środa, 24 czerwca 2015

117. Pieśń o Listopadzie

Nowy rozdział w środę.
- Tina
#############################################
Pomieszczenie, jest sterylne i zimne. Chłód bijący od kamiennych ścian celi i prycza wyłożona sianem to jedyne moje towarzystwo.
Nie wiem ile czasu minęło odkąd się obudziłam.
Godzina, może trzy.
Czas ciągnie się nieubłaganie, a nie ustająca cisza kuje mnie w sercu.
Boli mnie świadomość, że nie wiem co się dzieje ze mną lub Peetą.
Nie chcę wiedzieć czy jest przytomny. A w szczególności nie chcę wiedzieć co się z nim dzieje, jeśli jest przytomny.
Uczucia we mnie staczają walki, bo jednocześnie chcę... Chcę wiedzieć... I nie chcę.
Nie potrafię się zdecydować, ale jakie to ma znaczenie?
Nie ma blisko mnie kogokolwiek, kogo mogłabym spytać.
Nie mogę się ruszyć. Boli mnie miejsce pod sercem i czuję się sparaliżowana.
I ta cisza... Ta cisza, której nic nie przerywa.
Zastanawiam się czy to dobry pomysł, ale w końcu to robię, bo... bo jestem bliska szaleństwa.
Układam usta, aby zacząć śpiewać i nareszcie coś słyszę.
Mój głos jest słaby. Bardzo słaby.

Listopad to niekochana kobieta  
co narzeka, narzeka, narzeka.  
Rozpuściła włosy przed lustrem 
i na nic już nie czeka. 

Przeczytała wszystkie listy z drzew 
w żadnym nie znalazła nic dla siebie. 
Rozrzucone leżą u jej stóp, 
wiatr roznosi je po ziemi i po niebie. 

Uśmiecham się mimowolnie. 
Przypominam sobie, jak ojciec nucił tę pieśń przy kuchennym stole trzymając mamę za rękę. Ona zawsze się śmiała, kiedy akcentował słowa narzeka, narzeka, narzeka.

Popatrzyła w gwiazdy a tam smutki 
już na resztę życia jej pisane, 
więc zaniosła się wariackim śmiechem 
żeby nikt nie wiedział co jest grane.

Do dzisiaj nie rozumiem do końca tekstu. Aczkolwiek uważam tę balladę za jedną z moich ulubionych. 
Zastanawiam się dlaczego nigdy jej nie śpiewam. Dawno jej sobie nie przypominałam. Ostatnio chyba w tym okresie, kiedy zostałam zamknięta na cztery spusty w moim pokoju w ośrodku szkoleniowym. 
Ale wtedy miałam dostęp do lekarstw i jedzenia.
Teraz ból rozpala moje żebra, przez co śpiewanie, to prawdziwa udręka, która jednak przynosi ukojenie moim nerwom, a żołądek głośno domaga się jedzenia. 
Jestem jednak specjalistką w dziedzinie głodu, chociaż niektórych jego rodzai nie potrafię zrozumieć.

Gdybym mogła, podskoczyłabym na dźwięk głośnego zgrzytu metalowej zasuwy.
Ktoś wchodzi do mojej celi. Słyszę dudnienie ciężkich stóp.
Wbijam wzrok w sufit, ciemny, niczym obsydian, kiedy zauważam nad sobą twarz.
Kobieta jest stara. Obwisła skóra na jej policzkach ma lekko białawy kolor, a niemal puste oczy wpatrują się w moje z niemal taką samą uwagą, jak moje w jej.
Kobieta unosi rękę i przykłada palec do ust nie mówiąc ani słowa, dając mi znać, abym była cicho.
Nie wiem o co chodzi, ale wykonuję polecenie. Nie chcę zasłużyć na cięgi.
Unosi drugą rękę ze strzykawką.
Zaczynam panikować. Rozglądam się za pomocą, staram się coś powiedzieć, ale ból jest zbyt silny.
Kobieta mocno i stanowczo chwyta mnie za ramię. 
- Ćśśś... Morfalina. - szepcze. - Będziesz mogła mówić, ale się nie ruszaj.
Niby jak miałabym się poruszyć? To wręcz niemożliwe.
Pochyla się nade mną i wbija igłę głęboko pod moją skórę. Ukłucie jest bolesne, ale ulga, która po nim nastaje, jest niczym zbawienie.
Wzdycham głośno, kiedy płomienie cofają się z moich ran.
Ból znika niemal tak szybko, jak się pojawił, a na moich ustach niemal od razu pojawia się imię.
- Peeta. - charczę. 
- Ćśśś! Nie tak głośno. - beszta mnie. 
- Gdzie on jest? - pytam słabo.
Kobieta przygryza wargę. Bije się z myślami.
- Posłuchaj...
- Co z nim?
Moją głowę natychmiast wypełnia panika. Co się dzieje? Gdzie on jest?
- Cicho bądź, bo wszyscy na tym źle wyjdziemy. - szepcze.
- Kim ty jesteś?
- Spokojnie. Jestem człowiekiem Plutarcha. - mówi.
- Skąd mogę wiedzieć czy mogę ci zaufać?
Zastanawia się.
- A jeśli powiem ci co się dzieje z...
- Dobra. - mówię głośno.
- Zamknij się, do cholery! - warczy. - Dostał cztery kulki, ale żyje. Jest nieprzytomny i...
Przerywa jej głośny trzask.
Od razu się prostuje i odchodzi.
Chcę za nią krzyknąć, ale ona odzywa się do kogoś innego. 
- Dalej nieprzytomna. - mówi formalnie.
- Podajcie jej jakieś środki, które ją wybudzą. - mówi głośny, męski głos.
- Podanie takich substancji na pusty żołądek może ją zabić. - protestuje inny, kobiecy i delikatny.
- Małolata zażądała, aby ją już dzisiaj uśmiercić. - zauważa mężczyzna. - Kazano mi sprawdzić, czy jest to możliwe.
- Nie, na razie się nie budzi. Jeśli szef chce ją przesłuchać, to musi zaczekać. A tymczasem niech się zadowoli innymi mieszkańcami trzynastki. Gale Hawthorne został przywieziony godzinę temu. Niech zacznie od niego. 
- Tak jest. 
...
...
Nie...
Nie...
Nie Gale...
...

5 komentarzy:

  1. No i co tu się porobiło.... Oni mają żyć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh, żebym ja wiedziała co siedzi w Twojej niezwykle mądrej głowie Martynko xd
    Piękna notka, ale muszą żyć , muszą!
    Wiadra weny xo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojoj, to jest naprawdę zastanawiający rozdział O,o Czekam na jakiekolwiek wskazówki dotyczące tego dziwnego miejsca...
    ~ Lotopałanka^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny rozdział! Jestem pod wrażeniem. :)
    Ballada rzeczywiście świetna... skąd ją masz? XD
    Czy Ty planujesz ich zabić? :o Proszę, nie :C Co się dzieje z Peetą? :o

    Pozdrawiam :)
    http://kosoglos-zyje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze swojej strony chce tylko powiedziec ze zakochałam się w tej historii i w Twoim stylu pisania. Masz ogromny talent. Druga S.Collins. Kiedy pod ktoryms z rozdziałów Napisalas ze chcesz zamknąć bloga pomyślałam '' No nie nie pozostawisz mnie tak" :D Dlatego bardzo dziekuje ze poswiecasz swój czas.. Zastanawiam sie tylko jak można mieć taka bogata wyraźnie jak twoja. Jestem zaskoczona i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Można powiedziec ze przez Ciebie zarwalam dwie noce bo byłam tak pochlonieta czytaniem ze nie mogłam się oderwac. I jestem pewna ze takich nocy będzie jeszcze wiele bo będę leżeć i zastanawiać się co jeszcze wymyslisz :) Szczerze zazdrosze ludziom cierpliwości i wytrwalosci którzy od samego początku czekali na kolejne notki. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń , i życzę dużo weny bo jeżeli nie napisalabys kolejnego rozdziału to chyba ogólny stan beznadziejności i ciekawosci co sie z nimi stało chyba by mnie zeżarł.
    Czapki z głów dla twojego talentu.
    Pozdrawiam.
    Ola. :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.