czwartek, 18 czerwca 2015

116. Żyje?

Witajcie!
Kolejna notka (PRZYSIĘGAM) w czwartek.
- Tina
##########################################

- Nie tylko ty potrafisz się mścić, panno Everdeen.
Słyszę głośny szept pełen nienawiści i pogardy tusz przy moim uchu.
Ale czy na pewno? Mimo tego, iż czuję podmuch oddechu nieznajomego na skórze, mam wrażenie iż głos ten pochodzi z bardzo daleka i nie dosięga mnie w tak dużym stopniu.
Może to i dobrze.
Boli mnie wszystko. Mam zamknięte oczy i brak mi siły by unieść powieki. A może po prostu nie mam nad nimi władzy?
Ból koncentruje się w miejscu tuż pod lewą piersią. Skóra mnie pali.
- Ojcze - Spytał chłopiec. Nie ma więcej niż dziewięć lat. Następne słowa, które wypowiedziane zostały tym uroczym głosikiem, były mocno doprawione obojętnością. - Czy ona umrze?
- Niestety nie. - odpowiedział mu dziewczęcy głos. Znajomy. - Chociaż bardzo na to zasługuje.
- Spokojnie, dziecko. Umrze w swoim czasie. - upomniał ją mężczyzna.
- Prędzej sama się zabiję niż pozostanę przy tym ścierwie kolejną minutę. - mruczy dziewczyna, a następnie słychać stukot wysokich obcasów na kamiennej podłodze i trzask drzwi.
- Filipa się jej boi? - spytał chłopiec.
- Tak. Ale nie w taki sposób w jaki myślisz.
- A dotrzymasz umowy między wami?
Mężczyzna myśli przez dłuższą chwilę.
- Synu, nie mogę dotrzymać słowa... To zbyt niebezpieczne.
Chłopiec się zaśmiał.
- Ona wpadnie w szał.
- Trudno. Tak już jest. Kiedy dorośnie, zrozumie.
Mężczyźnie nie było do śmiechu.
- A myślisz, że któryś z nich wie to, co ty chcesz wiedzieć?
- Jeśli nie... To na pewno wiedzą ludzie, których pochwycił Terner i Wargraw.
Czuję, jak rośnie we mnie strach, a w raz z nim ból. Nie wiem co się dzieje, ale ból się nasila, aż w końcu ustępuje ciemności... I już nic nie wiem.
Chyba zasypiam.

- Nie! - krzyczę, ale filiżanka jest już w połowie swojej drogi. Głośno uderza o podłogę i rozpryskuje się na wiele dużych kawałków.Poirytowanie bierze górę. 
- Co ty sobie wyobrażasz, ty głupi sierściuchu!?
Biorę tą brudno pomarańczową bestię na ręce, a on wygina się, chcąc mi uciec.
- Ooo, nie. Nie uciekniesz mi. To, że masz piętnaście lat mniej ode mnie, nie znaczy, że jesteś ode mnie silniejszy.
Uśmiecham się szyderczo.
- Ciociu... Nie krzycz na niego! - Silvia podbiega do mnie i wyciąga mi kulkę futra z rąk. Jaskier syczy na mnie, a potem miauczy, niczym pokrzywdzone zwierzątko.
Mała, jak zawsze się nad nim rozczula i przytula go do piersi.
Ta dziesięciolatka ma w sobie więcej ufności niż ktokolwiek kogo znam.
- W takim razie ty go wykąp, mądralo. - proponuję i szczypię ją w nos.
Krzywi usta.
- Zgoda.
Odwraca się z zamiarem pójścia do łazienki.
Jaskier chyba się orientuje gdzie zmierzają, więc szybko wymyka się z jej obcięć, a gdy tylko jego przednie łapy dotykają podłoża, czmycha z prędkością światła przez otwarte drzwi.
- Ej! - krzyczy za nim.
- Nie wróci... - mówię. - Chodź... Pójdziemy lepiej pomóc Posy.


Pos jest w swojej sypialni. Jest nią Sorrel, który zaczyna już wynosić pudła do samochodu postawionego przed domkiem Bariel i Michaela.
Praca idzie pełną parą. pudełka są już w połowie zapełnione.
- Dobrze wam idzie. - zauważam. - Pos się uśmiecha.
- Tak. Jeszcze tylko ta szafa i koniec. Rano możemy ruszać.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że znowu będziemy mieszkać w tym samym dystrykcie.
Podchodzę do niej powoli, a potem mocno ją przytulam do piersi.
- Ja też. Studia na pewno będą ciężkie, ale jestem dobrej myśli.

- Na pewno dasz radę. - uśmiecham się.
Przygryza wargę.
- Emmm... Katnisss... Wiadomo coś o nim? - pyta. Jej głos lekko się załamuje.
Rzednie mi mina.
- Nie... Nic nie wiadomo.
- Jak myślisz... Żyje?

3 komentarze:

Proszę o całkowitą szczerość w komentarzach. Pozwalam na wszelką krytykę, ale proszę wstrzymać się przed wulgaryzmami i treściami urażającymi. Poza tym możecie mi napisać co chcecie, a nie obrażę się.