim krześle na czele i z plikiem papierów przed sobą siedzi Paylor we własnej osobie. Długie, czarne włosy związała z schludny kok na tyle głowy. Ma na sobie biznesowy uniform. Coś w rodzaju kobiecego garnituru. Po jej prawej siedzą Jennifer Hide i Plutarch, a także jeszcze dwójka nieznajomych dla mnie ludzi. Oboje mają jasną karnację i są mężczyznami, ale nie przypominają siebie nawzajem. Jeden z nich ma mocno przyklepane, czarne włosy i małe oczy, a drugi jest jego przeciwieństwem. Ma duże oczy i bujną, jasną czuprynę. Oboje uśmiechają się, jakby ktoś przed chwilą opowiedział żart, który jednak nie rozbawił reszty.
Odruchowo ściskam dłoń Peety, a potem ją puszczam.
Paylor ledwo raczy unieść wzrok znad przekazanego jej przez Jennifer dokumentu. Obrzuca nas i ochroniarzy szybkim spojrzeniem po czym wraca do pracy, jednocześnie do nas mówiąc.
- Państwo Mellark. Witam serdecznie. – głos ma niemalże obojętny. Oblizuje palce i przewraca stronę, jakby czytała coś wyjątkowo nieinteresująco. – Bardzo proszę usiąść. – wskazuje na puste miejsca po jej lewej. W tej samej chwili reszta z obecnych zwraca na nas uwagę. Zanim zdążymy się poruszyć Jennifer i dwaj mężczyźni wstają. Ona podaje mi i Peecie (który mimo wszystko zgodził się wziąć w tym udział, ale jest do tego nastawiony dużo gorzej ode mnie) dłoń.
- Dzień dobry. Witam ponownie, pani Mellark. Panie Mellark. – jej ton, jest oficjalny i rzeczowy. Brakuje w nim miejsca na serdeczność, co ukazała mi już przy wcześniejszym spotkaniu.
- Hide. – witam się beznamiętnie. Peeta zaś milczy i tylko kiwa głową. Hide cofa się na swoje miejsce, ale za jej miejsce wskakują obaj mężczyźni.
- Książę Carlos z dynastii Windsorów. – przedstawia się. Biorę w dłoń jego rękę, ale muszę patrzeć na niego, jak głupia, bo spieszy z wyjaśnieniem. – Eee... Następca angielskiego tronu.
- Cheuo Disiasihahi. Prezydent Chiń. – szczebiocze. Oboje mają tak bardzo rozwinięty akcent, że naprawdę trudno ich zrozumieć. Kiwam głową, zupełnie jakbym miała jakiekolwiek pojęcie gdzie leżą Chiny czy jak on to tam nazwał.
Siadamy obok siebie na wskazanych miejscach. Peeta – zaraz obok Paylor, a ja obok.
- Wiiitaj, moja droga. Peeta. Jak minęłam podróż? – zwraca się do nas Plutarch. Nie mam ochoty mu odpowiadać i ratuje mnie Paylor.
- Przejdźmy więc do rzeczy. Panowie, możecie nas zostawić. – z tym ostatnim zwraca się do ochroniarzy, którzy bez mrugnięcia okiem wychodzą. Wszyscy zwracają uwagę na Paylor. – Byliśmy w trakcie omawiania procedur, ale tym możemy zająć się później z panną Hide. Teraz chcielibyśmy was poinformować o paru sprawach. Jennifer. – oddaje głos kobiecie.
- Tak... Emm... Planujemy ustawić wasz wyjazd na trzy tygodnie po nowym roku, który, jak wiecie wypada w ten poniedziałek. Zostaniecie przetransportowani na tereny Anglii i zostaniecie tam tylko parę godzin po czym wrócicie do waszego dystryktu. I tyle. Nie skomplikowane.
- Oczywiście wygłosicie tam swoje przemówienia. Możecie wymyśle jedno wspólne, każdy własne, albo improwizować. Wolno wam się rozkleić, ale starajcie się trzymać nerwy na... – Plutarchowi przerywa Paylor. Po jej głosie wnioskuję, że jest zła.
- Na wskazówki jeszcze przyjdzie czas. Teraz mamy ważniejsze kwestie do omówienia. Więc tak... Kiedy będziecie poza granicami Panem musicie się stosować do tamtejszych przepisów i reguł, które omówi z wami później pan Havensbee. – dłonią wskazuje Plutarcha, który uśmiecha się zabawnie. – Da wam on też wskazówki. Panie Mellark. Z panem muszę przedyskutować także wątek pana zdrowia psychicznego. Na pewno wie pan, co mam na myśli. – Patrzy na milczącego Peetę, który tylko kiwa smutno głową. Patrzy na swoje dłonie splecione na stole i co jakichś czas zerka na Paylor.
Zdrowie psychiczne...
Chyba nikt w Panem nie jest już „zdrowy psychicznie”. Co innego reszta świata. Na pewno pili sok z kokosów, podczas gdy my głodowaliśmy i posyłaliśmy dzieci na dożynki...
- Zrobimy tylko parę badań. – mówi Paylor i przenosi wzrok na mnie. – A pani... Zostanie tu z panną Hide, księciem i prezydentem Disiasihahi.
Patrzę na nią zdezorientowana. Co...?
- A to dlaczego? – pytam nieco zbyt zgryźliwie.
- To pani warunek. Chciała pani dowiedzieć się więcej o wojnie sprzed wieku i tym co ją poprzedzało, więc proszę.

10 komentarzy:

  1. Mam nadzieję,że nie pozostawisz bloga ;) Nie wiem czemu, ale jakoś tak nie mogę doczekać się ich wyjazdu :D
    zuzad5

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę się doczekać jak Kat z Peetą pojadą do Londynu :D I niech będzie trochę miłości, bo teraz jakoś tak jest smutno między nimi... Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale oficjalny rozdział, ale jednak mi się podoba c: W końcu ktoś zaczął pisać o innych państwach. Jestem ci za to ogromnie wdzięczna! /kret

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała. Też się nie mogę doczekać na podróż ♡ wiadra weny Kochana ♥♡♥ ~ ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział- BOMBA :D ale te badania mi się podobają :/

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja to będzie ciekawe. Czekam na opowieść i czy badania będą pozytywne... chociaż trochę to dziwne... może będzie i jego perspektywa? *-* Mam nadzieję, że nie zamkniesz bloga bo jest świetny no!!! Czekam na kolejny rozdział :*
    ~Lotopałanka ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Rodział super:-D. Zgadzam się z Tobą twohau decyzja była zbyt pochopna:-D
    Mam nadzieję, że Katnis I Peecie nic się nie stanie w Londynie
    Zonia

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie ☺ Nie mg doczekać się nst. Nw dlaczego wcześniejszy komentarz się nie dodał... peeeeetaLOVE

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.