niedziela, 8 listopada 2015

130. Namysł

Witajcie! Zapraszam na nowy rozdział.
Pojawiają się pytania kiedy nowe rozdziały. W każdą niedziele jeden.
-Tina
############################################


We śnie jestem na arenie ćwierćwiecza, a jest ze mną tylko Peeta, który wpada na pole siłowe, a nie ma z nami Finnicka, bay mógł go odratować. Nieporadnie staram si odtworzyć jego ruchy, ale większość z techniki, jakiej używał zatarła mi się w pamięci, więc oczywiście nic z tego nie wychodzi. Na koniec rzucam się na ziemię i drę się wniebogłosy. 

Koszmar był dokładnie tak krótki,  aby zmieścić się w godzinie mojego snu. Dokładnie tyle przespałam, ale o dziwo nie budzę się oszalała... Raczej odrętwiała ze strachu.
Peeta śpi obok mnie ciągle obejmując mnie ramieniem. Taki spokojny.
Na jego widok strach związany ze snem automatycznie znika i zostaje zastąpiony rozczuleniem.
Ostrożnie zdejmuję z siebie jego ramię i wyślizguję się spod kołdry. Ogarnia mnie przyjemne uczucie szczęścia związane z Peetą. Spoglądam w jego stronę. Zaledwie wczoraj bałam się, że to koniec. A dzisiaj... Przypominam sobie nagle moje wczorajsze słowa. „Dobrze. Zgadzam się”, a na moją twarz wypływa uśmiech. Peeta był tak nieskończenie uradowany, a ja chcę mu wynagrodzić wszystko co go przez mnie spotkało. Z drugiej jednak strony czuję się przerażona. Jak nie wiem co.
wraz z przerażeniem wracają do mnie myśli o Gale’u. Gdzie jest teraz? Czy jeszcze żyje?
Ta myśl jest tak mroczna, że potrząsam głową, aby ją od siebie odpędzić.
Chwytam jeansy i koszulkę z szafy i wchodzę do łazienki. Muszę to wszystko przemyśleć.

Zaparzam kubek herbaty, gdyż nie wiem kiedy Peeta się obudzi. Siadam przy stole w jadalni i kładę stopy na sąsiednie krzesło. Prawie nigdy tutaj nie przebywam. Być może dlatego, iż widziałam setki umierających osób na identycznym stole w jadalni mojego domu. Przychodzi mi do głowy pytanie – Co ja zrobię z tym domem? Teraz jest on już kompletnie pusty. Johanna i Leevie mieszkają razem z Silvią i rodzeństwem Leeviego w miasteczku, a chwilowo pomieszkuje tam Annie, ale niedługo pojedzie do domu. Co mam więc z nim zrobić? Zachować? Sprzedać? Ktoś zapewne nie miałby nic przeciwko mieszkaniu w Wiosce zwycięzców. Mimo wszystko te domy nadal są najbardziej luksusowymi w dwunastce.
Przypominam sobie o wczorajszym postanowieniu. Może jednak lepiej go zachować. Na przyszłość.
Wracają do mnie wspomnienia snów sprzed kilkunastu miesięcy. Przypominam sobie dwoje dzieci. Dziewczynkę o ciemnych włosach i niebieskich oczach oraz chłopca o jasnych włosach i niebieskich oczach. Lotous i Ren. Nie wiedzieć czemu imiona z moich dawnych snów o dwójce szczęśliwych dzieci wryły mi się w pamięć.  Możliwe, że dlatego, że na siłę chciałam je zapomnieć.
Mieszam łyżeczką w kubku patrzeć na brązowy płyn.  Patrzę na bliznę na mojej ręce po postrzale. Ręka bezustannie mi się trzęsie.
Dzieci... ja naprawdę to zrobiłam? Tak... Niewątpliwie tak. Mam jednak wątpliwości. Dam sobie radę?
Nie... Nie ma mowy, abym dała. To jakichś koszmar... jak ja mogłam to zrobić? Ja się przecież nie nadaję do tej roli! Chcę wydać dziecko na en pozbawiony ludzkich uczuć świat? Na ten świat, gdzie przez lata walczyłam o życie, a kilka lat temu sama doszłam do wniosku, że nic się ie zmieniło. Plutarch mówił sam, że pamięć ludzka nie trwa długo. Może za kilka lat, miesięcy bądź dni rozpęta się nowa wojna. Już za rok odbędą się nowe wybory. Kto wie, kogo wybierze Panem? Może nowy prezydent będzie taki, jak Snow lub Coin, albo ktoś jeszcze gorszy. Co, jeśli Plutarch miał racje, kiedy mówił, że jesteśmy głupimi istotami dążącymi do samozniszczenia? Po raz kolejny słowa Peety z wywiadu z cezarem nie wydaję mi się pozbawione sensu.
Czy nasi wrogowie na pewno są zlikwidowani na dobre?
- Hej. – słyszę głos i odwracam się.
- Obudziłeś się.
Uśmiecha się.
- Tak. Przez chwile miałem nawet wrażenie, że wczoraj mi się przyśniło, ale zdałem sobie sprawę, że nie jestem w salonie, więc raczej mało prawdopodobne. – mówi.
- Dlaczego w salonie?
-Nie chciałem iść spać. Nie tylko ty miewasz ciężkie noce.
No tak. Podchodzi do mnie powoli po czym pochyla się nade  mną i całuje moją skroń.  Wzdycham zamykając oczy.
- Wiesz, że możesz zmienić zdanie, prawda? – pyta nie odrywając ust od mojej głowy.
Dalej, Katniss. Możesz się jeszcze wycofać! Zrób to... Wycofaj się! Powiedz, że tamta decyzja była podjęta pod wpływam chwili!
- Nie zmienię.
- Jesteś pewna?
Nie! Nie, nie nie nie!
- Tak.
Dlaczego ja się ze sobą kłócę? Uciszam głupi głosik w mojej głowie. To. Dla. Peety. Jestem mu to winna.
- Tak. – powtarzam. – Jestem pewna.
- Dobrze. – mówi i uśmiecha się. – Muszę z tobą jeszcze o czymś porozmawiać.
Spoglądam na niego pytająco. Prostuje się i siada obok mnie.
- Pamiętasz ofertę od księcia Carl’a?
- O zostaniu doradcą w Anglii?
- Tak. Widzisz... Ja nigdy tak do końca mu nie odmówiłem i kilka dni temu zadzwonił i wznowił propozycję. Gdybym ją przyjął wiązałoby się to z przeprowadzką do Wielkiej Brytani.
Przygryzam dolną wargę.
- I... Przyjąłeś posadę?
- Poprosiłem, aby dał mi czas do namysłu. Pomyślałem, że jeśli będziesz chciała ode mnie odejść, to pojadę, a jeśli nie, to to z tobą omówię. I jak? Co o tym myślisz?
Odejść od niego? Wzdrygam się w myślach. Widzę po nim, że zależy mu na tym. Bardzo.
- Nie jestem pewna...
- Oczywiście nikt nie mówi, żebyśmy zostali tam na zawsze i nigdy nie przyjeżdżali do Panem. Chciałbym zmienić coś na tym świecie, a może dzięki temu kiedyś uda mi się zmienić coś w Panem. Może kiedyś zasiądę w rządzie Panem, a wtedy mógłbym zając się rzeczami, których jeszcze nie naprawiono.
Słyszę w jego głosie zaangażowanie. Właściwie, to dlaczego nie? Tak, jak powiedział – nie musimy wyjeżdżać na zawsze.
- Kiedy miałoby to nastąpić?
- Pod koniec kwietnia. Wiem, że maj to miesiąc, w którym dużo się dzieje, ale...
- Niech będzie. – przerywam mu. – Jest niewiele osób, którym bez wahania oddałabym władzę nad światem, a ty stoisz na ich czele. Bez wątpienia pomożesz rozwiązać wiele problemów w najlepszy możliwy sposób. Niech będzie.
Uśmiecha się półgębkiem.
- Dwie takie ważne decyzje w zaledwie kilka godzin?
- Wiem co robię. –odpowiadam.
Oby. – dodaję w myślach, ale tego Peeta nie musi słyszeć.
- Johanna?
- Hej. – szepcze.
Widząc ją mam wrażenie, że nie widziałyśmy się od wieków, chociaż tak naprawdę minęło tylko kilka dni. Ubrana jest w kanarkowożółty płaszcz, który w połączeniu z jej ostrymi rysami tworzy niezły kontrast. Chwytam ją za rękaw i wciągam do środka po czym obejmuję ją szczelnie ramionami. Johanna obejmuje mnie w odpowiedzi.
- Ech... Co ty wyprawiasz, ciemna maso?
Ach... Ciemna masa... Kiedyż to to przezwisko wypłynęło spoza ust Johanny Mason po raz pierwszy? W szpitalu w trzynastce, gdzie dwie pokaleczone dziewczyny starały się poprzez uśmierzanie bólu narkotykami wrócić na prostą. Pamiętam nieustanne treningi w deszczu i w błocie.
A jednak obie żyjemy.
- Ja... Nie wiem. – wyznaję nie mając na myśli tylko mojej wycieczki do trzynastki. – Ja na prawdę nie wiem.
I w tej chili właśnie, mam ochotę się rozpłakać. Ciężar ostatnich miesięcy przytłacza mnie i chciałabym móc z kimś omówić moje obawy, co wydaje mi się dziwne. Nigdy nie byłam osobą otwarcie mówiącą o swoich problemach i zastanawiam się czy powinnam to zmieniać. Dochodzę do wniosku, że w jakiejś części nie powinnam i trzymam się jej.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie... Wszystko gra.
Ona kręci głową.
- Wy kosogłosy potraficie okropnie grać na nerwach.
- I nie tylko

9 komentarzy:

  1. Super blog. Katniss i Peeta "europejskimi"rodzicami. Wspaniali będą z nich rodzice. PozdrawiaM jak Zwykle zaczytana i zakochana w twoim blogu wierna czytelniczka
    Karolina Mellark

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Tina. Postanowiłam założyć własny blog. Ty i inne blogerki zainspirowałyście mnie. Proszę zajrzyj,skomentuj i przeczytaj moje wypociny. Adres
      katnissipeetadalszelosypowojnie. blogspot.com

      Usuń
  2. W następnym rozdziale proszę Cię zrób scenkę +18 . Nawet najmniejszą. Błagam na kolanach
    Peetniss

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.