poniedziałek, 11 maja 2015

113. Konflikt za ścianą

Witam, państwa. Niestety jestem boleśnie świadoma czasem pomiędzym moimi notkami.
mam jednak teraz duzo roboty. i w szzkole i przy mojej książce.
Przepraszam was z całego serca.
Dzisiaj krótko.
- Tina
####################################

Na wyjście z kryjówki decyduję się dopiero wtedy, kiedy przez długi czas nie słyszę żadnych dźwięków i głosów znad mojej głowy.
Wyczołguję się spod tarasu i otrzepuję ubrania, ale plamy od trawy i mokrej ziemi zostają.
Dociera do mnie, jak ciepło jest w ogródku. Może jest w jakichś magiczny sposób ogrzewana?
Wcześniej nie zwróciłam uwagi na zielone liście i wiosenne kwiaty.
Nie mam jednak czasu na podziwianie krajobrazu.
Kieruję się nazbyt szybkim krokiem w głąb pałacu.
Mijam bibliotekę i parę dziwnych pomieszczeń, aż w końcu znajduję się w kuchni. Obracam się i obieram inny kierunek.
Skręcam na lewo od biblioteki i idę tak aż po salę konferencyjną, gdzie skręcam w prawo, aby tam zrozumieć, że się zgubiłam.
Staram się przypomnieć sobie czy Peeta wspominał coś o konkretnym miejscu, w którym zmierzał. Może powiedział coś, czego nie usłyszałam...
Czuję się okropnie. Poczucie winy mnie dusi.
W ogóle nie myślałam o tym, że jeśli będę tam siedziała za długo, to zaczną mnie szukać. Ile tak właściwie minęło? Na pewno cała noc, ale jak duża część następnego dnia?
Mijam nieco znajome korytarze, którymi biegłam wcześniej, aż trafiam na strażnika.
Na mój widok staje, jak wryty i przygląda mi się uważnie. Przechodzę obok niego i kieruję się na ślepo w lewo.
- Ej, panienko! – woła za mną strażnik.
Ignoruję go, ale chwilę później czuję szarpnięcie na moim posiniaczonym przedramieniu. Ścisk jest mocny, więc krzyczę cicho .
- Proszę zaczekać. Proszę za mną pójść.
Jego głos kojarzy mi się z ciepłym wiatrem, więc po chwili zastanowienia podążam za nim. Nigdzie nie trafię na własną rękę.
Wyprowadza mnie z pałacu i kieruje do samochodu. Spoglądam na niego podejrzliwie, a strażnik spieszy z wyjaśnieniem.
- Zawiezie panią do hotelu. Pan Mellark już tam jest.
Kiwam głową. Bez zbędnych pytań, wsiadam.
Przejażdżka zajmuje nam nie więcej niż pięć minut.
Stając przed drzwiami pokoju słyszę czyjeś głosy. Rozpoznaje je.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? – pyta poniesionym głosem Effie. Odpowiedź zostaje wymówiona szeptem. Nie słyszę jej. – I co dalej? Będziesz przyjeżdżał co dwa miesiące na dwa tygodnie? Nie wydaje mi się. To są nie całe trzy miesiące rocznie, Peeta. Wyobrażasz to sobie? Myślisz, że się na to zgodzi? Czy siłą ją wyciągniesz?
- Nie krzycz, proszę. – głos Peety jest zmęczony.
- Staram się wbić ci coś do głowy. Chyba jej nie zostawisz... – jej głos staje się nagle cichy.
Cała sztywnieję. Krew we mnie buzuje.
- Ależ nigdy w życiu! – zarzeka się. – Za nic!
Nie rozluźniam mięśni. A więc jego ostateczna decyzja już zapadła... Łzy pieką pod powiekami.
- Effie... JA na prawdę nie wiem... Chciałbym pomóc... Wydaje mi się, że to słuszna decyzja.
- Ty poważnie o tym myślisz?
- Tak.
Effie chwile milczy. Widocznie myśli.
- Może... Daj jej też się na ten temat... – zaczyna, ale przerywa jej gwałtowny wybuch Peety.
- Nie mam ochoty się nad tym zastanawiać. Jak na razie, to jej tutaj nie ma. Może muszę ci przypominać, że od dwudziestu sześciu godzin nie dała znaku życia i nie mam zielonego pojęcia czy... – krzyczy, ale i Effie mu przerywa.
- Czy żyje? Ona nie jest małym dzieckiem! Nie możesz ciągle za nią chodzić trzymając ją za rączki. Rozumiem, że się martwisz, ale mimo to przesadzasz. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się zniknąć? – pyta. Peeta milczy. – Właśnie.
- Ale teraz jest inaczej... Jesteśmy w nieznajomym miejscu.
- Zaledwie przed wczoraj też zniknęła, bo poszła się przejść po ogrodzie hotelowym i też okropnie panikowałeś. Nie było jej zaledwie godzinę, a ty już nie mogłeś usiedzieć na miejscu. – głos Effie staje się wściekły.
- Effie... Nie chcę być niegrzeczny, ale...
- Już sobie idę. – mówi. Odskakuję od drzwi, kiedy otwiera je Effie. Zamyka drzwi i mnie dostrzega. Kładę palec na ustach, aby była cicho. Kiwa głową.
- Mówiłam mu... – szepcze zrezygnowania.
Podchodzi do mnie i ściska mocno.
- Podjął już decyzję?
Effie wzdycha z zrezygnowaniem.
- Może ciebie posłucha...
Kładzie mi rękę na policzku i w matczynym geście gładzi mnie po skórze. W końcu zabiera rękę i odchodzi.
Jej gest przypomniał mi, jak dawno nie widziałam mamy. Bodaj że od ślubu. Vick został adoptowany pół roku temu... Rory jeszcze nie. Rozmawiałam z nią o tym, gdyż sama pamiętam, jak źle się czułam, gdy Bariel i Michael przyjechali po Pos. Dziewczynki swoją drogą też już dawno nie widziałam, Zbliżają się jej urodziny. Ani Annie i Willa. Nawet z Galem mało ostatnio rozmawiam... Zaniedbałam wielu przyjaciół.
Spoglądam na drzwi.
Zastanawiam się czy mogłabym tu zostać. Czy mogłabym tu mieszkać i żyć?
A może moje życie już zawsze Powinno ograniczać się do Panem?
W tej chwili czuję się wyjątkowo pusta... Nie wiem co mam robić.
Stawiam krok do przodu. Potem drugi i zaraz trzeci, aż moja ręka może dosięgnąć zimnej, metalowej gałki. 

Peeta siedzi na krześle pochylony do tyłu i z głową zwisającą w dół. Wygląda dosyć śmiesznie pogrążony w śnie. Podchodzę do niego powili i kładę mu dłonie na ramionach. Swoim dotykiem go budzę.
Powoli rozchyla powieki i przygląda mi się niewidzącym wzrokiem. Pochylam się i całuję go w usta. To go budzi do końca.
- Katniss... – szepcze i chce się ode mnie odsunąć, ale szybko siadam mu na kolanach i przyciągam do siebie. – Skarbie... – szepcze w moje usta i kładzie mi dłonie na biodrach.Ciągle go całując podnoszę się i opadam na miękkie łożę, a on za mną. Kładzie się na mnie i odrywa się na chwilę od moich ust, aby obsypać głodnymi pocałunkami całą moją szyję. Zamykam oczy i poddaję mu się.
Mój chłopiec z chlebem trzyma mnie właśnie w ramionach i daje mi tym szczęście. Już zawsze będę trzymać się go kurczowo. Nie puszczę.
A w każdym razie narazie.

4 komentarze:

  1. Notatka krótka ale genialna jak zawsze :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie jest obiecana dedykacja???? Notka przeprzepiękna :) Katniss wyszła z krzaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero następna :) nie było obiecanego dymu

      Usuń
  3. Wspaniała notka <3 Wiadra weny do kolejnej Martynka ♥ ~Ola

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.