Hej wszystkim!
Nowy rozdział zapowiadam na przyszły weekend.
- Tina
##################################################
Kiedy schodzi z areny nawet z tej odległości mogę zobaczyć pot ściekający po jego czole. Wygląda na podekscytowanego.
W pewnym sensie chciałabym się przyłączyć. Szkolenie, które przechodziłam podczas wojny było mordercze, ale w pewnym stopniu dobrze się bawiłam na treningach. Stojąca obok mnie na podwyższeniu z widokiem na cały plac treningowy York wyjaśnia mi jakie zmiany zaszły w wojsku.
Symulowane walki uliczne w kwartale zostały ograniczone. Tylko nieliczni, ci, którzy chcą wiązać swoje życie z obroną Panem szkolą się w ten sposób. Doszły sztuki walki wręcz. Gale schodzi właśnie z areny po jednej z takich walk. Wyglądała ona dosyć niebezpiecznie, ale York zapewniła mnie, że mężczyzna, który walczy z Galem nie ma prawa go poważnie uszkodzić a Gale jest dopiero początkujący i nie zrobi instruktorowi krzywdy.
Odnajduję to wszystko jako dosyć ciekawe. Widzę, jak grupa, która zebrała się z powodu Snowa czyli drużyna numer 623 zbliża się do wyjścia. Pytam więc o to York.
- Już skończyli?
- Tak. Przebiorą się i przyjdą na kolację. Żołnierzu Everdeen, powinnyśmy i my coś zjeść. Chcesz jeszcze dzisiaj wrócić do swojego dystryktu, więc musisz nabrać sił.
Kiwam głową i podążam za nią do środka. Chcę zanurzyć dłoń w mojej torbie myśliwskiej i wydobyć z niej mój nóż, ale przypominam sobie, że mój nóż i łuk oraz kołczan ze strzałami zostały mi odebrane na przechowanie. Mieszkańcy trzynastki mogliby spanikować na widok mnie spacerującej z bronią. Widocznie ciągle budzę strach, ale nie wiedziałam, że...
Dopada mnie zwierzęcy głód. Widząc więc porcję, która została mi przydzielona mam ochotę westchnąć. Znowu mnie zważono, mierzono i obliczono idealną ilość kalorii, którą powinnam spożyć, ale jest ona mimo wszystko większa niż te sprzed wojny. Albo może to mnie się poszczęściło.
Siedzę przy stole przy którym siedziałam razem z mamą, Galem... I Prim. Odganiam od siebie wizję jej siedzącej obok mnie i wylizującej resztki pure z rzepy z miseczki.
- Katniss?!
Jego zaszokowany głos dociera do moich uszu z lekkim opóźnieniem. Unoszę głowę i uśmiecham się blado.
Ma na sobie szare ubranie trzynastki, a w dłoniach trzyma tacę z jedzeniem. Wygląda dokładnie tak samo, jak trzy lata temu, ale wydaje się wyższy i mężniejszy. Zarost już nie pokrywa jego twarzy, a włosy ma ostrzyżone na jeża. Jego głowę pokrywa jedynie ciemny meszek. To koniecznie.
Kładzie tacę na przeciwko mnie i podchodzi bliżej.
- Co ty tu do cholery robisz?
Pochmurnieję.
Szczerze mówiąc, to nie do końca takiego przywitania się spodziewałam. gale wygląda na pożądanie wkurzonego. Pokazuję na miejsce na przeciwko mnie. Siada bez słowa.
- Miałam ochotę cię zobaczyć, więc przyszłam.
Gale wygląda dokładnie tak, jakbym właśnie powiedziała mu, że mam ogon.
- Zaraz, zaraz. Przyszłaś tu pieszo?! Dlaczego?
To tak, jakby mnie pytał dlaczego mam pięć palców u rąk.
- Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. - wyjaśniam. - Może po prostu potrzebowałam z kimś porozmawiać, a jedyną odpowiednią do tego osobą wydałeś my się ty.
- Peeta wie gdzie jesteś?
- Zapewne nie. - przyznaję.
Gale opiera głowę na dłoniach. Chwilę myśli.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo on musi się o ciebie w tej chwili martwić? - pyta z przyganą.
Od kiedy to stał się takim zwolennikiem Peety? Beszta mnie, ponieważ nie mówię Peecie o każdym swoim planie?
- Będę miała na szczęście całe życie na to, aby mu to wynagrodzić, a ciebie mogę już nigdy nie zobaczyć.
Zamykam mu tym usta. Wzdycha i nabiera trochę kruszonych orzechów na łyżkę.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Kotna.
Uśmiecham się do niego. Oboje powracamy do jedzenia.
Po kolacji mamy dokładnie godzinę wolnego. Potem wszyscy mieszkańcy trzynastki muszą powrócić do swoich komór, a mnie wyślą poduszkowcem do dwunastki. Podoba mi się ten scenariusz, aczkolwiek zamiast godziny mogłoby byś dwie lub trzy. Nie mogę jednak nic na to poradzić. Odnajduje nas York.
Otrzymujemy opaski na kostki i nasze łuki po czym korzystamy z naszych przywilejów. Polowanie.
Być może ostatnie polowanie razem, Tylko ja... I mój partner osłaniający tyły.
Gale jeszcze raz porusza kwestię Peety. Nie ukrywa, że jest na mnie nieco wkurzony, ale to ignoruję. Peeta pewnie powiedziałby coś, co sprawiłoby, że zrezygnowałabym z wyprawy.
A co, jeśli się mylisz?
Podstępny głosik w mojej głowie stara się mnie zdenerwować.
Peecie nic nie jest - powtarzam sobie. Da sobie bezecnie radę jeszcze dwie godziny.
- Jak myślisz, czy to miejsce kiedyś się zmieni? - pytam.
- Sądzę, że mieszkańcy zbyt bardzo się przyzwyczaili do panującego tu rygoru. To w pewnym sensie część ich życia.
Zauważam w oddali światła. Rozgwieżdżone niebo nad nami przypomina mi tamto, które widuję z dwunastki. Niebo niby takie same, ale patrząc na tę tutaj czuję się bardziej osaczona.
- Katniss... słuchaj... Chciałem cię przeprosić za ten... pocałunek.
Jego słowa docierają do mnie z opóźnieniem.
- Ne szkodzi.
Zapewniam.
- Właśnie, że tak. Nie powinienem.
- Zgadza się. Nie powinieneś, ale nie zadręczaj się tym.
Nie chcę, żeby widział, że po części i mnie się to podobało. Martwię się tylko tym, że ten pocałunek może kiedyś dojść do Peety.
- Będę tęsknić za dwunastką.
Głos Gale'a przerywa ciszę.
- Za lasami najbardziej. Wtedy, kiedy nas porwali pochwycili mnie właśnie w lesie, ale sporo czasu im to zajęło.
- Co cię zdradziło?
- Nieuwaga.
Wzdycha..
- Zaraz po wojnie przez ponad rok nie mogłam nawet zbliżyć się do lasu. - wyznaję.
Gale unosi brwi.
- Peeta cię tam nie puszczał?
- Nie! Po prostu za dużo wspomnień. Wiesz co wtedy się z tobą działo.
Gale nie komentuje.
Zbliża się pora powrotu. Zbieramy nasze rzeczy i ruszamy. Oboje jesteśmy przytłoczeni. Cóż tu powiedzieć? Mam niemiłe przeczucie, że naprawdę już się nie zobaczmy.
Zastanawiające. Ale bardzo mi się podoba notka ogólnie i jak na razie dobrze, że Gale nic nie próbuje. Czekam na next. Wiadra weny :* /Ola
OdpowiedzUsuńSUPCIO :) czekam na next :D
OdpowiedzUsuńSuperanckie. Kocham twój blog! Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńSuper blog <3
Usuń