sobota, 6 czerwca 2015

115. Dłoń

Moi kochani... nie wierzę, ale tak... Rok! Dzisiaj mija rok odkąd zaczęłam pisać bloga! Niesamowite!
Dziękuję między innymi Natali S, Oli S i Magdzie O. Bez was... Cholera... Dawno bym zrezygnowała.
dedykacja dla tych trzech dam, a teraz zapraszam do czytania i nie zapomnijcie zostawić komentarza.
Chcę też zwrócić waszą uwagę na o, że ta notka napisana jest w dwóch czasach... Chciałam spróbować, a zabrakło mi czasu na edytowanie.
Dzisiaj krótko, Widzimy się w piatek.
- Tina
###########################################

Piekarnia tętni życiem. Znajomi ludzie to wchodzą, to wychodzą. Śmieją się z dowcipów, jakimi raczy ich Peeta i wyrażają komplementy pod moim adresem.
Zawsze lubiłam tutaj przesiadywać. Na stołku za ladą przyglądając się szczęśliwym ludziom. Tym zabieganym i tym, którym nie spieszyło się stąd wyjść.
Zazwyczaj już po godzinie siedzenia w miejscu zaczynały bolec mnie pośladki, ale jakoś mało mi to przeszkadzało.
Jak co rano, kiedy chwilę po dziewiątej przychodzę do małego budynku na rogu, czekają na mnie trzy duże, pachnące i Świerze bułki z serem, które wprost ubóstwiam.
Odstawiam nosidełko ze śpiącym dzieckiem zaraz obok mojego stołka i zajmuję moje miejsce.
Peeta biega starając się nadążyć za zamówieniami. Śmieję się okrutnie za każdym razem, gdy zacina się w podawaniu ceny lub obliczaniu reszty i szeptałam podaję mu prawidłową odpowiedź. Nie jego wina... Całymi dniami stoi tak osiem godzin dziennie mając do pomocy jedynie Neta, swojego pomocnika. I tak oboje urabiają sobie ręce po pachy.
Luźno robiło się zawsze dopiero około pierwszej popołudniu. Tak też dzisiaj. Pojawia sie wtedy najwyżej jeden klient na pięć minut, a chłopcy mają czas, aby zregenerować swoje siły.
Na zmianę wtedy jedzą i pracują.
Ja trzymam się, jak zawsze na uboczu.
Dziecko, które tylko od czasu do czasu wyciągam z przenośnego fotelika z obawy, że coś mu zrobię, rozgląda się mocno ciemnymi oczkami.    
W końcu biorę ją na ręce i przytulam do piersi. Przez chwilę mam wrażenie, że się uśmiechnie, ale jedynie ziewa przeciągliwie i zapada w sen na moich rękach.
- Jest podobna do matki – mówi uśmiechnięty Peeta.
- Do ojca także. – przyznaję. – Ma jego twarz.
- Oby charakteru nie miała po matce. – odzywa się Net.
- Oh, zamknij się. – śmieje się Peeta.
- Tak jest, szefie. – droczy się.
- Ja jednak przyznaję racje Netowi... Coś czuję, że w rękach mam małą maszynę do przedżeźniania. – przyznaję i gładzę ją po policzku.
- Naprawdę? – pyta.
Wzruszam ramionami...
Zbyt późno uświadamiam sobie, że w piekarni jest całkowicie cicho.
Zbyt późno moje uszy wyłapują dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi.
Zbyt późno, aby móc schować małą Silvię.
Szczęk broni dobiega zza moich pleców.

Koszmarny zgrzyt przeładowania mrozi mi krew w żyłach...
Pierwsza kula dotyka mojej dłoni. Słyszę krzyk Silvi.
Z oczami pełnymi łez sprawdzam czy nic się jej nie stało. Kula nawet jej nie drasnęła. Przestraszyła się huku.
Słyszę niemal od razu kolejny strzał, ale ten mnie nie dosięga. Krzyk Peety.
Pół zamglonym wzrokiem widzę, jak trzyma się za zdrowe kolano, kiedy osuwa się na ziemie.
- Ej, ty! – krzyczy jeden z napastników.
Chyba zwraca się do Neta.
Nie wiem... Boli mnie nadgarstek gdzie tkwi kula... Krew plami zielony kocyk w który zawinięte jest dziecko, a ja zaciskam zęby. Bólu nie da się opisać.
Mój nadgarstek jest rozerwany. Główne żyły...
Krew ucieka ze mnie w zaskakującym tempie.
- Zabieraj stąd swój pokraczny tyłek i zabierz stąd to dziecko! Masz dziesięć sekund, a potem zabijemy was oboje.
Czuję, jak Net wyrywa mi Silvię z rąk. Oddaję mu ją bez wahania. Ufam, że znajdzie Johannę.
Nie wiem co się dzieje.
Przełykam jęk i z bólem w głosie warczę.
- Nie musieliście od razu do nas strzelać!
W nagrodę otrzymuję drugą kulkę.
Tym razem... Nie mam już tyle szczęścia.
Opadając na ziemię... Zastanawiam się dlaczego? O co chodzi? Kim są ci ludzie i dlaczego na nas napadli?
Kolejny trzask i jeszcze jeden strzał, który dosięga mojego męża.
Ciekawe czy przynajmniiej od przeżyje.
Musi...
On musi żyć...
Musi/

4 komentarze:

  1. Martyna, załamałaś mnie XD Teraz nie będę spać w nocy , dzięki no XD
    CZEKAM
    NA
    CIĄG
    DALSZY.
    Wiadra weny kochana, loff - Ola
    ps dziękuję za dedykację ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że cię kocham <3 (i twojego bloga też :D ), ale co to ma być??? Oni mają żyć! Rozdział i tak piękny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale, ze co jasna cholera?! Tak normalnie wbili im do piekarni i zastrzelili? WHAT?!
    ~Lotopałanka^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity rozdział !
    Tylko weź mi tu nie zabijaj...
    ps
    Pisze się świeże a nie swierze :)
    Alicja

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.