środa, 15 lipca 2015

120. Pobudka

Witajcie!
Nowa notka, jak zawsze w środę.
- Tina
##################################################
- Katniss? - cichy głos wypowiada moje imię nadzwyczaj ostrożnie.
Moje powieki delikatnie się uchylają, a nad moją twarzą, zauważyłam z uśmiechem twarz Gale'a.
- Witaj, Kotna. - śmieje się.. - Jak tam drzemka?
Nieprzytomnie marszczę nos i czekam, aż zawroty głowy miną. Zaciskam mocno powieki, a potem otwieram oczy i przyglądam się otoczeniu.
- Gdzie ja jestem? - pytam mocno słabym głosem.
- Szpital. Jesteś w dwunastce. Spokojnie, nic ci nie jest. Masz tylko złamaną jedną czwartą żeber, ale do wesela się zagoi. - uśmiecha się.
Odwzajemniam uśmiech.
- Czy muszę być zmuszona przypomnieć ci, że już jestem mężatką? - śmieję  się
Ku mojemu zaskoczeniu Gale się śmieje... Zaśmiał się! Jednak po chwili poważnieje. Właściwie, to gorzej... Wręcz pochmurnieje.
Wypowiadam cicho jego imię.
Mój przyjaciel unosi rękę do twarzy, aby odgarnąć włosy z czoła, ale rezygnuje.
Zauważam bandaż na całej jego dłoni i wstrzymuję oddech.
Gale marszczy brwi, a potem spogląda na bandaż. Uśmiecha się krzywo i smutno.
- Zostały mi na tej dłoni tylko trzy palce.- mówi.
Oddech więźnie mi w gardle.
Nie wiem co powiedzieć. Jak zareagować?
Te zręczne palce, które potrafiły zastawiać setki pułapek zdolnych zabić...
- Gale... - szepczę.
On na mnie nie patrzy. Za to ja przyglądam mu się ze łzami w oczach.
- Peeta dał sobie radę bez nogi, więc bez dwóch palców chyba i ja przeżyję. - zauważa.
Widzę smutek na jego twarzy. Widzę rozczarowanie i ogromną złość jednocześnie. Biedak...
- Ale to nie powinno być teraz moim największym zmartwieniem, a zwłaszcza nie twoim.
Marszczę brwi, słysząc jego słowa.
Gale spuszcza wzrok i bierze głęboki oddech.
Zaczynam się zastanawiać nad sensem jego słów, ale on zdąża mi powiedzieć, zanim zaczynam panikować.
- Źle z nim... Katniss. Bardzo źle.
Marszczę brwi. Nie mam pojęcia o kogo chodzi.
Gale patrzy na mnie wyczekując reakcji, ale ja nie wiem na jaką reakcję czeka ani dlaczego się jej spodziewa, ani nawet z kim jest źle.
- Gale, możesz mówić normalnie? Z kim jest źle? - pytam. Mój ton, jest wręcz oskarżycielski.
Gale spogląda mi głęboko w oczy.
- Katniss...
Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła.
Gale coś do niej mówi, ale ja już nie odbieram tamtych fal.
Peeta...
Zastanawiam się nad tym.
Nie, nie... To nie może być prawda... Przecież, mężczyzna, który wyciągnął mnie z więzienia mówił, że jest cały i zdrowy.  Mówił, że jest cały i zdrowy!
Nie... Nie! Nie!
- Nie! - wykrzykuję, a przynajmniej staram się. - Nie! Ja... Muszę się z nim zobaczyć! - charczę.
Próbuję się podnieść, ale moje wysiłki są kompletnie bezwartościowe.
Gale nawet nie próbuje mnie zatrzymać.
Siedzi i czeka, aż skończę się miotać, a potem dopiero zaczyna mówić.
Zdyszana staram się skupić na jego słowach, co przychodzi mi z trudem.
- I tak byś go nie znalazła... Jest w czwórce. - wyjaśnia nieco zgryźliwie.
Oblewa mnie zimny pot.
- Aż tak z nim źle? - pytam szeptem.
Kiedyś szpital w czwórce funkcjonował jako wzwyczajany szpital do którego trafiali ludzie zewsząd... Jednakże po jakimś czasie ograniczono jego użytek tylko do beznadziejnych przypadków, głównie z powodu zaopatrzenia czwórki w najlepsze lecznicze zioła.
Jeśli Peeta tam trafił, to musi być mocno poturbowany.
- Dostał cztery kulki... Tamten koleś... Ten, który pomagał u was w piekarni.. Jak mu tam? Widział jak oberwaliście oboje na samym początku, a potem ktoś znowu do ciebie strzelić, a gdyby Peeta wtedy cię częściowo nie zasłonił, to... - głos mu więźnie w gardle.
Wstrzymuję oddech.
- Trzy razy zdarzyło się tak, że dosłownie sekundy dzieliły go od śmierci. Jego stan jest wyjątkowo niestabilny, a kiedy wydaje się, że się poprawia - wszystko znowu się wali. Zakładają, że może nie przeżyć. - tłumaczy Gale.

Byłam nieprzytomna aż dwa tygodnie.
Moje żebra, dzięki nowym technikom lekarzy nadawały się do marnego użytku już po niespełna miesiącu. Co prawda chodziłam z trudem i bolał mnie każdy krok, to starałam się wychodzić ból.
Sprawa Peety nie dawała mi spokoju, a też i powód porywaczy i ich motywacje były mi kompletnie obce.
Gale tłumaczy mi bez przerwy, że nic na ten temat nie wie, więc oboje tylko spekulujemy nie mogąc wymyślić żadnego spójnego wytłumaczenia.
W końcu odwiedza mnie sama Paylor.
Okazuje się, że ludzie młodszego syna prezydenta Snowa dostali polecenia, aby w jakichś sposób przejąć trzynastkę, a następnie zrównać nas z ziemią, podbić trzynastkę, a za pomocą jej uzbrojenia jeszcze resztę dystryktów, a potem Panem, aby Luis Snow mógł zawładnąć wszystkimi i wszystkim.
Głupie i bardzo nieprawdopodobne, aby im się udało, a więc cały plan legł w gruzach.
Oni jednak uciekli. Jedynym Snowem, jaki zginął była piętnastoletnia córka starszego Snowa. Jej wuj, kuzyn i matka wciąż są na wolności i mogą do woli knuć.
Formują się powoli oddziały, które będą miały na celu zabicie wszystkich, którzy maczali palce w spisku.
Posy i jej kolega - Sorrel,  z którym zamknięto ją w jednej celi są pod opieką wielu specjalistów. Taki napad nie działa dobrze na psychikę dzieci.
Często ją widuję. Przychodzi do mnie wraz z Bariel lub też Galem, siada na brzegu mojego łóżka i rozmawiamy.
Zastanawiam się gdzie podziała się jej pogodna osobowość. Może zniknęła wraz z połową jej twarzy przykrytą grubą warstwą gazy i bandaży.
Przez ten miesiąc codziennie rano do mnie przychodził i rozmawialiśmy, zupełnie, jak za dawnych lat. Nasza przyjaźń znowu rośnie w siłę. Tak na prawdę tylko on mi cokolwiek mówi. Nie wiem jednak, czy coś przede mną ukrywa, co robił wiele razy wcześniej. Nie mam szansy tego sprawdzić.
Ostatnio jednak jest sporo zamyślony i potrafi łatwo dać się rozproszyć.
Kiedy jednak Gale wychodzi, moje myśli automatycznie wracają do czwórki, gdzie Peeta już się wybudził, ale jego stan ciągle nie jest wystarczająco dobry.
Potrafię tęsknić za nim całymi godzinami i płakać w poduszkę, bojąc się, że kiedy się obudzę, jego już nie będzie.
Mało sypiam. Jem tylko wtedy, kiedy Gale lub ewentualnie Johanna wręcz mnie zmuszają, ale nie mogą sprawić, abym przespała noc. Nie potrafią pozbawić mnie koszmarów.

Szpital opuszczam po półtorej miesiąca od obudzenia się. Stan mojego męża nie uległ poprawie, a mnie kategorycznie zakazują do niego jechać.
Jestem dorosła, a każdy traktuje mnie, jak niedojrzałe, zakochane dziecko, które nie wie co robi!
Denerwuje mnie postawa Effie i Johany, które zgadzają się z moją mamą i nie dopuszczają do siebie nawet myśli o moim opuszczeniu dwunastki.
Wywiązało się między nami już wiele kłótni, ale nigdy nikt mnie jeszcze nie poparł.
Problemem jest to, że nie ma przy mnie Haymitcha, który na pewno by mnie poparł.
Czasami jego śmierć wydaje się jedną z najgorszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.


6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Szkoda ze taki krotki. :( Biedny Gale :(( Kurde, biedny Peeta.. Fajnie ze Katniss i Gale znowu rozmawiaja normalnie :)
    Czekam z niecierpliwoscia na nowy rozdział :)
    Pozdrawiam,
    Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze :( Peeta żyj !!!! Kat jedz do niego!!! ~ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. zatęskniłam za Haymitchem :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Egh Martynka, Martynka, Martynka... W sumie troszq popłakuję, ale co tam. Biedny Haymiś, tęsknię za nim, wiesz co nie? Peeta będzie żył, bo musi. Mnie nie oszukasz. Biedna Pos, szkoda mi jej buźki, bo śliczna była�� <3 No cóż więcej mam powiedzieć? Wiadra weny Misiu <3
    Lof as always <3
    Twoja Ola :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział tylko trochę krótki i szczerze mówiąc mam żal za uśmiercenie Haymitch'a. Jestem ciekawa jak potoczą się losy bohaterów, życzę veny i zapraszam do mnie !
    www.gameofpanem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super ,al nadal mi smutno po śmierci Haymitch'a :( jak ty można zabić Haymitcha ?!?!?!?!? Żałuję ,że go już nie będzie ale rozdział super ;) czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.